Livia vs Edd - Pechowa gra

1
Livia vs Edd - Pechowa gra





Użytkownicy zarejestrowani na forum co najmniej od miesiąca mogą przyznawać opowiadaniom punkty wg schematu:



Pomysł - max 20 punktów.



Styl - max 20 punktów.



Realizacja tematu - max 10 punktów.



Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami)



Błędy - max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów)



Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.)



Ocena końcowa - zsumowane punkty





Termin składania prac do 21 sierpnia.

Opowiadania proszę wysyłać do mnie.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

2
Tekst I

Pechowa gra


Słońce chyliło się ku zachodowi, ale Anielka ani myślała pójść spać. Ku niezadowoleniu rodziców biegała po pokoju uderzając patykiem w mały bębenek.

- Mamo! Pobaw się ze mną! – Wskoczyła matce na kolana.

- Jest już późno… Trzeba iść już do łóżka. Marcin? Jesteś tam? – Krzyknęła w stronę łazienki. – Trzeba by ją ukąpać!

Mężczyzna przeszedł koło otwartych walizek. Z trudem udało mu się ominąć leżącą na podłodze lalkę. Podniósł córeczkę na ręce.

- Zabiorę ją jeszcze na spacer. Jest tyle nowych rzeczy do obejrzenia, prawda Anielko?

Klara westchnęła ciężko. Była zbyt zmęczona długą podróżą by zaprotestować.

- Wracajcie szybko, ona jest już naprawdę bardzo zmęczona.

Marcin z chęcią opuścił ciasny pokój w hotelu i skierował się w stronę centrum. Ledwo przyjechali, a już ścisk dawał mu się we znaki. Miał nadzieję, że pod jego nieobecność żonie uda się ogarnąć powstały chaos. Anielka trzymała tatę za rękę i z szeroko otwartymi oczami chłonęła każdy nowy widok. Niewielka letniskowa miejscowość, oprócz kilku budek z goframi i lodami, nie miała wiele do zaoferowania. Dla dziecka jednak nowe miejsce zawsze będzie niesamowite. Marcin z trudem chwycił Anielkę, gdy ta wyrwała się do straganu z zabawkami. Nowy pluszak powędrował w ręce dziewczynki.
Salonu gier nie dało się ominąć. Błyskające światełka, głośna muzyka i bujane zabawki bez reszty zajęły małą dziewczynkę. Marcin, chcąc nie chcąc, musiał wejść do środka. Hałas nie pozwalał na usłyszenie własnych myśli. Głośne stukanie przycisków, muzyka z każdego kolejnego automatu i ciągłe uderzenia cybergraja raniły uszy, a głośne rozmowy ludzi sytuacji nie poprawiały. Marcin zastanawiał się jak długo można wytrzymać w takim miejscu bez utraty słuchu.

Anielka pobujała się trochę na, zdaniem Marcina, niezwykle szpetnym kocie i wdrapywała się już na kolejne urządzenie, którego on nie potrafił zaklasyfikować. Coś na kształt rakiety skrzyżowanej z koniem nie wyglądało zachęcająco, ale oddał córce ostatnią dwuzłotówkę. Gdy Anielka się bujała postanowił choć chwilę się rozerwać.

Wyciągnął z kieszeni garść drobnych i odnalazł złotówkę, która szybko powędrowała w głąb automatu do gry Tekken. Z przyjemnością przypomniał sobie wieczory spędzone z kolegami przy podobnej maszynie.

Szybko odkrył, że już wyszedł z wprawy. Wielki napis Game Over pojawił się na ekranie nim pokonał pierwszego przeciwnika. Westchnął ciężko i, dla zasady, uderzył pięścią w automat.

- Ech, chodźmy Anielko, tatuś jak zwykle przegrał – powiedział odwracając się. Dziewczynki nie było na bujaku. Pewnie stoi tuż za plecami, pomyślał. Odwrócił się, a zimny pot wstąpił mu na czoło.
Obiegł salon dookoła. Chwycił za ramię jakąś dziewczynkę, która momentalnie zalała się łzami i pobiegła do rodziców. Marcin poczuł, że ręce mu się trzęsą. Nigdzie nie widział córeczki.

Gdy wybiegł na chodnik od razu zauważył, że do ulicy było niebezpiecznie blisko, a samochody, wbrew późnej godziny, przejeżdżały często. Dlaczego wcześniej nie zwrócił na to uwagi? Ponowił wołanie. W myślach tworzył najczarniejsze scenariusze. Złapał się na tym, że dokładnie oglądał pobocze drogi szukając drobnego ciałka zawiniętego w poplamioną, różową kurtkę. Potrząsnął głową. Trzeba myśleć racjonalnie, powtarzał sobie w myślach. Podszedł do bujaków.

- Nie widział pan może małej blondyneczki z pluszowym kogutem? – zapytał mężczyznę, który najwidoczniej opiekował się salonem. Ten tylko pokręcił głową. Wyciągnął papierowa z ust i wydmuchał Marcinowi w twarz kłąb dymu.

- Tutaj codziennie przewijają się setki małych blondyneczek. Jak pan myśli? Spamiętałbym je wszystkie?

- Przepraszam za kłopot, ale nigdzie nie mogę znaleźć córki. – Marcin nerwowo się rozglądał.

- To myśl pan tak jak ona. – Zaciągnął się papierosem - Pewnie siedzi, w którymś ze sklepów i podziwia koszulki z Hanną Montanną. Nawet się nie zorientowała, że tatusia nie ma w pobliżu.

Marcin nie zdążył odpowiedzieć. Pobiegł wzdłuż ulicy zatrzymując się w każdym, jeszcze otwartym sklepie. Małe dzieci tak łatwo gubią się w tłumie. Na ulicach nie było już zbyt wielu ludzi, latarnie zapłonęły żółtym światłem. Marcin biegał w tę i z powrotem, raz po raz wykrzykując imię córki.

Zrobiło się chłodno i zaczął wiać zimny wiatr. Anielka będzie chciała się ogrzać. Teraz na pewno zauważyła brak tatusia. Pewnie się bardzo boi. Myśli Marcina pędziły, jak oszalałe. Natychmiast znienawidził Tekkena i wszystko, co się z nim wiązało. Nagle zadzwonił telefon.

- Gdzie wy jesteście? Anielka jeszcze nie śpi? – Głos żony wzbudził w nim falę rozpaczy.

- Anielka… Nie ma jej.

- Co? Nie dosłyszałam, mów głośniej.

- Zgubiłem Anielkę! – prawie krzyknął. Kilka osób spojrzało na niego ze zdziwieniem.

- Nic nie słyszę, chyba jest za słabe połączenie, wracajcie już! No, całuski – rozłączyła się.

Jeszcze raz przebiegł trasą, którą znał już na pamięć, ponownie bez rezultatu. Tym razem nie zawrócił. Najszybciej jak potrafił ruszył w stronę hotelu.

Zdyszany wbiegł na trzecie piętro i wpadł do pokoju.

- No jesteście wreszcie! – Klara była już przebrana w pidżamę. – Miło, że nie musiałam długo czekać.

Spojrzała na męża ze zdziwieniem.

- Coś się stało? Gdzie jest Anielka? – Dopiero teraz zauważyła brak córeczki. Była przekonana, że mała wciąż jeszcze wdrapuje się po wysokich schodach, ale wyraz twarzy męża skutecznie wyparł tę myśl z głowy.

Marcin, jąkając się, opowiedział dokładnie, co się działo od chwili wyjścia z domu. Włącznie z opisem tej karykaturalnej zabawki przed salonem gier. W czasie, gdy mówił, Klara zmieniła spodnie i zarzuciła na pidżamę polara w paskudnie żółtym kolorze. Wyglądała na strasznie zdenerwowaną, jednak wciąż starała się ukryć te emocje przed mężem.

– Jak mogłeś, w takiej chwili, wrócić do domu? Może ona cię szukała? Dlaczego ty nigdy nie myślisz?!

Z trudem dotrzymywał jej kroku. Klara z łzami w oczach obiegła wszystkie stoiska wypytując o Anielkę kogo tylko się dało. Kobieta, która właśnie zamykała sklep z zabawkami pamiętała dziewczynkę, ale nie potrafiła pomóc rodzicom.

- Zadzwoń na policję – mruknęła do męża, a sama usiadła na ławce przy przystanku autobusowym. Spojrzała na ulicę. Teraz tylko nieliczne pojazdy zagłuszały muzykę z pobliskiego klubu. Klara czuła, że Anielki nie ma w okolicy.
Mogła wsiąść do autobusu (jak wrócimy do domu mamusiu? Autobusiem!), mogła pójść za jakimś człowiekiem, który przypominał Marcina (O! Kurteczka jak taty!), albo pojechać z nieznajomym na plac zabaw. Ciarki przeszły jej po plecach, ale była pewna, że to nie z zimna. Skryła twarz w dłoniach. Ile już czasu jej maleństwo jest samo? Coś ponad dwie godziny.

Autobusy przyjeżdżały bardzo rzadko. Dokładnie co półtorej godziny. Czy małą mogła do niego wsiąść? Klara uczepiła się tej myśli. Wsiadła do autobusu, który właśnie zajechał na przystanek, nie bacząc na Marcina, który udzielał policjantom niezbędnych informacji.

Marcin zrezygnowany zakończył połączenie. Odezwiemy się jak tylko się czegoś dowiemy. Tak. Miał nadzieję, że akcja będzie bardziej przypominała poszukiwania z filmów. Na ulicy nie pojawili się jednak policjanci z psami, a helikopter nie zaczął patrolować okolicy. Westchnął i wrócił na przystanek.

- Co jest, kurwa? – wyszeptał. – Klara? Klara!

Ogarnęło go przerażenie. Szybko wykręcił numer do żony. Telefon zostawiła w hotelu.

- To jest jakieś chore – mówił do siebie. – Anielka, teraz Klara…

Poczekał na przystanku jeszcze kilka chwil nie wiedząc, co ma począć.

Siedział w hotelowym pokoju czekając na jakikolwiek znak życia od żony. Telefon milczał. Bał się włączyć telewizor.

- Słyszałaś? Taki paskudny wypadek. Tak blisko! – dobiegł go głos z korytarza.

- Ten autobus? Boże! To straszne. Ktoś przeżył?

- Chyba tak, ale w tych wiadomościach ciągle zmieniają zdanie.

Marcin drżącymi rękami podniósł pilota z podłogi. Wiadomości już się skończyły. Wiedziony jakimś dziwnym przeczuciem otworzył drzwi na korytarz. Dwie kobiety siedziały na schodach rozmawiając zaciekle.

- Przepraszam, niechcący usłyszałem jak panie rozmawiają. Jaki to był wypadek?

- Ach panie! – Machnęła ręką. – To pan nic nie wie? Tu, no trochę dalej w tej mieścinie, co ten wielgachny hotel ustawili ostatnio, autobus wpadł do rowu. Coś tam jeszcze potrącił po drodze.

- Dziękuję – odpowiedział i wrócił po kluczyki do samochodu.

Większość poszkodowanych już wywieźli. Niebieskie światła karetek i radiowozów błyskały oświetlając miejsce katastrofy. Z daleka zauważył, jak dwójka ratowników wyciąga z wnętrza jakąś osobę. Tego jaskrawożółtego polara nie mógł z niczym pomylić. Porzucając samochód na środku ulicy pobiegł w stronę karetek. Policjanci szybko zagrodzili mu drogę.

- Niech się pan nie zbliża, to niebezpieczne!

- Tam jest moja żona! – Marcin próbował się wyrwać.

- Bardzo mi przykro – mruknął policjant. Marcin starał się zobaczyć, co się dzieje, ale tłum gapiów i policjanci skutecznie mu to uniemożliwili. W tej chwili wybuchnął płaczem. Nie tak miały wyglądać te wakacje. Nie tak!

Tekst II

– Sporo tego, cholera. Myślisz, że uda nam się zgarnąć wszystko?
  – Jasne, a dlaczego niby nie?
  – Wiesz… Słyszałam o różnych, nazwijmy to – procedurach, przez które trzeba przejść, możemy wiele stracić.
  – Coś nam tam uszczypną, ale to tylko niewielki procent z całej sumy.
  – Ile?
  – Dwadzieścia jeden
  – W takim razie zostanie nam okrągłe osiemset tysięcy.
  – Z kawałkiem, moja droga, z kawałkiem.
Sławek zaciągnął się mocniej papierosem, po czym buchnął głębokim kłębkiem dymu wprost w twarz Teresy, która nie zorientowała się nawet, że jej długo wypracowywana fryzura tonie teraz w gęstych i szarych oparach. Wciąż myślała nad możliwościami, jakie staną przed nią otworem dzięki ubiegłotygodniowej wygranej. To było coś niesamowitego – wygrać milion zupełnie się o to nie prosząc. Teresa wiedziała, że to największa niespodzianka, jaka ją spotkała. Przynajmniej do tej pory.
  – Zamawiasz coś jeszcze, czy wychodzimy? – pyta Sławek.
  – Wychodzimy.

Założyli na siebie przewiewne kurtki i równym krokiem opuścili cuchnące wnętrze baru. Sławek od zawsze marzył o niewielkiej knajpce, zupełnie różniącej się od wszystkich innych, do jakich można było wstąpić zarówno w tym mieście, jak i w przyległych. Postanowił zapytać o zdanie dziewczyny.
  – Co sądzisz o małej inwestycji – zaczyna pobieżnie.
  – Nigdy o tym nie myślałam.
  – I? – Sławkowi nie wystarczyła odpowiedź.
   – I uważam, że to namacalne gówno, które prędzej czy później zacznie śmierdzieć. Przecież wiesz jak jest z rozwojem własnego biznesu w tym kraju… Pewnej pięknej środy skarbówce coś zaczyna nie pasować, a kiedy im sprawa przestaje się podobać, znajdują na ciebie byle jakiego haka.
To było coś, co przerosło oczekiwania chłopaka, nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Szedł żwawym krokiem, potykając się o wyżłobienia w asfalcie, a jego czarno-zielona bluza wydawała się wyraźnie unosić w obrębie klatki piersiowej. W pewnym momencie była bliska eksplozji, ale Sławek głośno wypuścił nagromadzone w płucach powietrze.
  – Co jest? – pyta Teresa. – Dlaczego tak ciężko oddychasz?
  – To chyba palenie daje o sobie znać.
Oboje zanieśli się krótkim, ale głośnym śmiechem.
  – Pokaż mi go! – nalega dziewczyna.
  – Tutaj? Teraz?
  – Nie chcę czekać aż do domu. Pokaż mi go teraz!
Sławek złapał suwak rozporka i pociągnął go w dół. Ukradkiem spojrzał na Teresę, której mina wyrażała raczej obrzydzenie niż ciekawość. Stłamsił w sobie nieokiełznany wybuch, z jakiego był znany w licealnych i zwrócił się do dziewczyny:
  – Co jest, cholera? Przecież chciałaś go zobaczyć!
Nastała chwila ciszy, której nie spodziewało się żadne z nich. Przez ten krótki moment w obrębie miejsca, w którym stali nie pojawiła się nawet żadna mucha przerywająca głuszę. To był odpowiedni czas, by oboje przemyśleli odpowiedzi i kierunek, w jakim pociągną tę rozmowę.
Najpierw odezwała się Teresa:
   – Idioto nie chodziło mi o niego – wskazuje jednoznacznie na penisa chłopaka – tylko o kupon. Chciałam się mu jeszcze raz przyglądnąć, bo być może to pozwoli mi zdecydować, co chcę kupić za wygraną forsę.
Następnie Sławek:
   – Na przyszłość wyrażaj się jaśniej! – Tym razem nie powstrzymał wybuchu agresji. – I przestań się zachowywać jak napalona dziwka!
To było mocne, naprawdę mocne. Ale tak niestety wygląda zdenerwowany Sławek.
Dziewczyna splotła ręce na wysokości klatki piersiowej i najzwyczajniej pokazała mu język. Wysunęła go bardzo daleko, więc w pewnym momencie zachciało się jej rzygać. Ale rzygać nie mogła, bo to przyciągnęłoby uwagę przechodniów.
  – Myślisz, że jesteś taki twardziel z tym kuponem?! – ripostuje.
Sławek w kolejnym przypływie emocji sięgnął do kieszeni, a potem wybałuszył oczy. Nerwowo zaczął poruszać schowaną dłonią, potem przyłączył do niej jeszcze jedną, a chwilę później upewnił się w przekonaniu, że stało się coś niedobrego, cholernie niedobrego. Na to Teresa, marszcząc brwi, zapytała:
  – Zgubiłeś, kretynie, nie?
To była ironia, prawdziwie kobieca ironia, przed która nie mogła się powstrzymać. Podejrzewała, że Sławek chce spłatać jej niemiły figiel, więc dołożyła wszelkich starań po temu, żeby wcale nie był zabawny. Dosłownie kilka sekund później przekonała się, że nic, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich minut nie było zabawne, przeciwnie – było kurewsko poważne.
  – Te… Tereska, zgubiłem, kurwa, kupon – oznajmia jak potulny baranek, przygotowany na pozimowe strzyżenie.
   – Nie miej mnie za totalną idiotkę, to nie jest zabawne! – dziewczynie zaczynają puszczać nerwy. Nigdy nie miała problemu z utrzymaniem ich na wodzy, ale gdy gra toczy się o pulę liczącą sobie osiemset tysięcy po odliczeniu podatku, każdemu niepostrzeżenie zaczynają pocić się dłonie.
  – Ja nie… nie wiem, jak to mogło się stać, ani g… gdzie zgubiłem ten kupon.
I to był ten moment, w którym Tereska zrozumiała, że ostatnim dowcipem dzisiejszego wieczora było nawiązanie do negatywnych skutków palenia, dających się we znaki chłopakowi. To wtedy ostatni raz się śmiała.
   – Boże! – jęczy głośno, tym razem nie zwracając uwagi na przedzierających się ukradkiem nastolatków, którzy przystają tylko na moment, by popatrzeć na krzyczącą w środku nocy dziewczynę. To dla nich pewnego rodzaju rozrywka, znacznie lepsza niż budowanie zamków z piasku, czy poklepywanie dziewcząt po tyłkach. Chłopcy spodziewali się sceny gwałtu, być może któryś skłoniłby się ku heroizmowi i ociągnął napastnika, ale kiedy zorientowali się, że to nie jest to, o czym fałszywie poinformowała ich świadomość, szybko odeszli, rzucając za siebie ukradkowe spojrzenia, co kilka kroków. – Ja mogłeś go zaprzepaścić, idioto? – pyta, jakby wyładowując towarzyszącą jej złość. W jednej chwili uświadomiła sobie, że wszystkie snute marzenia mogły i prawdopodobnie będą tylko i wyłącznie niespełnionymi fantazjami, które co jakiś czas nawiedzą ją we śnie, nadkładając nadmiaru cierpień – zupełnie tak, jakby chciały ją uśmiercić.
  – Chwileczkę, nikt nie powiedział, że go nie odzyskamy – ożywia się Sławek, pozostawiając za sobą letarg umysłowy. Od tej chwili zaczyna myśleć i działać jak prawdziwy mężczyzna. – Wróćmy teraz do tego cuchnącego baru, do stolika, przy którym siedzieliśmy. Pewnie tam go znajdziemy.
  – Myślisz, że nikt nie zainteresował się świstkiem papieru? Nie mógł przejść niezauważony!
Sławek wychyla szyję najpierw w prawo, później w lewo, czemu towarzyszy niemiły odgłos wyłamywania stawów.
  – Baby takie jak ty zawsze tylko gdybają. Chodźmy – zaoponował i ruszył.

Przy wspomnianym stoliku znaleźli pomięty skrawek papieru, ale kiedy Teresa rozwinęła go do połowy okazało się, że to nie jest ich szczęśliwy bonus. Podeszli więc do barmana i za drobną opłatą poprosili o podpowiedź, kto po ich wyjściu zajmował stolik. Barman, bardzo łapczywy koleś, prędko schował dwudziestozłotowy banknot do kieszeni, po czym wspomniał o wysokim, niezadbanym mężczyźnie z niebieskim kapeluszem – nazwał go bardzo dziwnym kolesiem widzianym tutaj po raz pierwszy – który zaraz powinien wrócić z kibla. Potem poprosił o zamówienie.
Sławek wyczytał z wyrazu jego twarzy wyzwanie, jakie im rzucał. Co za żarłacz, nie wystarczy mu to, co dostał, pomyślał. Spojrzał na Teresę, która wyraźnym skinieniem głowy kazała mu przystać na sugestię barmana.

Sączyli piwo, ciągle przyglądając się drzwiom łazienki, kiedy z tyłu zaszedł ich donośny, zachrypnięty głos:
  – Zdaje się, że państwo mnie szukacie?
Sławek obejrzał się przez prawe ramię w tym samym momencie, co Tereska. Oboje zlustrowali nieznajomego, zatrzymując wzrok na jego szklącym się oku. Również w tym wypadku ich reakcja była taka sama – zbyli to ciszą.
Mężczyzna widząc, że zwrócili swoją uwagę bardziej na sztuczne oko niż to, co mówił, odchrząknął w wyblakłą chusteczkę, na której dało zauważyć się zielonkawą wydzielinę pomieszaną ze sporą ilością krwi, a potem spoglądając na granatową spódnicę dziewczyny sięgającą delikatnie powyżej kolan, zwrócił się do Sławka:
  – Tak się składa, że mamy wspólny interes.
Nie trzeba było tłumaczyć tego zdania w szczególny sposób, wszyscy zainteresowani sprawą wiedzieli, kto jest teraz w posiadaniu kuponu.
  – Pan ma coś, co należy do nas – mówi Teresa.
   – Dziecinko, gdyby kupon należał do was nie było by mnie tutaj. Jak myślisz, skąd wiem o jego istnieniu? Czy zadałaś sobie to pytanie, kiedy ten dżentelmen – nie przerywając, wskazał na Sławka – informował cię o jego zaprzepaszczeniu?
Terasa przeniosła spojrzenie na Sławka, a potem z powrotem na nieznajomego.
  – Nie.
  – Więc to najodpowiedniejszy moment – stwierdza mężczyzna ponownie spluwając w chusteczkę.
Przez cały czas barman czyścił kieliszki przysłuchując się rozmowie, co zauważył nieznajomy. Kiwną głową i po chwili tamten opuścił stanowisko za barem przenosząc się do kuchni. Teraz mogli spokojnie porozmawiać, spokojnie, jeśli obędzie się bez podnoszenia krzyku i nieproszonych wulgaryzmów, które mogą przyciągnąć uwagę klientów.
  – Kochanek nie powiedział ci wszystkiego, dziecinko – mówi mężczyzna, a następnie spogląda pytająco na Sławka, który w moment pojmuje, o co chodzi, wzdryga się i pochyla głowę jakby unikając odpowiedzi. – Zrobisz to, czy mam cię wyręczyć, tchórzu? – naciska.
Sławek milczał. Z nadal pochyloną głową spoglądał na swoje poplamione buty marki reebook, z odchodzącą podeszwą. Nawet nie drgnął, kiedy nieznajomy położył dłoń na jego ramieniu, tylko ze stoickim spokojem wsłuchiwał się w to, co mówi, szukając usprawiedliwienia dla swojego czynu.
  – Może się przedstawię, młoda damo. Mam na imię Ted.
Nastąpiła chwila milczenia, może aż nazbyt długa, by Teresa zdecydowała odpowiedzieć cokolwiek. Mężczyzna ciągnął:
   – Wyobraź sobie taką sytuację: Zaplanowałem wyjazd do Rzymu. Właśnie czekam na odprawę, kiedy z głośników dobiega mnie komunikat o rekordowej wygranej w zakładach bukmacherskich na terenie Polski. Rzecz jasna nie przysporzyło mi to więcej radości, niż wczorajsze śniadanie. Ale w moment pojąłem, że przecież wstąpiłem ostatnio do jednego z takich zakładów i skreśliłem cholerne sześć cyfr. Wyjmuję kupon i czekam. W międzyczasie spiker informuje, że odprawa pasażerów lecących do Rzymu właśnie się zaczyna. Komunikat urywa się po ponownym powtórzeniu. Wyobraź sobie, dziecinko, że radio przeprowadza wywiad z ministrem skarbu! Co za numer! A ja nadal czekam pochylony nad tym kuponem. W pewnym momencie, wraz z tym, kiedy ten gnój usiadł obok mnie, minister powtórzył sześć par cyfr, dzięki którym pomiędzy dwadzieścia osób została rozdzielona nagroda o łącznej wartości pięćdziesięciu milionów. Kiedy je powtarzał, ja sprawdzałem czy zgadzają się z tymi skreślonymi przeze mnie. Zgadzały! Wyobraź sobie – mężczyzna po raz kolejny odkaszlał w pomarszczoną chusteczkę – że pierwszy raz w życiu, zupełnie przypadkowo wygrałem okrągły dwa i pół miliona! Wtedy ten złodziej – wskazał zakrwawioną chusteczką na Sławka – wydarł mi kupon, powiedział, że mam pecha i najzwyczajniej w świecie zwiał. Próbowałem go gonić, ale nie potrafiłem rozróżnić właściwej sylwetki pośród tłumu. Teresa już zdążyła wyciągnąć odpowiednie wnioski. Sławek oszukał zarówno nieznajomego, jak i ją samą mówiąc, że wygrał milion na loterii.
  – Jak pan nas odnalazł – pyta dziewczyna, robiąc się coraz milszą w stosunku do Teda.
  – O to też powinnaś zapytać swojego kochanka, dziecino – odpowiada, po czym dodaje: – Zechcesz wyjaśnić, przyjacielu?
Sławek od razu nabiera animuszu, wie, że nie ma już nic do stracenia, dlatego próbuje jako tako uratować swoją męską dumę. W tej chwili Tereska przestaje się dla niego liczyć.
  – Starcze, nie wiem, jakim sposobem ci się to udało ani gdzie się tego nauczyłeś, ale pewnej okropnej nocy wszedłeś do mojej głowy. Zadomowiłeś się tam na stałe, towarzysząc mi o każdej porze dnia i nocy. Robiąc cokolwiek słyszałem twój głos, twoje podpowiedzi mnie przerażały. Próbowałeś doprowadzić mnie do obłędu, chciałeś bym popełnił samobójstwo, jednak ja byłem mocniejszy – Sławek uśmiechnął się po ostatnim zdaniu. Czuł swoją wyższość, czuł, że to on wyjdzie z konfrontacji zwycięsko, a ta myśl przepajała jego ciało, dlatego wyraźnie się wyprostował i staną naprzeciw Teda. Ich oczy dzieliła granica zaledwie kilku centymetrów. Sławek czuł się zwycięzcą, zdecydowanie za wcześnie.
  – Starcze, nie wiem, jakim sposobem ci się to udało ani gdzie się tego nauczyłeś, ale pewnej okropnej nocy wszedłeś do mojej głowy. Zadomowiłeś się tam na stałe, towarzysząc mi o każdej porze dnia i nocy. Robiąc cokolwiek słyszałem twój głos, twoje podpowiedzi mnie przerażały. Próbowałeś doprowadzić mnie do obłędu, chciałeś bym popełnił samobójstwo, jednak ja byłem mocniejszy – Sławek uśmiechnął się po ostatnim zdaniu. Czuł swoją wyższość, czuł, że to on wyjdzie z konfrontacji zwycięsko, a ta myśl przepajała jego ciało, dlatego wyraźnie się wyprostował i stanął naprzeciw Teda. Ich oczy dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Sławek czuł się zwycięzcą, zdecydowanie za wcześnie.
Starzec wymierzył mu policzek, po którym obaj wyraźnie się zachwiali. Ted wykorzystał jednak podporę w postaci drewnianej rzeźbionej laski, w przeciwieństwie do Sławka lądującego na podłodze, między wysokimi krzesłami. Uderzenie było na tyle celne, że przez kilka dobrych sekund nie mógł się podnieść, a kiedy już wstał tocząc pianę z ust gotowy rzucić się na starca w każdej chwili, na drodze stanęła dziewczyna. Nie zastanawiała się przesadnie długo – zrobiwszy spory krok do tyłu wymierzyła Sławkowi potężny kopniak, który dzięki żwawej reakcji mężczyzny wylądował na udzie turbując przy tym mięśnie na tyle mocno, że Sławek stracił czucie i upadł na kolana.
  – Ty dz... dziwko - jąka się, obejmując zbolałe miejsce.
Ted zbliżył się do niego wyraźnie utykając, a potem - trzymając go na odległość laski - powiedział jednym tchem, nie przerywając ani na moment:
  – Uspokój się chłopcze, bo dzisiaj to dzięki niej staniecie się prawowitymi zwycięzcami. Proponuję układ. Macie dwa wyjścia: albo zabierzecie kupon i uciekniecie albo spełnicie moją prośbę.
Sławek zerwał się na równe nogi ożywiony i złapał pod ramię dziewczynę, która przysłuchiwała się starcowi w sposób równy hipnozie. Żadne z nich nie odważyło się przerwać, jakby w obawie, że wytrącenie mówiącego ze stanu, w jaki popadł po uderzeniu chłopaka, będzie jednoznaczne z nieprzystaniem na proponowane warunki umowy. Ted ciągnął dalej:
  – Sprawa jest bardzo prosta. Oferuję wam ten kupon w zamian za przekazanie pewnej wiadomości mojej dawnej znajomej. Niestety kilka lat temu nasz kontakt został przerwany przez drastyczny i zupełnie nieprzewidywalny ciąg wydarzeń, które zaprowadziły mnie do tej mieściny pozwalając kupić skromny domek tuż przy stacji kolejowej - mówi, sporadycznie odchrząkając w chusteczkę całą przebarwioną na zielono-czerwony kolor. – Przyszła starość, a razem z nią problemy, dlatego po raz drugi w życiu postanowiłem uciec, tym razem do Rzymu. Nie będę wam tłumaczył dlaczego wybrałem to miejsce, młodych i tak nic nie obchodzą nasze opowieści i doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, tylko wy jesteście mało spostrzegawczy i czasem, z dobrego serca poświęcacie kilkanaście minut na wysłuchanie tego, co mamy do powiedzenia.
Nikt nie przerwał krwotoku jego słów. Tylko Sławek wyraźnie się poruszył rezygnując z rozmasowywania zbolałego miejsca. Teraz jego uwagę wyraźnie przykuły słowa mężczyzny, słowa, których się zupełnie nie spodziewał podobnie jak mocnego kopniaka od Tereski. Niewidocznie i nieznacznie wyczulił swój słuch, spoglądając co jakiś czas na dziewczynę, jakby szukając potwierdzenia, że odgrywająca się tutaj scena nie jest wytworem jego wyobraźni, a on sam złym bohaterem wykreowanym przez podświadomość. Myśl o nocnych koszmarach zupełnie nie podobnych do tej sytuacji, koszmarach o jakich śnił co jakiś czas przyprawiła go o konsternację. Wzdrygnął się w obawie przed nową, zupełnie nieznaną sytuacją. Potem ponownie spojrzał na Teda, który ani myślał przerwać trwającego od dłuższego czasu wywodu na temat moralności i zadań powierzonych współczesnej młodzieży.
  – …i nawet nie szanujecie. Ale powiedzmy, że ta sytuacja jest inna od pozostałych, bo ja tak chcę. – Sięgnął do kieszeni i wyciągnął przełamanego na pół papierosa, by po chwili zakląć i rzucić maleńką końcówkę z filtrem poza bar. Odszedł od dwójki swoich słuchaczy tylko na moment, a kiedy wrócił nikłe czerwone światełko u jego ust przybierało na sile za każdym zaciągnięciem. Odkaszlał kilkakrotnie tym razem rezygnując z chusteczki, po czym otarł splamione usta bordowym rękawem marynarki.
  – Znajoma nazywa się Marion Koszalińska. Nie znam jej dokładnego adresu, ale wy wyglądacie na dosyć ambitnych, więc poradzicie sobie ze szybkim namierzeniem aktualnej lokalizacji, jestem o to spokojny. Wymieńcie kupon na forsę i poświęćcie kilka tysięcy na podróż. Kiedy odnajdziecie Marion, przekażcie jej to. – Ted wyciągnął przełamaną na pół kopertę i zupełnie nietknięty kupon. – Oczywiście nie muszę tłumaczyć, że treść wiadomości jest dla was ukryta; nie możecie jej otwierać, a tym bardziej czytać to, co napisałem do Marion. – Podał dokumenty dziewczynie, która zawahała się tylko na chwilę, a potem schowała je do torebki pomiędzy upchane kosmetyki. – Tutaj kończy się nasza znajomość – mówi, po czym zakłada niebieski kapelusz i rusza w kierunku drzwi. Zatrzymuje się nagle i przez ramię mówi:
  – Przepraszam Sławku, już więcej nie będę uprzykrzać ci codzienności. Wychodzę z twojej głowy. Niestety – rzuca i wychodzi. Zza drzwi słychać tylko odgłos kasłania, a potem już nic więcej.
  – Skurczybyk, skąd znał moje imię? – pyta Sławek, nie zwracając się do konkretnej osoby.

W międzyczasie wraca barman. Podnosi wyrzucony przez starca kawałek papierosa i rzuca do kosza na piętrzący się stos innych odpadków. Papieros odbija się od szklanej butelki z pękniętą szyjką i, obracając się wokół własnej osi, ląduje za drewnianą wnęką. Ale barman tego nie zauważa bardziej skupiony na zdziwionych minach Teresy i Sławka. Dziewczyna mówi coś niezrozumiałym głosem, prawie szeptem, by chwilę później wtulić się w rozgrzane ciało chłopaka.
  – A skąd mam to wiedzieć? – odpowiada i całuje go w policzek. – Najważniejsze, że mamy kupon. Choć, zamienimy go na forsę i odnajdziemy tę staruchę. A potem zrobimy sobie wakacje, bardzo długie wakacje – proponuje, ale Sławek nie odpowiada, wciąż skupiony na ostatnich słowach starca. Dziewczyna szarpie go jednocześnie przerywając stan letargu w jaki popadł. Sławek otrząsa się, łapie ją pod ramię i oboje ruszają w kierunku wyjścia, tym samym śladem, co Ted. Przystają tylko na chwilę, by przysłuchać się słowom barmana:
  – Powodzenia – rzuca. Patrzą na niego pytającym wzrokiem. Sławek ściska dłoń miażdżąc biodro dziewczyny, jednak w porę się na tym łapie i puszcza. Tereska nawet nie drga, tylko wciąż ze zdziwieniem przygląda się barmanowi. – Bardzo wam się przyda – dodaje ubrany w ciemnofioletową koszulę barman.
A potem oboje wychodzą, Sławek, zapominając o manierach, pierwszy, za nim dziewczyna. Odprowadzają ich smutne miny klientów, wszystkich w podeszłym wieku.

Późniejsze wydarzenia, to historia, która aż prosi się, o przelanie na papier, to plątanina niezwykłych wydarzeń, labirynt, w którym spotykają się dwa pokolenia – młodych i starych, i tylko jedno z nich zna wyjście z objęć potwora, jakim jest życie…
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Tekst I

Pomysł - 8
No cóż, specjalnie się nie wysiliłeś (-aś, pominę ten nawias przy następnych czasownikach). Jest rodzinka i jest wypadek - sytuacja jak najbardziej życiowa, tylko dla mnie to za mało. Fabuła prosta jak konstrukcja cepa, niestety, pomysł słaby

Styl - 13
Lepiej, ale wciąż jest trochę do poprawienia, trochę kwiatków. Na przykład:

"Anielka pobujała się trochę na, zdaniem Marcina, niezwykle szpetnym kocie"

Moim zdaniem można by to zdanie rozegrać na kilka innych sposobów z lepszym efektem.

Realizacja tematu - 10
No, jest gra, i to strasznie pechowa. Z tekkena już wyrosłem, choć w wakacje była okazja, żeby zagrać, i myślę, że ta gra ma zgubne działanie - jeżeli nie natychmiastowe, to dalekosiężne, dla mózgu

Schematyczność - 5
Trudno powiedzieć, czy powstało coś podobnego, bo ten pomysł jest niezwykle nierozwinięty. Zawsze, kiedy miała miejsce taka sytuacja (w kinie, w książkach itd.), całość rozwiązywała się inaczej, bo u ciebie zwyczajnie w ogóle się nie rozwiązuje

Błędy - 15
Nic strasznego, tylko interpunkcja szwankuje. Łatwe do naprawienia

Ogólnie - 10
Kiepsko. Trzeba rozwinąć. Nic z tego nie wynika

Suma: 61


Tekst II

Pomysł - 10
Hm... widać, że się postarałeś, tylko... to nie ma końca. Jest początek, dość wyraźny, wstęp, prawie rozwinięcie, ale zakończenia jak nie widać, tak nie widać. Jeżeli to jest zamknięta historia, to pomysł, jak dla mnie, słaby

Styl - 10
W moim odczuciu tylko jedno słowo opisze ten styl: usypiający. Patrzę na słowa, kolejne linijki, i mam ochotę walnąć w kimono, serio! A, co gorsza, nie potrafię tego wyjaśnić...

Realizacja tematu - 7
Jest gra, ale nie ma pecha. Mógłby być pech, gdybyś oświetlił kolejne wydarzenia, ale nie widzę go w ogóle

Schematyczność - 9
Dla mnie - nieschematyczne

Błędy - 9
Kiwną, przyglądnąć, krwotok słów, choć zamiast chodź, zmiana czasu, sporo niedopatrzeń, korekta widocznie przysnęła

Ogólnie - 10
Jak wyżej - wymaga to rozwinięcia

Suma: 55

4
Tekst I

Pomysł 10

Styl 12

Realizacja tematu 10

Schematyczność 4

Błędy 14 (powtórzenia!)

Ogólnie 12

Suma 53

Tekst II

Pomysł - 8 (nie wiem ile punktów dać, bo wg mnie trudno powiedzieć o pomyśle. Historia imho nie jest skończona.)

Styl - 7 (mieszasz czasy, chaotyczne zdania wielokrotnie złożone, które Ci nie wychodzą podajesz sporo niepotrzebnych do niczego faktów, np. kolor koszuli barmana)

Realizacja tematu - 5 (nie wiem, czy zrealizowane, bo historia nie skończona)

Schematyczność - 7 (j.w.)

Błędy - 12 (są literówki, powtórzony akapit...)

Ogólnie - 9 (nie skończone, trudno powiedzieć)

Ocena końcowa - 49
Leniwiec Literacki
Hikikomori

5
TEKST I

Pomysł - 10 punktów.
Bardzo klasyczny pomysł. Byłoby więcej,ale według mnie Drogi Autorze - wyłożyłeś się na końcówce. Aż się czuje,że była pisana w pospiechu. Za szybko to wszystko poszło. Po za Policja zajmuje się sprawami zaginionych osób dopiero 24 godziny od zaginięcia. To taka procedura na wypadek,gdyby ktoś się jednak odnalazł. Wiem - tu zaginęło dziecko,więc patrol pewnie by pomógł, ale zorganizowane działania podejmuje się dopiero po w/w terminie. Zanim Marcin by zaczął "udzielać policjantom niezbędnych informacji" usłyszałby powyższą formułkę. Oczywiście wcześniej zostałby trzy lub cztery razy przekierowywany do innego - właściwego ;P - komisariatu.



Styl - 10 punktów.
Troszkę zdań strasznie "trzeszczy". Na przykład nieśmiertelny szpetny kot. Po za tym jest w miarę dobrze. Początek czyta się płynnie - obraz letniskowej miejscowości jest naprawdę bardzo udany. Mi się od razu przypominają Chłopy nad morzem. Dokładnie tak jak opisałeś - masa budek z goframi, stoiska z automatami do gier i zabawkami :)

co po za tym - wyłapałem troszkę powtórzeń. Np tu:

W myślach tworzył najczarniejsze scenariusze. Złapał się na tym, że dokładnie oglądał pobocze drogi szukając drobnego ciałka zawiniętego w poplamioną, różową kurtkę. Potrząsnął głową. Trzeba myśleć racjonalnie, powtarzał sobie w myślach

Troszkę źle się to czyta. Gdyby nie te potknięcia, byłoby dobrze.

Realizacja tematu - 10 punktów.
Wstrzeliłeś się w temat doskonale.



Schematyczność - 5 punktów.
Daje połowę, ponieważ sytuacja wyjściowa jest bardzo klasyczna i schematyczna do bólu, natomiast końcówka - jakkolwiek niedopracowana - jest fajna. Taki anty happy end.



Błędy - 16 punktów.
Interpunkcja i powtórzenia. Na szczęście żadnych strasznych baboli się nie dopatrzyłem. Jeżeli za błąd można uznać fakt,że narracja w niektórych momentach jest prowadzona za szybko - to też się tego dopatrzyłem.

Ogólnie - 15 punktów.
Mi się podobało. Nie porwało mnie, ale fanie się czytało w sobotni wieczór :P Gdyby zakończenie było troszkę bardziej dopracowane, na bank ogólna ocena byłaby wyższa.



Ocena końcowa - 66 punktów

TEKST II

Pomysł - 9 punktów.
Początek ciekawy, jednak od momentu poznania tego tajemniczego mężczyzny wszystko się psuje. Teoretycznie pomysł był niebagatelny, ale - podobnie jak Twój przeciwnik - wyłożyłeś się Drogi Autorze na końcówce. Nie dość, że jej praktycznie nie ma, to to co jest - jest słabiutkie. Miał być Mrooook, ale nie wyszło.

Styl - 9 punktów.
Według mnie - szarpany. Są fajne kawałki - nawet porywające ( np ten z tekstem "pokaż mi go!") a zaraz po nich wenezuelska telenowela. Dodatkowo mieszasz czasy w narracji, co źle wpływa na odbiór całości. Ogólnie do momentu powrotu do knajpki jest jeszcze względnie. Potem - wrrr....

Realizacja tematu - 5 punktów.
Z "pechowej gry" została tylko gra. A szkoda...

Schematyczność - 7 punktów.
Jest kupon - ginie kupon. Prawie jak w "Pan Anatol szuka miliona" . Od knajpki wszystko jest tak zamotane, że przyznaję z czystym sercem 7 za nieschematyczny koktajl jaki został mi zaserwowany ;)

Błędy - 9 punktów.
Jest ich dużo - przede wszystkim razi mieszanie czasów, o czym już pisałem. Dodatkowo rzeczy które napisał przedmówca. Korekta faktycznie zaspała. Nie mówiąc o tym, że jeden z fragmentów tekstu jest wklejony/napisany dwa razy.

b]Ogólnie - 10 punktów.[/b]

Ja bym mógł porównać to opowiadanie do seksu bez orgazmu. Nawet fajnie się zaczęło ale co z tego, skoro końcówka zawiodła. (ale to dwuznaczne, nie?:D ) Kurcze - do momentu powrotu do knajpki nawet się czyta, ale potem wszystko zawodzi. :(

Ocena końcowa - 49 punktów

Pozdrawiam oboje walczących. Dziękuję za lekturę.
Black.
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.

6
TEKST I

Pomysł - 8/20
Wydaje mi się, żeś autorze poszedł po najmniejszej linii oporu. Historia przypominała mi reportaż dla programu telewizyjnego pokroju "Uwaga!".

Styl - 13/20
Styl niezgorszy. Czyta się płynnie.

Realizacja tematu - 10/10

Schematyczność - 3/10

Błędy - 15/20
Głównie dotyczą języka. Powtórzenia, powtórzenia i jeszcze raz powtórzenia ponad to.

Ogólnie - 11/20
Ani mnie to nie ziębiło ani mnie parzyło.

Ocena końcowa - 60 punktów

TEKST II

Pomysł - 10/20
Pomysł jakiś jest. Nie jest to pomysł dobry, a przynajmniej wykonanie tak mnie o tym przekonuje, ale jakiś pomysł jest.

Styl - 6/20
Styl, a raczej jego brak. Chaos spowodowany monstrualną liczbą błędów.

Realizacja tematu - 5/10

Schematyczność - 8/10
Nie było schematu. Ja się czułam jak na karuzeli. Ale nie była to przyjemna jazda.

Błędy - 7/20
Cała masa błędów wszelakiej maści.

Ogólnie - 8/20
Bardziej mi się nie podobało, niż podobało.

Ocena końcowa - 44 punkty
"To, co poczwarka nazywa końcem świata, reszta świata nazywa motylem." Lao-Cy, Księga Drogi i Cnoty

"Litterae non erubescunt." Cyceron

7
Tekst I

Pomysł - 6/20 - nie wiem czy wogóle można o pomyśle mówić

Styl - 8/20

Realizacja tematu - 10

Schematyczność - 1/10 autor przemierzył chyba wszystkie ścieżki schematyczności, ewentualnie nie miał czasu. Prosty ciąg - nowo wprowadzona rodzinka, spacer, wesołe miasteczko czy coś tam, zgubione dziecko, panika, zgubiona żona, wypadek, żona jedną z ofiar, nie wiadomo co dalej

Błędy - 12/20 coś tam było ale mnie nie poraziło więc chyba nieźle

Ogólnie - 5/20 Czytało się szybko i od momentu tekkena wszystko było jasne. Przesłania brak, wartości brak, wszystko szybko poleciało z górki i po ptakach.

Ocena końcowa - 42 punkty


Tekst II

Pomysł - 14/20 O niebo bardziej rozbudowany niż pierwszy tekst, nie jest tak prosto, fabuła nie leci linią prostą, są małe zawirowania.

Styl - 10/20 Bez rewelacji, ale przynajmniej nie tak infantylny jak numer 1

Realizacja tematu - 10

Schematyczność - 6/10 Początek standardowy wydawało by się, kupon, zgubienie kuponu i jego poszukiwania, osoba której trzeba kupon odebrać. Schemat jak ja pierdziele, ale później coś się zmienia, przestaje być zupełnie oczywiste. Gość w kapeluszu okazuje się prawdziwym właścicielem, jeden z bohaterów złodziejem i choć to idiotyczne odzyskują kupon bez większych ceregieli. W każdym razie coś tam autor zamieszał.

Błędy - 16/20 jakieś tam literówki, zjedzone litery, jeden z akapitów dwa razy powtórzony. Niedopatrzenia - nie brak umiejętności.

Ogólnie - 14/20 Tekstu może nie czyta się w stylu sru i koniec, nie idzie gładko, lekko usypiający to może i dobre określenie ale jak dla mnie na plus raczej. Czuć pewien mrok w opowieści, sceneria z Sin City roiła mi się w głowie przy czytaniu. Napewno bardziej pobudza wyobraźnię niż tekst pierwszy. Widać, że autor postarał się, chwilę pomyślał, żeby to miało ręce i nogi, dorzucił ciekawy wątek, który zaskakuje.
Naprawdę nie rozumiem tak niskich ocen dla tego tekstu.

Ocena końcowa - 70
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

8
Tekst pierwszy

Pomysł - 8/20
Kiepski. Po prostu. Na dodatek jakby nieukończony... Nie... Zupełnie mi nie podszedł.

Styl - 15/20
Nie najgorszy, chociaż potknięć trochę było. Nie czyta się źle, chociaż trochę "mdło".

Realizacja tematu - 8/10
Niby wszystko jest. I gra... I pech... Ale wydaję mi się, że z tego tematu można by o wiele więcej wyciągnąć, a nie tylko epizod z grą w Tekkena.

Schematyczność - 3/10
Miałam wrażenie, jakbym to już gdzieś czytała/widziała... Co gorsza nie raz i to zwykle w lepszych wersjach...

Błędy - 16/20
Trochę ich było, ale nie jakieś straszne...

Ogólnie - 8/20
Znudziło mnie, pomysł oklepany. Do tego wydaje mi się, że zakończenie ostro niedopracowane. Nie podobał mi się brak wyjaśnienia losów Anielki... Na plus mogę tylko zapisać, że tekst poprawny, czytał się szybko i lekko, więc nie zmęczył mnie.

Łącznie: 58 punktów

Tekst drugi

Pomysł - 15/20
Zaciekawiło mnie. Sądzę, że wiele można tu rozwinąć i szkoda, ze nie zostało to zrobione, ale sam koncept całkiem ok.

Styl - 10/20
Dużo błędów. Okropnie nie spodobał mi się pomysł ze zmianami czasu między narracją w opisach a tą w dialogach.

Realizacja tematu - 6/10
Jak dla mnie nie. Pech - wiadomo zgubienie kuponu. Gra - loteria. Ale nie... To nie jest realizacja tematu. Tematem tego opowiadania, a raczej początku opowiadania jest coś innego. Co niestety jest dopiero zaznaczone właściwie w końcówce...

Schematyczność - 8/10
Mimo pewnych schematycznych elementów opowiadanie całkiem oryginalne.

Błędy - 8/20
Jak już pisałam - duuużo. Chwilami miałam wrażenie, jakby Autor(ka) nie dokonał(a) korekty.

Ogólnie - 14/20
W porównaniu do poprzednika o wiele ciekawsze. Może technicznie słabiej napisane, ale przynajmniej z kawałkiem pomysłu. Niezły klimat i materiał na dobre opowiadanie. Szkoda tylko, że kończy się zanim na dobre się zaczęło :/

Łącznie: 61 punktów
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

9
Tekst I

Pomysł: 16/20

Gra i pech. Nie spodziewałam się przy takim temacie opowieści o rodzinie z dzieckiem. Ciekawy pomysł.

Styl: 16/20

Broni się. Drobne niezręczności.

Realizacja tematu: 7/10

Pech jest okazały, natomiast gra wypadła blado. Bohater mógłby zrobić tysiąc innych rzeczy z takim samym efektem. Zamiast gry można wstawić dowolną inną czynność.

Schematyczność: 5/10

Gra plus pech plus dziecko. Mogło być ciekawie, ale historia została poprowadzona dość przewidywalnie.

Błędy: 16/20

Drobne.

Ogólnie: 14/20
Przesłanie nieco trywialne, ale jest. Dobrze oddane emocje bohatera. Zostaję z myślą: jeśli nie chcesz przeżywać tego samego, sprawdź, gdzie jest teraz twoje dziecko. Problem w tym, że ta myśl nie jest dla mnie niczym nowym.

Razem: 74/100


Tekst II

Pomysł: 12/20

Mam wrażenie, że pomysł był na zupełnie inną opowieść i został na siłę przykrojony do tematu.

Styl: 10/20

Mizernie. Niezrozumiałe zdania, słowa użyte niezgodnie z ich znaczeniem. A już ten żart z pokazywaniem zawartości rozporka... litości! Po jakiego grzyba ten dowcip się w ogóle tutaj znalazł?

Realizacja tematu: 3/10

Z gry jest tu tylko goły (nomen omen) kupon. Pecha w ogóle nie widzę, chyba że gość w kapeluszu miałby być ucieleśnieniem pecha.
Opowieść zarżała, wierzgnęła i poniosła Autora w jakieś rejony gorączkowo-halucynacyjne.

Schematyczność: 10/10

Schematyczne to z całą pewnością nie jest. Zwłaszcza że pogalopowało dość daleko od tematu.

Błędy: 10/20

Milczenie jest złotem. Nie będę komentować.

Ogólnie: 16/20

Nie ma odpowiedniej kategorii na podkreślenie zalet tego tekstu, dlatego dodaję trochę punktów tutaj. Nie za przesłanie i głębię, bo tego nie ma, ale za szeroko rozumiane "wartości" - taki rozgorączkowany, halucynacyjny typ narracji może niezbyt pasuje do tego tematu, ale sam w sobie jest ciekawy. Tu nie ma nic pewnego, wszystko się może zdarzyć. Przypomina mi to klimaty "Twin Peaks" - nikt nie jest tym, kim się wydaje. I tym, jedynie tym, ten tekst się broni.

Razem: 61/100


Pozdrawiam Autorów!
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

10
Tekst I

Pomysł – 9.

Styl – 8.

Realizacja tematu - 7.

Schematyczność – 3.

Błędy – 8.

Ogólnie – 10.

Ocena końcowa – 45.

Komentarz: Niesatysfakcjonujące zakończenie. W paru miejscach literówki. Akcja średnio porywa. Mało w tym tekście jakiejś oryginalności. Nie przypadł mi zbytnio do gustu.

Tekst II

Pomysł - 14.

Styl
- 11.

Realizacja tematu - 4.

Schematyczność - 7.

Błędy – 9.

Ogólnie – 15.

Ocena końcowa – 60.


Komentarz: Pomysł jest nawet niezły. Styl nie powala, ale też nie mam mu za dużo do zarzucenia. Jeśli chodzi o realizacje tematu, to mam jakieś mieszane uczucia... Wdarł się jeden powtórzony fragment. Ostatni akapit psuje trochę końcowe wrażenie, można było to jakoś inaczej rozegrać. Ogólnie rzecz biorąc tekst jest dobry, ale nie powala.
Adres e-mail: kontakt(M@ŁP@)weryfikatorium.pl
WeryfikatoriuM na Facebooku

Land of Fairy Tales

Eskalator.exe :batman:

11
Na początku powiem, że oba teksty niczym nadzwyczajnym mnie nie zachwyciły.


TEKST 1


Pomysł: 8
Taki sobie. Niczym mnie nie zachwycił. A ile filmów na podobny temat było. Ostatnio oglądałem kryminalne zagadki CSI z prawie tym samym motywem.

Styl: 10
Znośny. Literówki, kwiatki i inne błędy niestety się znalazły. Nie porywa i niczym się nie wyróżnia.

Realizacja tematu: 10
O ile każdy ma inne wyobrażenie „pechowej gry”, o tyle do Twojej wizji się przyczepić nie można.

Schematyczność : 4
Jak mówiłem – typowy, amerykański film. Nic nadzwyczajnego. Przewidywalne, od kiedy wyszedł wieczorem z dzieckiem na miasto.

Błędy : 15
Powtórzenia, literówki, interpunkcja.

Ogólnie: 9
Ani historia, ani styl, ani nic mnie nie zachwyciło.

Razem: 56


TEKST 2


Pomysł: 11

Trochę lepiej niż Twój przeciwnik. Oczywiście mogłeś/aś lepiej to opisać. Opowiadanie to krótka forma, która powinna mieć zakończenie. U Ciebie jest to streszczenie połowy książki, w dodatku jakiejś części ze środka. Nawet nie - historia opowiedziana w taki sposób nie nadawałaby się na książkę. Może jakbyś bardziej rozwinął wszystkie motywy. Tutaj, nagromadzenie tylu różnych wątków (ukradzenie losu, perypetie pary, dziadek z mocami, historia dziadka) wygląda jak zbitek różnych, niepasujących do siebie historii.

Styl: 7

Nie najlepszy. Postacie w jednym momencie wydają się stare (na początku myślałem, że to małżeństwo po przejściach z patologicznej rodziny, w której żona bije męża, aby ten oddał jej plastikowy kubeczek z denaturatem.), a później okazuje się, że są młodzi. W ogóle się tak nie zachowują. Miałem wrażenie, że każda z postaci ma swoje alter ego, które przejmuje, co chwilę, nad nimi władzę.

Realizacja tematu: 8

Mało pechowa.

Schematyczność: 8

Przyznam, że oprócz zgubionego losu nie było typowych schematów. Zagmatwane, ale czy od razu uznać to za plus?

Błędy: 7

Sporo.

Ogólnie: 10

Bardziej mi się podobało niż poprzednie opowiadanie. Niestety, to jest urwane i bez polotu.

Razem: 51



________________________________

Generalnie do bitwy moglibyście się lepiej przygotować.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

12
Tekst I

Pomysł - 7/20
Kiepsko. Choć początek kazał mi myśleć, ze tekst pod tym względem będzie w porządku. Jednak im dalej, tym gorzej.

Styl - 10/20
Taki sobie. Da się czytać bez walenia głową w klawiaturę, jednak tez nie zachwyca. Momentami naiwny i dziecinny wprost.

Realizacja tematu - 7/10
No, pechowa gra jest. Tylko dlaczego autor przechodzi z jednego celu do drugiego, tzn zostawia córkę bohatera i opowiada o zdarzeniu autobusowym, w którego wyniku ginie jego zona? To się kupy nie trzyma. Zmienianie bez sensu watka nie jest dobrym pomysłem. Zdecydowanie lepiej by było, gdybyś wyjaśnił - albo spróbował przynajmniej - sprawę dziewczynki.

Schematyczność - 3/10
Niestety, kiepsko.

Błędy - 16/20
Interpunkcja mocno kuleje i jeszcze tam pojedyncze błędy rożnego rodzaju, ale wymieniać nie będę.

Ogólne: 5/20
Przykro mi - klapa. Nie powiedziało nic nowego, nie zachwyciło, nie zaciekawiło, nie rozśmieszyło, nie przestraszyło.

Razem: 48/100

Tekst II

Pomysł - 14/20
Nawet, nawet, choć z drugiej strony trudno mi było skupić się na pomyśle. Nie wiem, jak to nazwać, ale czytałam i nic kompletnie konkretnego nie widziałam. Ale lepiej nic poprzednik, gdyż nie krzyczało kiepskoscia.

Styl - 10/20
Daje polowe, bo nie wiem, co sadzić. Czytało się dobrze, ale tez usypiająco. Tekst nie "trzymał".

Realizacja tematu: 7/10

Schematyczność - 6/10
Chodzenie utartymi ścieżkami było, ale znacznie mniej niż u poprzednika.

Błędy - 10/20

Ogólne: 8/20
Początek obiecujący, ale reszta nużąca. osobiście nic w tym nie tekście nie znalazłam dla siebie.

Razem: 55/100
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

13
OFICJALNE WYNIKI BITWY

Livia vs Edd - Pechowa gra



ZWYCIĘZCĄ ZOSTAJE Livia



Tekst pierwszy - Livia - suma: 563 pkt; średnia: 56,3 pkt


Tekst drugi - Edd - suma: 555 pkt; średnia: 55,5 pkt
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Zablokowany

Wróć do „Bitwy z przeszłości”