2
Jasny gwint! Marta na okładce! :D
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Szkoda, że fizyka wygrała AV.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
A fizyka i Wery się cieszą!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

9
Czas na recenzje i uwagi krytyczne od nowego czytelnika. Ogólnie pismo stoi na wysokim poziomie edytorskim (graficznym) i merytorycznym. Przejdę więc do konkretów.

Dział publicystyczny

1. Wstępniak uderza w trochę zbyt wielki dzwon z tą zimą. Ma się wrażenie, że redaktor naczelny przeszarżował z prognozą na drugą połowę kwietnia i maj, a co najważniejsze zabrakło zdania o wiośnie, która zaskoczyła kierowców. ;)

2. Nie jestem historykiem i nie potrafię merytorycznie ocenić frapującego tekstu o ornitoperach z czasów Pierwszej Rzeczypospolitej. Ale rzuciło mi się w oczy fragment:
aż wreszcie piękna Ludwika wylądowała za murami klasztoru. Szczęście uśmiechnęło się do niej w ostatniej chwili, gdy jej uroda zaczęła już przekwitać. Prośba o rękę 34-letniej księżniczki przyszła z dalekiego, zimnego kraju.
Jeśli księżniczka wylądowała na dobre za murami klasztoru, to najpewniej żadne prośby o rękę, by nie pomogły. Jeśli zaś była w okresie nowicjatu, to jeszcze nie wylądowała w klasztorze. (Wersja z ślubami okresowymi w tym wypadku wydaje się wybitnie mało prawdopodobna.) Wątek należałoby rozwinąć.
3. Kolejny tekst zawiera inny kwiatuszek niż poprzedni. Autor pisze w kontekście działań cenzorskich:
(uwzględnić należy jednakowoż
także ludzi w owczych skórach jako jeden z długiego szeregu
aberracji).
Nie wiadomo, czy idzie tu o jakąś wyrafinowaną rehabilitację wilka w owczej skórze, czy też o pastuszków przy stajence. ;) Jeśli o to pierwsze, to autor lekko szarżuje. Liberalne przyzwolenie na wolność słowa a problem szkodliwości tekstów, to dwie różne rzeczy. Klasycy, tacy jak J.S. Mill i późniejsi opierali swoją argumentację na rachunku zysków i strat, więc autor sam zaczyna szarżować... Inna wada komentowanego artykułu to pomieszanie stylu podniosłego z błazeńskim. Cytuję:
Dzisiaj „Indeks ksiąg zakazanych” jest przezwielu – może nawet większość – ludzi traktowany jako
przestarzałe (i dzięki Bogu już niefunkcjonujące, a więc cudownie historyczne) narzędzie opresji, przyczyniające sięngiś do tłumienia wolności ludzkiego ducha i hamujące
rozwój nauki, stymulujące przy tym efekt cieplarniany (te wszystkie spalone książki…).
Czy ten sam zabieg byłby smaczny, gdybyśmy czytali o holocauście? Ironia bywa na prawdę zdradliwa, zwłaszcza w postaci nadmiernie skondensowanej. Podobnie dzieje się, gdy zaczyna pisać o Potterze i Kościele a zapomina o protestantach i innych duperelach. Wychodzi mu nabijanie się z ateistów, którzy przejmują się protestami w sprawie fasolek, jadanych przez pewną fikcyjną postać. :) Czytam dalej:
Co ciekawe, bardzo wiele powieści zostało zakazanych – bądź też podjęto starania o ich zakazanie – w kolebce demokracji, w kraju, który wszystkim kojarzy się z liberalizmem i szeroko rozumianą wolnością. I nie, wcale nie chodzi nam o Związek Radziecki – mowa o Wielkim Szatanie, o królu kapitalizmu, o globalnym policjancie tępiącym nadużycia ludzkich praw. Mowa o Stanach Zjednoczonych.
Przepraszam, czy ten tekst zaadresowano do idiotów, czy też ostatnich spadkobierców KC PZPR? Zamiast wyjaśnić, czy wczuć się w cudze horyzonty światopoglądowe, czytelnik otrzymuje kolejną szarżę retora. Tymczasem pojawia się pytanie: co skłania ludzi żyjących w państwie chlubiącym się swoją wolnością, do ograniczania jej sobie i innym? Czy ludzkie prawa są na tyle spójne, że można o nie walczyć, nie łamiąc ich? Ale zamiast tych pytań - przyznaję w ramach rozwlekłego wstępu - dostaję papkę, wedle której żyję w zlewaczałym społeczeństwie wyznawców Stalina... Po lekturze całości łagodzę opinię. Dariusz zawarł w swoim tekście całkiem imponującą faktografię i przedstawił ją w tempie karabinu maszynowego. Ale czy pomysł z poddaniem pewnych dzieł biodegradacji nie ujawnia cenzorskich zakusów w nowej ekscentrycznej postaci. Zwłaszcza w kontekście pojęcia higieny moralnej i ostrożności w ujawnianiu rozmaitych porno-szczegółów (przypisy też czytam). ;)
4. Nie miałem siły na kolejną lekturę o schematach, czy całokształcie fantastyki, więc tekst Agaty przejrzałem bardzo pobieżnie. Idę dalej.
5. Wywiad jest bardzo ciekawy. Po jego przeczytaniu nęci mnie lektura powieści marynistycznej. Szkoda tylko, że nie pociągnięto wątku słabości Stephena Kinga, czy innych (nie)upodobań literackich. Ja w przeciwieństwie do Mortki, dla przykładu, bardziej zdecydowanie nie cenię Waldemara Łysiaka.

Dział literacki:
1. Tekst "Zabójca przedsmoków" jest znakomity. Bardzo spodobał mi się tryb gawędy, dialogu z domyślnym rozmówcą. Jest znakomity pod każdym względem i można mu dorobić szereg (re)interpretacji. Czyli dopatrzeć się w nim morału ekologicznego, albo anty-aborcjonistycznego, albo też relatywistycznego.
2. Następny jest tekst Ludomiły. Miłośnikom tekstów psychologicznych, czy nawet psychodelicznych, pewnie przypadnie do gustu. Ale mnie jakoś nie zainteresował a może nawet odepchnął narracją z pozycji solipsyzmu.
3. Kolejny: "Ludzie, którym odebrano błoto" jest za to bardzo dobry. W mojej prywatnej klasyfikacji zajął drugie miejsce na podium. Można go czytać na różne sposoby. Na przykład jako przypowiastkę o problemie kolonializmu, albo jako przepracowanie naszych rodzimych bolączkach modernizacyjnych z dziewiętnastego wieku, albo o moralności prowadzącej do zdrady etnicznej.
4. Tekst o poławiaczach Sunu sobie odpuściłem, poczeka na inną okazję.
5. Antyutopia Arka tryska humorem, pełno w niej absurdu, doskonale wykonana. Zajmuje trzecie miejsce na moim prywatnym podium czytelniczym. Mam tylko jedną uwagę. Autor sugeruje, że bohaterowie są Rosjanami (m.in. nazwiska, nazwa stolicy) a jednocześnie mówi, że żyło w niej tylko dwa miliony ludzi... No chyba, że chodzi o niepodległy Obwód Królewiecki.:)

Dużo tego jest. Chyba jednak nie uda mi się przeczytać i zrecenzować za jednym zamachem. Na koniec powiem, więc tylko jeszcze słówko, fantastyka i science-fiction już należy do kultury wysokiej. Podzieliła losy dziewiętnastowiecznej powieści. Istnienie gniotów niczego nie dowodzi.

Pozdrawiam redakcję.
ODPOWIEDZ

Wróć do „QFANT - magazyn fantastyczno-kryminalny”