Brawurowa kontynuacja wyśmienitej powieści przygodowej, pełnej czarnego humoru i makabry "Księgi bez tytułu". Tytułowe „Oko księżyca” to kamień o magicznej mocy, ukradziony z egzotycznego klasztoru. Świat ulegnie katastrofie, jeśli posiądzie go Władca Ciemności. Obecnie posiada go Peto, ostatni z mnichów hubalan. Powracając do Santa Mondega nie wie, że znajdzie się w centrum upiornych (dosłownie!) wydarzeń, które szykuje zabijak nad zabijaki – Bourbon Kid. Zbliża się Halloween: w miasteczku pojawiają się odrażające kreatury, wampiry i wilkołaki...
____________________________________________
Moja opinia: Czytałam jedynie Księgę bez tytułu, a na premierę Oka Księżyca muszę poczekać do 10 lutego, czyli do mojej osiemnastki. A więc powiem tylko o Księdze - Pewnego dnia wybrałam się do Empiku i jak zawsze miałam dylemat, ponieważ było tam tyle książek, że nie wiedziałam, co kupić. W końcu się zdenerwowałam i wzięłam pierwszą książkę, jaka mi się nawinęła, w tym przypadku właśnie Księgę bez tytułu Anonima. Na początku czułam się, jakbym czytała o Desperado, ponieważ książka zaczynała się niemal identycznie - ot, do baru wchodzi sobie facet w kapturze, siada, zamawia piwo (ale barman nalewa mu, za przeproszeniem, szczyny) i opowiada o tajemniczym mężczyźnie, który w innym barze zabija wszystkich oprócz barmana.
Ale do rzeczy. Faktycznie, trup ściele się gęsto, jest połączenie Kinga i Tarantina. Akcja pędzi bardzo szybko i nie sposób oderwać się od książki. I, co mnie nieco zaskoczyło, pojawia się wątek z wampirami, czego nie mam autorowi za złe. Poza tym, w dialogach jest bardzo dużo przekleństw, ale to akurat sprawiło, że śmiałam się do rozpuku.
Naprawdę polecam gorąco tę książkę.

Aha, zapomniałam dodać, że nie żałuję tych trzydziestu złotych wydanych na tę książkę.
