U mnie od zarysu pomysłu do jako takiego tekstu mija zwykle miesiąc i kilka-kilkanaście początków, które nie pokazałbym nawet swojemu psu. Potem w dzień-dwa powstaje coś co uznaję za całkiem zdatne do czytania. I w tedy zaczyna się najgorsze. Bo dalej pisać nie można, bo spory fragment to korekcji. Ale poprawiać też nie za bardzo, bo straci się pomysł. Ostatecznie decyduję się na poprawianie.
Zwykle przy pierwszym, drugim czytaniu zmieniam jakąś część fragmentu. Potem trzecie czwarte czytanie i drobniejsze poprawki. Nastęnie już wkurzony tym, że tekst mi się przestał podobać, gdzieś w całym poprawianiu uleciało to "coś", przelatuje po łebkach i oczywiście po wrzuceniu na forum (bo a nuż coś z tego będzie) byki ni stąd ni zowąd pojawiają się, które nie przeszkadzają może w czytaniu , ale za to potrafią sprawić by człek zapadł się pod ziemię.
Ta reguła powtarza się mniej lub bardziej za każdym razem i szczerze mówiąc ciężko mnie sobie z tym poradzić. Choć od kiedy zacząłem tu pisać widzę jakąś poprawę (a przynajmniej widzę swoje błędy) co może dobrze wróżyć.
No, to wylałem żale. Wasza kolej
