
Ściśle na temat - czy opisywanie tak osobistych przeżyć, choćby nie wiem, jak byłyby przekształcone przez wyobraźnie i jak sprytnie wkomponowane w fabułę, nie jest czasem bardzo, bardzo głupim pomysłem? Wydaje mi się, że łatwo mogłabym sobie tym zaszkodzić, o ile jeszcze nie innym.
Po drugie - czy to nie jest zbyt oklepany temat? Czy ludzie chcą o tym czytać?
Z drugiej strony głupio byłoby nie wykorzystać takich doświadczeń. Czytając o takich rzeczach, naprawdę trudno nie zauważyć bogactwa najróżniejszych historii, które niekiedy są tak oryginalne i uniwersalne, że każda mogłaby być utworem parabolicznym na miarę Procesu Franza Kafki. Najbardziej kręci mnie jako osobę podejmującą próby pisarskie połączenie grozy i piękna, które jest częścią składową doświadczenia schizofrenicznego.
Pamiętam nawet słowa Hermana Hessego. Nie wiem na pewno, czy je dobrze rozumiem, ale niech tam. "I tak jak obłęd, w wyższym tego słowa znaczeniu, jest początkiem wszelkiej mądrości, tak schizofrenia jest początkiem wszelkiej sztuki, wszelakiej fantazji." Chciałabym w to wierzyć.