
Wspierała głowę na rękach opartych o blat i patrzyła na niego. Kilka chwil temu wykrzyczała wiele nieprzyjemnych słów, ale cisza, która teraz zapadła, zdawała się być znacznie głośniejsza od jej wrzasków.
Najgorsze było, że nie wiedziała, co robić. Mogła tylko patrzeć na niego ponad stołem i mieć nadzieję, że da jej jakiś sygnał, co jest nie tak. Był przy niej od prawie czterech lat. Za miesiąc miała być rocznica. Do dzisiaj pamiętała, jak już na pierwszym spotkaniu wzięła go w ramiona. Nie spała wtedy całą noc, zajęta nim. Na drugi dzień spóźniła się do pracy, ale nie żałowała.
Budowali to latami, a teraz…
- A teraz ty to rozwalasz! – nie wytrzymała. – No co jest nie tak?
Nie odpowiedział. A ona z każdą chwilą zyskiwała pewność, że to koniec. Nie odezwie się; będzie tak trwał, milczący i bez cienia emocji. Dygnęła, jakby chciała poderwać się od stołu, ale rozmyśliła się wpół ruchu. Zamiast tego uderzyła pięścią w blat, licząc, że przyniesie to trochę ulgi. Przyniosło tylko ból w ręce.
Pozostał niewzruszony. I doprowadzał ją tym do szaleństwa. Nie pierwszy raz coś się zepsuło, ale do tej pory zawsze udawało się to naprawić. Tym razem czuła, że to coś znacznie poważniejszego. Coś, czego być może nie da się już poskładać. Inni mówili jej czasem, że to nie będzie trwało wiecznie, że na pewno prędzej, czy później coś się stanie. Zawsze powtarzała sobie, że to z zazdrości. Koleżanki powtarzały tak, bo wiedziały, że jest tylko i wyłącznie jej i czuły zazdrość. Same mogły tylko marzyć.
A teraz ich przepowiednie stały się prawdą. Czuła żal i gorycz, silniejsze niż kiedykolwiek w życiu. Ale przede wszystkim czuła złość. Była zła na niego, na siebie, na własną bezsilność. W pewnym momencie wstała po prostu, obeszła stół i chwyciła go mocno.
Żadnej reakcji.
Puściła i uderzyła pięścią, mocno. Był twardy i wytrzymały, nie spodziewała się więc, że wiele to da. Złość była jednak tak duża, że biła jeszcze kilka chwil, na oślep. Potem odeszła od niego na moment, wzięła dwa głębokie oddechy.
- Nie mam na ciebie siły – wyszeptała. – Nie mam na ciebie siły – powtórzyła głośniej. – Nie mam siły! – wykrzyczała, odwracając się gwałtownie i chwytając go oburącz. Zacisnęła powieki, naprężyła ramiona, zakręciła się i puściła uchwyt. Usłyszała trzask pękającej szyby. Szkło posypało się na podłogę. Otworzyła oczy w momencie, w którym jej uszu dobiegł natarczywy dźwięk klaksonu. Podeszła do okna i wychyliła się przez nie. Z wysokości czwartego piętra dostrzegła jakiś czarny samochód, stojący na uliczce pod blokiem. Kierowca wysiadał właśnie z niego, klnąc na czym tylko świat stoi. A na dachu pojazdu, widocznie odcinający się, leżał on.
Jej laptop. A raczej jego szczątki.