76

Latest post of the previous page:

A. A. Raven pisze:"Selfie" są ostatnio bardzo w modzie.
Gdzie? Bo nie zauważyłem? Wśród innych selfie? Wydawanie samego siebie jest obecnie traktowane jako coś pośredniego pomiędzy zabawą w pisanie ( z założenia niepoważną), a strzeleniem sobie pieczątki na czoło o treści: "Jestem zbyt kiepski/ kiepska, żeby wydało mnie jakieś normalne wydawnictwo". Samizdat może być potraktowany poważnie tylko w jednym wypadku - jeśli robi to już uznany autor o którym wiadomo, że wcześniej się sprawdził i przebił. Jest kilka takich przypadków, ale na pewno nie dotyczą one początkujących.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

77
Navajero pisze:Gdzie? Bo nie zauważyłem? Wśród innych selfie? Wydawanie samego siebie jest obecnie traktowane jako coś pośredniego pomiędzy zabawą w pisanie ( z założenia niepoważną), a strzeleniem sobie pieczątki na czoło o treści: "Jestem zbyt kiepski/ kiepska, żeby wydało mnie jakieś normalne wydawnictwo". Samizdat może być potraktowany poważnie tylko w jednym wypadku - jeśli robi to już uznany autor o którym wiadomo, że wcześniej się sprawdził i przebił. Jest kilka takich przypadków, ale na pewno nie dotyczą one początkujących.
No właśnie niekoniecznie. Gdzieś czytałam o przynajmniej jednej takiej osobie, która miała ładny i całkowicie samodzielny debiut. Mam to gdzieś w zakładkach, a jak dorwę się do książki, to ocenię, jak to faktycznie wyszło z perspektywy czytelnika.

Wydawnictwo to ostatnie, na co patrzę, kiedy wybieram książkę. Zwykle zwracam na nie uwagę, bo znajduję mnóstwo masakrycznych błędów, którego nawet dziecko po podstawówce nie przegapiłoby... Raczej stanowi to podpowiedź, jakich wydawnictw unikać, bo nie potrafią zrobić niczego porządnie.

Jeśli zaś widzę ciekawą okładkę, zaglądam do środka, a treść wkręci mnie i oderwie od rzeczywistości, to nie będę się przejmować barakiem znaczka na okładce. :roll:
Fakt, że jest ciężej samemu zajmować każdą drobnostką, negocjować z drukarnią, księgarniami, prowadzić kampanię reklamową, ... – po prostu się wydać i wypromować, lecz co to ma do rzeczy, jeśli chodzi o podejście czytelnika do samego tekstu? W czym jest lepsza na przykład Fabryka, która puści kolejne czytadło z serii i poczeka, aż się sprzeda, od dobrze przygotowanego samodzielnego wydania powieści, którą mogę wypromować aktywnie w dynamicznej kampanii reklamowej? Pomijając już oczywiste koszty... :roll:

(Mam dziwne wrażenie, że trochę to jest tak, jak z papierkiem z nazwą uczelni i byciem magistrem: Jak nie masz żadnego, to śmieją się, żeś głupi, boś bez tytułu. Jak masz sławnego uniwerku pieczątkę, to możesz pokazać, że "jesteś lepszy, bo tam się uczyłeś", ale faktycznie to tylko sztuczne puszenie muskułów. Życie i tak zweryfikuje, czy odniesiesz sukces oraz ile z tego sukcesu pogrubi portfel... :roll: )

Wiadomo, że wydawnictwo ma kontakty oraz może nauczyć debiutanta reguł gry. Może być sztandarem, pod którym przeciętna powieść popłynie i się sprzeda. Jednak może być także szufladką, w której zamknie się młodego autora, przycinając lub łamiąc mu skrzydła i na zawsze okaleczając... (I tego drugiego przypadku chciałabym uniknąć).

Iście za tłumem jest łatwiejsze, ale czasami może poprowadzić nas nie tam, gdzie chcemy się dostać. :idea: Analogicznie: Szybciej na szczyt dostanie się dobrze przygotowana na mniejszych wyprawach (np. przez mniejsze wydania w czasopismach, wydania elektroniczne...), dobrze znająca się drużyna, niż ogromna banda ludzi, którzy kiepsko się znają, choćby mieli najlepszego w świecie przewodnika z donośnym głosem. A ten najlepszy czy najszybszy i tak skończy na końcu długiej kolejki ludzi. Przynajmniej ja to tak widzę...

A zaglądając do książek obecnych wydawnictw mam coraz częściej wrażenie, że coraz mniej warto się do tej kolejki pchać. W końcu kto kupi książkę, której ja za nic nie zabrałabym ze sobą do domu...?

78
A. A. Raven pisze:Jak to jest z negocjowaniem okładek w Fabryce? Bo ja, kiedy już porwę się z moją "debiutancką trylogią" (a raczej tetra... :roll: ) na wydanie, chciałabym móc zaproponować własne grafiki.
Kilka razy podobne sprawy już przewijały się na Wery i zawsze, kiedy coś takiego czytam, zastanawiam się, skąd taka potrzeba ilustrowania własnego tekstu? Chęć posiadania kontroli nad dziełem do końca, czy kwestia narzucenia swojego wyobrażenia wizualnego? Pytam serio, bo nie wiem.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

79
A. A. Raven pisze:(Mam dziwne wrażenie, że trochę to jest tak, jak z papierkiem z nazwą uczelni i byciem magistrem: Jak nie masz żadnego, to śmieją się, żeś głupi, boś bez tytułu. Jak masz sławnego uniwerku pieczątkę, to możesz pokazać, że "jesteś lepszy, bo tam się uczyłeś", ale faktycznie to tylko sztuczne puszenie muskułów. Życie i tak zweryfikuje, czy odniesiesz sukces oraz ile z tego sukcesu pogrubi portfel... :roll: )
Ja Ci tylko piszę jak to jest postrzegane, choć nie bardzo wiem po co, bo jestem pewien, że Ty o tym świetnie wiesz :) To co piszesz to typowa argumentacja selfie mająca uzasadnić dlaczego selfie nie jest gorszy od autora wydawanego w normalnym trybie. Tyle, że to bzdury. Oczywiście i wśród normalnie wydawanych książek zdarzają się teksty nienadzwyczajne, a bywa, że i gnioty. Jednak ich odsetek jest relatywnie niski, natomiast w samizdacie przekracza grubo 90% wszelkich publikacji. I wszyscy o tym wiedzą. I nie chodzi o papierek, chodzi o to, że autor wydawany w normalnym trybie musi przejść przez sito: wygrać z aspirującymi do danego wydawnictwa konkurentami, zaliczyć redakcję i korektę, wreszcie wykazać że jego książka ma potencjał merkantylny ( znaczy, że będzie ją kupowało tylu ludzi, że druk się opłaci). Selfie niczego nie musi i ( przeważnie) niczego nie robi. A zapowiedzi jak to się będzie samemu sobie robiło redakcję czy marketing można miedzy bajki włożyć. Bo dobry autor prawie nigdy nie bywa dobrym redaktorem czy marketingowcem. Nie mówiąc już o tym, że pisarz zachęcający do kupna własnych książek wygląda dość żałośnie, niczym jakaś handlująca pietruszką przekupa. Konkludując: nic nie mam do selfie, ani do tego jak i gdzie wydasz swoja książkę. Natomiast jak człowiek mający pewne doświadczenie w wydawaniu, ostrzegam, że Twoje oczekiwania wobec samizdatu są mocno na wyrost. Ot i wszystko.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

80
A. A. Raven pisze:(...)Jeśli zaś widzę ciekawą okładkę, zaglądam do środka, a treść wkręci mnie i oderwie od rzeczywistości, to nie będę się przejmować barakiem znaczka na okładce. :roll:
Fakt, że jest ciężej samemu zajmować każdą drobnostką, negocjować z drukarnią, księgarniami, prowadzić kampanię reklamową, ... – po prostu się wydać i wypromować, lecz co to ma do rzeczy, jeśli chodzi o podejście czytelnika do samego tekstu? W czym jest lepsza na przykład Fabryka, która puści kolejne czytadło z serii i poczeka, aż się sprzeda, od dobrze przygotowanego samodzielnego wydania powieści, którą mogę wypromować aktywnie w dynamicznej kampanii reklamowej? Pomijając już oczywiste koszty...
Czytelnik może i sięgnie po taką książkę zafascynowany okładką (chwila, chwila, było takie przysłowie... jak to ono szło? :wink: )... Problem w tym, że książka musi trafi do dobrej dystrybucji, by w epoce ludzi zaczytanych byle-czym, jeśli w ogóle czytających trafiła do szerokiego grona.
A co z wydawnictwami, które będą patrzeć na Ciebie przez pryzmat "hmmm... sama się wydała, sprzedaje się słabo (patrz - mój poprzedni akapit!), sama wszystkim się zajęła - strata czasu, desperatka bez większych szans"? Małe prawdopodobieństwo, że zechcą Cię przyjąć pod swe skrzydła, więc zawsze będziesz się wydawać sama, dokładając do interesu :)
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

81
Dodatkowo, możemy przecież podyskutować o liczbach :)
Przez ostatnich dziesięć lat w postaci papierowej i elektronicznej ukazało się, jak myślę, między 50 a 100 tysięcy tekstów w kategorii selfie - odliczmy przy tym nieliczne wyjątki, gdy autor/autorka znani już stwierdzili, że założą własne wydawnictwo. Nadal zostanie pewno 50-70-100 tysięcy tekstów.
Ile z nich sprzedało się w nakładzie 5 czy 10 tysięcy? Ile wciąż jest pamiętanych nie tylko przez grupki adoracyjne skupione wokół autora czy autorki?
Ja dosyć nieuważnie, ale jednak śledzę ten rynek, i powiem tak: odliczywszy tych autorów z dorobkiem, nieco fałszujących statystyki, z trudem znajdę dziesiątkę innych autorów/autorek, których książki osiągnęły chociażby nakład 5 tysięcy. A reszta - często sprzedała się w nakładzie 100 czy 200 egzemplarzy.
Nie, nie, nie - w polskich realiach to na razie nie jest droga do pogrubienia portfela ani chociażby znalezienia sensownej grupy czytelników. To mrzonki, delikatnie rzecz ujmując :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

82
Romek Pawlak pisze: Nie, nie, nie - w polskich realiach to na razie nie jest droga do pogrubienia portfela ani chociażby znalezienia sensownej grupy czytelników. To mrzonki, delikatnie rzecz ujmując :)
Właśnie rozstrzygnął Pan mój dylemat, czy zgodzić się na propozycję Novae Res wydania z dofinansowaniem :D

83
Z "panowania" zrezygnuj, to net :)

Natomiast jeśli Cię odwiodłem od tego głupstwa, to się cieszę. Bo jeśli jesteś dobry, przebijesz się prędzej czy później - i to Tobie będą płacić :) i to czytelnicy będą chcieli się z Tobą spotkać, a nie Ty będziesz zaczepiać ludzi (o czym słusznie wspomina Navajero, to coś okropnie psującego reputację autora).
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

84
Romek Pawlak pisze:Dodatkowo, możemy przecież podyskutować o liczbach :)
Przez ostatnich dziesięć lat w postaci papierowej i elektronicznej ukazało się, jak myślę, między 50 a 100 tysięcy tekstów w kategorii selfie
Onet podał że w zeszłym roku wydano tak 8 tyś książek.

85
Aktegev pisze:Kilka razy podobne sprawy już przewijały się na Wery i zawsze, kiedy coś takiego czytam, zastanawiam się, skąd taka potrzeba ilustrowania własnego tekstu? Chęć posiadania kontroli nad dziełem do końca, czy kwestia narzucenia swojego wyobrażenia wizualnego? Pytam serio, bo nie wiem.
U mnie to raczej kwestia tego, że lubię, jak książka na półce wygląda bardziej jak dama, a nie pani żebrząca o uwagę zbyt głębokim dekoltem. ;) O dziwo, dużo innych czytelników podziela mój pogląd. Według mnie powinni oni mieć możliwość dostać coś, co nie będzie straszyć wyglądem i nie będzie potrzeby owijać gazetą.
Kojarzycie może Ryszarda Ziembę? Miałam przyjemność zetknąć się z tym panem kilka razy przez przypadek, ponieważ moja znajoma – obecna mentorka i współlokatorka także swego czasu – praktykowała pod jego okiem. Teraz ja troszeczkę podpatruję u niej i uczę się, jak dać książce duszę, a przede wszystkim – jak jej grafiką nie skrzywdzić. Czemu więc nie dołożyć możliwości więcej...? Jeśli ktoś zaproponuje coś lepszego, wybiorę lepsze. Ale jeżeli nie będzie pomysłu na okładkę albo n-ta kopia jakiegoś tam obrazka... ;> To co w tym złego, by rzucić swój pomysł?
Navajero pisze:Ja Ci tylko piszę jak to jest postrzegane, choć nie bardzo wiem po co, bo jestem pewien, że Ty o tym świetnie wiesz

Właśnie słyszałam przeróżne opinie i nie wiem, co sądzić. Dlatego pytam, zbieram informacje, drążę temat... Niczego nie przesądzam, ale staram się dociec do konkretów. Analizuję, czy gra w uśmiechanie się do wydawnictw i kokietowanie ich jest warta świeczki, czy może lepiej samemu zorganizować zespół wydawniczy.
Mam trochę kontaktów w różnych zawodach od sklepikarzy przez zawodowo się zajmujących redakcją, recenzjami, grafików czy też dobrą agencję reklamową, która ma dobre umowy z kilkoma drukarniami... Ci ludzie znają mnie, wiedzą, jak piszę, ba!, proponowano mi już sponsorowanie takiej imprezy, ale wciąż się zastanawiam, czy warto. Wiadomo, iż zysk teoretycznie mogę osiągnąć większy, ale możliwość straty jest równie prawdopodobna. :| Bynajmniej nie mam zamiaru sama wszystkiego robić, bo to bez sensu. :lol: Może i z marketingową stroną sprzedaży bym dała sobie jakoś radę, wylewając siódme poty, ale po co, skoro mam zawodowców na wyciągnięcie ręki...? :szatan:
Faktycznie moje "samowydanie" ograniczałoby się do napisania najlepiej, jak tylko się da, serii książek, zorganizowania zespołu i koordynacji ich pracy. Za to miałabym możliwość zrozumienia i pełniejsze współuczestnictwo z pracującymi na mój wydawniczy sukces ludźmi, niż będąc jako debiutantka popychana od persony do persony... ;)

Podsumowując: Mam wszystkie klocki, lecz czy uda mi się coś z nich zbudować, to jeszcze nie wiem. Z drugiej strony chodzenie utartymi drogami zawsze kończyło się dla mnie stratami... Dużymi stratami, więc teraz uważnie słucham, co podpowiada mi intuicja. ;)
Immo pisze:A co z wydawnictwami, które będą patrzeć na Ciebie przez pryzmat "hmmm... sama się wydała, sprzedaje się słabo (patrz - mój poprzedni akapit!), sama wszystkim się zajęła - strata czasu, desperatka bez większych szans"? Małe prawdopodobieństwo, że zechcą Cię przyjąć pod swe skrzydła, więc zawsze będziesz się wydawać sama, dokładając do interesu
Też się nad tym zastanawiałam. Ale wydawszy się słabo w dobrym wydawnictwie też nie zdobędę sławy i uwielbienia ze strony innych. Pomyślą, że jak to wydawnictwo zrobiło robotę nad moją książką, to z jakim gniotem musiałam do nich zawitać...? Wniosek: Ktoś ją pchnął, polecił, ale to widać marność nad marnościami. Nadal nie widzę, czemu miałoby to być lepsze. Tak czy siak będzie grono ludzi, którzy pójdą już za nazwiskiem. ;)
Romek Pawlak pisze:Ja dosyć nieuważnie, ale jednak śledzę ten rynek, i powiem tak: odliczywszy tych autorów z dorobkiem, nieco fałszujących statystyki, z trudem znajdę dziesiątkę innych autorów/autorek, których książki osiągnęły chociażby nakład 5 tysięcy. A reszta - często sprzedała się w nakładzie 100 czy 200 egzemplarzy.
Właśnie tego też się boję. Niby czytało mnie wielu ludzi, pozytywnie zakładając to jakie 15 tysięcy. Około 80% podobało się... Z tego może połowa by kupiła, a pewnie z 20% szarpnęłoby się na moją książkę, jeśli skojarzyłoby osobę. W naj-naj-najlepszym razie byłoby to 3-4 tysiące książek na ten moment. Koszt większy niż zysk, zakładając, że robię wszystko z zespołem, bo przecież mało to kosztować nie będzie...

Za to mogę pomarzyć, że szturmem zdobywam czytelniczy rynek... :lol:
Podobno dopóki nasze marzenia nas nie przerażają i nie wydają się nam kompletnie nie do spełnienia, to są dla nas zwyczajnie za małe. Myślę, że może coś w tym być...
Mnie przerażają na razie obie opcje, ale jakoś bardziej przeraża mnie bezczynność oraz kompletne zdanie się na innych. Może za mocno wierzę w wartość własnego zaangażowania i "wkładania serca" w pracę... A może to po prostu strach, że dam wydawnictwu tekst, a wydadzą coś, pod czym w życiu nie podpisałabym się. Coś, co będzie kompletnie mi obce...

Ale to są chyba normalne "strachy" debiutantów. ;)

86
Prawdę mówiąc, są to nie tyle dylematy, ile problemy pozorne.
Ja bym zaczął od innej strony: najpierw musisz mieć powieść-błysk. Jeśli jej nie masz (jeszcze), te rozważania są funta kłaków warte :)

Edit: a koszt założenia i utrzymania wydawnictwa... Naprawdę trzeba mieć masę pieniędzy do wtopienia :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

87
Romek Pawlak pisze:Prawdę mówiąc, są to nie tyle dylematy, ile problemy pozorne.
Ja bym zaczął od innej strony: najpierw musisz mieć powieść-błysk. Jeśli jej nie masz (jeszcze), te rozważania są funta kłaków warte
Organizowanie czegokolwiek (a w tym pozyskiwanie publiki, tworzenie łańcuszka chętnych i skutecznych we współpracy osób) trwa bardzo długo. To już znam z doświadczenia.
Romek Pawlak pisze:Edit: a koszt założenia i utrzymania wydawnictwa... Naprawdę trzeba mieć masę pieniędzy do wtopienia
Jeśli zakładasz jako jednostkę, to tak. Jeśli zaś korzystasz tylko z istniejących już firm, to jest to znacznie mniejszy koszt. Ale i tak pożera to ogrom kasy. Chociaż jakbym się zakręciła porządnie, to pieniążki by się na wszystko znalazły. ;)

A rozważania są bardzo ważne. Lepiej przemyśleć coś gruntownie, niż później żałować, że się wpakowało w... dziurę, to jest wykruszenie :lol:, w drodze. ;) Lepiej też nie zaczynać, niż przerwać w połowie. A ja lepiej myślę, jak mogę pogadać z kimś: Najlepiej dużo i głośno. ;)
𝓡𝓲

88
Nie, tak naprawdę nie ma o czym gadać, i zaraz Ci to udowodnię :)
Pisujesz fantastykę (także), o ile dobrze pamiętam. No to jazda - ilu znasz polskich autorów, którzy się tą drogą wypromowali? ale nie tak "wypromowali", że na FB są znani z tego, że są znani, tylko ich książki są w księgarniach, krytycy o nich piszą, a czytelnicy łakną lektury i spotkań?
:P
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

89
Romek Pawlak, właśnie nie znam. :P
Poza baaardzo niszowymi, o których to tworach nic się nie mówi na forum społeczeństwa, bo jakby jakiś nieodpowiedni, niepanujący nad sobą człowiek zobaczył, to by z autora (autorki) nie było co zbierać... Więc o tych nie mówimy. ;)

Ale także wiem, jak u nas się "ten marketing" metodą domową robi... :roll: Kampania reklamowa jest robiona po najmniejszym koszcie, by dotarła do jak największych mas. Używane są nietrafione środki (np. telewizja) albo niekorzystna forma (byle jak zrobiona reklama, bo zdjęcia znalezione w wyszukiwarce i "powiększone" paintem).
A przecież ktoś, kto woli seriale i nie czyta, czytać nie zacznie, jeśli nie dostanie porządnego bodźca typu: plecenie od ukochanej aktorki/aktora, a to kosztuje. No i jeszcze musi być w temacie... Jeśli nie napisało się kolejnego "Domu nad rozlewiskiem", to ogłoszenie i tak raczej nie chwyci.

Albo drukuje się ze sto plakatów i je rozwiesza po okolicznych miastach. Ewentualnie reklama w internecie w formie wyskakującego okienka, którą zamykają wszystkie "add blocki", więc nawet nie jest wyświetlana...

I to jest przyczyna istnienia tej niszy. ;) Podejrzewam także, że dużo osób chciało coś takiego zrobić, ale jak już się zabrały porządnie, to w efekcie skończyły na rządzeniu wydawnictwem. :lol: A może uznały, że na małą skalę się nie opłaca.

Ale pytanie moje było o to, co Fabryka robi, by zareklamować swoich autorów i jak wygląda przykładowa kampania...?
To, że odpowiedź zginęła pomiędzy rozważaniami o "selfie" chyba najlepiej świadczy o braku konkretnych, odpowiednio wycelowanych działań w tej strefie. Więc nic dziwnego, że ludzie nie kupują tyle książek, ile by mogli, skoro są przekonani, że lepiej wydać codziennie o dwa złote więcej na kawę po drodze do pracy (czy w ogóle kupować sobie kawę), niż zaryzykować kupno książki raz w miesiącu... :lol:
𝓡𝓲

90
A. A. Raven pisze:W naj-naj-najlepszym razie byłoby to 3-4 tysiące książek na ten moment. Koszt większy niż zysk,
Nie wiem, jak Ty to policzyłaś, ale sprzedaż takiego nakładu przy inwestycji tylko w szeroko rozumiany proces produkcji to (oczywiście w zależności od objętości) jakieś 15 do 20 tysięcy złotych może być.
A. A. Raven pisze:Romek Pawlak napisał/a:
Edit: a koszt założenia i utrzymania wydawnictwa... Naprawdę trzeba mieć masę pieniędzy do wtopienia


Jeśli zakładasz jako jednostkę, to tak.
Zakładanie wydawnictwa, żeby wydać swoją książkę, to jak kupowanie browaru, kiedy się ma ochotę na cztery piwa wieczorkiem...
Romek Pawlak pisze:a koszt założenia i utrzymania wydawnictwa... Naprawdę trzeba mieć masę pieniędzy do wtopienia
Jeszcze raz cytnę... Bo tu nie tylko o pieniądze chodzi, ale trzeba też mieć ludzi odpowiednich. Nawet sto tysięcy nie wystarczy, jak się robi to samemu, a czasami trzydzieści sześć wystarczy, jak się ma sprawdzony zespół ;-)
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

91
Wiesz, nie poczuj się dotknięta, ale chyba masz zbyt poetyczną duszę, a tu trzeba być prozaicznym do bólu :)
Formy reklamy, jakie sobie wyobrażasz, są tak kosztowne, że w polskiej rzeczywistości te nakłady po prostu się nie zwrócą. I już - nie ma w tym żadnej ideologii, żadnych podtekstów. Bywa, że wydawcy są dyletantami, ale bez przesady - wiesz chociaż, ile kosztuje dwutygodniowa promocja w Empiku? A jak już wiesz, to policz sobie, ile trzeba sprzedać egzemplarzy, aby tylko tę jedną formę promocji spłacić :)
FS, chociaż powinni pisać o niej inni, bo ja tam już od dawna nie publikuję, robi jedną niezwykle ważną rzecz: książki są dostępne. Bowiem to miraż, że napompujesz reklamami odbiorców i pognają do księgarń, aby książkę kupić. To jest powszechny mit selferów :) jakieś 70% ludzi kupuje książkę, bo ją zauważyło w księgarni, na targach ksiązki czy innych eventach. Po prostu. I tu znów wrócę do kosztów. Jak już sprawdzisz ten Empik, dolicz np. opłaty za cztery targi książki w roku, stoisko.
Konkludując, postulujesz wywalenie na reklamę 100 tysięcy zł., albo i więcej. To się nie zwróci. Nie wierz, że aż tak wzrośnie czytelnictwo - szczególnie w przypadku debiutantów :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Wróć do „Wydawnictwa”

cron