Pytanie z ciekawości do fioletowych

1
Wasza pierwsza wydana książka. Jak to było nim pojawiła sie w księgarniach. Ile czasu czekaliście na odpowiedź od wydawcy? Czy kazali dokonać poprawek, czy też zaakceptowali jak leciało. Jakie są wasze wspomnienia z - przepraszam za wyrażenie - utraty dziwictwa w tej materii

2
Wydawcy sami nawiązali ze mną kontakt, mogłem przebierać w ofertach jak w ulęgałkach ( propozycji było wszystkiego dwie, ale zawsze :P). Okazało się, że wydawcy czytują Nową Fantastykę. Poprawki były rozsądne - redakcyjne, na każdą musiałem się zgodzić. Na kilka się nie zgodziłem i wyszło na moje - autor ma zawsze rację ;) W kontakcie z redaktorem to on jest samcem alfa ( w porządnym wydawnictwie). To ostatnie nie było dla mnie jakimś wielkim problemem, bo moją redaktorką została kobieta :) Spodobała mi się ( redaktorsko) i do dzisiaj z nią współpracuję.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

4
Nie ma w tm niczego dziwnego, redaktor to tylko pomocnik autora: ten inteligentny wie, że nie zjadł wszystkich rozumów, a ja mam inteligentną redaktorkę.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

6
Nie ma w tym nijakiej mojej zasługi - przydział redaktorki był przypadkowy ( choć wymieniłem ją wśród kilku z którymi chciałbym współpracować), ale podpasował nam obojgu :) Autorzy przeważnie pracują z tym samym redaktorem, korektorkami itp. bo to oszczędza czasu i stresów. Ludzie którzy się już znają i wiedzą czego po sobie oczekiwać, pracują skuteczniej.

Edit; literówka.
Ostatnio zmieniony wt 23 mar 2010, 16:35 przez Navajero, łącznie zmieniany 2 razy.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

7
nie wiedziałam szczerze mówiąc, no tak znaowu wychodzi na jaw brak rozeznania w tym temacie. Myślałam jednak, że sprawa ma sie tak: wysyłasz tekst do wydawnictwa, powiedzmy tekst godny uwagi ale są pewne braki (nie mam pojęcia, w budowie zdań, interpunkcji, czy inne?) i nie odsyłają Ci tekstu z powrotem? Dostajesz redaktora od korekty tak?
Kurcze wiem, że czytając to śmiejesz się z naiwnych pytań. Nie mam pojęcia jak to wygląda! Dopiero oczekuję na decyzję pewnego wydawcy. Hmm inny, który tekst chciał, proponował korektę ale kasę chciał, pisałam o tym już.
http://atl-niekadyjestrainmanem.blogspot.com/

8
Jeśli tekst zostanie zaakceptowany, to znaczy, że nie trzeba go specjalnie poprawiać, jest dobry ( no, znam wyjątki, ale to właśnie wyjątki ). Redaktora dostaje nawet najlepszy tekst, bo autor jest od pisania, a nie od poprawiania baboli - mógłby coś przeoczyć. I nie chodzi o oczywiste błędy: czasem jakieś wyrażenie jest niezręczne, można napisać zdanie składniej, uniknąć powtórzenia itp. Od tego jest redaktor. Potem następuje korekta - ta sprawdza znaki przestankowe i szuka oczywistych błędów - przykładowo w nazwach. Redaktor poprawia tekst razem z autorem, ale także korektor daje znać o poważniejszych kwestiach. Tzn. nie będzie zawracał głowy autorowi, jak postawi dodatkowy przecinek, ale jeżeli będzie chciał zmienić jakąś nazwę - informuje, bo czasem autor pisze coś celowo - wbrew regułom.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

10
Navajero pisze:Jeśli tekst zostanie zaakceptowany, to znaczy, że nie trzeba go specjalnie poprawiać, jest dobry ( no, znam wyjątki, ale to właśnie wyjątki ).
A czy są te wyjątki objęte tajemnicą? Pytam, gdyż w wątku obok Naturszczyk właśnie promuje większe zaangażowanie wydawnictw w pracę z (początkującymi) autorami.

11
Przecież wydawnictwa pracują z początkującymi autorami. Tyle, że za autora uważa się kogoś, kto pisze na poziomie drukowalnym... Znaczy poprawianie jego tekstu mieści się w granicach rozsądku. Co do tego o czym pisałem wyżej, to nie jest to sprawa do omawiania na forum publicznym. Może kiedyś przy piwie... ;)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

12
Navajero ponieważ debiutowałem na początku lat osiemdziesiątych a kontakt z Wydawnictwami mam od końca siedemdziesiątych, to pamiętam tamtych wydawców i mogę z pełną odpowiedzialnością, że wtedy była większa współpraca redaktora z Autorem - co wcale nie znaczy, że było łatwiej o debiut. O, nie! Osobiście musiałem przepisywać swoją pierwszą książkę z pięć razy. bo zawsze okazywało się, że można to jeszcze zrobić lepiej (wtedy nie było komputerów) Ale redaktor siedział ze mną nad tekstem i cały czas męczył mnie - wszystko jest już prawie dobrze, ale musisz jeszcze popracować nad tym lub tutaj.
Dzisiaj większość "Wydawców" (specjalnie wstawiłem ich w cudzysłów) chce mieć tak zwanego gotowca. który co prawda wymaga redakcji ale jeśli jest trochę więcej pracy lub redakcja ma trochę inne spojrzenie na opisaną historię, to od razu ją odwala. W ten sposób WL straciło książkę mojego znajomego, którą następnie wydał WAB w dużym nakładzie i sporo na tym zarobił. Według mnie, jeśli mówimy o przyjaznym Wydawcy to jeśli dostrzega w przysłanym tekście jakiś potencjał, to powinien takiego Autora zatrzymać dla siebie, proponując pracę nad tekstem.
W dzisiejszych czasach, gdy Wydawcy są zawaleni propozycjami, może im nie zależeć, ale mogą stracić dobrego Autora, tylko dlatego, że nie chciało im się pracować z debiutantem. Oczywiście nikt się nie musi ze mną zgadzać, ale z tego co wiem, pani Kalicińska zanim wysłała swój tekst na konkurs do Zysku, wcześniej proponowała go innym wydawcom i nikt nie był zainteresowany. Gdy zaczęła bić rekordy sprzedaży, jeden z dyrektorów stracił pracę (sorry, dostał lepszą propozycję) a wydawcy przypomnieli sobie jej adres, ale było już za późno.
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

13
Naturszczyk pisze:Dzisiaj większość "Wydawców" (specjalnie wstawiłem ich w cudzysłów) chce mieć tak zwanego gotowca. który co prawda wymaga redakcji ale jeśli jest trochę więcej pracy lub redakcja ma trochę inne spojrzenie na opisaną historię, to od razu ją odwala.
No to mamy zdania rozbieżne, bo ja uważam, że autor powinien prezentować pewien poziom wyjściowy: warsztat, język itp. Sam pomysł nie wystarczy. Wydawnictwo ma go uczyć pisać? No sorry... Zresztą kto i na jakiej podstawie ma oceniać ów "potencjał" jeśli efekt jest poniżej poziomu druku? Na takiej zasadzie można by zakwalifikować do "współpracy" z wydawnictwami jakieś 70% piszących coś w Sieci. Bo mają pewien potencjał... Problem w tym, że z tego potencjału może coś wyniknąć, a może i nie. A wydawnictwa to nie towarzystwa charytatywne. Podałeś przykład Kalicińskiej, ale czy jesteś pewien, że jej tekst był głęboko przerabiany w tym wydawnictwie w którym go wydała? Uczono ją tam pisać? Bo sam fakt, że jedni go odrzucili, a ktoś tam wziął, to żaden argument na poparcie Twojej tezy. Po prostu jedni się poznali, a inni nie.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

14
Navajero - warsztat, język, pomysł - to nie podlega dyskusji. Nie chodzi mi o ich brak, to musi być, trzeba to tylko doszlifować aby rzuciło na kolana. Z drugiej strony jeśli przypomnisz sobie co się działa z pierwszymi książkami S. Kinga, które były przez większość wydawców odrzucane a później bez żadnych poprawek kupowane na pniu, to czego to dowodzi?
Że King nic nie robiąc nagle doszedł do warsztatu? Czy tego, że jeden z drugim Wydawcą byli zbyt głupi aby poznać się od razu, że mają przed sobą kogoś z możliwościami? A gdyby spróbowali wtedy mieliby Kinga w swojej "stajni".
Zgadzam się z tobą, że Autora nikt nie nauczy pisać, albo ma to w sobie albo nie i nic na to nie pomogą żadne kursy lub siedzący nad głową redaktor. A poza tym, nie tylko Wydawcy nie są towarzystwem charytatywnym, nie zapominaj także o nas - Autorach. Gdy słyszę, jak ktoś się zgadza na 10% od ceny sprzedaży wydawniczej, to nie wiem czy mam się śmiać czy płakać? Mnie taka stawka nie interesuje i albo jesteśmy partnerami, albo każdy z nas idzie w swoją stronę. Co do pani Kalicińskiej - nie sądzę aby ktoś jej tekst głęboko przerabiał, po prostu miał nosa aby go wydać i zarobić na tym. Ci co czekają na "samograje" i "gotowce", mają taką samą szansę jak gracz Totolotka, że przypadkiem trafi w szóstkę. Ale jeśli zagłębi się w temacie głębiej, to ma szanse trafić choćby piątkę... Nie sądzę, abym kogoś przekonał ale takie jest moje zdanie...
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

15
Moim skromnym zdaniem polityka, o której mówi Navajare rodzi jeden zasadniczy problem. Wydaje się często kiepskie książki ludzi, którzy potrafią pisać.
Że to, co mówię jest bez sensu?
Posłuchajcie.

A co, jeśli autor ma opanowany styl i język na poziomie druku, ale jego fabuły są przewidywalne, kiepskie, przeciętne? Takich ludzi się wydaje.

Znacznie prędzej niż osobnikó z niedoróbkami stylu i języka, a o naprawdę mocnej fabule (bo redaktor wypieprzy do śmieci, zanim w ogóle się na niej pozna).

Robię sobie czasem taką zabawę. Biorę książki z półek i czytam po ostatniej stronie.
Wiecie co? W ośmiu na dziesięć bohater zdobędzie/odnajdzie/spotka/wyzna coś na tych stronach dziewczynie. W dziewiatej to dziewczyna spotka faceta.

To nie jest do końca tak, że nie zgadzam się z Adamem. Owszem, moim zdaniem pisarz musi coś sobą reprezentować, by drukować. Zwracam tylko uwagę na fakt, że fabularnie często wcale nie reprezentuje, a jednak go wydają.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wydawnictwa”