Ano właśnie, piszemy o samym procesie pisania a mi chodzi o sam proces konstruowania historii.
Jacek na przykład daje sobie rozwinąć skrzydła w trakcie pisania, pisze liniowo. Ja natomiast najpierw siedzę i wymyślam, potem zapisuję pomysły. Zapisuję poszczególne sceny (czasem tylko fragmenty dialogów, czasem tylko... słownictwo, np medyczne

które chcę wykorzystać) a potem układam je między sobą (czyli zszywam, właśnie na frankensteina). Czasem zapisuję coś jako relację a potem przerabiam na sceny z akcją.
Ale, to jeszcze nie o to mi chodzi.
Chodzi mi raczej o taki proces: siedzę i konstruuję bohatera. Wiem, że nazywa się (dla celów teoretycznych): Jacek. Ma ok trzydzieści kilka lat. Pracuje w szpitalu powiatowym. Poznaje dziewczynę. Ale czy to taka zwykła dziewczyna? Ma ją po prostu zobaczyć i pokochać? Nie, dorzućmy jakieś dramatyczne okoliczności. Siedzę i wymyślam jakie. Po napisaniu połowy akcji przypominam sobie, że przecież Jacek ma ojca. Kim jest jego ojciec? Zakładam, że fajnie by było, żeby na końcu książki okazał się kimś istotnie związanym z fabułą. Zamieniam jednego z bohaterów (waham się, dobrych, czy złych) na jego ojca. Kilka zmian w akcji wstecz i już mam splot wątków. Warto by pokazać relacje ojca i bohatera, dopisuję kilka dialogów. Zszywam, zszywam. Historia pęcznieje. Nie dzieje się to liniowo.
Najbardziej zazdroszczę innym autorom takich pomysłów, które kierują Czytelnika na manowce domysłów

Ale jednocześnie sama czasem tracę orientację. Muszę wracać do poprzedniego tekstu i sprawdzać, co już zapisałam.
Dlatego robię plan. Wiem, to brzmi strasznie: normalny, szkolny plan. W punktach. Spotkanie z Hermengildą. Pierwszy raz robi origami. Rozmowa o kaligrafii. Idzie do parku.
Potem zaglądam w te notatki i wiem, gdzie jestem. Mniej więcej. Widzę też, które zdarzenia są istotne i jak gęsto koło siebie stoją

Czasem wyrzucam całe sceny bo mi nie pasują, choć to nie tak, że są źle napisane (według mojej skromnej oceny

) Po prostu - wydaje mi się, że nie są na miejscu ze względu na historię.
Czasem dochodzę do wniosku, że o, tu jest za szybko, muszę dorzucić kilka scen dla rozładowania napięcia, a raczej - zwolnić, przed kolejnym punktem zwrotnym.