WeryZacnyRecenzent10 pisze:TEKST E
1. 5 punktów
2. 5 punktów
3. 5 punktów (nic strasznego nie rzuciło się w oczy)
4. 5 punktów
5. 5 punktów!
Jak widać: zaszalałem i daję komplet punktów. Na pewno w jakimś stopniu decyduje o tym mój gust – w zawodach tego typu zawsze po części wyciąga się średnią z upodobań jurorów, a po części z umiejętności autora; jest to zresztą fajne, bo polaryzuje opinie i wygrane są nieprzewidywalne. Jest to również bolesne, bo ciężko to wszystko zobiektywizować, ale hej, takie jest życie. Jak ktoś z nas wyda książkę, to będzie tak samo odbierana na pięć różnych sposobów. Mnie jak najbardziej odpowiada zionący z tego tekstu klimat, jak i sam język. Po rytmie zdań i całych akapitów widać, że autor/autorka umie z prostoty wyciągać treść. Przy tym tekście w największym stopniu czułem, że każde zdanie to napięta struna, która równomiernie podtrzymuje resztę. Pierwszy akapit to krótki wstęp, ale łatwo osadza kontekst o wiele szerszy niż linijki tekstu, które za nim stoją. „Dom bez ojca był za wielki. Tajemniczy i niebezpieczny. Tak, jak świat” - jak widzę zdania tego typu, to wiem, że jestem w domu. Mam ochotę obstawić, że autorem jest kobieta, bo w języku jest jakaś wrodzona łatwość w osadzaniu kontekstów emocjonalnych. Facet też tak umie pisać (niektórzy naśladują, inni ćwiczą i im wychodzi), ale czasem po proporcjach widać różnice i tu proporcje podświadomie sugerują mi babeczkę. Jeśli się pomyłem, to przepraszam! :p W przypadku, gdy napisał to facet – niech odbierze to jako dodatkową pochwałę. Temat został oddany w – przynajmniej moim zdaniem – wystarczający, satysfakcjonujący sposób. Pewnie można stwierdzić, że idea jest dość prosta (klimaty żałobne to jedne z pierwszych, na jakie można wpaść, widząc ten temat. Ja w drugiej kolejności myślę o przebaczaniu jakichś zdrad jako długim, żmudnym procesie), ale daję maks punktów za to, że właśnie ta prosta idea bardzo siada i niesie przy okazji jakąś wartość. Końcówka, gdy pojawia się pierwszy uśmiech po stracie ojca oraz bohaterka postanawia pogodzić stratę z życiem „po swojemu” to wartościowy moment, który wypada docenić; mały, terapeutyczny proces, który dotyczy chyba każdego. Jak widać – bardzo polubiłem ten tekst i nic już tego nie zmieni.
A, byłbym zapomniał.
Przyznaję extra punkt. Dlaczego? Stwierdziłem, że jeśli po 5 tysiącach znaków myślę sobie „mógłby być ciąg dalszy i chciałbym to przeczytać” - to autor spełnia u mnie kryteria związane z przyznaniem vipowskiego, złotego punktu!
PS serio, zrób z tej miniaturki wstęp do jakiegoś dłuższego opowiadania o dziewczęcym, samodzielnym życiu w takim świecie. Nie chodzi mi o recyklingowego wiedźmina w podwiązkach; chodzi mi o „kobiece konteksty”, które można fajnie podkreślić klimatem, problematyką, stawianymi przed bohaterką zadaniami. Masz do tego rękę. Wykorzystując tło pokazałeś/pokazałaś w nietandetny, nieprzesłodzony sposób godzenie się ze stratą, to i sobie dasz radę z… miłością, macierzyństwem? Pokombinuj z tym! I odezwij się do mnie, jak już będzie wiadomo, kim jestem. Chętnie przeczytam

Jak Ci coś wyjdzie, to ślij do NFu. Po ostatnich numerach widzę, że lubią od czasu do czasu wydrukowac coś, co ma klarowne, klimatyczne tło z nieskomplikowanym (nie 'prostackim', tylko po prostu nieskomplikowanym) obyczajem jako clue, może podpasuje redaktorowi. Zajrzyj do marcowego numeru i przeczytaj „Czas deszczów”, to zrozumiesz, o co mi chodzi.
RAZEM:
26 punktów
TEKST F
1. 3 punkty
2. 3 punkty
3. 5 punktów
4. 5 punktów
5. 4 punkty
„Czarujący niezdara, wzbudzający w mężczyznach pobłażanie, a w kobietach troskę”.
Aż się prosi o t-shirt z takim hasełkiem

Tylko komu go wręczyć tak, żeby go nie dobić?
Czytało się przyjemnie, podoba mi się zapis dialogów (z przyjemnością czytałem na głos teksty moskala, żeby przekonać się, czy dobrze brzmią; hej, reszto, też tak robiliście? ). Widać zamysł, momentami gęba się uśmiecha przy czytaniu. Widać również, że autor nie jest przypadkowo w konkursowym gronie – ma wypracowany styl i wyczucie. Tekst jest w porządku, po prostu mnie nie powalił. Ale gdybym miał przeczytać coś dłuższego napisanego przez tę osobę (jakiś ironiczny, zabawny romans) – czemu nie!
RAZEM:
20 punktów
TEKST G
1. 3 punkty – próba połączenia kilku wątków razem była ambitna, ALE (patrz niżej)
2. 3 punkty
3. muszę dać coś niżej niż 5 punktów. Momentami miałem wrażenie, że to był zapisany strumień myśli, któremu zabrakło dzień/dwa, żeby się 'ocukrzyć' i dać poprawić przy powtórnych czytaniach. Pomajstrowałbym trochę przy szyku słów. Daję 4 punkty.
4. 3 punkty; równy, niewyróżniający się niczym poziom. Dla porównania: tekstowi F dałem więcej, bo były różne smaczki i ogólnie tam styl wydał mi się płynniejszy i mający więcej charakteru. Niech autor G tego nie bierze do siebie. To jest 5 tysięcy znaków ze spacjami. Tutaj można mieć atuty, ale akurat ich nie zaprezentować, bo coś „nie podeszło” (temat, ilość czasu itp.).
5. 3 punkty.
Po pierwszych akapitach zastanawiałem się, czy nie wyjdą z tego klimaty Patryka Vegi (te ze zwiastunów, bo filmów nie widziałem). Potem okazało się, że chodzi oczywiście o coś zupełnie innego. Rozumiem zamysł, ale pod koniec zacząłem się gubić odnośnie tego, kto na kogo wywiera wpływ i jak to wszystko łączy się razem w jakiś przekaz. Jeśli w przypadku tak krótkiego tekstu czuję potrzebę, żeby przeczytać go trzy razy – coś nie pyknęło. Jak napisałem przy punktacji – jak dla mnie zabrakło trochę przerobienia tego na spokojnie; wszystko mogłoby zostać na swoim miejscu, tylko przydałoby się to podkręcić od strony technicznej. Do pierwszej połowy tekst wywoływał u mnie emocje – a to znaczy, że autor 'umie w pisanie'.
Rozwal mnie przy drugim podejściu, życzę Ci tego
RAZEM:
16 punktów
TEKST H
1. 3 punkty
2. 3 punkty
3. Trafiło się trochę niezręczności. 4 punkty
4. 4 punkty. Kilka fajnych zdań, ale też kilka ogranych sztuczek. Ale widać jakiś charakter.
5. 3 punkty
„Okazało się bowiem, że niezależnie jak bardzo oddalisz się od miejsca swoich porażek, nawet o miliony kilometrów, wspomnienia, żale, ból, zawód, cała ta kompania zawsze będzie przy tobie. W umyśle istnieje zakurzony kąt, gdzie trafiają wszystkie niechciane sprawy. I nie da się go wysprzątać. A co gorsza, lądują tam również przegapione szanse. A te bolą bardziej niż rozżarzony węgielek wetknięty w dupę”
„Drobny pisarz”
Drobny złodziejaszek, drobny pijaczek, drobny pisarz…
Jak dla mnie w świecie przedstawionym w tekście jest zbyt łatwo o wypowiedzenie z pracy na Marsie (przy założeniu z jakimi problemami i kosztami to się wiąże). BTW Mars w moim odczuciu dodany ot tak, by było w kosmosie. Rozumiem taki zabieg, jeśli to czemuś konkretnemu służy, tutaj nie widzę uzasadnienia (podwójnie nie widzę, bo przy tym limicie znaków liczy się zagospodarowanie przestrzeni) – gość równie dobrze mógłby dostać wypowiedzenie w sezonie letnim jako barman w Świnoujściu i żałować, że nie zagadał do dziewczyny, która w pawilonie obok zamawiała regularnie frytki. Że niby to rozstanie jest bardziej dosadne, bo na większą (kosmiczną) skalę? Z tego, co widzę, przylot i wylot na Marsa są tutaj jak tramwaje, a pracę na nim traci się tak, jakby nas wywalili z supermarketu, a nie z poważnej roboty na obcej planecie, więc czym miałem się wzruszyć? Moim zdaniem ciekawiej byłoby to ograć tak, że porzucenie tej pracy jest mega obwarowane przepisowo i proceduralnie, a gość musi dosłownie wysilać się, żeby stracić licencję i wracać do domu. Szereg psychologów do przeskoczenia, wątpliwości, czy warto, bo to pieniądz i prestiż - może wtedy dałoby się ugrać jakieś rozdarcie, które by było ciekawe. Tymczasem sytuacja gościa wcale nie wygląda serio. W tle poważne sprawy, terraforming planety, a ja widzę polskiego budowlańca rzucającego w trzy diabły Anglię. W kwestiach bardzo subiektywnych: ten Grechuta mnie dodatkowo rozjuszył, bo słuchałem go kiedyś na potęgę i tutaj miałem odczucia przypadkowego sparodiowania/spłycenia (dlatego, że widzę, że historia miała być na serio, ale tego nie czuję i mam niekomfortowy rozdźwięk). Zanim bohater zaczyna wspominać jakieś smutne oczy nieznajomej czuję się, jakbym czytał ironiczną humoreskę, quazi-seksmisja na bałtyckim Marsie, coś w ten deseń. A tu nagle sru w zęby bezglutenowym romantyzmem instant („Dziś, kiedy minął jeden tutejszy rok od mojej ucieczki, zamykam oczy i z trudem jestem w stanie przywołać to, czego już nigdy nie zobaczę. Twoje smutne oczy, nieznajoma. Widziałem je tylko przez ułamek sekundy. Zabawne, ale mam pewność, że ciebie też skończoność tej chwili przyprawia o żal”). W przypadku tekstu G pisałem o strumieniu myśli, tutaj mam troszkę podobne odczucia (pomysł, bach, szybka realizacja, niskokaloryczny wysiłek – może to powstawało żmudnie i długo, ale opisuję to, co widzę), ale los tym razem jest sprawiedliwy i punktowo tekst H wypada troszkę lepiej niż G; słusznie, bo jest bardziej uporządkowany i przez to prostszy (w ten dobry, pożądany sposób)... Choć z drugiej strony gradacja tych punktów i tak jest dziwna, bo przy G coś poczułem, a tutaj – przy H - po prostu przeczytałem i tyle, zero emocji. W kilku momentach widać świadome posługiwanie się słowem i to raczej nie jest statystyczny artefakt – jak dla mnie ktoś, kto też umie, ale po prostu zaserwował tym razem wydmuszkę. Tak jak powyżej – autorze H, nie bierz nic do siebie i zaskocz mnie przy następnym podejściu
Ogólnie G vs H to niedopracowane średniaki pocące się na ringu; nie ma jak ocenić, który jest wyraźnie silniejszy, bo oba tracą zęby, tylko z różnych powodów. Ale są przebłyski czegoś ciekawego.Dobrze, że Faux wymyślił te baraże – bo prawda jest taka, że każdego tutaj szkoda by było tak po prostu wyeliminować od razu po starcie.
RAZEM:
17 punktów