Elegia. Wulgaryzmy!

46

Latest post of the previous page:

Leszek Pipka pisze: (...) jeśli jesteś zainteresowana szczegółowym wyjaśnieniem, punkt po punkcie, dlaczego nie zgadzam się z Twoim odczytaniem i sugestiami poprawek, mogę to zrobić na privie.
poprosze.
A teraz tylko krótko: tekst MIAŁ BYĆ gęsty, rwany, nieliniowy, chaotyczny (chociaż chaos jest tylko narzędziem, o czym świadczy fakt, że jakaś grupa czytelników poskładała z niego opowiadaną historię - czy i co z niej wyniosła to już jest poza zasięgiem moich mocy sprawczych), wielowarstwowy, z dziurami na domysły.
rozumiem pojecie chaotycznosci w opowiadaniu w warstwie fabularnej, ale tu chaos jest w konstrukcji zdan. Niektorym to nie przeszkadza, mi tak, dlatego zwrocilam uwage i chetnie z toba porozmawiam.
Chciałabyś go wygładzić i skanalizować, niwecząc ten zamiar.
nie, ja chce przywrocic logiczny sens zdan.
I odleżał się dłużej, niż mogłabyś sądzić.
:mrgreen: to już nieweryfikowalne.
Ale i tak, bez względu na mój upór, dziękuję Ci bardzo za wysiłek włożony w weryfkę.
Zdarzylo ci sie pracowac nad moimi tekstami i tez poswieciles im duzo czasu. ;-)

A teraz chodz w kuluary, pogadamy ;-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Elegia. Wulgaryzmy!

47
Wyciągam, bo nie wszyscy zauważyli.
Leszku to też do Ciebie.

[b]Godhand[/b] pisze:W tym wątku dyskutujemy o tekście. I tego tematu prosimy się trzymać.
God
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Elegia. Wulgaryzmy!

48
Ma być o tekście, więc będzie o tekście - z pewnym rozszerzeniem.
Tak, płynna, potoczysta narracja jest zaletą utworu literackiego. Bardzo często przekonujemy się o tym właśnie tutaj, na Wery, kiedy wzrok potyka się na koślawo skonstruowanych zdaniach, a opisy świata i wydarzenia z życia bohaterów wymykają się zwykłej logice. Wtedy chciałoby się przeczytać tekst po prostu napisany gładko, uładzony, nie drażniący umysłu czytelnika swoją chropowatością i zwykłymi błędami.
Ale: chropowata, szorstka narracja, pełna skrótów, przeskoków i nagłych cięć, może być również zaletą. Kiedy? Wtedy, gdy jest świadomym wyborem autora i skorelowana jest z innymi cechami tekstu. Staje się wówczas jednym ze środków stylistycznych, a nie serią potknięć.
Zdaje się, że fragmenty "Pamiętnika z powstania warszawskiego" Mirona Białoszewskiego trafiły nawet do podręczników języka polskiego na poziomie ponadgimnazjalnym. A Białoszewski to klasyk takiej narracji. Poszarpanej, nierównej, czasem ze zdaniami wręcz uciętymi, bez logicznego zakończenia. Bo np. nie kończy się zdania na "albo". Według kryteriów poprawności językowej i tradycyjnej narracji, taki tekst nadaje się tylko do gruntownej przeróbki. Aż dziwne, że młodzież na nim czegoś chcą nauczyć :D
Białoszewski zresztą podobnie pisał swoje dzienniki, widocznie ta forma wypowiedzi najbardziej mu odpowiadała, jako sposób na uchwycenie różnych zjawisk przelotnych, migawkowych, czy to będzie myśl nie do końca uformowana, czy zapis dwóch zdań z rozmowy, która poza tym była bez znaczenia.
A jeśli chodzi o opowiadanie Leszka, to mogę jedynie stwierdzić, że po tych wszystkich komentarzach i analizach, jakie pojawiły się tu od chwili, kiedy napisałam swój pierwszy post, moje wrażenia nie uległy zmianie: wybór takiej formy przekazu jest zaletą tego tekstu.
Czy dałoby się go napisać w sposób bardziej "porządny"? Ależ oczywiście. Czy ta zmiana byłaby korzystna? W moim odczuciu - nie. Wygładzenie go i uporządkowanie niebezpiecznie zbliżyłoby "Elegię" do banału, odbierając jej dużo z obecnej siły oddziaływania.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Elegia. Wulgaryzmy!

49
Tekst mi się bardzo podobał i to pomimo, że nie przepadam za tematyką. I nie przeszkadzało, że zdania urwane. Jak dla mnie to akurat jest na korzyść, że autor zamiast mówić, że mu smutno i źle, pokaże to samą składnią zdania. Zgadzam się z Rubia, że porządek zrobiłby z tekstu banał. "Umarł chłop, jest mi smutno." jest poprawne i nudne. To tutaj jest może mniej i ani trochę. Parę banalnych stwierdzeń się trafia, ale ja w tym widzę raczej prozę życia, niż brak inwencji autora.
Strona autorska.

Elegia. Wulgaryzmy!

50
Leszek Pipka pisze: Siedzę na tarasie jakiejś dziwnej pizzerii - była najbliżej cmentarza – wraz z częścią klasy, która się odliczyła, żeby pożegnać Maćka.
unikamy słów typu: jakiejś
unikamy bylicy
unikamy którozy
unikamy zaimkozy
unikamy siękozy, poza tym to rzadko - poza harcerzami - używany zwrot, lepiej użyć czegoś częściej używanego
unikamy żebozy - trza było napisać: przyjechała pożegnać Maćka i byłoby bez siękozy i żebozy i rzadkiego zwrotu
Leszek Pipka pisze: Jakąś częścią, może połową, może nieco więcej niż połową, bo są wakacje, chyba nieszczęśliwie sobie wybrał czas na własny pogrzeb.
jakąś - powtórzenie
połową - powtórzenie
bo - boboza, unikamy jej w prozie
zaimkoza - bo można było że: czas własnego pogrzebu
no i błąd logiczny, bo najpierw jest połowa, a potem może nieco więcej niż połowa (bo są wakacje) skoro więc wakacje są skorelowane ze stanem osobowym, to korelacja powinna nosić znamiona ujemności, więc: skoro są wakacje, to może nieco mniej niż połowa (bo w wakacje więzy klasowe są luźniejsze)
i albo sobie albo własny
Leszek Pipka pisze: Ciężko znoszę żałobny rytuał, całą „kapliczną”
kapliczną nie w cudzysłowie, nie boimy się neologizmów lub quasineologizmów. ostatnio u Grocholi widziałem czasownik: klaksoni - oznaczający używa klaksonu, o ileż bardziej kapliczny zasługuje na brak wątpliwej asysty ogonków

dobra, pożartowaliśmy, trolując za pomocą typowych forumowych narzędzi, ale ja tu jeszcze wrócę, już na poważnie :roll:

Added in 1 hour 15 minutes 10 seconds:
albo dobra, miejmy już to z głowy

od cynizmu do frustracji tylko jeden krok i uznajmy, że autor się zmieścił, ale narrator już nie i przeszedł czy raczej spadł na drugą stronę, na stronę frustracji
- założenia są takie, że cynizm jest ok, frustracja nie ok (umówmy się na taki podział)

jak ktoś jest źle nastawiony - sfrustrowany - to wszędzie będzie widział zło, słabość, nieudolność, natomiast cynik będzie widział to tak samo, ale opowie o tym jeśli nie z jajem, to przynajmniej ze smakiem.
tu mamy bohatera frustrata:
przytrafia mu się wszystko, co tylko możliwe, dosłownie na każdym kroku jest coś nie tak. wiadomo, to celowy zabieg, ale wszystko ma swoje granice, wszystko się przejada, no i wszystko trzeba zrobić ze smakiem. tu natomiast jest litania (pomijając banały pierwszego akapitu):
murzyńskie wargi
niewielki biznesik - nawet to musi być z sarkazmem
Roberto w pace
oczywiście po wyjściu wydymał na kasę
opuszczenie i zapuszczenie
cienka herbata w brudnej szklance - moi faworyci
dzieci żona smród
sfilcowane poduszki - podium
dobra, dalej w trybie przyśpieszonym, nie będę wymieniał wszystkich przecież: klecha, tina, sapiący grabarze (brązowy medal), i cała późniejsza impreza

tak że jest tu pojechane imperatywem braku pustego przebiegu - wszystko ma nieść jakiś przekaz, a ten przekaz musi być dołujący. wiadomo, wszystko, co jest opisane jest prawdopodobne, możliwe nawet, że nagromadziło się naraz w jednym miejscu, ale to nie usprawiedliwia wetknięcia tego wszystkiego do jednego textu

w ogóle nie dość, że za dużo, to jeszcze wszystko pomieszane jest bez żadnej linii przewodniej. na początku mamy zwykłą tandetę, jakieś przemyślenia godne licealnych wierszy:
bo gdy są żywi, nie zawsze przydziela im się właściwą porcję uwagi (i nie koresponduje to z niezwracającą uwagi kelnerką na końcu- a mogłoby) (plus gangsta czarny rap - otarł się o podium, ale też nie koresponduje, choć mógłby przez murzyńską wargę denata)
w wyglądzie czy ubraniu czegoś, co jeszcze niedawno było żywym człowiekiem - druga dykta tego akapitu
Leszek Pipka pisze: Stałem paląc i myślałem, że jestem na Maćka wściekły za to, że tak beznadziejnie pokierował swoim życiem.
ok, wpuszczasz dalej w maliny, bo wcześniejszy wybór daty własnego pogrzebu - a teraz to - sugeruje samobója
Leszek Pipka pisze: Tyle było tej zajebistości, a niezależności i inteligencji wystarczyło na rzucenie scenicznym szeptem słowa „Katyń” w kierunku pleców zwróconej ku mapie historyczce, omawiającej atak Hitlera na Związek Radziecki.
no, pierwsze szczere zdanie, bez patosu czy tandety

ło i jeszcze ksiądz z wypasioną volvicą a potem laska co ma dziecko z innym księdzem, i cała masa innych - nie, tak się nie da. to jak sitcom, gdzie każda kwestia ma wywołać śmiech - i aktorzy zostawiają pauzę na salwę śmiechu "z widowni". tu jest tak samo, wszystko zazębia się tak, by każda kolejna scena i postać ukazała syf życia itd itp,
to jak zjadliwy felieton zacietrzewionego zacietrzewieńca, który czuje obowiązek walić ze wszystkich dział.

tak mniej więcej mówił prokurator w oskarżycielskiej mowie przeciw Flaubertowi. lecz Flaubert był cynikiem - przedstawił życie dokładnie takim, jakim jest, tu zaś jest tylko frustracja, podbudowana quasiszarpanym stylem i z wymuszonymi, sztucznie pompowanymi i sklejanymi scenkami-hakami.

no i puenta - puentą jest brak puenty - i dobrze, tak bywa, ale potwierdzenie tej życiowej prawdy wymagało przebrnięcia przez te wszystkie "nieszczęścia" i przemyślenia bohatera, więc w tym kontekście nie broni się. za mało, za słabo. tyle słów, a wystarczyło powiedzieć: wszystko chuj.

nie. nie tędy droga.

Elegia. Wulgaryzmy!

51
Smoke pisze: od cynizmu do frustracji tylko jeden krok i uznajmy, że autor się zmieścił
No dzięki.
Smoke pisze: - założenia są takie, że cynizm jest ok, frustracja nie ok (umówmy się na taki podział)
Umówcie się. Czy ja mam co przeciwko temu? Ja się nie umawiam :-P
Smoke pisze: tu mamy bohatera frustrata:
przytrafia mu się wszystko, co tylko możliwe, dosłownie na każdym kroku jest coś nie tak.
No. Prawda. Niedobry jest, zepsuty. Taki czarnowidz taki.
Smoke pisze: tak że jest tu pojechane imperatywem braku pustego przebiegu - wszystko ma nieść jakiś przekaz, a ten przekaz musi być dołujący.
Ma. Nie musi. Ale może? Chyba?...
Smoke pisze: wiadomo, wszystko, co jest opisane jest prawdopodobne, możliwe nawet, że nagromadziło się naraz w jednym miejscu, ale to nie usprawiedliwia wetknięcia tego wszystkiego do jednego textu
A jak nie? Jeśli jest całkiem całkowicie wymyślone?
Smoke pisze: w ogóle nie dość, że za dużo, to jeszcze wszystko pomieszane jest bez żadnej linii przewodniej.
Nie mamy Pana linii przewodniej. I co nam Pan zrobisz?
Smoke pisze: to jak zjadliwy felieton zacietrzewionego zacietrzewieńca, który czuje obowiązek walić ze wszystkich dział.
Smuci mnie niezwyczajnie, iż jednak dokleiłeś te kilka akapitów do albumu z best of the best Betonowego Dziadka. To boli, sadysto!
Smoke pisze: tu zaś jest tylko frustracja, podbudowana quasiszarpanym stylem
I że quasi – też mnie boli.
Smoke pisze: tyle słów, a wystarczyło powiedzieć: wszystko chuj.
Broniewski już powiedział.
Życie jest diabła warte
poza Szopenem, Mozartem;
poza Słowackim i Mickiewiczem
jest w ogóle niczem.
Przewrotnie. Bo to wielki poeta był. A tu jest Wery. Nie podskoczę.
Smoke pisze: nie. nie tędy droga.
Quo vadis, Leszku P?

Teraz bez żartów. O ile rozumiem zarzuty o przepełnienie, brak smaku, patetyczność, czy banalność wyliczanek (choć adresatem byłby raczej bohater), o tyle pojechania po hakach i konstrukcji akurat od Ciebie bym się nie spodziewał. Wiem, że szkolny archetyp „wstęp – rozwinięcie – zakończenie” jest rozwiązaniem podstawowym, sprawdzonym i (wbrew domorosłym rewolucjonistom) jak najbardziej prawidłowym. Tyle, że bezpiecznym i ograniczającym. A odrobina kaskaderki ciągnie, chociaż dziesiątkuje grupę odbiorców.
Nie mam zamiaru silić się na wyszukane złośliwości, jednak nie mogę się oprzeć refleksji; jeszcze ze dwie dychy na garbie, Smoku. Może pietnachę, boś ty wrażliwy :-P Do takiego wniosku skłaniają mnie zamieszczone dotychczas pod tekstem opinie. Chociaż Twój zmysł krytyczny rzeczywiście może być niepodatny na upływ czasu, jego ostrze nie stępi się i wtedy :-P

Elegia. Wulgaryzmy!

53
taaak? to wróćże sobie do tego textu za choćby i dwadzieścia tygodni. xiądz w volvicy może się obroni (bo broni się od stuleci, ino volvice się zmieniajo), ale cienka herbata w brudnych szklankach? toć już nawet te banały z pierwszego akapitu są dobre, bo tam bohater jest w stanie silnego wzburzenia emocjonalnego, a wtedy największe banały urastają do rangi objawienia, a największe dramaty łatwo zamykają się w najprostszych frazesach i truizmach. jeśli więc zrobiłeś to celowo, to git, ale jest to na tyle nieczytelne, że dopiero teraz to widzę.

w każdym razie jak dla mnie tylko ten Katyń Ci się udał, reszta to felietoniki nabite na ostrze pogrzebu niczym szaszłyki - pogrzeb umożliwił ich obserwację, ale mogłoby równie dobrze być to wesele czy coś tam (tysiąc innych okazji), więc widzę tu tylko publicystykę nie różniącą się niczym od wypocin o pokoleniu castoramy czy fejsowych mundrości - to kardynalny zarzut

Elegia. Wulgaryzmy!

54
Widzę, że już więcej tutaj nic nie napiszę, bo praktycznie powiedziano to, co chciałem. Bardzo dobry tekst. Może nie poruszający dogłębnie, ale naprawdę bardzo ciekawie napisany. Czasem wykorzystałbym symbol średnika, ale jest to kosmetyka, tycząca się stylu, więc tu nie będę się narzucał. Ot moja wskazówka, wywołana subiektywnym odczuciem smaku.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron