fabuła

1
Ostatnio borykam się z konstrukcją fabuły. Chętnie pogadam na temat dylematów autorów :)



Lubię, jak cudze książki mnie zaskakują rozwiązaniem jakiegoś wątku, którego się nie spodziewałam (rozwiązania, nie wątku), gdy wątki ładnie się schodzą. Dobija mnie to, że nie wiem, na jakim etapie Czytelnik może mieć jakie domysły :) bo ja znam całą historię od początku do końca a przydałoby się w pewnym momencie przestać myśleć jak Autor a zacząć myśleć jak Czytelnik - z czystą głową :)



Punkty zwrotne w akcji i tempo - jak sobie z tym radzicie? Siedzicie i kombinujecie, czy wena? Ja wiem, dobra historia opowiada się sama, ale dla mnie to wciąż bardzo trudne :D



Napiszcie o swoich doświadczeniach, inspiracjach... i rozwiązaniach fabularnych w cudzych książkach, które Was zachwyciły. Do czego dążycie?

Zuzanna
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

2
Przyłączam się do pytania, zupełnie nie wiem, jak zaskakiwać czytelnika, mam problem z budowaniem emocji. Jak to sie robi ?

3
Powiem tak. Jak dotąd napisałem skończyłem pisać trzy opowiadania, z których dwa przechodzą obecnie solidną redakcję łącznie z recenzjami. I dzięki właśnie owym opiniom, na początku zawsze mojej dziewczyny, widzę, że zaskakuję tam gdzie chcę zaskakiwać, niedopowiadam, tam gdzie miała pozostać tajemnica, a wątki schodzą się i rozchodzą jak trzeba (chociaż w opowiadaniu jest to nieco prostsze z racji długości).

Robię jeszcze wiele błędów, ale wydaje mi się, że co nieco na temat konstrukcji fabuły już wiem.

Niestety, odpowiedź może nie być usatysfakcjonywująca. To wychodzi po prostu naturalnie. Piszesz i właściwie to sam siebie zaskakujesz, kiedy przychodzi ci do głowy nagły zwrot akcji. Zuzanno, ja nigdy nie znam historii od początku do końca, może to dlatego. Ja wiem tylko gdzie zaczyna się pierwsze zdanie i mniej więcej na czym kończę. Dlatego fabuła pisze się sama. Możliwe, że ten akurat element wychodzi mi niezgorzej bo wyobrażam sobie wszystko jako film. Scena, scena, scena, cut, cut i cut. Bardzo mi to pomaga wyczuwać emocje czytelnika.
http://krainaslow.wordpress.com

4
No właśnie, to ja tak nie potrafię :)

Może dlatego, że piszę na frankensteina :) czyli składam historię z klocków. Mam np napisany koniec, początek, pewne sekwencje ze środka. Jedną scenę luźno napisaną obudowuję dialogiami, ona narasta w czasie, puchnie od szczegółów, jakiś miniscenek pobocznych. Potem siedzę i widzę, że zapomniałam wtrącić piętnaście scen wcześniej, że bohater ma pistolet w kieszeni :P i wracam i dopisuję.

Bardzo mnie martwi, że nie to wszystko mi się tak rozłazi, czasem w ogóle nie panuję nad akcją.

Niektóre rzeczy tylko zaznaczam na początku: o, tu będzie jakas scenka obyczajowa, musi tam paść informacja, że X kocha Y (luźny przykład). Zostawiam wolne miejsce i lecę dalej :)

Chciałabymn zamykać sceny cliffhangerami, staram się tego pilnować. Czasem siedzę i myślę, że nie umiem pisać tak ot, żeby wywalić 250 tys słów ciurkiem...

Rozpisuję zdarzenia, robię chronologie, liczę godziny a i tak wciąż mam kłopot z ustawieniem wszystkich klocków. Jak to się udaje innym?
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

5
Rany, choruję na to samo, Zuz. Dokładnie to samo. Kilka fragmentów, które pisało się rewelacyjnie i... coś z tym trzeba zrobić. Kobinuję jak koń pod górę. Chyba łatwiej było pisać ciurkiem, nie tak na wyrywki... Ale wtedy jak zdarzał się przestój, to już mogiła. Teraz otwieram nowy plik i piszę dalej :P Jeden wielki burdel. Właśnie nad tym siedziałam, myślę i myślę... i chyba otworzę nowy plik. Dlaczego post pisze się tak fajnie, a od pół godziny nie dopisałam ani jednego zdania? Siedzę i się w to gapię.



A, ja nie o tym miałam. Zawsze podobały mi się przeplatanki - dwa wątki na zmianę, odrobinę się zazębiające, a później spotykające się... Czemu tak nie zrobię? Bo mam jeden wątek? Cholera.



Idę sobie. Pa.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

6
A, ja nie o tym miałam. Zawsze podobały mi się przeplatanki - dwa wątki na zmianę, odrobinę się zazębiające, a później spotykające się... Czemu tak nie zrobię? Bo mam jeden wątek? Cholera.


Ła! Czytasz mi w myślach :) siostro.

Właśnie, dużo kurde łatwiej pisac o pisaniu, niż pisać. Co jest? :D



Ostatnio piszę coś, siedzę - zastanawiam się, kim właściwie jest mój bohater. I nagle odkrywam, że on musi być tym i tym. I to, gdzie teraz jest to nie przypadek. Historia przenosi się na inny poziom. Ale, może tylko mi się to wydaje? Może tylko niepotrzebnie ubarwiam i ukolorawiam?



Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

7
Mój bohater miał być skur***, niedobry miał być :P A ja go zaczęłam usprawiedliwiać, a ostatnio nawet się cham rozkleił. I znów piszę po babsku, analizując wszystko. Pogubiłam się, a nie wiem, w którym miejscu się potknęłam. Jego żona miała być neurotycznym wypłoszem, ale co taki wypłosz... nie wiem, czy nie przejaskrawiam.



Oblałam się kawą... cudownie.



Za bardzo chyba cofam się wstecz, szukam usterek, zamiast pisać po prostu dalej. Ale ja często tak mam. Otwieram, czytam. Cuś tam automatycznie poprawię... Choroba jakaś, to jak natręctwo. I uświadomiłam sobie, że zawsze tak robiłam. Głupol :P

Potrzebny mi drugi wątek, choć już w miarę wiem, jak wybrnąć z tej wstępnej gadaniny. Kolejny trup? Trup w szafie...? Trup w wannie...



;)
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

8
Nie wiem, czy to wracanie do tekstu jest złe. Werter twierdził, że wartościowa jest tylko pierwsza wersja tekstu, a "Werter", jak wiadomo, to zło. A co do szukania drugiego wątku... kiedyś zdarzyło mi się, że zniechęcona porzuciłam jeden projekt i postanowiłam zająć się czymś innym - podobnym, ale w innym tonie. Dziś to jedno.

Może to jest jakaś rada: dać sobie spokój, odłożyć tekst na jakiś czas i spróbować zająć się czymś innym. Nie musi to być tekst. Może rysunek, piosenka?
Make milk not war!

9
Piszę niemal wyłącznie w pierwszej osobie, więc liniowość pracy narzuca się niejako sama, a to przez ukazanie całości oczyma jednego bohatera. Na początku wiem tylko, kim on jest, umieszczam w niecodziennej sytuacji, a znając własną wyobraźnię, jestem pewien, że właduje się w kłopoty w sposób naturalny i nieunikniony :P



A problem ze spójnością i powiązywaniem wątków wynika często, jak sądzę, z podejścia do tego, co pragniemy zrobić. Kiedy naszym głównym celem jest ukazywanie postaci, zawiłości ich psychiki i motywacji, to właśnie akcja może się rwać, łatwiej o przeskoki myślowe ku odległym wątkom. Natomiast, gdy od początku chcemy opowiedzieć historię, fabuła po prostu płynie, tempo wynika z aktualnie opisywanej sceny a nawet zwirowania i zaskoczenia pojawiają się w sposób niewymuszony. I chyba nie należy się obawiać, że postacie wyjdą wtedy płaskie lub jednowymiarowe, dobra historia skłoni je do zachowań, które zaskakują często samego autora...

10
Kruff pisze:Może to jest jakaś rada: dać sobie spokój, odłożyć tekst na jakiś czas i spróbować zająć się czymś innym.
Dokładnie, Kruff. Najgorzej jest wymyślać na siłę. Im człowiek bardziej się wysila tym trudniej trafić na właściwe rozwiązanie (przynajmniej w moim przypadku^^). Najlepiej zostawić toto na chwilę, odświeżyć mózgowicę i wrócić do problemu z nowym zapałem/ pomysłem.

Co do ogólnej recepty na pisanie, ja zazwyczaj wymyślam dość luźny szkielet opowiadania. Ot, początek, kilka scen z rozwinięcia, puentę. Resztę wypełniam na bieżąco w trakcie pisania. No i zazwyczaj puszczam sobie jakąś pasującą muzykę, co bardzo pomaga ;)
Wędrówka jest przyjemnością samą w sobie i nie o to chodzi by dojść do z góry założonego celu. Bynajmniej.

==,==='=

//`-'

11
Ostatnio zbudowałem fabułę wielowątkową do długiej powieści, zresztą piszę 2 część tylko, że pod innym tytułem. Tak niestety mnie zniechęcała fabuła, dosyć płytka i prosta w 1 części, że musiałem odkładać co jakiś czas i wracać, kiedy mnie nachodziło na pisanie właśnie tego. Tam jednak nie popisałem się z fabułą (pisana jakieś 5 lat temu), próbowałem dopracować, ale już nie chciałem ruszać głównego wątku. Zajęło mi pisanie jakieś 4 lata, a wyszło niewiele materiału.

Jak wspomniałem, zacząłem pisać 2 część na podstawie dokładnie zbudowanej fabuły, jednak.. chyba mnie przerosła - duża ilość wątków, głównych bohaterów jest kilku, innych również jest mnóstwo, sceny zbiorowe strasznie sprawiają mi problemy, ale ćwiczę. Z fabuły jestem zadowolony, ale jakoś się zacinam.



Z drugiej strony myślałem, że nie da się pisać poszczególnych scen, a potem to skleić, bo to dla mnie kompletnie niespójne wyjdzie, przynajmniej w moim przypadku byłoby to pewne.



No i przede wszystkim ja zawsze sobie przygotowuję fabułę, mniejszą, większą, podczas pisania i tak wychodzi, można wprowadzać śmiało korekty. Ważne, żeby człowiek miał w głowie motyw przewodni, ten główny wątek. No i trochę mobilizacji i samozaparcia do pisania, co mi ostatnio brakuje :P.



Na dodatek ostatnio idzie mi strasznie wolno, bo to co napisałem - czuję, że jest kiepskie i ciągle do tego wracam :).



No i co najważniejsze, jednak trzeba to lubić, mieć pomysł, który przede wszystkim mnie zadowala, no, ale ja piszę w szczególności dla siebie, może inne podejście ;) póki o czytelnikach nie myślę.

12
Ano właśnie, piszemy o samym procesie pisania a mi chodzi o sam proces konstruowania historii.

Jacek na przykład daje sobie rozwinąć skrzydła w trakcie pisania, pisze liniowo. Ja natomiast najpierw siedzę i wymyślam, potem zapisuję pomysły. Zapisuję poszczególne sceny (czasem tylko fragmenty dialogów, czasem tylko... słownictwo, np medyczne :) które chcę wykorzystać) a potem układam je między sobą (czyli zszywam, właśnie na frankensteina). Czasem zapisuję coś jako relację a potem przerabiam na sceny z akcją.

Ale, to jeszcze nie o to mi chodzi.

Chodzi mi raczej o taki proces: siedzę i konstruuję bohatera. Wiem, że nazywa się (dla celów teoretycznych): Jacek. Ma ok trzydzieści kilka lat. Pracuje w szpitalu powiatowym. Poznaje dziewczynę. Ale czy to taka zwykła dziewczyna? Ma ją po prostu zobaczyć i pokochać? Nie, dorzućmy jakieś dramatyczne okoliczności. Siedzę i wymyślam jakie. Po napisaniu połowy akcji przypominam sobie, że przecież Jacek ma ojca. Kim jest jego ojciec? Zakładam, że fajnie by było, żeby na końcu książki okazał się kimś istotnie związanym z fabułą. Zamieniam jednego z bohaterów (waham się, dobrych, czy złych) na jego ojca. Kilka zmian w akcji wstecz i już mam splot wątków. Warto by pokazać relacje ojca i bohatera, dopisuję kilka dialogów. Zszywam, zszywam. Historia pęcznieje. Nie dzieje się to liniowo.



Najbardziej zazdroszczę innym autorom takich pomysłów, które kierują Czytelnika na manowce domysłów :) Ale jednocześnie sama czasem tracę orientację. Muszę wracać do poprzedniego tekstu i sprawdzać, co już zapisałam.



Dlatego robię plan. Wiem, to brzmi strasznie: normalny, szkolny plan. W punktach. Spotkanie z Hermengildą. Pierwszy raz robi origami. Rozmowa o kaligrafii. Idzie do parku.

Potem zaglądam w te notatki i wiem, gdzie jestem. Mniej więcej. Widzę też, które zdarzenia są istotne i jak gęsto koło siebie stoją :) Czasem wyrzucam całe sceny bo mi nie pasują, choć to nie tak, że są źle napisane (według mojej skromnej oceny :)) Po prostu - wydaje mi się, że nie są na miejscu ze względu na historię.



Czasem dochodzę do wniosku, że o, tu jest za szybko, muszę dorzucić kilka scen dla rozładowania napięcia, a raczej - zwolnić, przed kolejnym punktem zwrotnym.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

13
Jeśli chodzi o konstruowanie fabuły chyba cię rozumiem. Ja mam tak, że widzę kilka obrazków a raczej słyszę kilka rozmów a potem - kombinuj sobie jak to połączyć (buba!).

Ostatnio staram się z tym nie walczyć i przeprowadzić to tak jak widzę. Jest pełno brakujących części ale to samo w sobie może być zaletą jeśli skończy się i zacznie w odpowiednim momencie.



Co do szybkości prowadzenia akcji -> teraz już dochodzę do 10 czy 15 stron ale jeszcze do niedawna wszystko mieściłam na 5 :P
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

14
Nie wiem, czy to wracanie do tekstu jest złe


Niby nie, ale irytujące. I zawsze coś wyłapię. Zawsze. A jak siadam do takiej porządniejszej korekty, to ślepnę :P


Jacek na przykład daje sobie rozwinąć skrzydła w trakcie pisania, pisze liniowo. Ja natomiast najpierw siedzę i wymyślam, potem zapisuję pomysły.
W takim razie ja miotam się między jednym a drugim sposobem. I chyba mi tak najlepiej.


siedzę i konstruuję bohatera
Bohaterowie powstają dość spontanicznie, poświęcam im mało uwagi. To proces szybki jak pstryknięcie palcami. Zawsze tak było - o, już.



Konkretne, istotne scenki też wchodzą dobrze, najbardziej kopię się z przejściówkami. Żeby prześlizgnąć się między jednym ważnym momentem a drugim. Jakaś taka drętwota :P Coś, co trzeba zrobić, a się nie chce. Zwykle jak coś trzeba, to się nie chce...
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

15
Ja się przyznam, że podobnie jak zuzanna robię plany. Jak jest jakaś walka, to nawet rozrysowywuję, co by sięnie pogubić i dobrze opisać. Natomiast zanim cokolwiek napiszę dla danego pomysłu, choćby pierwszy punkt fabuły, stwarzam całe tło najpierw - czyli gdzie, kiedy, co, dlaczego. Potem wymyślam dopiero historię, zdarzenie po zdarzeniu - wymyślam niekoniecznie liniowo, ale jakoś to leci. Składam w umyśle (i chociaż wiele rzeczy zapominam chwilowo, ostatecznie wszystko jest na miejscu), dopiero potem zapisuję. Nigdy już nie piszę nieliniowo, na frankensteina - przekonałam sie, że dla mnie to nie skutkuje (napisałam najfajniejsze sceny, ale żeby połączyć, to już weny brakło).

Jak zaskoczyć czytelnika? Nie wiem. Nigdy jakoś nie próbowałam, bo i sama nie wnioskuję o historiach, nie umiem więc wczuć się w sytuację. Najczęściej staram się tworzyć fabuły poprostu spójne i logiczne, ewentualnie pokuszę się o jakiś mały zwrot akcji czy inne rozwiązaniue zupełnie na końcu. To chyba najwredniejsze: cały czas razem z czytelnikiem święcie wierzę w jedną wersję, by w zakończeniu podać inną.

Jeśli chodzi o proces tworzenia bohatera, to właściwie takiego nie ma. Zapisuję conajwyżej najważniejsze cechy charakteru (on będzie próżny i oderwany od świata, ona cicha i filozofująca, a tamten usłużny, spokojny i inteligentny), reszta wychodzi w praniu. Potem badam tylko tekst i dialogi pod kątem niespójności bohaterów, przy korekcie czasem zauważam, że w sumie któryś zachował sie nie tak, jak trzeba (najczęściej jednak wychodzi już przy pisaniu).



Więc w fabule - pełna dyscyplina, a postaciach - zupełny brak.
Never do something you wouldn't want to explain to paramedics.

---

"Mała dawka filozofii czyni z człowieka ateistę,

duża zwraca go ku religii."

Francis Bacon
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron