
Ballada o Don Huanie
Ciemna była to kraina. Pełna zła, niedobra, cienia
Z mapy wyzuta dolina - środek zła i plugastw czczenia
Śmierci ulubione pole – żniw bez przerwy pod dostatkiem
Jeśli chcesz tam dobrze żyć – lepiej gotuj się na jatkę
Tutaj bies, tam smok obmierzły, demonów liczne szeregi
Im już dawno zęby sczezły, teraz czerwona po brzegi
Od krwi ludzkiej jest kotlina. Czy być może,
Że to koniec tego miejsca? Ich to wina! Skarz ich, Boże!
I tak oto się pojawia – mądry, silny, sprawiedliwy
I w te słowa wnet przemawia: „To już koniec obrzydliwych
Rządów tej tyranii zła! Miecz i tarcza was ukarze
Gdyż me imię: Don Huan! Ręka boża niech złych wskaże!”
Rycerzem bowiem jest Don Huan – może nie wiecie
Sprawnym w mieczu, silnym w ręce. A z łatwością zmiecie
Zarówno potwory, z ostrzem srebrnym w dłoni,
Jak i białogłową w łożu. Choć przed drugim się nie broni
Stanął więc do szranków rycerz, niemałe miał on morale
I rozpoczął bój straszliwy; sam on przeciw złej nawale
Wpadł między wrogie szeregi. Moment ciszy
I nastąpił ryk donośny; odgłos wielu żyć finiszy
Siekł Don Huan. Bił, zabijał i mordował,
Nie mając litości dla monstrów. Odrazy nie chował
Tam smok ogniem zionie – leci smocza głowa
Ork dezerteruje, odwraca się tyłem – boli rzyć orkowa
Po bitwie na pobojowisku wisi cisza grobowa
Wtem przychodzi król, wiwatuje ludność miejscowa
Radują się, dziękują, złotem zalewają
Don Huana – przed którym stwory piekielne uciekają
Rycerz, już wygrawszy, cieszył się po znoju
Tylko jeden mały szkopuł nie dawał mu spokoju
Nagłe głosy w głowie, jakby szeptały mu anioły:
„Marek! Wstawaj! Spóźnisz się do szkoły!”
Ciemna była to kraina. Pełna zła, niedobra, cienia
Z mapy wyzuta dolina - środek zła i plugastw czczenia
Śmierci ulubione pole – żniw bez przerwy pod dostatkiem
Jeśli chcesz tam dobrze żyć – lepiej gotuj się na jatkę
Tutaj bies, tam smok obmierzły, demonów liczne szeregi
Im już dawno zęby sczezły, teraz czerwona po brzegi
Od krwi ludzkiej jest kotlina. Czy być może,
Że to koniec tego miejsca? Ich to wina! Skarz ich, Boże!
I tak oto się pojawia – mądry, silny, sprawiedliwy
I w te słowa wnet przemawia: „To już koniec obrzydliwych
Rządów tej tyranii zła! Miecz i tarcza was ukarze
Gdyż me imię: Don Huan! Ręka boża niech złych wskaże!”
Rycerzem bowiem jest Don Huan – może nie wiecie
Sprawnym w mieczu, silnym w ręce. A z łatwością zmiecie
Zarówno potwory, z ostrzem srebrnym w dłoni,
Jak i białogłową w łożu. Choć przed drugim się nie broni
Stanął więc do szranków rycerz, niemałe miał on morale
I rozpoczął bój straszliwy; sam on przeciw złej nawale
Wpadł między wrogie szeregi. Moment ciszy
I nastąpił ryk donośny; odgłos wielu żyć finiszy
Siekł Don Huan. Bił, zabijał i mordował,
Nie mając litości dla monstrów. Odrazy nie chował
Tam smok ogniem zionie – leci smocza głowa
Ork dezerteruje, odwraca się tyłem – boli rzyć orkowa
Po bitwie na pobojowisku wisi cisza grobowa
Wtem przychodzi król, wiwatuje ludność miejscowa
Radują się, dziękują, złotem zalewają
Don Huana – przed którym stwory piekielne uciekają
Rycerz, już wygrawszy, cieszył się po znoju
Tylko jeden mały szkopuł nie dawał mu spokoju
Nagłe głosy w głowie, jakby szeptały mu anioły:
„Marek! Wstawaj! Spóźnisz się do szkoły!”