Szafa [opowiadanie, całość]

1
Mój drugi tekst na forum, więc w dalszym ciągu jest stres :D W każdym razie, zapraszam Państwa do czytania! Miłego (:
Szafa
Szafa była stara i wielka, a w dodatku mieszkał w niej potwór.

Bałem się jej, od kiedy pamiętam, choć prawdziwa groza wylała się dopiero wtedy, gdy miałem jakieś osiem lat. Wcześniejsze lata zdążyły jednak skutecznie ugruntować we mnie strach przed szafą i tym, co po zmroku czai się w jej wnętrzu. Stare drewno trzeszczało ponuro w nocy, przyprawiając mnie o ciarki na plecach, i wiedziałem, że potwór układa się wygodniej w swoim legowisku. Nie to jednak było najgorsze – oznaczało, że spał w środku, więc byłem względnie bezpieczny. Gorzej, gdy pojawiał się przeciągły pisk rozchylanych drzwiczek, a w powstałej szparze błyskały jego czerwone oczy.

Za dnia szafa była majestatycznym, ręcznie rzeźbionym meblem „z charakterem”, jak mawiała mama; chyba ze względu na to rodzice dotąd jej się nie pozbyli. Nikt nie chciał słuchać, że ów charakter niezbyt mi się podoba. Stała pod ścianą w rogu mojego pokoju, także doskonale widziałem ją z łóżka, o ile odważyłem się wyjrzeć spod szczelnie naciągniętej na głowę kołdry. Zazwyczaj nie miałem tej odwagi.

Przypominała trochę tę słynną szafę z "Opowieści z Narnii": była równie ogromna i cuchnęła starym drewnem. Och, ile bym dał, by w mojej szafie kryła się jakaś magiczna kraina – ale nie, w mojej był tylko ten paskudny potwór. Za dnia jej wnętrze podzielone było na dwa segmenty: po prawej znajdowały się półki tak głębokie, że z pewnością mógłbym się w nich zmieścić, gdybym tylko podkulił nogi. Z lewej zaś była wnęka dla ubrań na wieszakach, gdzie nadgryzane przez mole umierały stare płaszcze mamy, których nie chciała wyrzucić i które nie mieściły się nigdzie indziej. Na dnie leżało kilka par butów.

W nocy zaś… w nocy to wszystko znikało, a miejsce skarpetek zajmowały truchła gołębi, z których potwór wysysał krew.

Tu nie ma żadnych potworów. Nie istnieją. O, zobacz. Nic tu nie ma, widzisz?
– tak powie każdy dorosły, otwierając szeroko drzwi szafy, za którymi widać tylko równo złożone koszulki. Łącznie z moją mamą, która nie raz udowadniała mi, jakoby potwór nie istniał i wszystko było w jak najlepszym porządku. Idź spać, mówiła. Czy nie jesteś już za duży, żeby wymyślać takie rzeczy? Chyba nie chcesz obudzić ojca? Zostawię ci zapaloną lampkę, to na pewno odstraszy tego twojego stworka. Śpij, synku.

Jakże mógłbym zasnąć? Nic nie było w porządku. A światło nigdy nie przeganiało potwora, tylko gasło, gdy wychodził z szafy.

Oczywistym było, że dorośli go nie widzieli. Żaden potwór nie byłby na tyle głupi, żeby im się pokazać, prawda? Zależało mu tylko na mnie. Żywił się młodym, dziecięcym strachem.

Jak mówiłem, szafa przerażała mnie od zawsze. Z początku był to niczym nie uzasadniony lęk, który snuł się w powietrzu, aż w końcu zawisł niczym gradowa chmura, której gęsta konsystencja czasem muskała moje ciało w dziwnych miejscach, nie czyniąc jak na razie krzywdy. Przez lata te obawy rosły, pęczniały jak zalane wodą płatki owsiane, aby w końcu zmaterializować się w postaci potwora, który prześladował mnie nocami. Nie zawsze, ale na tyle często, bym znowu zaczął moczyć łóżko ze strachu, co nie zdarzało mi się, odkąd skończyłem trzy lata. Mama była wściekła, ale zdecydowanie bardziej bałem się potwora, niż jej.

Spotkałem go po raz pierwszy pewnej sierpniowej nocy, która nadeszła po jednym z tych upalnych dni końca lata. Nie spałem jeszcze, wsłuchując się w panującą ciszę, przerywaną jedynie odległym szumem przejeżdżających z rzadka samochodów. Okno było szeroko otwarte, by wpuścić do środka choć najmniejszy powiew chłodnego powietrza. Dlatego właśnie w pierwszej chwili pomyślałem, że to ono tak skrzypi, poruszane lekkim wiatrem – dźwięk był jednak bardziej głęboki, złowieszczy, no i dochodził z przeciwnej strony pokoju. Z szafy. Która na pewno była zamknięta, gdy kładłem do łóżka.

Z niepokojem spojrzałem na starą szafę. A wtedy ona spojrzała na mnie.

Jak sparaliżowany wpatrywałem się w szparę powstałą w drzwiczkach, uchylonych na jakieś pięć centymetrów, skąd spoglądały na mnie duże, czerwone ślepia, świecąc w ciemności jak dwa znicze. Ich kształt był dziwny – jakby miały pionową źrenicę. Poza tym kompletnie nie mrugały, tylko były tam, zawieszone w nicości, złowrogie i przerażające. Dopiero później pojąłem, że nie były zdolne do mrugania. Stwór nie miał powiek, ale o tym miałem się jeszcze przekonać.

Bowiem gdy z szafy wyłoniła się długa, koścista, srebrnoszara kończyna, która mogła być zarówno ręką, jak i nogą, odzyskałem nagle władzę nad ciałem i z piskiem paniki naciągnąłem kołdrę na głowę, kuląc się u wezgłowia łóżka. Z dziecięcą naiwnością wierzyłem, że gdy nie będę czegoś widział, to coś nie zobaczy również mnie. Przed oczami jednak wciąż miałem pięć długich, zakrzywionych pazurów, obejmujących drewnianą ramę. Więcej nie zdążyłem zobaczyć. Nigdy nie chciałem już widzieć nic więcej. Niestety, to był dopiero początek.

Bo po chwili usłyszałem te pazury stukające o panele podłogi, a towarzyszył temu dźwięk, jakby ktoś ciągnął po ziemi ciężki wór mąki. Jeśli to w ogóle możliwe, wcisnąłem się głębiej w ścianę za moimi plecami, jak mantrę powtarzając w głowie: to nie jest naprawdę, to nie jest naprawdę, to nie jest naprawdę…

Dźwięki jednak przybliżały się z każdą sekundą, aż w pewnym momencie raptownie się urwały, a ja poczułem mdlący, słodkawy zapach, który przypominał ten, gdy kiedyś w lodówce zepsuło się mięso i mama musiała je wyrzucić. Nastała cisza, którą przerywał jedynie ciężki, świszczący oddech. Nie należał do mnie - ze strachu niemal zapomniałem, jak się to robi. To ciemność wokół mnie oddychała.

Zaraz doszły do tego nowe dźwięki. Stwór węszył, tak jak to czynią psy, gdy poczują interesujący zapach. Zamarłem, gdy usłyszałem stukot tuż przy moim łóżku. W tamtym momencie byłem pewien, że potwór stoi tuż przy nim i patrzy prosto na mnie. Cóż jednak mogłem zrobić? Drżałem, zaciskając pobielałe palce na poduszce, a serce łomotało mi w piersi. Koszulka przylgnęła do mokrych pleców.

Miałem to nieszczęście, że moje łóżko tylko wezgłowiem przylegało do ściany; pozostałe jego boki pozostawały wolne i potwór postanowił to wykorzystać. Nieskończenie powoli sunął wzdłuż nich. Doskonale słyszałem, jak przesuwa się po podłodze, tak jakby ciągnął za sobą zwłoki. Dźwięk ten przyprawiał mnie o dreszcze.

I nagle, tak jak wszystko się zaczęło, tak się skończyło. Ponownie nastała cisza, ale zniknął ów okropny odór. Wiedziałem, że potwór musiał odejść, lecz mimo to nie wychyliłem nawet czubka nosa zza kołdry, dopóki nie zaczęły przez nią przeświecać pierwsze promienia słońca.

Tylko światło słoneczne ma prawdziwą moc przeganiania potworów. Nie potrafi tego żadne ze sztucznych: ani światło lampy, ani latarki, ani świecy. Tworzą tylko dodatkowe cienie, które są doskonałą kryjówką dla potwora. Poza tym zbyt łatwo jest się ich pozbyć – jedno pstryknięcie, silne dmuchnięcie – i znów nastaje groza. Ze słońcem jest inaczej. Nawet jeśli kryje się za chmurami, potwór wie, że wciąż jest obecne – i nie odważy się wyjść ze swego schronienia. Niejednokrotnie żałowałem, że słońce nie może świecić przez całą dobę. Było moim jedynym obrońcą.

Dopiero, gdy poczułem jego ciepło przez kołdrę, odważyłem się wyjrzeć na zewnątrz – pokój był pusty. A szafa zamknięta. W tamtej chwili byłem gotów uznać to wszystko za przerażająco realistyczny koszmar. Jednak gdy kilka godzin później ubierałem się na śniadanie, na framudze drzwi szafy dojrzałem trzy głębokie rysy. Coś ciężkiego opadło mi na samo dno żołądka. Wiedziałem, że tylko jedna rzecz mogła je tam pozostawić: długie, ostre pazury.

W tamtym czasie mama zmieniła pracę i nie mogła dłużej całować mnie w czoło na dobranoc. Po raz pierwszy do snu układał mnie ojciec. Upierał się, by pomagać mi włożyć piżamę, mimo że od dawna sam radziłem z tym sobie doskonale. Tęskniłem za mamą, choć jej obecność nie miała żadnego wpływu na poczynania potwora. Nie bał się jej. Ojca też nie. Za to uwielbiał, gdy ja bałem się jego.

Po raz pierwszy zobaczyłem go w pełnej okazałości wiele tygodni później, pewnej nocy, gdy znów siedziałem skulony pod kołdrą, szczękając zębami ze strachu. Dobiegł mnie ten wciąż powtarzający się schemat: coś ciężkiego, wleczonego po podłodze, zbliżało się do mojego łóżka, aż znieruchomiało gdzieś w jego nogach. Wiedziałem już, co nastąpi zaraz: węszenie, chrząkanie i szuranie, gdy potwór będzie chodził dokoła mojego łóżka.

Ale wtedy ugiął się materac. A ja skamieniałem ze strachu.

Coś wlazło na moje łóżko. Było dość spore, zdecydowanie zbyt wielkie dla małego chłopca, spokojnie można by nazwać je małżeńskim, ale nagle okazało się za małe, by ukryć się gdziekolwiek, czy spróbować ucieczki. Potwór powoli przesuwał się w moim kierunku. Czułem jego obezwładniający odór.

A potem nagle, jednym ruchem, została ze mnie ściągnięta kołdra.

Choć marzyłem tylko o tym, by zacisnąć mocno powieki, wyszeptać życzenie i zniknąć, to patrzyłem szeroko otwartymi oczami. A potwór patrzył na mnie.

Był niepodobny do niczego, co mogłoby istnieć zgodnie z prawami natury. Miał dużą, obłą głowę, zdecydowanie większą od ludzkiej, a jego oczy o pionowej źrenicy tkwiły w niej wytrzeszczone jak dwie piłeczki pingpongowe. Nie miał powiek ani rzęs, ani nawet brwi. Właściwie był kompletnie bezwłosy na całym ciele. Dalej jego gęba zwężała się w podłużny szpic, przypominający trochę pysk aligatora – miał nawet takie same, zachodzące na siebie dwa rzędy grubych, pożółkłych zębów.

Głowa osadzona była na długiej szyi, która przechodziła w tors podobny do ludzkiego. Jednak człowiek ten musiałby być niesamowicie wychudzony; widziałem wszystkie pojedyncze żebra w zapadniętej klatce piersiowej. Jego skóra była gładka i napięta, o srebrzystoszarej barwie, trochę jak poświata telewizora w ciemnym pokoju. Miał dwie nienaturalnie wydłużone, pająkowate ręce, równie chude jak reszta ciała, zakończone dłońmi z pazurami długimi na dobre pięć centymetrów.

Do kościstej miednicy nie przylegały nogi. Tylko dwa ohydne kikuty, kończące się tuż przed kolanem. To stąd pochodziły owe oślizgłe dźwięki przesuwanego ciała, musiał bowiem poruszać się jedynie na rękach, ciągnąc za sobą resztę.

Spróbowałem ponownie nakryć się kołdrą, by nie musieć na niego patrzeć, ale coś przytrzymało materiał, który wyślizgnął mi się z dłoni. To potwór położył swoją pazurzastą łapę z drugiej strony. Zadrżałem.

Do tej pory uważałem łóżko za swoisty ostatni bastion, miejsce, którego potwór nie odważy się skazić swoją obecnością. Kuliłem się na nim, schowany pod kołdrą, wierząc, że zapewnia mi ochronę przed pełzającą po podłodze grozą. Tej nocy jednak potwór przekroczył tę niewidzialną granicę. Ach, jakże byłem naiwny! I jakże się we wszystkim myliłem. Jak bardzo, miało się dopiero okazać.

Dopiero gdy potwór z powrotem zniknął za drzwiami szafy, poczułem, że prześcieradło pode mną jest mokre i zimne. Zmoczyłem się, nawet tego nie zauważając. Mama nie będzie zadowolona. Chciałem coś z tym zrobić, ale wciąż byłem zbyt przerażony, by choćby wystawić mały palec u nogi poza granice łóżka, mimo że nie gwarantowało już bezpieczeństwa.

Jakimś cudem doczekałem świtu. A kolejna noc miała być jeszcze gorsza.

Może miało z tym wspólnego też coś, że ojciec upił się wieczorem do nieprzytomności i potwór wiedział, że będę zdany wyłącznie na siebie?

Było już tak późno, że niemal zasypiałem, sądząc, że tym razem się nie pojawi. W gruncie rzeczy rzadko kiedy wychodził dwie nocy z rzędu. Moje nadzieje jednak okazały się płonne. Już na granicy snu usłyszałem głęboki zgrzyt otwieranej szafy – i wtedy zacząłem wrzeszczeć, jakby od tego zależało moje życie. Nie mogłem znieść myśli, że znowu miałbym stanąć z nim oko w oko.

Zdarzało mi się jeszcze kilkukrotnie później ściągać wrzaskiem mamę w te dni, kiedy miała wolne od pracy; zazwyczaj jednak wolała udawać, że nic nie słyszy. Na moje nieszczęście na to wołanie mógł odpowiedzieć tylko ojciec. Wpadł do mojego pokoju w potarganym szlafroku, ze zmarszczonymi brwiami i wykrzywionymi w złości ustami.

- Co ty wyprawiasz?! – warknął. – Chcesz całą ulicę pobudzić? Ty w ogóle wiesz, która jest godzina?!

Przełknąłem głośno ślinę. Co miałem zrobić? Potwór zniknął oczywiście w tej samej chwili, w której pojawił się dorosły. Mimo wszystko powiedziałem o swoich obawach. Ojciec przez chwilę zaniemówił, a potem podszedł do mnie szybko. Wyraził swoje niezadowolenie na swój specyficzny sposób, ale mimo wszystko otworzył drzwi tej przeklętej szafy (potwora nie było), a nawet zostawił mi zapaloną lampkę boczną na ścianie. Wyszedł po chwili, zapewniając mnie, że nie chciałbym, by musiał przychodzić tu ponownie.

Nie chciałem. Ale potwór miał to gdzieś. W tamtej chwili nie wiedziałem, konfrontacja z kim przeraża mnie bardziej. Gdy tylko usłyszałem odległe kliknięcie zamka w sypialni rodziców, ponownie rozległ się zgrzyt szafy. Lampka zamigotała i zgasła. Potwór wytoczył się z szafy i miałem wrażenie, że jego pysk uśmiecha się drwiąco. Nie zdążyłem nawet schować się pod kołdrę. W milczeniu, z sercem w gardle, czekałem na to, co się wydarzy.

Tej nocy, mimo że minęło tak mało czasu, potwór przekroczył kolejną granicę. Wspiął się na łóżko, tak jak poprzednim razem, i zatrzymał tuż przede mną. A potem wyciągnął rękę i zacisnął pazurzastą dłoń na moim przedramieniu.

Wciągnąłem gwałtownie powietrze, wydając cichy pisk i szarpnąłem, ale trzymał mocno. Czułem, jakbym w jednej chwili wsadził rękę do płynnego lodu. Jednocześnie ogarnęło mnie potworne zimno, a także parzący, ostry ból. I mimo że powtarzałem sobie, że to tylko sen, koszmar najgorszego rodzaju, to rano na moim przedramieniu wciąż widniały cztery sine pręgi, pozostawione przez jego palce. Przykryłem ślady długim rękawem, by nikt nie mógł oglądać śladów mojego horroru.

Mijały tygodnie, później miesiące, a potwór posuwał się w nękaniu mnie coraz dalej. W tamtym czasie schudłem i zmizerniałem, pod oczami utrwaliły się ciemne kręgi od ciągłego niewyspania i podskakiwałem na każdy głośniejszy dźwięk. Pogorszyły się też moje oceny, nie potrafiłem bowiem skupić się tak, jak wcześniej. Dorośli wokół mnie udawali, że nic nie widzą, a może rzeczywiście nic nie widzieli, zajęci własnymi osobistymi tragediami, z których nie zdawałem sobie sprawy.

I o ile na początku wizyty potwora nie trwały długo – mijały zaledwie minuty, dla mnie ciągnące się godzinami, w których miałem ochotę zniknąć, uciec, umrzeć, a w których nie mogłem zrobić nic poza przygryzaniem warg aż do krwi, byleby nie krzyczeć – to pod koniec mojej udręki spędzał w moim łóżku całe noce, znikając w szafie dopiero tuż przed świtem. W ostatnich tygodniach leżał wraz ze mną w łóżku tak blisko, że czułem śliski, odrażający dotyk jego skóry i chłód bijący od jego ciała. Patrzył na mnie tymi czerwonymi oczami bez powiek, często trzymając szponiastą dłoń na mojej piersi, tak jakby chciał się przekonać, kiedy w końcu umrę ze strachu przed nim i moje serce przestanie bić. Robił też wiele innych rzeczy, strasznych rzeczy, o których wolałbym zapomnieć, a które pozostawiły głębokie blizny na moim ciele i jeszcze głębsze na duszy.

Pewnego dnia nadszedł koniec tego koszmaru – wyprowadziliśmy się do mniejszego miasta. To znaczy, tylko ja z mamą. Rodzice wzięli rozwód krótko przed tym, a dom był własnością ojca, odziedziczoną po jego zmarłych rodzicach. Został więc w nim. On i potwór.

W moim pokoju w nowym domu była równie nowa szafa z białej sklejki, kupiona w Jysku, tak samo niegroźna zarówno w dzień, jak i w nocy. Mimo to wciąż spałem z zapalonym światłem, które jednak tym razem paliło się całą noc i nie gasło.

Krótko po przeprowadzce przez ten nowy dom przewinęło się mnóstwo psychologów dziecięcych i terapeutów. Zdawało się, że wiedzą o wszystkim, ale tak naprawdę nie mieli pojęcia o niczym. Zadawali mnóstwo pytań, na które miałem wrażenie, że boją się usłyszeć odpowiedzi, prawie tak samo mocno, jak ja bałem się ich udzielić. Dlatego odpowiadałem kłamstwami, a oni udawali, że w nie wierzą. Jakoś się to toczyło dalej.

Mijały lata, w których starałem się wyrzucić wszystkie wspomnienia o tamtym okresie; niestety, nie było to proste. Choć kontury niektórych wydarzeń się zatarły i wyblakły, nie potrafiłem o nich zapomnieć. Dlatego po prostu starałem się o tym nie myśleć i żyć dalej jak każdy normalny chłopak.

Okazało się, że to również nie jest proste. Dorosłem, a widmo koszmaru z dzieciństwa ciągnęło się za mną jak lepka, trująca mgła. Najbardziej zaburzyło to moje relacje z innymi ludźmi. W żadnej ze szkół nie znalazłem przyjaciół, nie potrafiłem się otworzyć przed innymi i zostałem samotnikiem. Czułem się brudny, niegodny, by ktokolwiek zbliżał się do mnie na tyle, by poznać mnie lepiej – uważałem, że jestem jak studnia pełna szamba, które wyleje się, gdy tylko ktoś przebije kruche osłony mojego wyobcowania, a tego nie chciałem. Nigdy nie miałem też dziewczyny. Przerażała mnie sama myśl o bliskości fizycznej. Gdy tylko o tym pomyślałem, znów czułem śliski dotyk cuchnącego ciała na skórze i bałem się, że mógłbym spanikować w tak bliskim kontakcie z kimkolwiek. Nie chciałem, by uznano mnie za czubka.

Złożyło się jednak tak, że po skończeniu liceum zapragnąłem iść na studia na jeden, konkretny kierunek, który był na tylko jednej jedynej uczelni w całym kraju, akurat w moim starym mieście. W tamtym czasie nie powodziło nam się najlepiej i musiałbym podjąć pracę, jeśli chciałbym się wyprowadzić, gdyż mamy nie było stać, aby pokryć moje koszty utrzymania. Jednak na samym początku studiów, gdy wszystko było nowe i jeszcze nie w pełni wiadome, praca wielce utrudniłaby mi naukę, a tego wolałem uniknąć.

Dlatego właśnie – mimo wszystko - zdecydowałem się zamieszkać w moim starym domu, razem z ojcem.

I z potworem.

W gruncie rzeczy nie wiedziałem, czy wciąż tam jest, choć szafa oczywiście stała na swoim miejscu. Miałem ogromną nadzieję, że przez te wszystkie lata, w których pokój stał pusty, wyniósł się gdzieś, by dręczyć kogoś innego. Ojciec wciąż mieszkał samotnie; jakoś nie udało mu się ustatkować ponownie, podobnie jak i mamie, choć z tego, co wiedziałem, przez kilka miesięcy był z jakąś kobietą, ale w końcu się rozeszli. Mama zaś do tej pory nie znalazła sobie nowego partnera.

Spotkanie z ojcem po tak długim czasie nie należało do przyjemnych. Wyraźnie podupadł za zdrowiu i niewiele w nim było z tego dumnego, wymagającego posłuchu mężczyzny, którego pamiętałem. Alkohol też musiał zrobić swoje; dłoń, którą podał mi na powitanie, trzęsła się wyraźnie, i trudno mi było sobie wyobrazić, by teraz była zdolna do czegokolwiek poza uniesieniem butelki do ust. Nie zmieniło to faktu, że doskonale pamiętałem wszystko, co spod niej wyszło. Mimowolnie odetchnąłem z ulgą, lecz w tej samej chwili obudziło się we mnie coś jeszcze. Czułem, że potwór wciąż tu jest. Choć sam nie mogłem go zobaczyć, jego spojrzenie przez cały dzień drażniło włoski na moim karku. Nadchodził czas konfrontacji z przeszłością, której podświadomie pragnąłem.

Zmrok zapadał wyjątkowo szybko, gdy siedziałem na łóżku w mojej starej sypialni, zerkając nerwowo na szafę. Mimo że minęła ponad dekada, wszystko wróciło do mnie w jednej chwili z pełną mocą wspomnień wystraszonego na śmierć ośmiolatka. Choć szafa zdawała się być jakby mniejsza i mniej groźna – a może to ja dorosłem? – wciąż odczuwałem palący niepokój. Choć nic się jeszcze nie stało, już żałowałem, że zdecydowałem się tu wrócić. Niepotrzebnie odgrzebywałem koszmar z przeszłości, a przecież nie liczyłem na katharsis.

Które nadeszło mimo to, poprzedzone spotkaniem z nim.

Szafa zaskrzypiała, gdy tylko zapadła ciemność, tak jakby potwór nie mógł się już doczekać, aby zobaczyć po latach swoją ofiarę. I znów zaatakować, głodny jej strachu. Tym razem jednak nie kuliłem się u wezgłowia łóżka, tylko siedziałem na nim ze stopami opuszczonymi na podłogę, czekając, aż potwór wytoczy się z szafy.

Zobaczyłem wychudzoną, nieproporcjonalnie długą rękę, która jako pierwsza wysunęła się i opadła na podłogę. Za nią zaraz podążyła druga, stukając pazurami o drewniane panele. Później pojawiła się obła głowa z wytrzeszczonymi oczami. Potwór wyślizgnął się z szafy w całej swej kościstej okazałości i wbił we mnie czerwone spojrzenie.

A ja zamarłem, patrząc na niego z lekko rozchylonymi ustami.

Ze zdumieniem odkryłem, że wcale się go nie boję. Nie poczułem ani iskierki strachu, wręcz przeciwnie – na jego widok rozluźniłem się zauważalnie. Nie był przerażający. Ani trochę. Raczej groteskowo zabawny, z tymi wyłupiastymi oczami jak u postaci z kreskówki i pyskiem, który naprawdę wyglądał jak u aligatora. Dlaczego przybrał taką akurat formę? Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, a teraz jego wygląd wydał mi się wyjątkowo nietrafiony. Był tak chudy, że mógłbym go dosłownie zdmuchnąć z powrotem do szafy.

Potwór patrzył na mnie, powoli ruszając swoim posuwistym sposobem w moją stronę. Wyglądał jak kulawa żelka. Bardzo brzydka i nieapetyczna żelka. Parsknąłem mimowolnie, a on znieruchomiał, wyraźnie zdezorientowany. Ale nie był straszny. Już nie. Był śmieszny. Zacząłem się więc śmiać.

Im dłużej patrzyłem, tym bardziej żałosny w swojej śmieszności mi się wydawał, i śmiałem się, śmiałem coraz głośniej, a mój śmiech wznosił się i opadał, wypełniając cały pokój. A potwór, pierwszy raz spotkawszy się z taką reakcją, obrócił się niezdarnie – to przez te żelkowe kończyny – i wtoczył z powrotem do szafy, zamykając za sobą drzwi z głuchym trzaśnięciem.

Zniknął, ale wiedziałem, że to nie jest koniec. Został ośmieszony, wyszydzony – a potwory tego nie lubią. Jak mrowienie pod skórą, czułem, że będzie chciał się zemścić, pewnie już kolejnej nocy. Uśmiech spełzł z mojej twarzy, przeradzając się w wykrzywiony grymas. Odkrycie na nowo natury potwora i własnych możliwości wypełniło mnie stalową determinacją. Wiedziałem, co muszę zrobić. Chciałem odpłacić mu się za te wszystkie noce pełne strachu i bezsilności.

Nie pomyliłem się – potwór pojawił następnego dnia tuż po zachodzie słońca, równie wcześnie, co poprzednio. Szybko wypadł z szafy i w jego oczach widziałem jakąś zawziętość, której wcześniej tam nie było. Zakrzywione szpony wycelowane miał w moją twarz i wiedziałem, że tylko jeden z nas wyjdzie z tego starcia zwycięsko. Byłem jednak przygotowany.

Gdy tylko wyciągnął pazury w moją stronę, zamachnąłem się trzymanym w prawej ręce tłuczkiem do mięsa i uderzyłem go w kościste przedramię, które pękło jak zapałka. Potwór zawył głucho, w jego oczach dojrzałem ból i niedowierzanie – ale nie zamierzał się poddać. Odskoczył do tyłu i wiedziałem, że wypatruje okazji, by rzucić się na mnie ponownie. Nie czekałem, aż to uczyni. Dopadłem go w dwóch susach. Wymierzyłem w jego klatkę piersiową i usłyszałem ohydny chrzęst łamanych żeber. Potwór próbował złapać trzonek tłuczka, ale był zbyt wolny. Zamachnąłem się ponownie i tym razem wymierzyłem w jego czaszkę. Tłuczek jednak zsunął się, trafiając go ostrą krawędzią w bark, obok szyi. Uderzyłem jednak tak silnie, że przebił skórę, zagłębiając się na dobre trzy centymetry w mięśniu. Zaparłem się mocno, wyciągając go z ciała z nieprzyjemnym mlaśnięciem. Z rany trysnęła ciemna posoka, która w ciemności zdawała się być niemal czarna.

Potwór zaskowyczał i zaczął się wycofywać, tuląc złamaną rękę do strzaskanej piersi. Zdołał dotrzeć do szafy, a tuż przed tym, jak zniknął w jej wnętrzu, przelotnie uchwyciłem jego spojrzenie. Było pełne bólu i złości, ale stało się też coś, czego nigdy bym się nie spodziewał – potwór płakał, płakał prawdziwymi łzami, które spływały po jego gładkich policzkach i trójkątnym pysku, mieszając się niżej z krwią z rozoranego barku.

Nie czułem ani grama współczucia. I tak pozwoliłem mu na to, na co potwór nigdy nie zezwolił mnie. Pozwoliłem mu się schować, czego on zawsze mi odmawiał, zmuszając, bym przeżywał mój koszmar do samego końca.

Od tamtego czasu role się odwróciły. Potwór z drapieżnika stał się ofiarą, a jego dotychczasowa ofiara sprawcą, którego stwór sam powołał do życia. To jego wpływ zdeterminował całe moje późniejsze życie i doprowadził do tego, czym się stałem. To on mnie stworzył – swojego własnego potwora.

Teraz każdej nocy słyszę cichutkie drapanie w drzwi szafy od wewnętrznej strony, ale potwór już z niej nie wychodzi. Za bardzo się boi. Boi się mnie – i tego, co mógłbym mu zrobić, gdyby jednak wyszedł. Dlatego siedzi cicho we wnętrzu szafy, powoli umierając z przerażenia, a ja w końcu mogę spać spokojnie, i nawet tłuczek już nie jest mi potrzebny.

Po prostu wiem, że potwór nie wyjdzie już z szafy. Nigdy.

Nikt nie wiedział, co tak naprawdę stało się z ojcem. Pewnego dnia zniknął, pozostawiając krótki list, którego treść znałem aż za dobrze. Zgłosiłem nawet zaginięcie, ale policja nie bardzo się tym interesowała – w końcu był dorosły i zostawił wiadomość. Znajdował się w niej również akt darowizny, w związku z czym stałem się spadkobiercą domu pełnego koszmarów, jednak teraz to ja byłem ich panem i nie mogły wyrządzić mu już żadnej krzywdy. Wkrótce mama przeprowadziła się do mnie; patrząc na jej twarz, która uśmiechała się częściej, niż miało to miejsce, gdy byłem chłopcem, potrafiłem niemal uwierzyć, że nie tylko ja byłem ofiarą.

W końcu uwolniłem się od potwora. Wszystko inne traciło na znaczeniu.

A szafa była już tylko szafą, nędzną komódką z przebarwionego drewna, w której nikt nie chciał trzymać nawet najgorszych szmat, nad którą znacznie górowałem. I tak miało pozostać.
Jesteśmy ludźmi tylko w takim stopniu, w jakim chcemy nimi być.

Szafa [opowiadanie, całość]

2
Wiem, co chciałeś osiągnąć, ale moim zdaniem się nie udało. Zresztą sam pomysł krąży po internecie w postaci copypast od jakiegoś czasu.

Po pierwsze: opisy potwora są zbyt jednoznaczne i dosłowne, zbyt wiele uwagi poświecasz jego fizyczności, a zbyt mało opisom wrażeń chłopaka.

Po drugie: w jednej ze scen ojciec pojawia się jako dodatkowa postać broniąca przed potworem, więc jest wtopa.

Po trzecie: pedofile raczej nie molestują dorosłych ofiar. Wątek zemsty ma sens, ale po ponownej wprowadzce do domu bohater już nie powinien zostać zaatakowany, a raczej sam poszukać potwora.

Po czwarte: zupełnie nie przemyślałeś związku między wizytami potwora a samooceną postaci. U ofiar przemocy seksuanej związek jest jasny, ale tutaj zabrakło jakiegokolwiek elementu łączącego te dwie kwestie. Wiemy, co oznacza potwór i dlatego zmuszamy się do akceptowania problemów głównego bohatera jako wyniku nocnych wizyt, ale przez to, w jaki sposób te wizyty zostały opisane ich długofalowe skutki wydają się z czapy i kompletnie niewiarygodne zwłaszcza, że zbudowałeś ten fragment chyba z opisów zaczerpniętych z artykułów psychologicznych i nie za bardzo zmieniłeś ich formę.

No i zakończenie: akt darowizny w pożegnalnym świstku?

Z dobrych stron: jest w tekście trochę udanych sformułowań w stylu wylewającej się grozy i strachu snującego się po pokoju.

Ze złych: konsystencja nie może niczego dotykać, płynny lód to woda, a pęcznienie płatków owsianych jest raczej zabawne. Kształt oczu tez nie może być "jakby": jeśli postać widzi pionowe źrenice to je po prostu widzi, a jeśli nie, to nic na ten temat nie wie, bo kształt źrenic nie wpływa na kształt oczu (nie wiem, co w Twoim przypadku miało świecić - źrenice jak u nocnych zwierząt czy tęczówki jak na kreskówkach).

Opisy samego potwora nawet nie są złe. Zrozumiałe, pozwalają sobie wyobrazić, co się dzieje i w przypadku innego założenia tekstu powiedziałabym, że są mocną stroną. Tutaj jednak decydowanie się na tak bogate, szczegółowe i dosłowne opisy było błędem, bo przeczą temu, co chciałeś przekazać.

Szafa [opowiadanie, całość]

3
Zresztą sam pomysł krąży po internecie w postaci copypast od jakiegoś czasu.
Tak? Oj, nie wiedziałam. Na pewno nie chciałam niczego kopiować.
Po drugie: w jednej ze scen ojciec pojawia się jako dodatkowa postać broniąca przed potworem, więc jest wtopa.
No... nie. Jak myślisz, co może oznaczać, jeśli ojciec 'broni' chłopca przed potworem, jeśli już użyjemy Twojego slowa? A, nie, dla Ciebie to wtopa - dla mnie miało oznaczać niejednoznaczność jego działań, wahanie, chwilę zastanowienia nad samym sobą.

Dalej nie cytuję, będę się po kolei odnosić.
Zauważ, że potwór nie tyle go zaatakował, co pierwszego dnia po powrocie po prostu wyszedł z szafy (i wrócił, gdy został wyśmiany), a drugiego już nie chodziło o atak w rodzaju tych z dzieciństwa - był zły, sam również obmyślał swój plan w ciągu dnia, ale jakikolwiek by był, bohater nie daje mu go wykonać. Poza tym, uważam, że oprawca mógłby chcieć sprawdzić, jak zachowa się jego ofiara po latach. Tak jak zrobił to potwór.

Napiszę to teraz, bo odnosi się do kilku rzeczy, które piszesz, a które wynikają jednoznacznego zrozumienia tekstu przez Ciebie - kiedy mnie właśnie chodziło o to, że można rozumieć go dwojako. Może to być zwykła historia chłopca, który naprawdę widział potwora w szafie, a osoba ojca staje się wtedy niepotrzebnym w gruncie rzeczy dodatkiem. Zwłaszcza, że sam chłopiec tak to widział. Oczywiście można, a wręcz należałoby, widzieć tę drugą warstwę i to tak samo było moim celem - ale i w tym przypadku chciałam skupić się właśnie na dosłownym opisie potwora...

Nie bardzo zgadzam się z Twoim punktem czwartym; wizyty potwora są opisane na postępowych przykładach i nie uważam za konieczne dokładne ich opisywanie. Nie czytam artykułów psychologicznych raczej, więc tu nie do końca wiem, co masz na myśli - mowisz o tym, jak opisałam jego problemy w dorosłym życiu?

Akt darowizny dopisałam wczoraj (tekst już trochę ma, ja nie piszę teraz na bieżąco za bardzo), bo chciałam, aby bohater dostał dom. Ojciec znika, a jest jego właścicielem - jakoś musi go więc przekazać. Nie zostałby uznany za zmarłego, a tylko w tej sytuacji bohater mógłby zostać spadkobiercą.

Konsystencja, tak, płynny lód - no tak, o to chodziło? nie mógłby wsadzić ręki, gdyby lód był lodem; co do całej sprawy z oczami - pisząc, czułam, że niezręcznie to ujęłam, masz rację, powinnam inaczej to zrobić.

Dzięki za tak szczegółowe przyjrzenie się temu tekstowi (:
Pozdrawiam,
MW

Edit. Założenie było takie (piszę w związku z tą darowizną jeszcze), że bohater zmusił ojca do jej stworzenia, wizyty u notariusza (chyba jest potrzebna, nie znam się), tak jak i zmusił go do napisania listu pozegnalnego (stąd 'aż za dobrze' znał jego słowa, zanim go zabił/zamknął w piwnicy i trzymał o chlebie i wodzie/pozbył z widoku w inny sposób.

Added in 12 minutes 9 seconds:
Napiszę tak, bo już nie mogłam edytować (a wychodzi na to, że nie umiem czytać), w każdym razie odnośnie:
MargotNoir pisze:Po pierwsze: opisy potwora są zbyt jednoznaczne i dosłowne, zbyt wiele uwagi poświecasz jego fizyczności, a zbyt mało opisom wrażeń chłopaka.
To był zabieg celowy, bo chłopak wypierał swoje uczucia z tym związane, uczucia związane z tą prawdziwą stroną wydarzeń - widział tylko potwora w szafie i swój strach przed nim, i to chciałam przekazać. Żeby możliwie jak najbardziej zbliżyć się do opowieści rodem z fantasy (;
Jesteśmy ludźmi tylko w takim stopniu, w jakim chcemy nimi być.

Szafa [opowiadanie, całość]

4
MostWanted pisze: A, nie, dla Ciebie to wtopa - dla mnie miało oznaczać niejednoznaczność jego działań, wahanie, chwilę zastanowienia nad samym sobą.
No dobrze, to idźmy tym tropem. Jeśli potwór nie uosabia ojca, a jego podświadomość, skłonności z którymi "świadomy"-"dzienny" ojciec walczy to co w takim razie znaczy scena zatłuczenia potwora młotkiem? Ultraszybką, ultraskuteczną psychoterapię?
I dlaczego w takim wypadku potwór miałby się zamanifestować przed dorosłym bohaterem?
A może bohater nie tłucze ojca, tylko własne wspomnienie o nim - tylko dlaczego wtedy znika prawdziwy, fizycznie istniejący ojciec, zostawiwszy pożegnalną karteczkę?
I dlaczego chłopczyk niemający pojęcia o życiu wewnętrznym ojca i nie mając ani wyobraźni, ani doświadczenia koniecznych, by zrozumieć wewnętrzną walkę miałby ją sobie wizualizować? Przecież nie ma skąd wiedzieć, że ona się odbywa.
MostWanted pisze: ale i w tym przypadku chciałam skupić się właśnie na dosłownym opisie potwora...
Ale dlaczego własnie w ten sposób?
Co było Twoim celem? Wywołanie emocji czy zbudowanie złożonego symbolu, w którym każdy element wyglądu potwora da się odszyfrować i przypisać jakimś cechom pedofila? Bo jeśli to drugie to owszem, można sobie dekodować, ale wtedy tekst przestanie oddziaływać na emocje i staje się po prostu łamigłówką. Potwór o pysku aligatora, oczach jak piłeczki pingpongowe i dwóch rzędach zębów nie będzie oddziaływać na wyobraźnię bardziej, niż potwór niekonkretny, COŚ czające się na obrzeżach pola widzenia. Czytając miałam wrażenie, że chcesz jednak pograć na emocjonalnej strunie, a w tym szczegóły bardziej przeszkadzają, niż pomagają.
MostWanted pisze:
Nie bardzo zgadzam się z Twoim punktem czwartym; wizyty potwora są opisane na postępowych przykładach i nie uważam za konieczne dokładne ich opisywanie.

Są opisane dość dokładnie, ale mniejsza.
Tak na marginesie: kojarzysz komiksy o niezrozumiałym człowieku?
Napisałam: "zupełnie nie przemyślałeś związku między wizytami potwora a samooceną postaci. U ofiar przemocy seksuanej związek jest jasny, ale tutaj zabrakło jakiegokolwiek elementu łączącego te dwie kwestie. "
W jaki sposób z tego fragmentu wywnioskowałaś, że domagam się dokładnego opisu wizyt potwora? Pytam serio, bo to już pierdyliąty raz, kiedy ktoś kompletnie nie rozumie mojego komentarza, więc ewidentnie problem jest po mojej stronie.
MostWanted pisze: Nie czytam artykułów psychologicznych raczej, więc tu nie do końca wiem, co masz na myśli - mowisz o tym, jak opisałam jego problemy w dorosłym życiu?
Chodzi mi dokładnie o ten fragment:
MostWanted pisze: Najbardziej zaburzyło to moje relacje z innymi ludźmi. W żadnej ze szkół nie znalazłem przyjaciół, nie potrafiłem się otworzyć przed innymi i zostałem samotnikiem. Czułem się brudny, niegodny, by ktokolwiek zbliżał się do mnie na tyle, by poznać mnie lepiej – uważałem, że jestem jak studnia pełna szamba, które wyleje się, gdy tylko ktoś przebije kruche osłony mojego wyobcowania, a tego nie chciałem. Nigdy nie miałem też dziewczyny. Przerażała mnie sama myśl o bliskości fizycznej. Gdy tylko o tym pomyślałem, znów czułem śliski dotyk cuchnącego ciała na skórze i bałem się, że mógłbym spanikować w tak bliskim kontakcie z kimkolwiek. Nie chciałem, by uznano mnie za czubka.
BTW szambo to zbiornik, a nie jego zawartość.
Akt darowizny dopisałam wczoraj (tekst już trochę ma, ja nie piszę teraz na bieżąco za bardzo), bo chciałam, aby bohater dostał dom. Ojciec znika, a jest jego właścicielem - jakoś musi go więc przekazać. Nie zostałby uznany za zmarłego, a tylko w tej sytuacji bohater mógłby zostać spadkobiercą
https://pl.wikipedia.org/wiki/Umowa_darowizny
MostWanted pisze: płynny lód - no tak, o to chodziło? nie mógłby wsadzić ręki, gdyby lód był lodem;
No nie mógłby. I faktycznie nie ma innej możliwości, by opisać zimno.
MostWanted pisze: Może to być zwykła historia chłopca, który naprawdę widział potwora w szafie,
Ale w takim przypadku co by tam robił fragment o problemach w dorosłym życiu i lęku przed fizycznością?
MostWanted pisze: Zwłaszcza, że sam chłopiec tak to widział. Oczywiście można, a wręcz należałoby, widzieć tę drugą warstwę i to tak samo było moim celem - ale i w tym przypadku chciałam skupić się właśnie na dosłownym opisie potwora...
Tylko, że dwuznaczność i symbol to nie to samo.
Dwuznaczność działa wtedy, gdy obraz jest zbudowany tak, że równie dobrze można go rozumieć na dwa sposoby; to króliko-kaczka, dwa równorzędne i równouprawnione obrazy. Tutaj po pierwsze mamy hierarchię, a po drugie rozumienie dosłowne niestety odpada ze względu na fragment o problemach w dorosłym życiu oraz fragment o zniknięciu ojca. Symbol może być wieloznaczny, ale sam w sobie nie jest dosłownie żadną z oznaczanych rzeczy. Nie bardzo ma sens historia mówiąca jednocześnie o tym, że chłopiec dosłownie spotyka baśniowego potwora i o tym, że jest molestowany, a potwór symbolizuje oprawcę. Zresztą w przypadku potwora spod łóżka zastanowiłabym się, czy nie można mówić już o alegorii. Chyba tak.
Przy dodawaniu szczegółów w takim przypadku należy się też zastanowić, czy one mają być tylko ornamentami, czy każdy z nich ma oddawać kolejny aspekt oznaczanego zjawiska. Jeśli to pierwsze, to - jak już pisałam - są tutaj niepotrzebne, osłabiają wyraz, utrudniają "poczucie" tekstu i sytuacji postaci, niektóre trochę bawią, odwracają uwagę od najważniejszego problemu. Można przypisać im konkretne znaczenia, ale wtedy tekst zupełnie przestaje oddziaływać na emocje, bo odbieramy go całkowicie na chłodno.

Poza tym dobrze skonstruowany symbol ma jeszcze to do siebie, że można go rozumieć na kilka sposobów, ale każde z takich odczytań jest możliwe bez przeszkód, spójne. Tutaj mamy kilka problemów o których pisałam wyżej: jeśli potwór to ojciec, to czemu spotyka się z prawdziwym ojcem? Jeśli potwór to skłonności ojca, to czemu prawdziwy ojciec znika po zabiciu potwora? Jeśli potwór to wspomnienia, to czemu prawdziwy ojciec znika po zabiciu potwora? Jeśli potwór to dziecinne lęki, to czemu w dorosłym życiu bohater ma probelmy z bliskością fizyczną?

Szafa [opowiadanie, całość]

5
Zacznę od tego, co chciałam napisać od razu (tylko że właśnie nie-od-razu, bo skończyła mi się możliwość edycji :D): chyba wiem, z czego wynika większość rzeczy, o których wspominałaś powyżej. Otóż zaczęłam pisać ten tekst jako opowiadanie fantasy, które nie miało mieć głębszego wydźwięku, ale w jakimś momencie stwierdziłam 'hej, chyba wiele już było takich historii!', więc zdecydowałam się dodać motyw ojca, a samego potwora zaprezentować jako symbol właśnie. Notabene, gdybym wiedziała, że takie coś krąży po Internecie od dawna... (bardzo mnie to gryzie, bo naprawdę się nie spotkałam)...to raczej ten tekst by nie powstał, a na pewno nie został tu wrzucony... no, ale już za późno.
MargotNoir pisze:Są opisane dość dokładnie, ale mniejsza.
Tak na marginesie: kojarzysz komiksy o niezrozumiałym człowieku?
Napisałam: "zupełnie nie przemyślałeś związku między wizytami potwora a samooceną postaci. U ofiar przemocy seksuanej związek jest jasny, ale tutaj zabrakło jakiegokolwiek elementu łączącego te dwie kwestie. "
W jaki sposób z tego fragmentu wywnioskowałaś, że domagam się dokładnego opisu wizyt potwora? Pytam serio, bo to już pierdyliąty raz, kiedy ktoś kompletnie nie rozumie mojego komentarza, więc ewidentnie problem jest po mojej stronie.
Słuchaj, ja z kolei mam problemy z czytaniem ze zrozumieniem :D Także w tym przypadku trudno stwierdzić, co poszlo nie tak w naszej komunikacji. Btw, trochę zaplątałam się we własnej wypowiedzi (i to nie raz... ech. Nie idzie mi mówienie o własnych tekstach. W ogóle. Ale to tak na marginesie). Napisałam powyższe słowa, bo wg mnie z kolei wizyty potwora mają jasny związek z jego samooceną, mówi o tym nawet w zacytowanym przez Ciebie fragmencie.
MargotNoir pisze:BTW szambo to zbiornik, a nie jego zawartość
Racja, powinno być: "studnia pełna szamba, którego zawartość wyleje się (...)"

Dzięki za link - notariusz zdecydowanie potrzebny (:
MargotNoir pisze:Ale w takim przypadku co by tam robił fragment o problemach w dorosłym życiu i lęku przed fizycznością?
Wiesz, jeśli odczytamy wszystko dosłownie, spanie w jednym łóżku z potworem tego rodzaju, który obłapia człowieka, cuchnie, nie ma nóg, nie może być przyjemne, zwłaszcza jeśli rodzice utrzymują, że wszystkie te lęki są zmyślone. (Wspomniałam też o takim czytaniu tej historii ze względu na to, o czym pisze na początku tego komentarza...)

Jednakowoż lepiej widzieć to drugie dno, tylko teraz pytanie, które zadałaś, jak je czytać? Analizować każde zdanie czy zdać się na emocje? Nie podam konkretnej odpowiedzi. Niektóre działania mają charakter symboliczny, niektóre dosłowny, a pod postacią potwora powinniśmy widzieć jednak ojca.
Potwora nie było od samego początku - najpierw bohater bał się samej szafy i otaczającej jej atmosfery. Można to odnieść do surowego ojca, który budzi w dziecku strach. Potem zaczyna widzieć błysk oczu potwora, słyszy, jak się porusza, wtedy ojciec rozpoczyna swoje 'podchody' względem chłopca. Gdy potwór po raz pierwszy wychodzi z szafy, wciąż nie czyni mu faktycznej krzywdy - w tym momencie rozpoczynają się sytuacje w stylu 'synku, usiądź obok tatusia, na kolankach'. Matka zmieniła pracę i po tym ojciec każdej nocy posuwał się coraz dalej, aż pewnego dnia linia graniczna zaczyna się mocno chwiać (wtedy, gdy potwór wlazł na materac), aby zostać przerwaną następnej nocy, gdy ojciec się upija, a potwór zbliża się maksymalnie do chłopca. Poprzedza to scena, gdy ojciec przychodzi na wołanie chłopca - po przemyśleniu, przyznaję Ci rację, chłopiec nie mógł rozumieć jego wewnętrznych rozterek i lepiej nie zestawiać potwora bezpośrednio z 'dziennym' ojcem. Matka oczywiście wiedziała o wszystkim, stąd pod koniec uwaga, że mógłby uwierzyć, że ona też była ofiarą. Po latach, bohater już nie boi się ojca, widzi jego słabość, co później ma odzwierciedlenie w jego wyśmianiu potwora. Ojciec znów do niego przychodzi, bo wciąż widzi w bohaterze małego chłopca, poza tym dawno nie miał kobiety, co też zostało wspomniane, może myśli, że skoro syn zdecydował się wrócić, to pozwoli znowu się wykorzystywać. Chłopak uświadamia sobie, że ten nie ma już nad nim władzy i pozbywa się go dość łatwo, ale wie, że wróci. Scena z tłuczkiem - moim zamiarem było zostawienie do dowolnej interpretacji, co tak naprawdę się stało (własne interpretacje wskazane również we wcześniejszych fragmentach). Chłopak uwalnia się od widma przeszłości, konfrontując się z potworem, pokazując, kto tym razem jest górą, ale pozwala mu schować się na dnie szafy, choć mógł go zabić. Co dzieje się z ojcem - sama zdecyduj, czy zabił go tym tłuczkiem? Czy więzi go w piwnicy, trzymając o chlebie i wodzie? Sama szafa też miała być symbolem. Na początku duża, przygniatająca w swej majestatyczności, przerażająca, po powrocie wydaje się jakby mniejsza, by na końcu stać się brzydką komódką. Ona obrazuje akurat strach bohatera... tak sądzę (;

Odnośnie Twojej uwagi, że opisałam potwora zbyt dosłownie, to dopiero teraz widzę, że jednak udało się dodać moją wypowiedź na ten temat do pierwszego komentarza, choć na początku wyskoczył mi jakiś komunikat i myślałam, że się nie dodało. Mówię o:
To był zabieg celowy, bo chłopak wypierał swoje uczucia z tym związane, uczucia związane z tą prawdziwą stroną wydarzeń - widział tylko potwora w szafie i swój strach przed nim, i to chciałam przekazać. Żeby możliwie jak najbardziej zbliżyć się do opowieści rodem z fantasy (;
Stąd więc przewaga opisu potwora nad uczuciami. Szanuję Twoją opinię i odczucia, że powinno to wyglądać trochę inaczej, mniej konkretnie - nie każdemu musi się wszystko podobać w takiej formie, w jakiej zostało stworzone (:

Pozdrawiam (:
Jesteśmy ludźmi tylko w takim stopniu, w jakim chcemy nimi być.

Szafa [opowiadanie, całość]

6
W kwestii odbioru: początek mnie zaciekawił, stylem przypomina jegomościa z Providence. O, kindercthulhu, pomyślał żem. Ale to obosieczny miecz, później subiektywnie się dłużyło. Niemniej przeczytałem bez bólu.
Tekstu czyścił nie będę, acz słowo "szafa" pada ponad 30 razy.
Co do zawartości. Moja interpretacja jest inna, pewnie dlatego że jestem wrogiem stereotypów, zwłaszcza tych najbardziej przerysowanych typu pije - to bije, a bije - to pewnie jeszcze pogwałci od czasu do czasu. Otóż nie, tzn związek potwora z ojcem zdecydowanie tak, ale - można kompletnie spieprzyć życie dziecku bez ruszenia go palcem (czy inną częścią ciała). A nawet czasem brakiem kontaktu.
A tutaj (co było już podniesione) w pewnej chwili ojciec mimowolnie płoszy potwora, co przeczy ich jedności. No i spotkanie po latach przy powrocie na studia - tak się nie wita z oprawcą, tak się nie odbiera oprawcy, nie widzi się w nim od razu małego zniszczonego słabego człowieczka. To wymaga czasu.
Może dlatego fizyczny łomot spuszczony potworowi jest jak dla mnie na poły zbędny. I też przegadany.
Ojciec potwora pośrednio stworzył, ale nim nie jest.
Darowizna to babol. Zresztą po uznaniu ojca za zmarłego (parę lat zapewne) majątek i tak przejdzie na syna.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Szafa [opowiadanie, całość]

8
Misieq79, a co powiesz na fragmenty o tym, jak potwór dotyka dziecka, leży z nim w łóżku, robi "inne straszne rzeczy", o oddechu i kilka razy wspomnianym smrodzie, o zachowaniu matki, leczeniu (nie sądzę, by ktoś tak skakał koło dziecka krzywdzonego w mniej spektakularny i mniej oczywisty sposób) oraz problemach z intymnością w dorosłym życiu?

Nikt nie twierdzi, że przemoc ojca wobec dziecka może być tylko na tle seksualnym, ale tu obraz jest IMHO bardzo (stereo)typowy.

Szafa [opowiadanie, całość]

9
MargotNoir, jest w tym tekście kilka niespójności, np ojciec płoszący potwora vs "straszne rzeczy", pewnie dlatego mamy szeroki wachlarz interpretacji. Dodatkowo, gdyby faktycznie przepracował traumę, potrafił nazwać rzeczy po imieniu to podejrzewam że ojca zobaczyłby najwyżej na widzeniu. Szeroko stawiającego nogi.
Wątek seksualny - close, but no cigar, miss Lewinsky ;) Żarty na bok. Nie wykluczam, że sam odrzucam linię najmniejszego oporu, dorabiam ideologię do faktów, ale.
Piętnowanie rodzącej się seksualności w okresie dojrzewania (albo wcześniej) też potrafi zostawić wyrwy. Naturalna chęć poznawania własnego ciała kontra opierdziel za plamy na prześcieradle. To nie ja, to potwór mi to zrobił. A tłum terapeutów - plaster na wyrzuty sumienia matki, która podświadomie zdaje sobie sprawę że zawaliła, ale nie potrafi naprawić własnymi ręcyma. Bo nie umie.
Inaczej, MargotNoir, możesz oczywiście mieć rację, ale jeśli tak to skreślam tekst jako sztampę ;)
I tyle bo się OT robi.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Szafa [opowiadanie, całość]

10
MargotNoir, a wiesz, akurat pisząc o psychologach, miałam w głowie, że matka ściągnęła ich ze względu na sam rozwód (a przynajmniej tak im powiedziała - w przeciwnym razie chyba ktoś musiałby zgłosić gdzieś taką sprawę), mając nadzieję, że mimo wszystko jakoś pomoże to dziecku, by uciszyc własne sumienie...

Misieq dodał swój post w trakcie, gdy ja pisałam ten. Widzę, że co do "pomocy" specjalistów się zgadzamy.
Jesteśmy ludźmi tylko w takim stopniu, w jakim chcemy nimi być.

Szafa [opowiadanie, całość]

11
Misieq79 pisze: Dodatkowo, gdyby faktycznie przepracował traumę, potrafił nazwać rzeczy po imieniu to podejrzewam że ojca zobaczyłby najwyżej na widzeniu
No fakt, cholibka.

A z plamami na prześcieradle bardzo ciekawy trop.

Dzięki za odpowiedź i już się zamykam :)

Szafa [opowiadanie, całość]

12
Moje czepianie się będzie bardzo subiektywne, bo niektórzy lubią taki styl i to nie są błędy ;)

Tekst chwilami bardzo się dłużył. Gdyby był mój, wycięłabym 5 – 7k znaków, głównie powtórzonych informacji.
Na przykład:
MostWanted pisze:Jak sparaliżowany wpatrywałem się w szparę powstałą w drzwiczkach, uchylonych na jakieś pięć centymetrów, skąd spoglądały na mnie duże, czerwone ślepia, świecąc w ciemności jak dwa znicze. Ich kształt był dziwny – jakby miały pionową źrenicę. Poza tym kompletnie nie mrugały, tylko były tam, zawieszone w nicości, złowrogie i przerażające. Dopiero później pojąłem, że nie były zdolne do mrugania. Stwór nie miał powiek, ale o tym miałem się jeszcze przekonać.
Przekreślone można wywalić (ewentualnie zostawić to, że oczy są "zawieszone w nicości, złowrogie i przerażające"), bo kilka akapitów później masz napisane dokładnie to samo, tylko innymi słowami:
MostWanted pisze:Był niepodobny do niczego, co mogłoby istnieć zgodnie z prawami natury. Miał dużą, obłą głowę, zdecydowanie większą od ludzkiej, a jego oczy o pionowej źrenicy tkwiły w niej wytrzeszczone jak dwie piłeczki pingpongowe. Nie miał powiek ani rzęs, ani nawet brwi. Właściwie był kompletnie bezwłosy na całym ciele. Dalej jego gęba zwężała się w podłużny szpic, przypominający trochę pysk aligatora – miał nawet takie same, zachodzące na siebie dwa rzędy grubych, pożółkłych zębów.
W drugim akapicie jest też takie zdanie:
MostWanted pisze:Miał dużą, obłą głowę, zdecydowanie większą od ludzkiej,
„Duża głowa” i „zdecydowanie większa od ludzkiej głowa”, to w zasadzie ta sama informacja, więc też można wywalić.

Możesz też trochę pobawić się rytmem, bo niezależnie od tego, czy opisujesz szafę, potwora czy scenę walki, akapity brzmią tak samo, a to po pewnym czasie męczy.

Miałam też podobne odczucie jak MargotNoir:
MargotNoir pisze:Po pierwsze: opisy potwora są zbyt jednoznaczne i dosłowne, zbyt wiele uwagi poświecasz jego fizyczności, a zbyt mało opisom wrażeń chłopaka.
A z takich pierdółek, to tutaj uciekł podmiot:
MostWanted pisze:Coś wlazło na moje łóżko. Było dość spore, zdecydowanie zbyt wielkie dla małego chłopca, spokojnie można by nazwać je małżeńskim, ale nagle okazało się za małe, by ukryć się gdziekolwiek, czy spróbować ucieczki.
„Coś” wlazło na łóżko, więc to „coś” było dość spore.

Ale ogólnie to nie jest zły tekst, tylko niekompatybilny ze mną :)

Szafa [opowiadanie, całość]

13
Strzałka pisze: Tekst chwilami bardzo się dłużył. Gdyby był mój, wycięłabym 5 – 7k znaków, głównie powtórzonych informacji.
Strzałka pisze:Możesz też trochę pobawić się rytmem, bo niezależnie od tego, czy opisujesz szafę, potwora czy scenę walki, akapity brzmią tak samo, a to po pewnym czasie męczy.
To dla mnie cenne informacje, dzięki. Tekst sam w sobie nie jest zbyt długi (wg mnie, oceniam poprzez długość innych moich tworów); myślę, że wpływ na to, o czym wspomniałaś, oprócz wymienionych przez Ciebie elementów, może mieć również właściwie brak dialogów.

Powtarzanie opisów zdecydowanie warte przemyślenia, choć w niektórych przypadkach ma to na celu podkreślenie rzeczonych cech wyglądu, może niepotrzebnie...
Strzałka pisze:
MostWanted pisze:Coś wlazło na moje łóżko. Było dość spore, zdecydowanie zbyt wielkie dla małego chłopca, spokojnie można by nazwać je małżeńskim, ale nagle okazało się za małe, by ukryć się gdziekolwiek, czy spróbować ucieczki.


„Coś” wlazło na łóżko, więc to „coś” było dość spore.
Dzięki za czytanie z uwagą (:
Oraz za Twoją opinię.

Pozdrawiam,
MW
Jesteśmy ludźmi tylko w takim stopniu, w jakim chcemy nimi być.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”