JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

1
Przyszła więc kolej na mój tekst — fragment debiutanckiej powieści pt. JEANNY.

SHORT: Osiemnastoletnia Joanna podczas wypadku komunikacyjnego poznaje Johna, dojrzałego przedsiębiorcę po rozwodzie. Zderzenie dwóch światów powoduje chaos i wewnętrzną walkę obojga, gdy najpierw bardzo starają się wyperswadować sobie tę znajomość. Jednak później on nagle porzuca swój dotychczasowy styl życia, przekonany, że znalazł kobietę swoich marzeń. Ona bardziej poznaje samą siebie i odważnie wchodzi w dojrzałość. Ale jest coś, o czym nie wie: jaka jest jej prawdziwa tożsamość. Nowa przyjaciółka pary, malarka Brygida, nie przez przypadek po śmierci męża przeprowadza się z Paryża właśnie do Warszawy. Wkrótce ma wyjść na jaw pewna mroczna tajemnica z przeszłości, którą wcześniej przypadkiem odkrywa John. Nie wszystkim jednak zależy na ujawnieniu prawdy, szczególnie po upływie wielu lat.

Kilka słów w celu nakreślenia kontekstu: Powieść inspirowana tekstem piosenki niegdyś znanego austriackiego wokalisty Falco (Johann Holzel), stąd, między innymi, imię głównego bohatera męskiego, jako "oddanie sprawiedliwości" Artyście oryginalnego utworu.
W skrócie, przed tym fragmentem: Joanna i John poznają się przypadkiem, gdy ona wpada mu pod samochód pewnej lipcowej nocy. Dziewczyna niedawno zerwała ze swoim pierwszym chłopakiem, Arturem, studentem ekonomii, z czym on nie bardzo może się pogodzić. Coraz bardziej odstaje od swoich znajomych, gdyż już poważniej myśli o życiu. To między innymi powoduje narastający konflikt pomiędzy nią a jej najlepszą koleżanką Korą. Tymczasem John wiedzie donżuański styl życia, jednocześnie ciesząc się sukcesami swojej spółki w branży nieruchomości, którą założył i prowadzi ze swoim wieloletnim przyjacielem i wspólnikiem Wiktorem. Ale coś jednak zaczyna się zmieniać. ;-)


Uwaga: fragment jest długi. Jeśli zbyt długi, dajcie znać, to następnym razem będzie znacznie krótszy.

Miejsce i czas akcji: Warszawa, 2007
---
(...)
W zatłoczonej i zadymionej knajpie rozbrzmiewała ciągle ta sama muzyka rockowa. Joanna od wejścia skierowała się od razu do dużego drewnianego stołu tuż obok baru, na którym nawet wyryte były imiona i pseudonimy ich stałego grona znajomych. Wszyscy siedzieli już tam, włącznie z Arturem i jego najbliższym kolegą Łukaszem. Chłopak spontanicznie zareagował na widok swojej byłej, ale zaraz musiał przypomnieć sobie rozmowę sprzed trzech tygodni — pamiętał i to ciągle bolało. Nerwowo poruszył się i popił piwo z kufla. Obserwował ją z drugiego końca stołu, jednocześnie udając, że słucha tego, co mówi do niego Kora: widział jak Aśka wita się z dziewczynami i siada obok Tomka, kolegi z klasy, całkiem przystojnego okularnika. Joannie zaczął podobać się ten chłopak nazywany w ich paczce Nerdem. Był zapalonym informatykiem, który miał już wstępnie zaprogramowaną przyszłość na politechnice, bardzo zdolny i najlepszy z nauk ścisłych, laureat olimpiad, kończący każdy rok nauki z wyróżnieniem. Nie wyglądał jednak jak kujon: zawsze nosił nowoczesną fryzurę, stylowe okulary i modne, zagraniczne ciuchy. Jego ojciec pracował jako inżynier budowy dróg na zachodzie Europy. Tomek podobał się i imponował dziewczynom, ale był raczej nieśmiały w stosunku do płci przeciwnej. Przy Joannie czuł się w miarę swobodnie dlatego, że często siadała z nim w ławce i prosiła o drobną pomoc w matematyce. Dotychczas wiedział, że jest zajęta, więc nie robił sobie żadnych nadziei.

Arturowi niezwykle przeszkadzało to, że Aśka wcale nie zwracała na niego uwagi. Omijała go wzrokiem i z zaangażowaniem rozmawiała z innym chłopakiem, który siedział bardzo blisko niej. Wśród muzyki słychać było pojedyncze sylaby, które wypowiadała oraz to, jak się śmiała. Nerd nawet zamówił jej piwo i dotknął ręki dziewczyny, gdy podawał szklankę. Następnie dało się słyszeć dźwięk kufli, jakiś toast, którego nie zrozumiał i znowu śmiech. Kolega patrzył na nią intensywnie i nachylał się jakby chciał ją pocałować, a ona, jak gdyby nigdy nic, świetnie się bawiła i dotykała go ukradkiem, gestykulując lub zwracając się bezpośrednio do niego! W Arturze zagotowała się krew i nie mógł już dłużej usiedzieć w miejscu. Zerwał się z krzesła i zamierzał przerwać te podchody Tomka do jego byłej dziewczyny, ale zatrzymała go Kora, która w końcu zauważyła, co się dzieje.
— Ej, daj spokój — zareagowała i złapała go za ramię. — Nie rób z siebie debila, przecież widzisz…
Chłopak zacisnął szczękę, przełknął ślinę i odwrócił wzrok.
— Idę zapalić — wycedził przez zęby. Kora bez wahania poszła za nim.
Wyszli na patio, gdzie Artur odpalił papierosa i nie odzywał się wcale. Karolina widziała, że jest piekielnie wściekły: obserwowała napiętą, pulsującą tętnicę na jego szyi i piorunujące, nieodgadnione spojrzenie w dal. Po paru minutach, które według niej trwały całą wieczność, chłopak zgasił swojego peta i ciskając go w popielnicę siarczyście zaklął. Aż zadrżała z wrażenia i upuściła swojego papierosa; zgasiła go butem i schowała ręce do kieszeni spodni, udając, że przecież wszystko jest okej. Jedno ramiączko czarno-srebrnej koszulki zsunęło się z ramienia i odsłoniło kawałek piersi. W tej samej chwili zauważyła, że Artur na nią patrzy i robi kilka powolnych kroków w jej stronę. Odruchowo cofnęła się, plecami dotykając betonowej ściany, bo zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Bezczelnie przekroczył jej osobistą strefę i przechylił głowę, patrząc na Korę wzrokiem, z którego nie potrafiła niczego wyczytać. Nie była pewna, co myśleć: z jednej strony marzyła o takiej chwili od paru lat, jednak z drugiej to nie była całkiem romantyczna sytuacja. Tym bardziej, że chłopak złapał ją za szyję i mocniej przycisnął do zimnej ściany. Gdy zamierzała wziąć głębszy oddech, gwałtownie wsunął język w jej usta i zaczął agresywnie całować.


W poniedziałek rozpoczęła się nauka w szkole. Wszyscy maturzyści czuli zbliżający się wielkimi krokami egzamin dojrzałości, zaczęły się pierwsze korepetycje, a od października ruszały kursy przygotowawcze. Było poważniej: między zajęciami rozbrzmiewały rozmowy o studiach, wyjazdach do innych miast oraz za granicę, przez okres wakacji chłopcy zmężnieli, a dziewczyny stały się bardziej skupione. Zmiana wizerunku Joanny także została zauważona: dziewczyna ubierała się bardziej klasycznie, zniknęły więc martensy i bandany, a pojawiły się obcasy, dżinsy skinny i ładne kobiece bluzki. Tomek zdawał się kuć żelazo póki gorące — to on pierwszy powiedział jej, że pięknie wygląda i dodał parę innych komplementów, gdy razem wychodzili z szatni. W nagrodę Joanna siadała z nim w ławce na każdej lekcji: trzeciej od okna, a nie jak wcześniej w przedostatniej środkowego rzędu z Korą.
Karolina przeczuwała, że Joaśka już wcześniej musiała domyślić się jej zamiarów wobec Artura. Niczego jednak nie żałowała. Ta przyjaźń już od jakiegoś czasu wisiała na włosku — od co najmniej kilku miesięcy Joanna zmieniała się, dystansowała i nie można było jej zrozumieć. Teraz między dziewczynami czuć było wyraźne napięcie. Aśka przywitała się z nią zdawkowo na początku dnia, ale później nie zamieniła ani słowa więcej i jak gdyby nigdy nic zajęła miejsce obok Nerda, z którym przegadała cały ostatni piątkowy wieczór w pubie. W klasie i na korytarzach szeptano o definitywnym rozstaniu Joanny z Arturem, a to był jeszcze niedawno bardzo popularny związek. Każdy kojarzył czarnego Harleya Davidsona Road King i młodzieńca w skórze, który zawsze kręcił się przy Joannie. Teraz Kora zdawała się być na fali, ponieważ wiele osób widziało właśnie ją w towarzystwie tego chłopaka, a nawet za rękę. Zakochana nastolatka chętnie podsycała plotki, wyraźnie sugerując, że odbiła Artura i dlatego Aśka jest na nią zła.
Po skończonych lekcjach cała dotychczas zgrana paczka znajomych zwyczajowo szła na pobliski skwer, aby tam rozejść się każdy w swoją stronę albo spędzić wspólnie resztę popołudnia. Jednak w tym roku parę osób zaczęło się wykruszać z powodu zajęć dodatkowych i innych obowiązków. Joanna także odmówiła grupowego powrotu. Postanowiła od tamtego dnia chodzić pieszo do stacji Metra “Centrum” i stamtąd wracać do domu. Piętnastominutowy spacer dobrze jej zrobił. Zwracała większą uwagę na wszystko, co ją otaczało: oglądała witryny sklepowe, patrzyła na ludzi, którzy ją mijali, widziała lokale gastronomiczne, których wcześniej nie znała i czuła zapach świeżej kawy dochodzący z kawiarni z niebieskim szyldem. Odkryła nawet nową księgarnię. Usiadła na chwilę na ławce na zielonym skwerze przy “Patelni”. Słońce ciągle mocno grzało na czystym, prawie bezchmurnym niebie, a ona uświadomiła sobie, że nie patrzyła dawno na Pałac Kultury i Nauki i chyba nigdy nie obeszła go dookoła. Wstała z ławki — zrobiła to właśnie teraz. Szła powoli, rejestrując wszystko, co widzi. Im bliżej podchodziła do Pałacu, tym bardziej wydawał się jej rakietą, która zaraz wystrzeli do góry. Zobaczyła muzeum, kino i wejście do Sali Kongresowej, patrzyła na inne budynki w Śródmieściu i ruch przy Dworcu Centralnym. Wysokie, szklane biurowce robiły na niej wrażenie; pomyślała sobie, że chciałaby kiedyś pracować w jednym z nich — panorama miasta z wysokiego piętra takiego budynku musi zapierać dech w piersi. Przypomniała sobie nagle Johna Schneidera. Na tej wizytówce, którą zgubiła był adres ze ścisłego centrum Warszawy — adres jego firmy. A więc on gdzieś tutaj pracuje, w którymś z tych biurowców. Popatrzyła dokładniej na parę z nich, na najwyższe kondygnacje.


Wiktor przyszedł do gabinetu Johna tak jak umówili się wcześniej, ale ten jeszcze pracował przy komputerze.
— To jak, zbieramy się?
— Jedź. Ja dokończę sprawę i wezwę taksówkę — odpowiedział John, tylko na moment odrywając wzrok od monitora.
— Skrystalizowały się plany na wieczór? Znowu Małgorzata? — zaciekawiło przyjaciela.
— Nic z tych rzeczy — odrzekł mężczyzna, kręcąc głową i krzywiąc usta. — Skończyłem z takimi randkami. Ciągle ten sam schemat, jak zacięta płyta, znudziło mi się.
— O proszę! — zareagował Wiktor. — Słuszna decyzja. Tylko jak ty sobie poradzisz ze swoim rozbuchanym libido?
— Martwisz się o moje życie seksualne?
— Wróć do biegania i zainwestuj jeszcze w jakiś kick-boxing, żebyś mógł się jakoś wyżyć w najbardziej kryzysowych sytuacjach.
— Od kryzysowych sytuacji jest przecież Kitty — zdawkowo uśmiechnął się John.
— Oj, chyba już nie… — westchnął tajemniczo Wiktor.
— Wiem, teraz jest na wakacjach w Grecji.
— Ze swoim mężem — dodał przyjaciel. John oderwał palce od klawiatury i spojrzał na niego marszcząc brwi. — Skończyła trzydziestkę, miała prawo ułożyć sobie życie. Spotkałem ją kilka tygodni temu.
— Dlaczego do mnie nie zadzwoniła, nie powiedziała mi? — John wstał z fotela i położył dłonie na biodrach.
— Nie wiem, ale chciała, żebym ci przekazał, co u niej, gdy zapytasz. Dziękuje za wszystko, a jak będziesz chciał przyjść na peeling albo paznokcie to oczywiście jesteś V.I.P.
Wiktor wyszedł już, gdyż umówił się wcześniej na prywatne spotkanie. John podszedł do dużego okna i spojrzał na panoramę miasta, westchnął i pokręcił głową. Miał już dzwonić po taksówkę, ale zdecydował inaczej.

Joanna weszła do stacji metra “Centrum”. O tej porze dnia panował tam największy tłok i hałas, musiała więc przecisnąć się przez ogromną chmarę ludzi, którzy jak pszczoły w ulu przepychali się w przejściu przez wąskie bramki. Dała radę, nawet z uśmiechem. Na ruchomych schodach minął ją chłopak, który koniecznie chciał zdążyć jeszcze na ten pociąg, który zaraz miał odjechać — widziała jak wskoczył do wagonu jednocześnie z sygnałem dźwiękowym. Ona poczekała na następny skład. Przeszła wzdłuż zatłoczonego peronu przy samej żółtej linii aż do samego końca, gdzie było dużo luźniej, a gdy przyjechał pociąg, znalazła się w ostatnim wagonie i stanęła przy drzwiach. Kolejni ludzie dobiegali i zajmowali miejsca, następnie rozległ się potrójny sygnał i drzwi zatrzasnęły się. Usłyszała charakterystyczny odgłos ruszającego składu. I właśnie w tym momencie znajoma twarz mignęła jej za szybą. Joanna wstrzymała oddech i odruchowo dotknęła dłonią piersi. Widziała tylko jego równie zaskoczoną minę, która rozmyła się w pędzie. Gdy pociąg wjechał do ciemnego tunelu, jej serce zaczęło dudnić. Jezu, to był on! ON! Tysiąc myśli przemknęło przez głowę dziewczyny. Cholera, co robić!?

John wyszedł z budynku głównym wyjściem, chociaż normalnie zjeżdżał windą do czwartego poziomu parkingu i stamtąd wyjeżdżał samochodem. Przeszedł na drugą stronę ulicy i miał ochotę przespacerować się przez Park Świętokrzyski. Rozpiął guzik marynarki i założył ciemne okulary. Szedł powoli, starając się zrelaksować i nie myśleć o niczym konkretnym, nawet o pretensjach do Kitty, że mu uciekła tak bez ostrzeżenia i wyszła za mąż. Uznał tylko, że to była fajna dziewczyna, a po trudnym dzieciństwie w domu dziecka oraz pierwszej młodości spędzonej na pracy jako prostytutka, zasłużyła wreszcie na szczęście i spokojniejsze życie. Wyszedł z parku od strony ulicy Marszałkowskiej, jednak z jakiegoś powodu minął wejście do stacji metra “Świętokrzyska” i skierował się chodnikiem w stronę Centrum. Było mu to potrzebne: zrobić coś innego, przespacerować się choć trochę ulicami miasta, popatrzeć na ludzi i budynki nie tylko z siedzenia w samochodzie. Zapatrzył się na Pałac Kultury, przeszedł przez przejście dla pieszych, po czym skierował się do schodów stacji metra. Kupił bilet w kiosku i zszedł do peronu. Od tej strony nie było tak dużo ludzi, więc zrobił tylko parę kroków wzdłuż szerokiej żółtej linii, gdy stojący jeszcze pociąg sygnalizował odjazd. Zerknął na zamykające się drzwi i nagle… przez ułamek sekundy przed oczami mignęła mu niewiarygodnie znajoma twarz kobiety. Początkowo nawet nie był w stanie ruszyć się z miejsca. To niemożliwe — zmarszczył brwi, podczas gdy serce łomotało mu w piersi jak szalone, a w głowie rozbrzmiewało tylko jedno imię, powtarzane echem: Jeanny… Jeanny. Nadjeżdżał właśnie kolejny pociąg. Mężczyzna wziął głęboki oddech, usiłując wrócić do rzeczywistości.

Z głośników rozległ się głos znanego lektora filmowego, który zapowiadał kolejne stacje zatrzymania się pociągu. W końcu skład zaczął hamować przy wjeździe na kolejną, po czym drzwi rozsunęły się, a Joanna bez zastanowienia wybiegła z wagonu i zatrzymała się przy najbliższej ławce. Rzuciła na nią swoją torbę i wypuściła powietrze z ust, jakby przez całe półtorej minuty jazdy nie mogła tego zrobić. Stała i próbowała zrozumieć, co właśnie się wydarzyło, a gdy za moment doszła do siebie i przeczytała napis: “Politechnika”, pokręciła głową i zaśmiała się niedorzecznie. Zwariowałam. Po cholerę ja wysiadłam na tej stacji!? Co ja sobie wyobraziłam: że on będzie mnie gonił? Ogarnij się, dziewczyno! — karciła się w myślach. Następny pociąg wjeżdżał na stację — wystraszyła się, gdy usłyszała ten świst. Chwyciła za pasek torby, aby podbiec teraz do przednich wagonów i normalnie wrócić do domu, ale ta, jak na złość, zaklinowała się między siedziskami. Zrezygnowana aż zamknęła oczy, zacisnęła zęby i wypuściła pasek z dłoni. Wzięła jeden głęboki oddech. Kiedy ten pociąg odjechał, a większość ludzi opuściła peron, ponownie sięgnęła po torbę. Pierwsze parę kroków przed siebie i…
— Joanna. — Niespodziewanie bardzo męski, ciepły głos wypowiedział jej imię z takim charakterystycznym akcentem. Jak dotąd, tylko raz w życiu słyszała, aby ktoś wymawiał je właśnie w ten sposób: miesiąc temu, w szpitalu na Solcu. Zbierało się wtedy na burzę. Jak na komendę stanęła w miejscu, bo nogi zesztywniały jej w ciągu jednej sekundy, a przez ciało przebiegł dreszcz. Wyraźne stąpnięcia na posadzce peronu za jej plecami stopniowo skracały dystans. Odwróciła głowę.
Jak to możliwe???
— John? — Jej twarz wyraźnie rozpromieniała, mimo że chciała udać tylko zaskoczenie.
Podszedł bliżej. Teraz przyjrzała się mu w neutralnej sytuacji, zupełnie niedyskretnie ogarniając go wzrokiem. To niewątpliwie był mężczyzna, który robił wrażenie: jego postawa i odważne spojrzenie świadczyły o tym, że jest pewny siebie i zna swoją wartość. Ubrany w szary kraciasty garnitur na miarę i gładką błękitną koszulę, której dwa pierwsze guziki były rozpięte uśmiechał się zawadiacko..
— Dobrze cię widzieć — powiedział. Ogarnął dziewczynę śmiałym powłóczystym spojrzeniem i najwyraźniej spodobało się mu to, co zobaczył. Miała na sobie dopasowaną czarną bluzkę z dekoltem, gładkie dżinsy i buty na obcasie. Długie blond włosy, ciągle rozpuszczone, targał wiatr wypychany z tunelu przez następny pociąg. Opanowała go nagle ogromna ochota, aby odgarnąć je własną dłonią i dotknąć jej twarzy, nawet nieznacznie uniósł już rękę, ale wiedział przecież, że teraz nie może tego zrobić.
— Zgubiłam twoją wizytówkę — wytłumaczyła się natychmiast. — Dlatego nie zadzwoniłam.
— To nic — uśmiechnął się, kręcąc głową. — A jak ręka?
— Już dobrze — odpowiedziała i wyprostowała ją odruchowo. Teraz zupełnie przypadkiem ich ręce się zetknęły. Spojrzeli w tym momencie na siebie; Joanna zarumieniła się i poprawiła torbę na ramieniu. — Co właściwie tutaj robisz? Gdzie jest twój samochód?
Zaczęli kierować się do wyjścia z metra, pomimo tego, że to nie była docelowa stacja ani jej, ani jego.
— Zmieniam tapicerkę, taka kosmetyczna przeróbka. Dawno nie jechałem metrem.
— Ja też. Zwykle jeżdżę tramwajem.
Zabawne: po wyjściu ze stacji nie widziała żadnego. Poczuła się jak idiotka, ale skwitowała to uśmiechem, by zachować twarz. Spojrzała tylko na schody prowadzące z powrotem do środka.
— Śpieszysz się gdzieś teraz, czy możemy usiąść przy kawie i porozmawiać? — otwarcie zapytał John.
Aż dostała gęsiej skórki, a to mrowienie w dole brzucha było śmieszne, lecz bardzo przyjemne. Pierwszy raz w życiu mężczyzna zaproponował jej randkę, na dodatek tak spontaniczną.
— Nie, nigdzie się nie śpieszę — odpowiedziała, przeczesując palcami włosy za uchem.
Z tego miejsca była widoczna nowa popularna kawiarnia, więc usiedli tam, przy stoliku obok okna. Relaksująca muzyka wypełniała ciepłe wnętrze, które urządzone było z pomysłem, bardzo nowocześnie, z napisami o tym, ile przyjemności daje kawa. Joanna tylko parę razy wcześniej miała okazję odwiedzić tego typu lokal: podczas wakacji z rodzicami, nigdy z Arturem. Nazwy kaw, które czytała w karcie nic jej nie mówiły, myślała tylko, czy przyznać się do tego otwarcie, czy wybrać cokolwiek, udając, że się zna. John przyglądał się jej, wygodnie oparty w swoim fotelu naprzeciw niej.
— Zaproponować ci coś? — zapytał, jakby czytał w myślach. Spojrzała na niego natychmiast i uśmiechnęła się. — Co lubisz? Czego oczekujesz?
Te pytania brzmiały w jego ustach co najmniej dwuznacznie. Joanna uniosła brwi.
— Może to dziwne, ale… sama nie wiem. — Po pierwszych pięciu minutach w jego towarzystwie już wiedziała, że udawanie czegokolwiek nie ma sensu. Patrzył na nią, jakby przenikał jej ciało i umysł na wskroś, jakby widział myśli zapisane w chmurkach wylatujących z głowy. To było niewygodne uczucie, ale niewątpliwie było w tym mężczyźnie coś takiego, co kazało mu zaufać i po prostu być sobą. — Żeby tylko nie było zbyt słodko.
Kelnerka właśnie podeszła do ich stolika odebrać zamówienie.
— Dla pani będzie Mokka z gorzką czekoladą i cynamonem… — powiedział zdecydowanym tonem. — A dla mnie Irish.
Pani wyprostowała się w fotelu, zupełnie nieświadomie oblizując usta. John właśnie w tym momencie wrócił na nią wzrokiem i mógł przysiąc, że nabrzmiałe sutki przebijały przez bluzkę dziewczyny.
— Głupio jest nie wiedzieć, co się lubi — przyznała.
— Masz do tego prawo — odparł. — Wiele rzeczy poznaje się z czasem.
— Ostatnio to bardzo dużo rzeczy — uśmiechnęła się znowu, autentycznie zadowolona z czegoś.
— Przejażdżka metrem?
— Mokka i w sumie wszystko, co robię ostatnio.
— Spadanie z nieba pod mój samochód?
Joanna roześmiała się figlarnie.
— Nie, akurat to był zupełny przypadek.
— Uciekałaś przed kimś? Albo przed czymś?
— Ech,… przed dotychczasowym życiem? — cmoknęła w drobnym zastanowieniu. John nie spodziewał się takiej filozoficznej odpowiedzi po tak młodej osóbce. W reakcji na to podniósł wyżej głowę i spojrzał na nią jeszcze inaczej.
— Udało się?
— Jeszcze nie wiem. O, znowu czegoś nie wiem. — Oparła się w siedzisku wygodniej i głośno westchnęła. Powolnym ruchem przesunęła parę razy dłonią po udzie w swoistym chwilowym zamyśleniu i dopiero za moment zauważyła, że John wnikliwie ją obserwuje. Kelnerka już przyniosła dwie gorące szklanki wypełnione warstwowo brązową i białą konsystencją. Postawiła je na stoliku przed nimi, zabrała jedną kartę i odeszła. — A ty? Co wtedy tam robiłeś?
— Też szukałem czegoś nowego — odpowiedział, nie zwracając wcale uwagi na swoją kawę.
— Udało się?
— Nie, wtedy jeszcze nie. — Joanna popatrzyła dłużej na niego: w oczach miał coś, co ją szalenie uwodziło, pomimo tego, że on przecież nic nie robił. Siedział i patrzył. Zwrócił uwagę na szklanki z kawą. — Spróbuj i powiedz, czy trafiłem w twój gust.
Joanna najpierw przyjrzała się swojej i delikatnie zbliżyła ją do okolic nosa — zapach cynamonu opanował jej nozdrza. Następnie wyciągnęła słomkę z papierowej osłonki i upiła spory łyk, skupiona tylko na obecnych doznaniach. Źrenice Johna rozszerzyły się na to i poczuł jakby stado mrówek przebiegło poniżej jego pasa. Dyskretnie odchrząknął, odchylił się w swoim fotelu i palcem wskazującym potarł dolną wargę.
— Prawie trafiłeś — odpowiedziała. — Ale to nie do końca to, o co mi chodziło. — John na te słowa zawadiacko uniósł kąciki ust i podał jej tę kartę, która ciągle leżała na stoliku przed nimi. Ona jednak pokręciła głową i popatrzyła mu w oczy. — Może to Irish?
— Czarna kawa, gorąca irlandzka whiskey, bita śmietana — wyjaśnił. — Na pewno jesteś na to gotowa?
— Jeżeli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem.
Albo wydawało się jej albo zaczęła z nim flirtować. Nigdy wcześniej nie robiła tego świadomie, a nawet była pewna, że nie potrafi. Nagle zmroziło ją dziwne uczucie tej świadomości, tym bardziej, gdy przypomniała sobie słowa rehabilitantki: stary zboczeniec. Mimo wszystko nie chciała teraz stracić twarzy. Z jednej strony słyszała w głowie głos: w co ty się, do cholery, pakujesz?, ale z drugiej czuła się jak prawdziwa kobieta przy dojrzałym mężczyźnie i to bardzo ją podniecało.
John natychmiast skinął na kelnerkę, która w mgnieniu oka pojawiła się przy ich stoliku.
— Poprosimy jeszcze jedną kawę po irlandzku oraz dwie wody z cytryną.
Joanna zerknęła na zaangażowaną w ich obsługę dziewczynę, po czym spojrzała na swojego towarzysza, gdy ta odeszła.
— Woda z cytryną?
— Nie zamierzam cię upić. Wrócisz do domu cała i trzeźwa.
— Nigdy nic nie wiadomo — odrzekła Aśka znów z tym figlarnym uśmieszkiem, popijając Mokkę. — Przecież nie znam cię, nie wiem, kim jesteś. Może zaraz wpadnie tu twoja żona i będę musiała uciekać?
— Nigdzie mi nie uciekniesz — odpowiedział stanowczo John, ale od razu uświadomił sobie, że mogła to opacznie zrozumieć. Faktycznie, przerwała picie kawy i spojrzała na niego uważniej. — Spokojnie, nie mam żony, jestem rozwiedziony. Gorzej, jeśli wpadnie tu twój chłopak. Studiuje tutaj, na Politechnice? Powinienem się rozglądać?
Rozśmieszyło ją to. Znowu rozluźniona oparła się w swoim fotelu.
— Nie, studiuje w SGH — odparła bezceremonialnie. Postanowiła się asekurować, chociaż jednocześnie był to element dalszego flirtu. — Chyba, że zobaczysz czarnego Harleya, to zmienia postać rzeczy.
John uznał to za żart i uśmiechnął się pobłażliwie. Miał już coś odpowiedzieć z przekąsem, gdy zupełnie niespodziewanie dał się słyszeć gwałtowny ryk motocyklowego silnika. Aż podskoczył w miejscu, a Joannie serce podeszło do gardła i wielkimi oczami spojrzała za okno. Był to jednak inny student na znacznie mniejszym sportowym motocyklu, który wyjeżdżał z parkingu. Aśka roześmiała się w głos, autentycznie rozbawiona sytuacją i niepewną, kompletnie zaskoczoną miną Johna.
Kelnerka przyniosła kawę Irish dla dziewczyny i dwie wody. John od razu wziął parę dużych łyków ze swojej szklanki. Ciągle płonął wzburzony tym zdarzeniem — nie przypominał sobie, kiedy ostatnio był z kobietą w sytuacji, nad którą nie miał pełnej kontroli; zawsze ją miał! A teraz taka niedoświadczona bezczelna małolata rozbroiła go totalnie. Zatrzęsły nim emocje: gniew i oburzenie, chociaż oczywiście nie dał tego po sobie poznać, dopiero po paru chwilach umiejętnie opanował się i spojrzał bardziej przytomnie na Joannę. Zanurzała właśnie słomkę w drugiej szklance kawy i pociągnęła przez nią spory łyk napoju. Zauważył, kiedy gorąca whiskey pieściła jej przełyk, ponieważ wyraźnie jęknęła.
— A więc to jest to, czego chciałaś? — zapytał.
— Jesteśmy coraz bliżej — odrzekła, delikatnie oblizując usta. — Szkoda, że nie mam aż tyle czasu, aby spróbować czegoś więcej.
W tym momencie John nachylił się nad stolikiem, wchodząc w intymną przestrzeń Joanny na tyle, że bardzo wyraźnie poczuła jego zapach. Spoważniała, gdy fala gorąca jak lawa powoli rozlewała się po całym jej ciele, ale mimo to nie odwróciła wzroku — zaintrygowanie było silniejsze niż zawstydzenie nową sytuacją. Z nieśmiałością, jednak spojrzała w jego piwne, bezwstydnie świdrujące ją oczy, przy których zauważyła “kurze łapki” oraz malutki pieprzyk. Usiłowała panować nad oddechem pomimo znacznie przyspieszonego tętna, za to niespodziewanie zaschło jej w gardle i w ustach. Odruchowo lekko rozchyliła wargi, aby je zwilżyć dosłownie czubkiem języka. Nagły przebłysk świadomości tego, co robi, mocno ją speszył, więc siłą rzeczy opuściła wzrok. Przełknęła ślinę i zacisnęła usta, a dolna część szczęki nienaturalnie, w jej odczuciu, zesztywniała. John jednak bez żadnego onieśmielenia patrzył najpierw w oczy, płynnie przenosząc to perwersyjne spojrzenie właśnie na te różowiące się usta. Teraz on powoli oblizał swoje, co Joanna zarejestrowała jakby na skraju lewego oka. Nie potrafiła dłużej wytrzymać tego intymnego napięcia — nagły głośniejszy oddech i pojedynczy spazm ciała przerwał tę dziwną sytuację. Chwytając w dłoń szklankę z Irish, mocniej opadła w siedzisko fotela i upiła duży łyk jeszcze ciepłej kawy. John łagodnie wrócił do luźnej pozycji i dając dziewczynie odrobinę wytchnienia, też odwrócił wzrok.
— Masz dzieci? — spytała nagle diametralnie zmieniając temat i klimat rozmowy.
— Mam, dwie córki.
— Mieszkają z tobą? — Zupełnie nie wiedziała, dlaczego o to pyta.
— Nie, mieszkam sam, więc jeśli chcesz, kolejną kawę możesz wypić u mnie — wyraźnie zażartował, co znowu rozśmieszyło Joannę. Dopiła właśnie swojego drinka i odstawiła szkło na stolik.
— Miło się rozmawia, ale muszę już wracać do domu. — Wydawała się jakaś inna, jakby nagle straciła wcześniejszą śmiałość, co ponownie zaskoczyło Johna, a zależało mu jednak na tym, aby ona czuła się przy nim bezpiecznie.
— W porządku, jak chcesz.
Było już ciemno na zewnątrz i znacznie chłodniej. Joanna i John zeszli do stacji metra i na prawie pustym peronie zaczekali na pociąg. Nagle poczuła jego dłonie na swoich ramionach. Lekko zadrżała i spojrzała na niego w momencie, gdy okrywał ją swoją marynarką. Dyskretnie dotknął jej włosów i uśmiechnął się, chociaż ona nie mogła tego zobaczyć.
— Nie musiałeś.
— Musiałem. Nie pozwolę ci zmarznąć.
— Dziękuję — odrzekła i doceniła jego dżentelmeński gest. — Już jest mi znacznie cieplej.
Ten jego zapach otulił wtedy ją całą i zaledwie po chwili zrobiło się jej wręcz gorąco. Łatwo było rozmarzyć się w takim stanie, odpłynąć myślami od rzeczywistości w jego obecności, dlatego musiała bardzo uważać, aby nie przegapić stacji “Wilanowska”. Odprowadził dziewczynę pod sam dom, chociaż musiało być mu zimno podczas tego dziesięciominutowego spaceru. W innych okolicznościach zaprosiłaby go do środka i zrobiła gorącej herbaty, ale wtedy zatrzymali się na wysokości bramki wejściowej i stanęli naprzeciw siebie.
— To było bardzo miłe spotkanie — stwierdziła Joanna. — Dzięki za kawę i za marynarkę. — Zdjęła ją z siebie i oddała mu. Od razu włożył i zapiął guzik.
— Cieszę się, że z twoją ręką już jest w porządku — odparł. — Dokończ rehabilitację, nie zaniedbuj niczego. Masz mój numer, więc gdybyś czegoś potrzebowała…
Joanna pokiwała głową i uśmiechnęła się promiennie. Chcieli po prostu przytulić się na pożegnanie, gdy nagle zbliżający się stukot obcasów na brukowanym chodniku przerwał ich zamiary. Matka Joanny zmarszczyła brwi na widok swojej córki rozmawiającej z dużo starszym, obcym mężczyzną, wyraźnie dotykającym jej ramienia.
— Joaśka? — odezwała się zaniepokojona.
— O, mamo, to jest… — zaczęła dziewczyna, ale towarzysz ją uprzedził.
— Dobry wieczór, nazywam się John Schneider — przedstawił się, wyciągając dłoń. — Brałem udział w wypadku, w którym Joanna złamała rękę. Chciałem upewnić się, że wszystko jest już w porządku.
— Dobry wieczór, Jagoda Stark. — Z wielką ostrożnością odpowiedziała nieznacznym uściskiem, a następnie wymownie spojrzała na córkę. — Już wszystko dobrze z ręką, dziękujemy.
— Pójdę już. Dbaj o siebie, Joanna. Do widzenia.
Kobiety weszły do domu. Dało się wyczuć napięcie i niepokój Jagody, tym bardziej, że Aśka zdawała się być w doskonałym humorze, jej oczy błyszczały, a policzki były zarumienione. Gdy zdjęła buty, mocno westchnęła, choć natychmiast chciała zamaskować to nienaturalnie odchrząkując.
— Specjalnie spotkałaś się z tym mężczyzną? — zapytała matka, zanim Aśka zrobiła pierwszy krok na schodach do swojego pokoju.
— Spotkałam go w mieście, przypadkiem.
— Piłaś z nim alkohol.
Joannę ogromnie zaskoczyło to, że matka jakimś cudem wyczuła znikomy zapach whiskey z kawy, podczas gdy ją najbardziej upajała woń jego perfum, co najmniej od pół godziny.
— Oj daj mi spokój! — zareagowała nerwowo i jak najprędzej uciekła na górę.
Tam od razu opadła na swoje łóżko i zamknęła oczy, przykładając dłonie do skroni. Boże, co się ze mną dzieje!? Przecież ja… ja nie mogę zakochać się w tym człowieku! Orbitowała w zupełnie innym wymiarze. Było jej jednocześnie błogo i dziwnie niewygodnie w tych emocjach. W głowie panował istny chaos, a ciepło i zapach Johna rozlewały się na całe ciało. Półświadomie rozebrała się do bielizny, ciągle z zamkniętymi oczami, bo tam widziała przed sobą jego twarz. Totalnie przepadła w jego kasztanowych oczach, zupełnie jakby ją zahipnotyzował. To wszystko było dla niej nowe: takie spotkanie, ta kawa i bliskość dojrzałego, niezwykle atrakcyjnego mężczyzny. Drżała w środku, zaledwie zaglądała w nieznane, ale Bóg jeden wie, jak bardzo chciała dotknąć jego twarzy, zatopić palce we włosach i wessać się w usta! Pod wpływem samych tych wyobrażeń czuła narastające ciśnienie i wilgoć między udami, co zaskoczyło ją bardzo, gdyż nigdy wcześniej to się nie zdarzało. Czy to normalne? Podniosła się i usiadła, ściskając w ramionach poduszkę, ale za chwilę znów cicho zachichotała i przewracając oczami, oparła głowę o ścianę.

John wszedł pod gorący prysznic, bo faktycznie zmarzł podczas tego spaceru. Do domu wrócił taksówką. Nie czuł się jednak źle — przeciwnie: miał ochotę śpiewać z radości. Stał pod strumieniem ciepłej wody i uśmiechał się do siebie, ciągle nie mogąc uwierzyć w to, co dzisiaj się wydarzyło. Nigdy nawet nie przypuszczał, że w rzeczywistości spotka kobietę, którą sam wykreował wiele lat temu w swojej głowie. To było studenckie lato po czwartym roku studiów, kiedy znowu przyjechali z Wiktorem do Wiednia i imprezowali na Donauinsel. Planowali przyszłość i roztaczali śmiałe wizje, przede wszystkim pod względem zawodowym. Jego przyjaciel był świeżo po zerwaniu ze swoim pierwszym chłopakiem i podzielił się obawami odnośnie znalezienia w życiu prawdziwej miłości. John, niby na pocieszenie, opowiedział mu o swojej wymarzonej kobiecie o imieniu Jeanny. Obaj śmiali się: będąc realistami stwierdzili, że taka nie istnieje. Na początku to miała być tylko niewinna fantazja o kobiecie idealnej: fizycznie i intelektualnie — istny wytwór wyobraźni. Z czasem jednak ona coraz częściej pojawiała się w przestrzeni umysłowej Johna, podchodziła bliżej i czuł, gdy go dotykała. Oprócz paru detali na zmianę, nie widział wyraźnie jej twarzy: miała po prostu długie blond włosy, piękne oczy i wydatne usta. Z biegiem lat Jeanny nabyła dodatkowych cech osobowości i charakteru, które były kwintesencją tego wszystkiego, czego on pragnął i oczekiwał od kobiet.
Mężczyzna pokręcił głową i westchnął głęboko. Tak niewiele brakowało i pocałowałby Joannę — miał na to przeogromną ochotę. Nie wystraszyła się, nie cofnęła od razu, więc ocenił, że była zaintrygowana, być może zaskoczona, a w takich sytuacjach ona nie ucieka, tylko chce poznawać i eksplorować nieznane — bardzo spodobało się mu to. Po wyjściu spod prysznica dopadł go jednak ten jego realizm. Przecież ona ma dopiero osiemnaście lat, na litość boską! Uczennica, lolitka! Usiadł na skraju łóżka i dłońmi objął głowę, która pulsowała bezlitośnie.

(...)

--- ---

No to "pierwsze koty za płoty".
"Naucz się zasad jak profesjonalista, abyś mógł je łamać jak artysta" Pablo Picasso
facebook.com/agnesskudrycka.autorka

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

2
Fabuła dość banalna, wykonanie takie sobie, choć bez większych błędów, widać braki warsztatowe. Kuleje melodyka tekstu, dialogi drewniane, w realu nikt tak nie rozmawia, to poziom telenoweli, niektóre opisy niepotrzebnie szczegółowe jak np. "nienaturalnie zesztywniała dolna cześć szczęki". Summa summarum: daleka droga przed Tobą :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

3
Dzięki za pierwszą opinię.
No tak: romans zazwyczaj bywa banalny, w ogóle tematyka miłości i relacji romantycznej dwojga ludzi to taki temat. Na razie nie wiem, jak napisać to inaczej, żeby było bardziej ambitnie. Dopiero później wchodzą inne wątki, problematyka przemocy wobec kobiet i zaburzenia osobowości, ale nie wiem, jakie fragmenty będę udostępniać, gdyż na dalszym etapie są one tzw. "spoilerem". A może w ogóle nikt nie zechce tu kolejnych...

Co masz na myśli przez określenie "drewniane dialogi"? Pracowałam nad nimi bardzo dużo i właśnie starałam się je pisać tak, jak mówią ludzie, przy czym też tak, aby nie przedobrzyć. Nie wszystko w literaturze da się zapisać tak jak w języku potocznym. Więc proszę o wskazówki.

Jakie braki warsztatowe masz na myśli? Gdzie są, jakie — zależy mi, aby to poprawić.
"Naucz się zasad jak profesjonalista, abyś mógł je łamać jak artysta" Pablo Picasso
facebook.com/agnesskudrycka.autorka

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

4
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) Obserwował ją z drugiego końca stołu, jednocześnie udając, że słucha tego, co mówi do niego Kora: widział jak Aśka wita się z dziewczynami i siada obok Tomka, kolegi z klasy, całkiem przystojnego okularnika. Joannie zaczął podobać się ten chłopak nazywany w ich paczce Nerdem. Był zapalonym informatykiem, który miał już wstępnie zaprogramowaną przyszłość na politechnice, bardzo zdolny i najlepszy z nauk ścisłych, laureat olimpiad, kończący każdy rok nauki z wyróżnieniem. Nie wyglądał jednak jak kujon: zawsze nosił nowoczesną fryzurę, stylowe okulary i modne, zagraniczne ciuchy. Jego ojciec pracował jako inżynier budowy dróg na zachodzie Europy. Tomek podobał się i imponował dziewczynom, ale był raczej nieśmiały w stosunku do płci przeciwnej. Przy Joannie czuł się w miarę swobodnie dlatego, że często siadała z nim w ławce i prosiła o drobną pomoc w matematyce. Dotychczas wiedział, że jest zajęta, więc nie robił sobie żadnych nadziei.
Czy ten szeroki opis jest potrzebny? Czy ta postać jest ważna dla fabuły? Bo fragment całkowicie zakłóca relację.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) Kolega patrzył na nią intensywnie i nachylał się jakby chciał ją pocałować, a ona, jak gdyby nigdy nic, świetnie się bawiła i dotykała go ukradkiem, gestykulując lub zwracając się bezpośrednio do niego! W Arturze zagotowała się krew i nie mógł już dłużej usiedzieć w miejscu. Zerwał się z krzesła i zamierzał przerwać te podchody
wybacz ale takie fragmenty raczej odstręczają od czytania dalej, niż zachęcają. No chyba, że czytają to małolaty, którym buzują hormony.
Przydałoby się więcej finezji w opisach... :)
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) Aż zadrżała z wrażenia i upuściła swojego papierosa; zgasiła go butem i schowała ręce do kieszeni spodni, udając, że przecież wszystko jest okej. Jedno ramiączko czarno-srebrnej koszulki zsunęło się z ramienia i odsłoniło kawałek piersi. W tej samej chwili zauważyła, że Artur na nią patrzy i robi kilka powolnych kroków w jej stronę. Odruchowo cofnęła się, plecami dotykając betonowej ściany, bo zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Bezczelnie przekroczył jej osobistą strefę i przechylił głowę, patrząc na Korę wzrokiem, z którego nie potrafiła niczego wyczytać.
Wybacz, ale pisanie na styl opowiadań kolorowych gazet nie wróży tu nic dobrego.
Pisz tak by smakować słowo, a nie wypluwać je między jednym a drugim ugryzieniem gumy do żucia.

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

5
jak pisze: (śr 27 kwie 2022, 12:24) Wybacz, ale pisanie na styl opowiadań kolorowych gazet nie wróży tu nic dobrego.
Pisz tak by smakować słowo, a nie wypluwać je między jednym a drugim ugryzieniem gumy do żucia.
Dzięki. Doceniam każdą opinię, ale jak dotychczas nie bardzo rozumiem, co macie na myśli. ;) Bardzo proszę o konkrety. Nie aspiruję do Literackiej Nagrody Nobla — chcę pisać powieści dla młodych i starszych dorosłych, raczej komercyjne, jednak z dobrym warsztatem literackim (dlatego pracuję nad nim). Wspominałam w swoim powitaniu, że stawiam też na scenariusze i chcę pisać do ekranizacji — moim marzeniem jest, aby na podstawie JEANNY zrobić serial. To jest rozrywka. Oczywiście zależy mi na dobrym stylu, chcę się uczyć i dalej rozwijać. Jednak nie będę wysublimowanym sztukmistrzem słowa światowej klasy, gdyż moja grupa docelowa to czytelnicy wskazanych gatunków: obyczajowa, thriller, na dalszym etapie kryminał — literatura popularna.

Zorientowałam się, że większość z Was tutaj jest autorami fantasy, sci-fi itp., dlatego niełatwo było mi znaleźć trzy fragmenty do skomentowania w moim "klimacie".
jak pisze: (śr 27 kwie 2022, 12:24) Czy ta postać jest ważna dla fabuły? Bo fragment całkowicie zakłóca relację.
Tak, postać Nerda jest w pewnym stopniu ważna — jest obecny przez połowę fabuły i z jego czynnym udziałem dojdzie do pewnego zdarzenia. Natomiast postać Artura jest jedną z ważniejszych.
jak pisze: (śr 27 kwie 2022, 12:24) wybacz ale takie fragmenty raczej odstręczają od czytania dalej, niż zachęcają. No chyba, że czytają to małolaty, którym buzują hormony.
To jest paczka znajomych ze szkoły, maturzyści, którym, owszem, buzują hormony. Zaobserwuj kiedyś grupę tak młodych ludzi, ich relacje, rozmowy, a później spróbuj przelać to na papier we względnie "dojrzałym" stylu. Zrobiłam, co mogłam, ale chętnie przyjrzę się innej interpretacji.
"Naucz się zasad jak profesjonalista, abyś mógł je łamać jak artysta" Pablo Picasso
facebook.com/agnesskudrycka.autorka

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

6
Bardzo dobrze, że wstawiłaś dłuższy fragment. Pierwsze trzy, cztery akapity bardzo nieczytelne, zniechęcające (może to skutek wyrwania z całości, ale nie sądzę). Przypominały streszczenie i mimo tłumaczeń nie dotarło do mnie kto z kim, co i jak, a jeśli już, to tylko na chwilę. Kiedy akapit dotyczy maksimum dwóch osób, nagle zaczynam rozumieć. Podziałało to jak przejście ze świata chaosu, w świat umiarkowanego ładu (dlaczego umiarkowanego zaraz powiem). Mniej więcej od metra zaczęła się Twoja powieść i dalej było całkiem nieźle. Pojawił się efekt, „nie wiem dlaczego, ale czytam”, autopilot – co jest pozytywnym zjawiskiem.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) Kolega patrzył na nią intensywnie i nachylał się jakby chciał pocałować, a ona, jak gdyby nigdy nic, świetnie się bawiła i dotykała go ukradkiem, gestykulując lub zwracając się bezpośrednio do niego! W Arturze zagotowała się krew i nie mógł już dłużej usiedzieć w miejscu. Zerwał się z krzesła i zamierzał przerwać te podchody Tomka do jego byłej dziewczyny, ale zatrzymała go Kora, która w końcu zauważyła, co się dzieje.
Fragment ten wybrałem jako idealny, aby zobrazować problem typowych chorób: „siękoza” i „zaimkoza”, występujących nagminnie w próbce. Myślę, że wery-userzy dopatrzyliby się także „ałozy”, ale dla mnie to nie problem.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) John przyglądał się jej, wygodnie oparty w swoim fotelu naprzeciw niej.
Pomijając kwestię zaimków, zdanie brzmi kiepskaśnie. Jest sporo takich kwiatków.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) — Dzięki za kawę i za marynarkę. — Zdjęła ją z siebie i oddała mu. Od razu włożył i zapiął guzik.
Pomijając inne mankamenty, wybrałem to zdanie aby zobrazować monotonię stosowanych spójników. I, i, i... źle to brzmi. Zauważam, że tylko ja się o to czepiam, więc nie wiem czy to problem dla wszystkich, ale na pewno dla mnie. :)
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) — Ech,… przed dotychczasowym życiem? — cmoknęła w drobnym zastanowieniu. John nie spodziewał się takiej filozoficznej odpowiedzi po tak młodej osóbce.
Nie jest to żadna filozofia.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) Karolina widziała, że jest piekielnie wściekły: obserwowała napiętą, pulsującą tętnicę na jego szyi i piorunujące, nieodgadnione spojrzenie w dal.
Nadużywanie przymiotników. Wiem, że chcesz na skróty wiele powiedzieć, ale dla czytelnika taka plejada jest obojętna i źle brzmi. Również nagminne.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) Zerknął na zamykające się drzwi i nagle… przez ułamek sekundy przed oczami mignęła mu niewiarygodnie znajoma twarz kobiety.
Wystrzegaj się przesadnej ekspresji dla rzeczy błahych. W tym miejscu myślę sobie "Ojej, no po prostu szok!". Nagle to może wybuchnąć bomba w metrze.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) jego postawa i odważne spojrzenie świadczyły o tym, że jest pewny siebie i zna swoją wartość. Ubrany w szary kraciasty garnitur na miarę i gładką błękitną koszulę, której dwa pierwsze guziki były rozpięte uśmiechał się zawadiacko..
Obawiam się, biorąc pod uwagę nie tylko ten fragment, że podążasz schematem sławetnego Christiana Greya, tylko w polskim wydaniu. Joanna też, jak ta pusta mapa, czekająca aż coś się wydarzy. Aczkolwiek, brak oryginalności to zarzut największego kalibru i na tym etapie raczej bym się nie przejmował.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) Nie wyglądał jednak jak kujon: zawsze nosił nowoczesną fryzurę, stylowe okulary i modne, zagraniczne ciuchy.
Hipster. ;)
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) — Nie, studiuje w SGH — odparła bezceremonialnie. Postanowiła się asekurować, chociaż jednocześnie był to element dalszego flirtu. — Chyba, że zobaczysz czarnego Harleya, to zmienia postać rzeczy.
John uznał to za żart i uśmiechnął się pobłażliwie. Miał już coś odpowiedzieć z przekąsem, gdy zupełnie niespodziewanie dał się słyszeć gwałtowny ryk motocyklowego silnika. Aż podskoczył w miejscu, a Joannie serce podeszło do gardła i wielkimi oczami spojrzała za okno.
Za takie detale fabularne trzeba pochwalić. Im więcej, tym lepiej.

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

7
Agness pisze:
W zatłoczonej i zadymionej knajpie rozbrzmiewała ciągle ta sama muzyka rockowa. Joanna od wejścia skierowała się od razu do dużego drewnianego stołu tuż obok baru, na którym nawet wyryte były imiona i pseudonimy ich stałego grona znajomych. Wszyscy siedzieli już tam, włącznie z Arturem i jego najbliższym kolegą Łukaszem. Chłopak spontanicznie zareagował na widok swojej byłej, ale zaraz musiał przypomnieć sobie rozmowę sprzed trzech tygodni — pamiętał i to ciągle bolało. Nerwowo poruszył się i popił piwo z kufla. Obserwował z drugiego końca stołu, jednocześnie udając, że słucha tego, co mówi do niego Kora: widział jak Aśka wita się z dziewczynami i siada obok Tomka, kolegi z klasy, całkiem przystojnego okularnika. Joannie zaczął podobać się ten chłopak nazywany w ich paczce Nerdem. Był zapalonym informatykiem, który miał już wstępnie zaprogramowaną przyszłość na politechnice, bardzo zdolny i najlepszy z nauk ścisłych, laureat olimpiad, kończący każdy rok nauki z wyróżnieniem. Nie wyglądał jednak jak kujon: zawsze nosił nowoczesną fryzurę, stylowe okulary i modne, zagraniczne ciuchy. Jego ojciec pracował jako inżynier budowy dróg na zachodzie Europy. Tomek podobał się i imponował dziewczynom, ale był raczej nieśmiały w stosunku do płci przeciwnej. Przy Joannie czuł się w miarę swobodnie dlatego, że często siadała z nim w ławce i prosiła o drobną pomoc w matematyce. Dotychczas wiedział, że jest zajęta, więc nie robił sobie żadnych nadziei.

Arturowi niezwykle przeszkadzało to, że Aśka wcale nie zwracała na niego uwagi. Omijała go wzrokiem i z zaangażowaniem rozmawiała z innym chłopakiem, który siedział bardzo blisko niej. Wśród muzyki słychać było pojedyncze sylaby, które wypowiadała oraz to, jak się śmiała. Nerd nawet zamówił jej piwo i dotknął ręki dziewczyny, gdy podawał szklankę. Następnie dało się słyszeć dźwięk kufli, jakiś toast, którego nie zrozumiał i znowu śmiech. Kolega patrzył na nią intensywnie i nachylał się jakby chciał pocałować, a ona, jak gdyby nigdy nic, świetnie się bawiła i dotykała go ukradkiem, gestykulując lub zwracając się bezpośrednio do niego! W Arturze zagotowała się krew i nie mógł już dłużej usiedzieć w miejscu. Zerwał się z krzesła i zamierzał przerwać te podchody Tomka do jego byłej dziewczyny, ale zatrzymała go Kora, która w końcu zauważyła, co się dzieje.
— Ej, daj spokój — zareagowała i złapała go za ramię. — Nie rób z siebie debila, przecież widzisz…
Chłopak zacisnął szczękę, przełknął ślinę i odwrócił wzrok.
— Idę zapalić — wycedził przez zęby. Kora bez wahania poszła za nim.
Wyszli na patio, gdzie Artur odpalił papierosa i nie odzywał się wcale. Karolina widziała, że jest piekielnie wściekły: obserwowała napiętą, pulsującą tętnicę na jego szyi i piorunujące, nieodgadnione spojrzenie w dal. Po paru minutach, które według niej trwały całą wieczność, chłopak zgasił swojego peta i ciskając go w popielnicę siarczyście zaklął. Aż zadrżała z wrażenia i upuściła swojego papierosa; zgasiła go butem i schowała ręce do kieszeni spodni, udając, że przecież wszystko jest okej. Jedno ramiączko czarno-srebrnej koszulki zsunęło się z ramienia i odsłoniło kawałek piersi. W tej samej chwili zauważyła, że Artur na nią patrzy i robi kilka powolnych kroków w jej stronę. Odruchowo cofnęła się, plecami dotykając betonowej ściany, bo zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Bezczelnie przekroczył jej osobistą strefę i przechylił głowę, patrząc na Korę wzrokiem, z którego nie potrafiła niczego wyczytać. Nie była pewna, co myśleć: z jednej strony marzyła o takiej chwili od paru lat, jednak z drugiej to nie była całkiem romantyczna sytuacja. Tym bardziej, że chłopak złapał za szyję i mocniej przycisnął do zimnej ściany. Gdy zamierzała wziąć głębszy oddech, gwałtownie wsunął język w jej usta i zaczął agresywnie całować.
Jeśli chodzi o styl, to Twój tekst cierpi na "zaimkozę" i "siękozę". Nie martw się, to można naprawić, ale trzeba przeredagować całość. A właściwie napisać od nowa. Tak, od nowa, inaczej chyba się nie da. Co do fabuły, to ja nie "target", nie czytam obyczajów, ale to jest ten słynny "litkob"? Od Blanki (czy Bianki) Lipińskiej? Co można zarobić na tym miliony? No, nie wiem, historia dość banalna, przypomina mi nie tyle nawet "M jak Miłość', czy "Barwy Szczęścia", co te paradokumentalne - "Ukryta Prawda", "Trudne Sprawy", czy "Dlaczego Ja". Ale o fabule to niech się wypowiedzą mądrzejsi w tej materii, ja podkreślę jeszcze raz - nie czytam obyczajów. I na koniec - jeśli chodzi o warsztat, to dużo pracy przed Tobą. Powodzenia i pozdrawiam.

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

8
Przeczytałem mniej więcej połowę, więcej, przyznam, za jednym razem nie byłem w stanie strawić.
Niemniej, podpiszę się pod uwagami przedpiśców: masz siękozę, zaimkozę i całkiem sporo dialogów niezbyt naturalnych. Np ten:

"Wiktor przyszedł do gabinetu Johna tak jak umówili się wcześniej, ale ten jeszcze pracował przy komputerze.
— To jak, zbieramy się?
— Jedź. Ja dokończę sprawę i wezwę taksówkę — odpowiedział John, tylko na moment odrywając wzrok od monitora.
— Skrystalizowały się plany na wieczór? Znowu Małgorzata? — zaciekawiło przyjaciela.
— Nic z tych rzeczy — odrzekł mężczyzna, kręcąc głową i krzywiąc usta. — Skończyłem z takimi randkami. Ciągle ten sam schemat, jak zacięta płyta, znudziło mi się.
— O proszę! — zareagował Wiktor. — Słuszna decyzja. Tylko jak ty sobie poradzisz ze swoim rozbuchanym libido?
— Martwisz się o moje życie seksualne?
— Wróć do biegania i zainwestuj jeszcze w jakiś kick-boxing, żebyś mógł się jakoś wyżyć w najbardziej kryzysowych sytuacjach.
— Od kryzysowych sytuacji jest przecież Kitty — zdawkowo uśmiechnął się John.
— Oj, chyba już nie… — westchnął tajemniczo Wiktor.
— Wiem, teraz jest na wakacjach w Grecji.
— Ze swoim mężem — dodał przyjaciel. John oderwał palce od klawiatury i spojrzał na niego marszcząc brwi. — Skończyła trzydziestkę, miała prawo ułożyć sobie życie. Spotkałem ją kilka tygodni temu."

Popatrz, jaki on jest długi! A tak naprawdę niemal bez straty treści dałoby się go ściąć o połowę. W tej postaci on najbardziej pełni funkcję informacyjną dla czytelnika - i chociaż oczywiście dialogi pełnią taką funkcję, lepiej, żeby aż tak nie było tego widać, a tu świecisz czytelnikowi prosto w oczy lampą :)
Ponadto ten dialog ujawnia inną cechę twego tekstu - nadopisowość, nadmiar znaków. Cały tekst, do miejsca, w którym skończyłem lekturę, cierpi na nadopis - nie oszczędzasz słów, znaków, wszystko wymaga opisania, podczas kiedy literatura to często umiejętność wybierania, robienia syntezy, szukania najważniejszych elementów - np. w opisie postaci czy miejsca. Aż strach pytać, ile znaków ma twoja powieść, a właściwie pierwszy jej tom? Milion? Wiesz, że przeciętna powieść tego typu ma połowę tej objętości? To będzie problem, kiedy dotrzesz z tekstem do wydawców.

Czepiałbym się też realiów. Pisuję nie tylko fantastykę, także literaturę dla dzieci i młodzieży, a i zdarzyły mi się dwie książki obyczajowe, więc może nie skreślisz tak łatwo moich uwag? :D, - i powiem ci, że moim zdaniem te szkolne realia są bardzo takie sobie. A knajpiane, cóż... Dzieciaki w knajpie spokojnie żłopią piwo, a to jeszcze szczyle, osiemnastolatki, pewno część wygląda młodziej, dziś może by przeszło, ale piętnaście lat temu to się jednak często choćby pro forma sprawdzało dowody - i część tych osiemnastolatków mogłaby ich nie mieć, jeśli są z późniejszych miesięcy :) a w dodatku oni są bywalcami, więc chodzili tam jeszcze jako niepełnoletni. Jasne, że wszystko można wytłumaczyć czytelnikowi, ale... póki nie zobaczę takiego wyjasnienia, to ja sceny w knajpie nie kupuję :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

9
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 11:16) No tak: romans zazwyczaj bywa banalny, w ogóle tematyka miłości i relacji romantycznej dwojga ludzi to taki temat.
Nie, można opisać to niebanalnie, bez cukierkowych słodkości. Przeczytaj sobie "Zorzę polarną "Nory Roberts.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 11:16) Co masz na myśli przez określenie "drewniane dialogi"? Pracowałam nad nimi bardzo dużo i właśnie starałam się je pisać tak, jak mówią ludzie, przy czym też tak, aby nie przedobrzyć. Nie wszystko w literaturze da się zapisać tak jak w języku potocznym. Więc proszę o wskazówki.

Romecki to z grubsza wyjaśnił.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 11:16) Jakie braki warsztatowe masz na myśli? Gdzie są, jakie — zależy mi, aby to poprawić.
To temat rzeka. Postaram się, ale kiedy indziej, dziś mam premierę online. I nie przejmuj się krytyką: pierwsze koty za płoty :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

10
Hellknight pisze: (śr 27 kwie 2022, 14:59) Fragment ten wybrałem jako idealny, aby zobrazować problem typowych chorób: „siękoza” i „zaimkoza”, występujących nagminnie w próbce. Myślę, że wery-userzy dopatrzyliby się także „ałozy”, ale dla mnie to nie problem.
RebelMac pisze: (śr 27 kwie 2022, 15:22) Jeśli chodzi o styl, to Twój tekst cierpi na "zaimkozę" i "siękozę".
TAK, WIEM: jestem zaimkowym i siękowym monsterem! Gimnastykuję się, aby to poprawiać, zastępować, inaczej budować zdania, ale na pstryk palcami to nie działa. Zdaję sobie sprawę, że jest to mój problem, tak samo jak powtórzenia i nadużywanie niektórych znaków interpunkcyjnych.
Hellknight pisze: (śr 27 kwie 2022, 14:59) Obawiam się, biorąc pod uwagę nie tylko ten fragment, że podążasz schematem sławetnego Christiana Greya, tylko w polskim wydaniu. Joanna też, jak ta pusta mapa, czekająca aż coś się wydarzy.
RebelMac pisze: (śr 27 kwie 2022, 15:22) ale to jest ten słynny "litkob"? Od Blanki (czy Bianki) Lipińskiej?
Romanse mają to do siebie, że są o miłości tudzież innego rodzaju emocjach i zdarzeniach pomiędzy dwojgiem ludzi. Owszem, w mojej powieści są sceny erotyczne, bardzo opisowe, ponieważ, wiadomo: to się dziś sprzedaje. Aczkolwiek wątek erotyczny nie jest w żadnym razie przewodnim, ani głównym — jest jedynie dodatkiem, właściwym i uzasadnionym, moim zdaniem wypełnieniem przestrzeni romantycznej.
NIE — nie idę żadnym z tych schematów, nie jest to ani Grey, ani Lipińska i nawet jestem zaskoczona takimi "zarzutami" po tylko tym fragmencie. W ogóle nie lubię być porównywana do kogokolwiek. Jestem z natury indywidualistką, chodzę własnymi ścieżkami, również jeśli chodzi o twórczość.

Dlatego w mojej powieści, w odróżnieniu od setek innych pojawiających się na rynku, relacja miłosna rozwija się stopniowo. Oni nie rzucają się sobie od razu w ramiona i nie wyznają miłości. Facet ma 47 lat, a dziewczyna 18. Zdają sobie sprawę, że ta relacja jest kontrowersyjna, niepoprawna, może nawet irracjonalna. On musi najpierw przewartościować swoje dotychczasowe życie, przemyśleć różne sprawy, a ona poznać samą siebie na co najmniej kilku poziomach, w tym cielesnym, intymnym. Pojawiają się też inne przeszkody na ich drodze, a ona przyznaje, że nie zawsze potrafi sobie z tym poradzić. Ostatecznie jednak, tak jak w życiu, uczucie tudzież innego rodzaju przyciąganie wygrywa. Przez długi czas mają wszystkich przeciw sobie, nikt nie wierzy w czyste powody ich zbliżenia się do siebie, dziewczyna też przez to ma nieprzyjemności w szkole (zanim zda maturę), ale pomimo tego udaje im się z czasem tworzyć zgodną parę i budować dojrzały związek, w którym oboje uczą się czegoś. Tak mniej więcej wygląda wątek miłosny. Seks pomiędzy tymi bohaterami wydarza się na stronie 200 na 590 całego pierwszego tomu. I w sumie na tę całą powieść fragmentów erotycznych jest max. 8-9.

Zawsze staram uczyć się na błędach, sama jestem bardzo krytyczna: zarówno względem siebie, jak i innych autorek/autorów. Jednym z moich sposobów na uczenie się pisania trochę inaczej niż wiele popularnych pisarek w tych gatunkach jest i było czytanie opinii czytelników na portalu "Lubimy Czytać". Zawsze zaczynam od tych ocenianych najniżej i zapamiętuję wszystkie zarzuty dotyczące fabuły, bohaterów, różnych skojarzeń z innymi pozycjami, wytykanie absurdów itd.

Poza tym, moja opowieść o JEANNY nie jest z happy endem. Nie żyli długo i szczęśliwie na końcu. Jest to w zasadzie trzytomowa historia tożsamości. Uwaga, tu będzie "spoiler", ale podejrzewam, że kiedy książka w końcu wyjdzie, na tym forum nie ma jednak wielu moich przyszłych czytelników, więc w zasadzie mogę zdradzić. Jest to opowieść dwu- / trzywątkowa i na pewnym etapie daje do myślenia CO w sumie stanowi najważniejszy wątek: czy na pewno historia miłosna? Postać niejakiej Brygidy dużo zmienia i wnosi do powieści. Są tajemnice z przeszłości i prawda, która ukrywana jest przed Joanną. Ona jednak tej prawdy nie zdąży poznać, pomimo tego, że już był bliski ten dzień, kiedy chciano na rodzinnym spotkaniu jej to ujawnić, gdyż zostaje zamordowana. Drugi tom zatem jest w znacznym stopniu kryminałem, jednak w tle ciągle toczy się wątek Brygidy i Adama. Jakkolwiek wątek kryminalny i zagadka śmierci dziewczyny jest doprowadzony do końca i zamknięty, tak jeszcze do wyjaśnienia pozostaje sprawa sprzed lat, z Londynu. I w trzecim tomie właśnie jest historia 25... lat wstecz, aby już w pierwszej i drugiej części trzeciego tomu zamknąć całą tą kompletną historię.


Nie bawię się w przesadną skromność i pokorę, ale też doceniam swoją pracę i nie zgodzę się, że fabuła jest banalna. Owszem, na początku, gdy rozgrywa się do pewnego momentu sam romans... może jest takie wrażenie. Ale później, moim zdaniem, już nie.

Romecki pisze: (śr 27 kwie 2022, 15:53) Cały tekst, do miejsca, w którym skończyłem lekturę, cierpi na nadopis - nie oszczędzasz słów, znaków, wszystko wymaga opisania, podczas kiedy literatura to często umiejętność wybierania, robienia syntezy, szukania najważniejszych elementów - np. w opisie postaci czy miejsca. Aż strach pytać, ile znaków ma twoja powieść, a właściwie pierwszy jej tom? Milion? Wiesz, że przeciętna powieść tego typu ma połowę tej objętości? To będzie problem, kiedy dotrzesz z tekstem do wydawców.
Hm, nie wiem, jak mam się odnieść do tej opinii. Wydaje mi się, że te opisy nie są aż tak rozległe, męczące i niepotrzebne. Tym też się chyba charakteryzuje literatura kobieca, żeby móc sobie wyobrazić pewne rzeczy, miejsca i zjawiska zachodzące pomiędzy ludźmi, te opisy niewerbalnych sytuacji. Sama nie lubię, gdy nie potrafię się wczuć w jakiś klimat, gdy bohaterowie lub okoliczności opisane są pobieżnie, jakby to mogło dziać się gdziekolwiek.
U mnie generalnie wszystko ma znaczenie. Ktoś lub coś, co jest opisane szerzej, więcej uwagi temu poświęciłam, ma swoje odbicie w dalszej fabule, ma dla niej znaczenie i później są odniesienia do tego albo... czytelnik już kojarzy jaką sytuację albo opis emocji, klimatu i później coś jest dla niego bardziej zrozumiałe. Tak mi się wydaje. Uczę się w sumie dopiero pisać "na poważnie" i mam świadomość, że wkrótce się to zweryfikuje, ale dla mnie, jako odbiorcy jest to istotne.
W scenariuszu, według jego praw za to, jest bardzo dużo do skrócenia, jeśli chodzi o porównanie z fabułą powieści. Tam jest wszystko bardziej suche, bez tych opisów, gdyż scenariusz to tylko to, co widzi kamera, taka nawigacja historii dla reżysera. Ale powieść... Nie chcę z kolei, żeby to wyszło jak streszczenie.
Problem, nie problem. Dużo autorów pisze długaśne powieści, są w obiegu historie na 800-900 stron i całkiem nieźle sobie radzą o ile historia jest ciekawa i coś przekazuje. Sama swego czasu to sprawdzałam, szukałam takich i miałam obawy tego typu, ale... no cóż. Starałam się to skrócić, troszeczkę się udało. I tak pierwszy tom skończyłam w miejscu, w którym stwierdziłam, że jest już za długo. ;)

Dzięki za wszystkie uwagi. Ciągle pracuję nad tymi zaimkami i powtórzeniami — jak wyżej. :)
"Naucz się zasad jak profesjonalista, abyś mógł je łamać jak artysta" Pablo Picasso
facebook.com/agnesskudrycka.autorka

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

11
Tekst skacze od skrajności w skrajność: albo streszczenie, albo opis czynności krok po kroku.
Sporo nadsłowia i powtarzania informacji, które wynikają z kontekstu.
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) Zerwał się z krzesła i zamierzał przerwać te podchody Tomka do jego byłej dziewczyny, ale zatrzymała go Kora, która w końcu zauważyła, co się dzieje.
Tutaj na przykład to co wykreślone jasno wynika z kontekstu i jest niepotrzebne.

Szczegółowe opisy czynności i miejsc mogłyby budować klimat, ale gdyby podano je w inny sposób. Spójrzmy tutaj:
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 00:56) Joanna weszła do stacji metra “Centrum”. O tej porze dnia panował tam największy tłok i hałas, musiała więc przecisnąć się przez ogromną chmarę ludzi, którzy jak pszczoły w ulu przepychali się w przejściu przez wąskie bramki. Dała radę, nawet z uśmiechem. Na ruchomych schodach minął ją chłopak, który koniecznie chciał zdążyć jeszcze na ten pociąg, który zaraz miał odjechać — widziała jak wskoczył do wagonu jednocześnie z sygnałem dźwiękowym. Ona poczekała na następny skład. Przeszła wzdłuż zatłoczonego peronu przy samej żółtej linii aż do samego końca, gdzie było dużo luźniej, a gdy przyjechał pociąg, znalazła się w ostatnim wagonie i stanęła przy drzwiach. Kolejni ludzie dobiegali i zajmowali miejsca, następnie rozległ się potrójny sygnał i drzwi zatrzasnęły się. Usłyszała charakterystyczny odgłos ruszającego składu.
Bardzo dużo informacji, z których 3/4 wydaje się niepotrzebne. Przez sprawozdawczy styl fragment nie buduje klimatu zatłoczonego metra, ale jest równie interesujący jak instrukcja obsługi kuchenki mikrofalowej.
Spróbuj może podawać informacje mniej sucho? Nie pisz, że jest tłoczno, opisz jak Joanna przedziera się przez tłum. Jeśli ten biegnący chłopak jest ważny, to opisz, jak na kogoś wpadł, a oburzony krzyk wmieszał się w ogólny hałas. Skoro Joanna ma stać przy drzwiach, bo fabuła tego wymaga, niech z trudem wciśnie się do wagonu i skończy przyklejona do tej szyby (no w końcu sama pisałaś, że tłok, a nagle ma się uczucie, że jakoś tak luźno się tam zrobiło!). No i czy na pewno potrzebujemy wiedzieć, który wagon wybrała?
Jagoda, elfy i świnki morskie

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

12
Agness pisze: (śr 27 kwie 2022, 17:38) Dlatego w mojej powieści, w odróżnieniu od setek innych pojawiających się na rynku, relacja miłosna rozwija się stopniowo. Oni nie rzucają się sobie od razu w ramiona i nie wyznają miłości. Facet ma 47 lat, a dziewczyna 18. Zdają sobie sprawę, że ta relacja jest kontrowersyjna, niepoprawna, może nawet irracjonalna.
Ponieważ inni wyjaśnili to co miałam na myśli, jedna tylko jeszcze uwaga.
Nie rozumiesz idei romansu i na dziś zabierasz się za nią jak pies za jeża. :)
Pisz, poprawiaj, poprawiaj pisz i może kiedyś coś z tego wyjdzie :)

Dodano po 4 minutach 49 sekundach:
A jeszcze jedno, nie oceniaj czytelników. Jedni lubią to, inni co innego . Ty masz pisać tak, by chciano to czytać, a nie tylko dla tych co cię pochwalą.

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

13
Dziękuję za wszystkie uwagi i krytykę. Jakkolwiek na to nie patrzeć, jest to nowe, cenne doświadczenie dla mnie. Czegoś się tu nauczyłam, nawet w zaledwie kilka dni. ;) Jestem świadoma swoich najbardziej rażących błędów i konsekwentnie nad nimi pracuję. Inne Wasze uwagi przemyślę — na pewno to zaprocentuje w przyszłości, gdyż kilka kwestii było poddanych w dyskusję, więc niezależnie od tego, jak sama do tego odniosę się w swojej twórczości, to są dobre punkty na drodze rozwoju.
Natomiast do paru innych zarzutów nie będę się odnosić, ponieważ czuję, jakby to miało ukryty cel podkopania mojej wiary we własny projekt oraz samooceny — a takie działania na szczęście już znam, jestem ich świadoma, przerabiałam w życiu, więc na mnie nie działają. I to jest ostrzeżenie dla innych użytkowników, którzy mają niższe poczucie własnej wartości, są niepewni siebie i swoich zdolności... i tak jak inna użytkowniczka parę dni temu mówią o swojej twórczości per "grafomania", biczują się za niedoskonałości: to rezonuje w Twoim umyśle i z takim podejściem nie da się niczego osiągnąć, iść dalej. (Tak wiem, że Pan Pilipiuk funkcjonuje w internecie pod takim opisem, więc może to zrobiło się "modne" na tym forum — wykonałam już research). Krytyka, owszem, jest potrzebna i może dużo zmienić na dobre, jednak należy umieć przesiewać opinie różnych ludzi: co brać do siebie, a co nie.

Wczoraj, jak zwykle przed spaniem, sięgnęłam po kolejną książkę do czytania. Tym razem padło na Marcela Mossa "Mroczne Sekrety". Śmiałam się sama z siebie i tego, co robię, ale postanowiłam podczas czytania zaznaczać te zaimki i "się", które są moją największą zmorą i... co się okazało? Pomimo tego, że MS nie jest przecież pierwszą powieścią Mossa, poza tym wydaje w bardzo dobrym wydawnictwie Filia, on też popełnia takie błędy (w jednym akapicie na pół strony doliczyłam się 14 powtórzonych zaimków!). I pewnie jeszcze inne, których nawet nie wyłapię podczas czytania jako czytelnik. Bo czytanie to ma być przede wszystkim rozrywka, a nie szukanie dziury w całym za każdym razem. ;) Więc nawet wprawieni pisarze, którzy są już w obiegu, popełniają różne babole, które wcale ich nie dyskredytują i mimo wszystko mają swoje kariery oraz licznych odbiorców.

Rozpisałam się też troszkę "off-topic" tutaj, gdyż oddalam się na pewien nieokreślony czas. Mam wenę, dobrze mi się pisze drugi tom, więc te "chorobowe" dni chcę wykorzystać do maksimum. Zwracam szczególną uwagę na wytknięte mi błędy i popełniam ich już mniej. Być może będę zaglądać tutaj raz po raz, interesują mnie tematy dyskusyjne o rynku wydawniczym i czytam je. Przy czym, jak wspomniałam, odrobiłam lekcje, już będąc tutaj dowiedziałam się więcej o forum i wiem, że trafiłam w miejsce nie do końca, z pewnych względów, właściwe dla mnie. Niemniej jednak, jak napisałam na początku, jestem wdzięczna za tę krytykę. Na pewno wiem już więcej! Pozdrawiam. :)
"Naucz się zasad jak profesjonalista, abyś mógł je łamać jak artysta" Pablo Picasso
facebook.com/agnesskudrycka.autorka

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

14
Nie czytałam , bo to nie moja tematyka i osobiście omijam z daleka wszelkie romanse. Natomiast ja też dostałam w łeb na początku i po kilku miesiącach czuję się jak bohater mojego własnego opowiadania , który od Demona otrzymał godzinę geniuszu żeby dokończyć powieść . Ta godzina dala mu pogląd na jakość tego co robi:). My tej godziny nie dostajemy wiec, "demony" z Wery mówią nam prawdę jak jest. Oczywiście nie musisz się ze wszystkim zgadzać jak leci, bo to Ty jesteś Twórcą i fabuła jest Twoja.Jeśli jesteś przekonana- walcz o nią. Tylko dobry projekt trzeba jeszcze dobrze wykonać i to jest robota jak łapanie kretów na wiosnę:)). Jesteś ambitna, jesteś pracowita. Pracuj nad fabułą żeby nie była banalna, na stylem żeby nie raził i nad dialogami żeby były naturalne. Wybij sobie z głowy że zarobisz na tym kasę, ale nauczysz się czegoś o sobie o o ludziach którzy tu są lub bywają a Ci mimo pozornej wredoty sa naprawdę cool:). Pozdrawiam
Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41

JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1

15
Agness pisze: (czw 28 kwie 2022, 10:43) Natomiast do paru innych zarzutów nie będę się odnosić, ponieważ czuję, jakby to miało ukryty cel podkopania mojej wiary we własny projekt oraz samooceny — a takie działania na szczęście już znam, jestem ich świadoma, przerabiałam w życiu, więc na mnie nie działają. I to jest ostrzeżenie dla innych użytkowników, którzy mają niższe poczucie własnej wartości, są niepewni siebie i swoich zdolności...
My tu oceniamy cudze pisanie, a nie poczucie własnej wartości :) Po prostu twój tekst ma wiele wad i tyle. To proste stwierdzenie faktu. Oczywiście dla autora to zawsze nieprzyjemne, ale jeśli nie zwracać uwagi na usterki, to trudno poprawić warsztat, bo i jak? Początkujący autor nigdy nie widzi swoich błędów, dopiero po miesiącach czy latach ciężkiej harówki zaczyna rozumieć w czym rzecz. Tę drogę musi przejść niemal każdy pisarz, rzadko kto rodzi się cudownym dzieckiem. Jeśli uważasz, że zawistni komentatorzy chcą złośliwie podkopać Twoją wiarę w siebie ( zapewne w celu wykoszenia konkurencji, która przebojem werwie się na literackie salony i zawłaszczy topkę empiku) to szkoda Twojego czasu na to forum. Decyduj sama: czy chcesz nauczyć się pisać, czy udawać, że potrafisz pisać. Także przy tej drugiej opcji znajdziesz mniejsze czy większe grono fanów, Internet jest bezkresny, no i nie każdy musi być pisarzem. Można pisać bez napinki, hobbystycznie, do szuflady, pokazując tekst jedynie znajomym, którzy na pewno nie skrytykują. Twój wybór.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”