17
Miałam taki wykład, na którym profesor nic nie robił, tylko opowiadał o swoich studiach w Ameryce i słuchał prezentacji studentów (prezentacje z podręcznika, bo jakżeby inaczej). Aby zaliczyć przedmiot trzeba było zrobić prezentację albo napisać esej albo egzamin (odradzany i niezdawalny). Była też starościna całej grupy (150 osób), która miała to wszystko ogarnąć (za profesora). Oczywiście dla wszystkich nie starczyło prezentacji, więc olbrzymia większość pisała eseje (z podręcznika, bo jakżeby inaczej - potem i tak nie sprawdzane). Starościna musiała być na każdych zajęciach, żeby zrobić listę obecności (też się tam jakoś liczyła - albo i nie) - wspominałam, że na wykładach były osoby prezentujące plus kilka zagubionych duszy? Oprócz tego robiła listę osób prezentujących i dostarczała profesorowi osobiście na dyżury. Najlepszą miała zabawę z dostarczeniem esejów (bo musiał je profesor mieć, a jakże, na płytce - nie mailowo!) i listy osób, które je napisały, a ponieważ były 2 terminy w odstępie tygodniowym, to zabawy miała co niemiara. Nikt nic nie ogarniał, profesor też nie ogarniał, więc starościna dostała do niego numer telefonu. Ona dzwoniła do niego w sprawie zajęć i tego, o czym mieliśmy pisać, a on do niej z pytaniami o to, czy ktoś coś będzie prezentował i prośbami, by chodzić na wykłady. Więc jeśli jeszcze chodzi o to dostarczanie, to starościna dostarczała I termin, potem II termin (profesora nie było, bo zapomniał, więc dzwonili do siebie, co z tym zrobić). W końcu starościna została zaproszona do firmy, w której profesor pracował i tam mu wręczyła. Potem jeszcze się z nim spotykała w związku z wystawieniem ocen ("no kiedy one będą?"), a że długo nie wystawiał (bo zapomniał), to spotkań było kilka. Podsumowując, jeśli profesor jest totalnie nieogarnięty, ma gdzieś studentów i swoją pracę (albo niespecjalnie ją ceni), to zawsze wyznaczy kogoś, kto prawie wszystko za niego zrobi, co z kolei i tak będzie wymagało częstego kontaktu między nim a tą osobą. Ach, cudny system edukacji. :)
Dzwoń po posiłki!

18
Dziękuję wam bardzo. Przy okazji odpowiedzieliście na kilka pytań, których jeszcze nie zadałam ;)

Mam kolejne dwa, tym razem z innej beczki, ale nie chcę rozpoczynać kolejnego tematu, dlatego piszę tutaj.
Mianowicie:

1. Mężczyzna, dobijający do pięćdziesiątki, zdrowy, wysportowany, ubrany jedynie w spodnie od garnituru i koszulę błąka się w grudniową noc po ulicach (-8°C). Ile czasu jest w stanie tak chodzić, bez uszczerbku na zdrowiu? (przeziębienie się nie liczy;) ) Muszę dodać, ze facet jest lekko ranny w rękę i w szoku po pewnej scenie, którą zaobserwował. Czy ktoś wie coś na ten temat?

2. Ten sam facet, zazwyczaj niepijący, raczy się koniakiem na pusty zołądek. Ile musi go wypić, by być pijanym?

Będę bardzo wdzięczna za pomoc.
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

19
1. godzinę, może dwie- jest w szoku więc takie irracjonalne włóczenie jest całkiem prawdopodobne (zakładam, że ma buty)

2. 0,3-0,5l koniaku, bezpieczniej będzie jak napiszesz, że obrócił prawie całą flaszkę

20
1, jeśli ranny to prędzej się wykrwawi niż zamarznie... jeśli krwawienie zatrzymał to więcej niż godzinę będzie trudno wytrzymać bez hipotermii, ale jest jescze czynnik koniaku do uwzględnienia (ponoć alkohol rozgrzewa tylko wyobraźnię :) )
Słowem pytanie do kogoś z medycyny...

2, Zależy od wagi, i etapu - pod humorem, na rauszu, dead? Ostatni etap między pół a całą flaszką. Ale tu można zrobić głosowanie...
http://ryszardrychlicki.art.pl

21
1. Jeśli jest to rana otwarta to faktycznie, przez to może wpaść w hipotermię szybciej. Jeśli chodzi o pierwsze skutki wychłodzenia organizmu - dużo zależy od człowieka - ja mam dużą tolerancję organizmu na ujemne temperatury, ale znam osoby, które jeszcze wiosną telepią się z zimna. Jeśli jest wysportowany, niezbyt zmęczony i najedzony, to powinien bez problemu przechodzić(ważne jest też to, jak szybko idzie - im szybciej tym bardziej rozgrzeje organizm pracą mięśni) 3 godziny. Jeśli jednak masz połączyć to z alkoholem, który daje wrażenie ciepła, jednak w rzeczywistości rozszerza naczynia krwionośne, przez co organizm szybciej się wychładza, to mógłby odczuć nieprzyjemne skutki temperatury już po mniej niż godzinie.

2. Tutaj jest dużo czynników - między innymi to, jak pił ten koniak - jeśli wychylił go na raz, to będzie odczuwał dosyć mocne skutki po setce. A po wypiciu jakiejkolwiek ilości, na pewno będą męczyły go dolegliwości żołądkowe - alkohol na pusty żołądek jest zabójczy (czasami dosłownie), więc nie musi pić pół litra - jest niepijący, więc w "komfortowej" sytuacji miałby po czymś takim w czubie.

22
Dziękuję wam bardzo. Pił już po tym, jak przestał chodzić, więc wszystko mi pasuje :)
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

23
1. Myślę, że czynnikiem decydującym jest pogoda. Mianowicie: jeśli pada śnieg, który przemacza koszule, albo co gorsza wieje wiatr - każdy szybko wymięknie, bo organizm momentalnie się wychłodzi. Jeśli jedynym "problemem" jest -8°C, to koleś może tak łazić na prawdę długo. Jednak uważał bym z takim "lezę, bo jestem w szoku". Wydaje mi się, że to zjawisko mocno naciągnięte przez hollywoodzie filmy. Iść bez sensu, przed siebie, pod wpływem szoku można 5min, ale nie 5 godzin, do momentu aż chłód wywoła hipotermie, albo odmrożenia. Wszelkie "uniedogodnienia" (w tym wypadku mróz) szybko otrzeźwiają z takiego stanu, a instynkt samozachowawczy każe (i to dosłownie) wyeliminować dane uniedogodnienie.

2. Stres, chłód i ruch, dość znacząco niwelują działanie alkoholu. Niemniej, dalej jest to kwestia bardzo indywidualna, a wręcz genetyczna (ponoć w śród Azjatów, genetyczne nietolerowanie alkoholu jest bardzo powszechne). I tak np mam znajomych w podobnym wieku. Facet 2 metry wzrostu i ze 110 kg - potrafi się złożyć (i to tak oporowo) po 3 piwach. Kobieta 1,6m i 50kg - wypija pół litra whisky, przepija facetów i podczas gdy wszyscy rzygają, ona potrafi być względnie trzeźwa. Tak więc tu masz pełną dowolność, jednak zważywszy na wspomniane prze zemnie "warunki" spożywania, myślę, że żaden Polak, nie odczuł by zbytnio setki na hejnał.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”