Dukaj - Lód

1
"Lód" Jacka Dukaja. No, polecam. Ciekawy świat, nietypowo napisana. No i długa... co się chwali ;) .



Opis z WP:


Akcja najnowszej powieści Jacka Dukaja toczy się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie I wojna światowa nigdy nie wybuchła, jest rok 1924, a Królestwo Polskie wciąż zamrożone jest pod władzą cara i w Belle Epoque. Warszawę skuwa lód – w środku lata burze śnieżne zasypują drogi. Lute, nieziemskie anioły Mrozu, spacerują ulicami miast, zamrażając prawdę i fałsz… Benedykt Gierosławski, zdolny matematyk, ale i niepoprawny hazardzista, na zlecenie carskiego Ministerstwa Zimy zostaje wysłany Ekspresem Transsyberyjskim do skutego lodem Irkucka, skąd ma wyruszyć na poszukiwanie swojego ojca, podobno potrafiącego porozumiewać się z aniołami mrozu – lutymi. Tysiąc rubli gotówką wydobyłby Benedykta z długów, ale czy misja nie jest przypadkiem zbyt niebezpieczna? Szybko okazuje się, że dla Benedykta będzie to podróż, która odmieni jego życie...



Fabuła Lodu wprost skrzy się od zapierających dech w piersiach zwrotów akcji, intryg politycznych, miłosnych, kryminalnych i gospodarczych, naukowych i metafizycznych; wypełniona fascynującymi postaciami, z akcją rozpiętą między brudnymi oficynami carskiej Warszawy, luksusami Ekspresu Transsyberyjskiego na tle lodowej Azji, irkuckimi salonami bogatego mieszczaństwa polskiego, a także podniebnym pałacem generała-gubernatora – jest powieścią, na jaką czekali wszyscy miłośnicy prawdziwej przygody, inteligentnej, pobudzającej intelekt i wyobraźnię, zmieniającej nasz pogląd na rzeczywistość.



To opowieść o Historji, czyli o tym, co nie istnieje. To kolejny literacki majstersztyk Jacka Dukaja, dzięki któremu czytelnicy będą mogli poznać nie tylko fascynującą, mrożącą krew w żyłach "inną możliwą" historię świata, ale również będą mieli okazję wraz z bohaterem powieści odbyć niezwykłą podróż ekspresem transsyberyjskim i stanąć oko w oko z Innym.
TU!... tak byłem ja!

2
Dostałem Lód w niedzielę, świeżutki z empiku, za 59 zł. Ponad 1000 stron, typowa 'cegła'. Dopiero dotarłem do 40 strony bodajże i jak na razie nie mogę w nią wejść. Dziś czwarty dzień, poleżę z nią trochę dłużej, bo bardzo byłem na nią 'nakręcony', głównie przez ten świat :)



jak przeczytam więcej, napiszę wrażenia.

3
Fakt "Lód " ciężko się czyta
Osobiście polecam "Inne Pieśni "pochłonąłem dosłownie tą powieść ."Czarne Oceany" w następnej kolejności

4
P pisze:jak na razie nie mogę w nią wejść
Miałem podobnie i ostatecznie się poddałem, nie pamiętam dokładnie na której stronie, ale na początku. Pamiętam za to, że wyraźnie poczułem chwilę zainteresowania, gdy główny bohater mijał tego Lyta czy jak się te struktury (organizmy?) zwały, była mowa o tym, że ponoć ktoś potrafi je kontrolować... Ale nastrój jakoś później uleciał.

Przyznam, że ewentualne drugie podejście skutecznie zminimalizowała pewna recenzja, której początek pozwolę sobie przytoczyć.
Recepta na literacki sukces: napisać opowiadanie, 50-100 stron. Krasnoludy, smoki, magiczne miecze już się dość mocno przejadły, a więc powinien być temat obecnie bardzo modny, czyli alternatywna przeszłość. Każdy element tego opowiadania, nawet najdrobniejszy, rozbudować (nadmuchać) do granic wytrzymałości. Mamy już 300 stron. Z trzystustronicowego opowiadania każdy drobiazg, detal, rozbudować i uzupełnić czym się tylko da.

Jak się to robi? Ależ prosto!

W książce stustronicowej: w piątek.
W książce trzystustronicowej: zorganizowano to w nocy z piątku na sobotę.
W książce tysiącstronicowej: „Nie nazajutrz i nie dnia zaraz po nim następnego, lecz dopiero w piątek, piątkowym wieczorem, a raczej nocą już piątkową, to jest z piątku na sobotę się przetaczającą, w przednoc balu gubernatorskiego, wonczas to wreszcie tak wszystko się zorganizowało…”*.

W momentach, w których nie starcza już własnej wyobraźni, korzystać – w sensie twórczej inspiracji oczywiście – ze „Zbrodni i kary”, „Logiki praktycznej”, „Morderstwa w Orient Expresie”, może nawet Wittgensteina, itd. Wszędzie tam, gdzie wystarczyłyby cztery zdania, napisać sześćdziesiąt. Jeśli tylko uda nam się przekroczyć magiczne 1000 stron (z wydawcą dodatkowo uzgodnimy dość gruby papier, dzięki czemu tomiszcze będzie się bardziej rzucać w oczy), to sukces murowany.

Książki tej objętości wydawane są w dwóch-trzech tomach. Z oczywistych względów. Ale tu… Marketing przede wszystkim – klient ma zwrócić uwagę na towar, a to, że mu później ręce mdleją, bo taką „cegłę”** ciężko jest po prostu utrzymać (nigdy w życiu – poza albumami – nie miałem w ręce książki tak niewygodnej w „obsłudze”), to bez znaczenia, bo odkrycia tego dokonuje już po odejściu od kasy.

Czy jest jakiś sens w udziwnionej konstrukcji zdań typu: się odwróciło się, się pożegnało się, się wysikało się? Pozornie żadnego, ale zaraz, zaraz… Przecież to kolejne słowa i spacje więcej, a objętość rośnie.

________
* Jacek Dukaj, „Lód”, Wydawnictwo Literackie 2007, strona 688.
** Jacek Dukaj, „Lód”, Wydawnictwo Literackie 2007.
całość
Przyznacie, że trudno odmówić zgrabności tego porównania fragmentu książki stustronicowej, trzrzystu i tysiąc :)

5
A ja jesem mniej więcej w połowie, dosłownie zakochałam się w tej powieści. Czyta się świetnie, jak się dosiądę, to nie mogę przestać. Fakt, raz mnie podkusiło, żeby zabrać ją do pociągu i było cholernie niewygodnie.

To nie jest powieść, którą się czyta, żeby przekonać się kto zabił. To się czyta dla przyjemności. Właśnie dla tych zdań pokręconych, dla klimatu.
Jeśli autor przytoczonego wyżej cytatu czuje się nabity w butelkę i dopatruje się w tym marketingowego spisku... no dobra, ile ludzkich gustów, tyle punktów widzenia.
Ja czuję się rozczarowana, kiedy kupuję powieść napisaną na kolanie - bo był pomysł i został zrealizowany, autor zgarnia pieniążki, a ja mam rozrywkę na dwa wieczory. Żadnej finezji, żadnego w tym serca, schemat fabularny i już.

Jestem Lodem oczarowana. Kartki lecą, a ja właściwie nie chcę, żeby mi się ta powieść skończyła. I to jest dla mnie dobra literatura. Opisy są boskie. Niektóre sceny... mniam, mniam... < aż kusi, żeby spoilera popełnić, ale się powstrzymam ;) >
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

6
Łasic pisze:Jestem Lodem oczarowana. Kartki lecą, a ja właściwie nie chcę, żeby mi się ta powieść skończyła.
Ja tak miałe przy czytaniu Czarnych Oceanów, ale pod koniec zaczęło mnie to już męczyć. Właśnie to, że brakło konkretu, a było od cholery lania wody. Na początku zachwycające, potem męczące.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

7
Mnie z Dukajów Lód najmniej się podoba. W sensie: po raz pierwszy (ok drugi, bo miałem kilka wątpliwości co do Perfekcyjnej...) w przypadku Dukaja potrafiłbym wskazać błędy u podstaw jego literackiej kreacji. Błędy może z mojej strony trochę subiektywne, ale...

1. Cała forma wydaje mi się mocno sztuczna. Jak dla mnie tak wierne stylizacje językowe na konkretny nurt literacki (tu dojrzały realizm rosyjski) są artystycznie mało wartościowe, a jak na Dukaja dodatkowo mało kreatywne. Mam wrażenie, jakby autor pisał swoją powieść według jakiegoś podręcznika - wszystkie obowiązkowe elementy wielkiej powieści rosyjskiej XIX wieku są tu obecne: pociąg rodem z Anny Kareniny, kulig jak w Wojnie i pokoju, bale jak w każdej innej (choć to akurat stały element ówczesnej rzeczywistości), jurodiwi etc. Tak jakby Dukaj mnożąc nawiązania do Tołstoja, Dostojewskiego, Gonczarowa czy Gogola, zbudował książkę głównie na aluzjach. Dla mnie jest to sztuczne i postmodernistyczne w takim złym znaczeniu.

2. Tutaj raczej moja intuicja wchodzi w grę. Bo jak dla mnie, o duchowości rosyjskiej może pisać tylko Rosjanin. Nikt inny tego nie potrafi. Weźmy mnicha Zosimę od Dostojewskiego i zestawmy z wypowiedziami bohaterów Dukaja o prawosławiu i mesjanizmie. Jak dla mnie Dukaj i w tym miejscu razi sztucznością, operuje frazesami, z którym nie przebija nic autentycznego. Można oczywiście polemizować, że książka jest napisana z perspektywy Polaka, więc on również prawosławia nie rozumie. Ale dlaczego w takim razie książkowe wypowiedzi Rosjan są również takie nieszczere?

No i faktycznie, powieść jest trochę nazbyt rozwleczona. I wynika to często z ciągłego powtarzania pewnych spostrzeżeń, teorii. Na szczęście zalet ma również wiele!

8
A ja jak zwykle kwieciśice.

Własnie skończyłe czytać "Lód" Jacka Dukaja... trzeci raz.

No cóż. Powiem jedno - jestem szczerze zawiedziony.

Gdy pierwszy raz zetknąłem się z ta książką wydała mi się istnym objawieniem, zachłysnąłem się nią. Za pierwszym razem, zgodnie z instrukcją zawartą w niej samej, czytałem ją tak, jak smakuje się dobry tytuń: powoli, bez pośpiechu, trochę poczytałem, na trochę odłożyłem, przemyślałem, wróciłem. Nie powiem: czytało się miło (się czytało się). Ten język, słowotworki łechtające mózgownicę, świerzy, żeźki (mroźny) język plastycznych opisów, no i oczywiście słynny Transsib z jego podróżą w stylu Agaty Christy. Ale tego byłoby na tyle.

O co mam żal do Dukaja? W "Lodzie" zarżnął bezceremonialnie kurę znoszącą złote jaja w zimnaznowej oprawie, z inkrustacjami z tungetytu. Ot stworzył świat cały, logike nową, nieomal dwie dekady innech historii w okresie tak bogatym i płodnym artystycznie, kulturowo, dziejowo a następnie puścił to wszystko w ruch, wpisał w życie poszczególnych ludzi, wskrzesił stare zabobony, zapomniane wierzenia, problemy; dokonał cudów, wykonał tytaniczna pracę, przed którą nie jeden padłby na twarz i odpuścił sobie; czytając tą powieść powieści az do przybycia do Miasta Lodu serce biło mi mocniej i mocniej, jak u Hitchcocka: od zaprzeczenia istnienia głównego bohatera, przez szaleństwa czarnej fizyki, zbrodnicze dochodzenie wśród luksusu koleii carskiej, aż do tajemnic politycznych i religijnych zamarzniętej pół-prawdziewj rzeczywistości. Ale w Irkucku cała historia powoli zaczyna tracić na rozmachu i pędzie, zamarza nieco nijaka, rozmemłana pomiędzy setkami mozliwości, z których żadna ostatecznie nie dochodzi do skutku.

Rzucone nam w twarz tajemnice, tak ssące od środka pożądliwymi pytaniami, rządające odpowiedzi, choćby dobrej teorii pozostawiają nas z niczym. Oto kolejny fenomen, nie wytłumaczony, nie pojęty zostaje znów zaprzęgnięty do rydwany ludzkiej technokracji. Czarna fizyka, matematyka charakteru, logika trójwartościowa. A co z Lutymi, co ze sprawcą całego rajwachu na Podkamienna Tunguzka w 1908, co z tungetytem, co z tajemnicą wskrzeszenia w lodzie? Czy zostawiono nas samych z tym wszystkim? A męcz się durny czytelniku! Nic ci nie powiem, sam sobie wymyśl zakończenie. Jest love story z happy endem i już! Wieża Sibirożeto padła i bomba w góre, tak?

Tego Dukajowi nie wybaczę nigdy. Niech by "Lód" miał i 2000 stron a nie żałowałbym ani grosza wydanego na papier ekologiczny, na którym wydrukowano tekst. A tak to żałuję. Bo ciągle zdaje mi się, że jakis wredny skrzat powyrywał część kartek z książki i umknęło mi coś z jej sensu. Benek tyle się męczy nad tą czarna fizyką z szajbniętym Serbem, tyle grzebie, szuka, rozmyśla, choć mógłby przeciez troche więcej zamiast uganiać się za babami, babrać się w niebezpieczną politykę i rżnąć hrabiego obijmordę. A jak Tatuśka Zlodowaciałego potraktował Dukaj! Ja się spodziewałem, że to będzie jak seans spirytystyczny, jak stąpienie anioła z niebios, jak łapanie Boga z nogi, no Indiana Jones syberyjski - W Poszukiwaniu Zaginionego Ojca Mroza. A tu ten błedny ognik lodu ot tak, tsyt i juz jest - stoi rzeźba lodową i plecie trzy po trzy niegramatycznie.

To co było potem jeszcze jakoś ujdzie, własciwie to nawet miło było ujrzeć Syberię w słońcu lata na sam koniec. Ale że znów Pocięgło, Gero-Saski i Rebe mają skuć to wszystko z lód bo tak sie opłaca? No jak cię... Ale pal licho! Srać na lute napalmem. A, właśnie - lute. Co to do cholery było? Kosmici, duchy, przybysze z równoległego wymiaru, fluktuanty kwantowe? Co do diabła? Nic się w tak ważnej kwestii nie wyjaśniło. Mógł chociaż Tesla co wskórać bo libował się bawić co chwila w inną sprawę, najcześciej bezużyteczną. Zamordować bez mrugnięcia okiem najświętszą IKONE LODU! - lute. Bez słowa. Ja tego nie wybaczę.

Dotad pożerałem Dukaja w całości. Teraz się zaksztusiłem. "Baśnią" nieomal sie zadławiłem. "Król bólu" chyba mi juz przez gardło nie przejdzie, obawiam sie.

Czyżby znów okazywało się że wszystko jest OK, tylko ja jestem za głupia na takie mądre książki i powinienem wrócic do "Dzieci z Bullerbyn"?

9
Bardzo ciężko mi się czytało tę książkę. Odkładałem ją i wracałem do niej kilkukrotnie, ale jako wielki fan twórczości Dukaja musiałem ją przeczytać. No i co? Nie spodobała mi się. W postać głównego bohatera nie sposób się wczuć, ba nie sposób go polubić czy zrozumieć, jest po prostu dziwny i odpychający. Zupełnie inny niż główni bohaterowie Innych pieśni czy Czarnych oceanów. Jednak myślę, że kiedyś wrócę do tej książki i postaram się ją przeczytać bez odkładania, żeby lepiej się wczuć, nie tracić wątku i może polubić ;)
Forum literackie

Użytkowniku, pamiętaj!
§ 1. Przed napisaniem jakiegokolwiek posta przedstaw się w odpowiednim dziale.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Czytelnia”