sceny zbiorowe

1
Jak piszecie sceny zbiorowe? Zdarza wam się wrzucać w dialogi więcej niż 3 bohaterów tak, żeby Filip sie nie pogubił?

tu jest kilka fajnych porad jak pisać sceny zbiorowe: link
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

sceny zbiorowe

2
Nie wiem jak Filip, ale ja się gubię nawet przy wydanych pozycjach. I czasem sie zastanawiam 'w czym ja jestem gorszy?'. Jakkolwiek piszę, czasem się tak zastanawiam, jeśli chodzi o zarys sytuacji, no np. w scenach zbiorowych. Bo czytam i się gubię. Muszę wracać pierwszy raz, drugi raz. I trzeci do tego samego akapitu, na początek strony. I czytam ten dialog, który jest już nudny, ale muszę - żeby nie stracić orientacji kto co mówi i jak się zachowuje etc. Irytujące, a potem jeszcze ich chwalą, jak oni dobrze z tego wybrnęli.

Sceny zbiorowe są trudne, ale do napisania. Bardzo dobrze można je poprowadzić. I równie dobrze można je skiepścić. Na pewno sceny zbiorowe to wyczerpujące zadanie, żeby oddać ich klimat. Żeby dało się odczuć, że to faktycznie scena zbiorowa, a nie tylko zarysowane tło, którego czytelnik 'nie słyszy'. Fajnie się czytało opinie w sb, że się nie da. Tam wiele się nie da, pisanie tylko dla wybranych, literatura to sztuka i dusza, a nie jakaś tam rozrywka. Etc.

Napisałem kilka scen zbiorowych, nawet ja. Pomijam język, który u mnie galopuje i biedotę językową, może ze względu na mniejsze oczytanie. Ale staram się nadrabiać.
Co do artykułu:
Poczuj się jak reżyser.
Dla mnie to była podstawa, więc fajnie się zaczyna ;). Tak widzę w wielu perspektywach pisanie. I najciężej oddać te obrazy 'filmowe' na kartkę papieru.

Nie pamiętam, ile scen zbiorowych napisałem. Kilka miałem, ale czułem w wielu przypadkach pustkę. Po prostu nie udało mi się tego odwzorować, co widziałem oczyma wyobraźni. Tylko jedno zakończenie mi nieźle poszło, głównie pod względem fabularnym. Wiele rzeczy z tego artykułu dobrze oddaje to, czym się posłużyłem przy tej scenie, czyli:
Rozbij dramat tłumu na serię prywatnych dramatów,
Skierujmy więc nasz obiektyw na trybuny. Mama ociera łzy wzruszenia, trener zaciska kciuki, kontuzjowany rywal zamyka oczy, przyjaciel i była dziewczyna bohatera przybijają piątkę. Wyłów te twarze z tłumu.
zgrupuj swoich bohaterów
Grupy bohaterów możesz sobie przeciwstawić,
Ale w moim przypadku nie zastanawiałem się nad tym:
Załóżmy, że wybrałeś z tłumu trzech bohaterów. Jak mają na imię? Magda, Marcin, Maja.
Imiona były takie, jakie musiały być. Więc można powiedzieć, że trzeba patrzeć na czytelnika, a nie tylko na czubek swojego nosa.
Dalej, nie stosowałem/nie stosuję się do tego:
Żeby ogarnąć chaos sceny zbiorowej, opowiedz o wszystkim z punktu widzenia jednego bohatera. Najlepiej takiego, który ma najwięcej do stracenia lub zyskania. W ten sposób wzmocnisz napięcie.
I cierpię? Nie wiem. Przed napisaniem kilku scen tak naprawdę nie wiem kto ma najwięcej do zyskania, a kto do stracenia. Rzucanie punktem widzenia nie podoba się wielu osobom stąd, a ja uważam, że można tym w pewien sposób manewrować tak jak mamy do czynienia z różnymi ujęciami kamery (zaraz ktoś wyskoczy, że literatura to nie film, więc uprzedzam). Nie podoba mi się to spojrzenie z jednej perspektywy, chyba, że klarownie przeskakujemy z różnych miejsc i jasno to zaznaczamy, bo przecież w scenach zbiorowych uczestniczy sporo osób. A patrzenie z punktu widzenia jednej dla mnie jest... nudne. Kiedy tak wszyscy wokoło. I robi się strasznie bezbarwne tło, jeśli zaraz nie nastąpi jakiś przełom, punkt przewodni w scenie.
Najgorzej przy scenach zbiorowych to z synonimami. One naprawdę mogą zbić z tropu czytelnika, nawet jeśli będzie to napisane po mistrzowsku. Jak na moje, wprowadzanie synonimów przy scenie zbiorowych jest bardzo zgubne. Chyba warto postawić na powtórki imion. Jednak na szczęście jest kilka osób, które popierają powtarzanie imion bohaterów, rzadszego stosowania synonimów i nie doszukiwania się ich na siłę. A całe młodzieńcze życie, kiedy pisałem bardzo słabo, słyszałem tylko, jak moimi błędami są powtórzenia. Jak na moje, nie w tym tkwi problem :D.
Nie kontroluj jednak grupy nadmiernie. Pozwól bohaterom powiedzieć to, na co mają ochotę.
I o to chodzi. Tylko czy czasem to się nie kłóci ze spoglądaniem z perspektywy jednego bohatera? A może mieszam kwas z solą?
Scena zbiorowa to nie najlepszy moment, by wprowadzać nowych bohaterów i z tego powodu lepiej nie otwierać tak opowieści
A kończyć? :D W mojej tej udanej ;) scenie zbiorowej pojawia się sporo nowych osób. Które mają swoje odzwierciedlenie i role do odegrania, ważna ich przynależność grupowa i ta właśnie siła grupowa. Gdzie potem dochodzi do konfrontacji. Jest tu sporo nowych twarzy, ale najpierw wprowadzałem ich gładko, a potem nie skupiałem się na detalach każdej z nich.

No i dialogi przy scenach zbiorowych. Cholernie trudne, ale to one w dużej mierze decydują o powodzeniu sceny zbiorowej.
Myślałem, że będzie poradnik, a tu luźny artykuł, który pokazuje manewry, na które samemu można wpaść przy większym obyciu z literaturą ;).
Pisarz miłości.

sceny zbiorowe

3
w anglojęzycznych opisach scen zbiorowych lub ogólnie - budwania scen, zaleca się wlasnie manewr używania bohatera, okreslanego jako POV (point of view) i nie musi to być głowny bohater, mozna pov'em opisać głownego, rozmową na jego temat albo nawet wspomnieniem w kontekście - łazi taki i opowiada co widzi, kogo wyławia z tłumu, jak zachowuja się osoby, które nas interesują, etc. mamy tłum, ze zbliżeniem na poszczególnych, waznych dla fabuły bohaterów.

z dialogami mam kłopot - bo faktycznie, przy scenie >3 didaskalia sa warunkiem sine qua non sensu czytanego textu.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

sceny zbiorowe

4
I te didaskalia mogą spowolnić akcję. Czasem popadam w głupotę, kiedy przy każdej wypowiedzi trzeba wsadzić (te wasze) didaskalia, zdaje mi się, że spisuję relację, a nie ciekawe zarysowanie akcji. Dlatego też staram się, by np. w wymianie uczestniczyły dwie osoby, wtedy można zyskać na tempie, a ominąć niepotrzebne wstawki, o ile już czytelnik się nie pogubił ;). Dopiero wejście trzeciej osoby do dialogu wywołuje wstawkę.
No i pisanie sceny zbiorowej na dwa i więcej podejść... dla mnie chyba niewykonalne. Po powrocie do sceny w trakcie jej trwania już nie czuję, i co najgorsze, nie panuję nad sytuacją jak za pierwszym razem.
Pisarz miłości.

sceny zbiorowe

5
Escort pisze: zdaje mi się, że spisuję relację, a nie ciekawe zarysowanie akcji.
bo dialog nie tworzy AKCJI
Biorę z teorii dramatu:
1. dialog dyskusyjny, w którym bohaterowie prowadzą spór i próbują nawzajem przekonać się do własnych racji, może on wpływać na zmianę toku akcji lub obrazować istotny dla całości dramatu problem; 2. dialog sytuacyjny, będący często swoistą charakterystyką bohaterów; 3. dialog konwersacyjny, nie posuwający do przodu akcji, wręcz ją zatrzymujący, obracający się wokół wybranego tematu, nie zawsze istotnego z punktu widzenia całości dramatu; 4. dialog pozorny, w którym brakuje realnego porozumienia się pomiędzy bohaterami, gdyż każdy z nich mówi "innym językiem"



formy dialogowania:
polilog - gadają wszyscy na raz ;)
stychomytia - repliki - wprowadza sytuację:
(daję przykład ze swojego):
– Sens świata jest poza nim. Jeżeli istnieje jakąś wartość, która nie jest przypadkiem… gdyby wartość była w świecie, byłaby przypadkiem, więc nie byłaby prawdziwa wartością. Bo czy prawdziwa wartość może być przypadkiem? – powiedział głośno jakieś urywki z Wittgensteina, który tak niepokoił na egzaminie małą Medyńską.
– Matko Boska… Rów Mariański? – Inka pogłaskała go po policzku z macierzyńską troską.
– Co rów? – zapytał niezbyt skory do rozumienia dalekich skojarzeń.
– Ten twój dół. Jak Rów Mariański. Bo jesteś trzeźwy, a wygadujesz, że strach. Sens świata, Wojtuś, to pierdolenie. Sensu świata szukają filozofowie, artyści i alkoholicy.
– I dziwki.
– Co dziwki?
– To pierdolenie.
– Nie. Dziwki szukają miłości. Przynajmniej te, które znam. Pierdolenie zapewniają im filozofowie, artyści i alkoholicy. A mnie się podobają zwykli ludzie.
– Ha! Romantyzm na miarę PRL – zakpił z grymasem.
– Wszyscy są romantyczni, tylko za często pierdolą panienki albo o sensie świata.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

sceny zbiorowe

7
- - Do widzenia! - rąbnął i ruszył ku drzwiom .
- Czekajże, wariacie!
- Nie potrzeba!... - powtórzył ów, znowu wyszarpując rękę.
To po kiego diabla przyszedłeś! Sfiksowałeś czy co? Przecie to... obraźliwe. Ja cię tak nie
puszczę.


podobnie trochę, nie?
To Dostojewski.
idę tropem: i u Ciebie i u D. (nie dziękuj za zastawienie :), rozkoszuj się) - choć wprowadza ma dynamikę i zawiera "zdarzenie" - jak dramat!, nie stanowi o akacji, lecz wchodzi w arsenał "charakterystyk" postaci ( ergo - quasi-akcja).
Zresztą - to dyskusja akademicka (nawet polecialam po Bachtina)
aha - TAKIEGO czegoś jak wyżej z nożem byś NIE NAPISAŁ, to to kiczowate jest, jak dialogi w niemym kinie ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

sceny zbiorowe

10
Filip pisze: I jak tam? Rozkminiliście, jak to pisać? Bo też mnie to interesuje ;)
dobrze :)

Added in 2 minutes 41 seconds:
Możesz jak Dostojewski - ten ma dodruki ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”