
Nienawidzę.
Nienawidzę herbaty pitej w samotności,
jednak twoja obecność wcale nie poprawia jej smaku.
Nienawidzę uśmiechu, jakim mnie obdarzasz,
czasami widzę w nim tylko kpinę.
Nienawidzę twojego spojrzenia, kiedy patrzysz gdzieś obok,
nienawidzę go również, gdy patrzysz na mnie (przeze mnie).
Nienawidzę twojego głosu, który brzmi jak morze.
Nienawidzę prezentów, które mi dajesz,
jeszcze bardziej nienawidzę, gdy tego nie robisz.
Nienawidzę twoich dłoni, sunących po klawiszach fortepianu
i tych pięknych słów, które nimi piszesz (do mnie).
Nienawidzę twojego spokoju,
który nigdy nie spływa na mnie.
Nienawidzę też twojego gniewu,
którego nigdy nie okazujesz.
Nienawidzę twojego mądrego spojrzenia,
tak łatwo odkrywającego wszystkie wady (we mnie).
Nienawidzę twojej prawdomówności,
bo sama wciąż nie potrafię przestać kłamać.
Nienawidzę twojej obecności,
choć nienawidzę również, kiedy cię nie ma.
Nienawidzę twojej doskonałości,
uwidacznia tylko moją miernotę.
Nienawidzę łez.
Nienawidzę chaosu.
Nienawidzę ciebie.
Ponad wszystko zaś nienawidzę siebie za tę nienawiść.
A mimo to…