Przyszła więc kolej na mój tekst — fragment debiutanckiej powieści pt. JEANNY.
SHORT: Osiemnastoletnia Joanna podczas wypadku komunikacyjnego poznaje Johna, dojrzałego przedsiębiorcę po rozwodzie. Zderzenie dwóch światów powoduje chaos i wewnętrzną walkę obojga, gdy najpierw bardzo starają się wyperswadować sobie tę znajomość. Jednak później on nagle porzuca swój dotychczasowy styl życia, przekonany, że znalazł kobietę swoich marzeń. Ona bardziej poznaje samą siebie i odważnie wchodzi w dojrzałość. Ale jest coś, o czym nie wie: jaka jest jej prawdziwa tożsamość. Nowa przyjaciółka pary, malarka Brygida, nie przez przypadek po śmierci męża przeprowadza się z Paryża właśnie do Warszawy. Wkrótce ma wyjść na jaw pewna mroczna tajemnica z przeszłości, którą wcześniej przypadkiem odkrywa John. Nie wszystkim jednak zależy na ujawnieniu prawdy, szczególnie po upływie wielu lat.
Kilka słów w celu nakreślenia kontekstu: Powieść inspirowana tekstem piosenki niegdyś znanego austriackiego wokalisty Falco (Johann Holzel), stąd, między innymi, imię głównego bohatera męskiego, jako "oddanie sprawiedliwości" Artyście oryginalnego utworu.
W skrócie, przed tym fragmentem: Joanna i John poznają się przypadkiem, gdy ona wpada mu pod samochód pewnej lipcowej nocy. Dziewczyna niedawno zerwała ze swoim pierwszym chłopakiem, Arturem, studentem ekonomii, z czym on nie bardzo może się pogodzić. Coraz bardziej odstaje od swoich znajomych, gdyż już poważniej myśli o życiu. To między innymi powoduje narastający konflikt pomiędzy nią a jej najlepszą koleżanką Korą. Tymczasem John wiedzie donżuański styl życia, jednocześnie ciesząc się sukcesami swojej spółki w branży nieruchomości, którą założył i prowadzi ze swoim wieloletnim przyjacielem i wspólnikiem Wiktorem. Ale coś jednak zaczyna się zmieniać. ;-)
Uwaga: fragment jest długi. Jeśli zbyt długi, dajcie znać, to następnym razem będzie znacznie krótszy.
Miejsce i czas akcji: Warszawa, 2007
---
(...)
W zatłoczonej i zadymionej knajpie rozbrzmiewała ciągle ta sama muzyka rockowa. Joanna od wejścia skierowała się od razu do dużego drewnianego stołu tuż obok baru, na którym nawet wyryte były imiona i pseudonimy ich stałego grona znajomych. Wszyscy siedzieli już tam, włącznie z Arturem i jego najbliższym kolegą Łukaszem. Chłopak spontanicznie zareagował na widok swojej byłej, ale zaraz musiał przypomnieć sobie rozmowę sprzed trzech tygodni — pamiętał i to ciągle bolało. Nerwowo poruszył się i popił piwo z kufla. Obserwował ją z drugiego końca stołu, jednocześnie udając, że słucha tego, co mówi do niego Kora: widział jak Aśka wita się z dziewczynami i siada obok Tomka, kolegi z klasy, całkiem przystojnego okularnika. Joannie zaczął podobać się ten chłopak nazywany w ich paczce Nerdem. Był zapalonym informatykiem, który miał już wstępnie zaprogramowaną przyszłość na politechnice, bardzo zdolny i najlepszy z nauk ścisłych, laureat olimpiad, kończący każdy rok nauki z wyróżnieniem. Nie wyglądał jednak jak kujon: zawsze nosił nowoczesną fryzurę, stylowe okulary i modne, zagraniczne ciuchy. Jego ojciec pracował jako inżynier budowy dróg na zachodzie Europy. Tomek podobał się i imponował dziewczynom, ale był raczej nieśmiały w stosunku do płci przeciwnej. Przy Joannie czuł się w miarę swobodnie dlatego, że często siadała z nim w ławce i prosiła o drobną pomoc w matematyce. Dotychczas wiedział, że jest zajęta, więc nie robił sobie żadnych nadziei.
Arturowi niezwykle przeszkadzało to, że Aśka wcale nie zwracała na niego uwagi. Omijała go wzrokiem i z zaangażowaniem rozmawiała z innym chłopakiem, który siedział bardzo blisko niej. Wśród muzyki słychać było pojedyncze sylaby, które wypowiadała oraz to, jak się śmiała. Nerd nawet zamówił jej piwo i dotknął ręki dziewczyny, gdy podawał szklankę. Następnie dało się słyszeć dźwięk kufli, jakiś toast, którego nie zrozumiał i znowu śmiech. Kolega patrzył na nią intensywnie i nachylał się jakby chciał ją pocałować, a ona, jak gdyby nigdy nic, świetnie się bawiła i dotykała go ukradkiem, gestykulując lub zwracając się bezpośrednio do niego! W Arturze zagotowała się krew i nie mógł już dłużej usiedzieć w miejscu. Zerwał się z krzesła i zamierzał przerwać te podchody Tomka do jego byłej dziewczyny, ale zatrzymała go Kora, która w końcu zauważyła, co się dzieje.
— Ej, daj spokój — zareagowała i złapała go za ramię. — Nie rób z siebie debila, przecież widzisz…
Chłopak zacisnął szczękę, przełknął ślinę i odwrócił wzrok.
— Idę zapalić — wycedził przez zęby. Kora bez wahania poszła za nim.
Wyszli na patio, gdzie Artur odpalił papierosa i nie odzywał się wcale. Karolina widziała, że jest piekielnie wściekły: obserwowała napiętą, pulsującą tętnicę na jego szyi i piorunujące, nieodgadnione spojrzenie w dal. Po paru minutach, które według niej trwały całą wieczność, chłopak zgasił swojego peta i ciskając go w popielnicę siarczyście zaklął. Aż zadrżała z wrażenia i upuściła swojego papierosa; zgasiła go butem i schowała ręce do kieszeni spodni, udając, że przecież wszystko jest okej. Jedno ramiączko czarno-srebrnej koszulki zsunęło się z ramienia i odsłoniło kawałek piersi. W tej samej chwili zauważyła, że Artur na nią patrzy i robi kilka powolnych kroków w jej stronę. Odruchowo cofnęła się, plecami dotykając betonowej ściany, bo zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Bezczelnie przekroczył jej osobistą strefę i przechylił głowę, patrząc na Korę wzrokiem, z którego nie potrafiła niczego wyczytać. Nie była pewna, co myśleć: z jednej strony marzyła o takiej chwili od paru lat, jednak z drugiej to nie była całkiem romantyczna sytuacja. Tym bardziej, że chłopak złapał ją za szyję i mocniej przycisnął do zimnej ściany. Gdy zamierzała wziąć głębszy oddech, gwałtownie wsunął język w jej usta i zaczął agresywnie całować.
W poniedziałek rozpoczęła się nauka w szkole. Wszyscy maturzyści czuli zbliżający się wielkimi krokami egzamin dojrzałości, zaczęły się pierwsze korepetycje, a od października ruszały kursy przygotowawcze. Było poważniej: między zajęciami rozbrzmiewały rozmowy o studiach, wyjazdach do innych miast oraz za granicę, przez okres wakacji chłopcy zmężnieli, a dziewczyny stały się bardziej skupione. Zmiana wizerunku Joanny także została zauważona: dziewczyna ubierała się bardziej klasycznie, zniknęły więc martensy i bandany, a pojawiły się obcasy, dżinsy skinny i ładne kobiece bluzki. Tomek zdawał się kuć żelazo póki gorące — to on pierwszy powiedział jej, że pięknie wygląda i dodał parę innych komplementów, gdy razem wychodzili z szatni. W nagrodę Joanna siadała z nim w ławce na każdej lekcji: trzeciej od okna, a nie jak wcześniej w przedostatniej środkowego rzędu z Korą.
Karolina przeczuwała, że Joaśka już wcześniej musiała domyślić się jej zamiarów wobec Artura. Niczego jednak nie żałowała. Ta przyjaźń już od jakiegoś czasu wisiała na włosku — od co najmniej kilku miesięcy Joanna zmieniała się, dystansowała i nie można było jej zrozumieć. Teraz między dziewczynami czuć było wyraźne napięcie. Aśka przywitała się z nią zdawkowo na początku dnia, ale później nie zamieniła ani słowa więcej i jak gdyby nigdy nic zajęła miejsce obok Nerda, z którym przegadała cały ostatni piątkowy wieczór w pubie. W klasie i na korytarzach szeptano o definitywnym rozstaniu Joanny z Arturem, a to był jeszcze niedawno bardzo popularny związek. Każdy kojarzył czarnego Harleya Davidsona Road King i młodzieńca w skórze, który zawsze kręcił się przy Joannie. Teraz Kora zdawała się być na fali, ponieważ wiele osób widziało właśnie ją w towarzystwie tego chłopaka, a nawet za rękę. Zakochana nastolatka chętnie podsycała plotki, wyraźnie sugerując, że odbiła Artura i dlatego Aśka jest na nią zła.
Po skończonych lekcjach cała dotychczas zgrana paczka znajomych zwyczajowo szła na pobliski skwer, aby tam rozejść się każdy w swoją stronę albo spędzić wspólnie resztę popołudnia. Jednak w tym roku parę osób zaczęło się wykruszać z powodu zajęć dodatkowych i innych obowiązków. Joanna także odmówiła grupowego powrotu. Postanowiła od tamtego dnia chodzić pieszo do stacji Metra “Centrum” i stamtąd wracać do domu. Piętnastominutowy spacer dobrze jej zrobił. Zwracała większą uwagę na wszystko, co ją otaczało: oglądała witryny sklepowe, patrzyła na ludzi, którzy ją mijali, widziała lokale gastronomiczne, których wcześniej nie znała i czuła zapach świeżej kawy dochodzący z kawiarni z niebieskim szyldem. Odkryła nawet nową księgarnię. Usiadła na chwilę na ławce na zielonym skwerze przy “Patelni”. Słońce ciągle mocno grzało na czystym, prawie bezchmurnym niebie, a ona uświadomiła sobie, że nie patrzyła dawno na Pałac Kultury i Nauki i chyba nigdy nie obeszła go dookoła. Wstała z ławki — zrobiła to właśnie teraz. Szła powoli, rejestrując wszystko, co widzi. Im bliżej podchodziła do Pałacu, tym bardziej wydawał się jej rakietą, która zaraz wystrzeli do góry. Zobaczyła muzeum, kino i wejście do Sali Kongresowej, patrzyła na inne budynki w Śródmieściu i ruch przy Dworcu Centralnym. Wysokie, szklane biurowce robiły na niej wrażenie; pomyślała sobie, że chciałaby kiedyś pracować w jednym z nich — panorama miasta z wysokiego piętra takiego budynku musi zapierać dech w piersi. Przypomniała sobie nagle Johna Schneidera. Na tej wizytówce, którą zgubiła był adres ze ścisłego centrum Warszawy — adres jego firmy. A więc on gdzieś tutaj pracuje, w którymś z tych biurowców. Popatrzyła dokładniej na parę z nich, na najwyższe kondygnacje.
Wiktor przyszedł do gabinetu Johna tak jak umówili się wcześniej, ale ten jeszcze pracował przy komputerze.
— To jak, zbieramy się?
— Jedź. Ja dokończę sprawę i wezwę taksówkę — odpowiedział John, tylko na moment odrywając wzrok od monitora.
— Skrystalizowały się plany na wieczór? Znowu Małgorzata? — zaciekawiło przyjaciela.
— Nic z tych rzeczy — odrzekł mężczyzna, kręcąc głową i krzywiąc usta. — Skończyłem z takimi randkami. Ciągle ten sam schemat, jak zacięta płyta, znudziło mi się.
— O proszę! — zareagował Wiktor. — Słuszna decyzja. Tylko jak ty sobie poradzisz ze swoim rozbuchanym libido?
— Martwisz się o moje życie seksualne?
— Wróć do biegania i zainwestuj jeszcze w jakiś kick-boxing, żebyś mógł się jakoś wyżyć w najbardziej kryzysowych sytuacjach.
— Od kryzysowych sytuacji jest przecież Kitty — zdawkowo uśmiechnął się John.
— Oj, chyba już nie… — westchnął tajemniczo Wiktor.
— Wiem, teraz jest na wakacjach w Grecji.
— Ze swoim mężem — dodał przyjaciel. John oderwał palce od klawiatury i spojrzał na niego marszcząc brwi. — Skończyła trzydziestkę, miała prawo ułożyć sobie życie. Spotkałem ją kilka tygodni temu.
— Dlaczego do mnie nie zadzwoniła, nie powiedziała mi? — John wstał z fotela i położył dłonie na biodrach.
— Nie wiem, ale chciała, żebym ci przekazał, co u niej, gdy zapytasz. Dziękuje za wszystko, a jak będziesz chciał przyjść na peeling albo paznokcie to oczywiście jesteś V.I.P.
Wiktor wyszedł już, gdyż umówił się wcześniej na prywatne spotkanie. John podszedł do dużego okna i spojrzał na panoramę miasta, westchnął i pokręcił głową. Miał już dzwonić po taksówkę, ale zdecydował inaczej.
Joanna weszła do stacji metra “Centrum”. O tej porze dnia panował tam największy tłok i hałas, musiała więc przecisnąć się przez ogromną chmarę ludzi, którzy jak pszczoły w ulu przepychali się w przejściu przez wąskie bramki. Dała radę, nawet z uśmiechem. Na ruchomych schodach minął ją chłopak, który koniecznie chciał zdążyć jeszcze na ten pociąg, który zaraz miał odjechać — widziała jak wskoczył do wagonu jednocześnie z sygnałem dźwiękowym. Ona poczekała na następny skład. Przeszła wzdłuż zatłoczonego peronu przy samej żółtej linii aż do samego końca, gdzie było dużo luźniej, a gdy przyjechał pociąg, znalazła się w ostatnim wagonie i stanęła przy drzwiach. Kolejni ludzie dobiegali i zajmowali miejsca, następnie rozległ się potrójny sygnał i drzwi zatrzasnęły się. Usłyszała charakterystyczny odgłos ruszającego składu. I właśnie w tym momencie znajoma twarz mignęła jej za szybą. Joanna wstrzymała oddech i odruchowo dotknęła dłonią piersi. Widziała tylko jego równie zaskoczoną minę, która rozmyła się w pędzie. Gdy pociąg wjechał do ciemnego tunelu, jej serce zaczęło dudnić. Jezu, to był on! ON! Tysiąc myśli przemknęło przez głowę dziewczyny. Cholera, co robić!?
John wyszedł z budynku głównym wyjściem, chociaż normalnie zjeżdżał windą do czwartego poziomu parkingu i stamtąd wyjeżdżał samochodem. Przeszedł na drugą stronę ulicy i miał ochotę przespacerować się przez Park Świętokrzyski. Rozpiął guzik marynarki i założył ciemne okulary. Szedł powoli, starając się zrelaksować i nie myśleć o niczym konkretnym, nawet o pretensjach do Kitty, że mu uciekła tak bez ostrzeżenia i wyszła za mąż. Uznał tylko, że to była fajna dziewczyna, a po trudnym dzieciństwie w domu dziecka oraz pierwszej młodości spędzonej na pracy jako prostytutka, zasłużyła wreszcie na szczęście i spokojniejsze życie. Wyszedł z parku od strony ulicy Marszałkowskiej, jednak z jakiegoś powodu minął wejście do stacji metra “Świętokrzyska” i skierował się chodnikiem w stronę Centrum. Było mu to potrzebne: zrobić coś innego, przespacerować się choć trochę ulicami miasta, popatrzeć na ludzi i budynki nie tylko z siedzenia w samochodzie. Zapatrzył się na Pałac Kultury, przeszedł przez przejście dla pieszych, po czym skierował się do schodów stacji metra. Kupił bilet w kiosku i zszedł do peronu. Od tej strony nie było tak dużo ludzi, więc zrobił tylko parę kroków wzdłuż szerokiej żółtej linii, gdy stojący jeszcze pociąg sygnalizował odjazd. Zerknął na zamykające się drzwi i nagle… przez ułamek sekundy przed oczami mignęła mu niewiarygodnie znajoma twarz kobiety. Początkowo nawet nie był w stanie ruszyć się z miejsca. To niemożliwe — zmarszczył brwi, podczas gdy serce łomotało mu w piersi jak szalone, a w głowie rozbrzmiewało tylko jedno imię, powtarzane echem: Jeanny… Jeanny. Nadjeżdżał właśnie kolejny pociąg. Mężczyzna wziął głęboki oddech, usiłując wrócić do rzeczywistości.
Z głośników rozległ się głos znanego lektora filmowego, który zapowiadał kolejne stacje zatrzymania się pociągu. W końcu skład zaczął hamować przy wjeździe na kolejną, po czym drzwi rozsunęły się, a Joanna bez zastanowienia wybiegła z wagonu i zatrzymała się przy najbliższej ławce. Rzuciła na nią swoją torbę i wypuściła powietrze z ust, jakby przez całe półtorej minuty jazdy nie mogła tego zrobić. Stała i próbowała zrozumieć, co właśnie się wydarzyło, a gdy za moment doszła do siebie i przeczytała napis: “Politechnika”, pokręciła głową i zaśmiała się niedorzecznie. Zwariowałam. Po cholerę ja wysiadłam na tej stacji!? Co ja sobie wyobraziłam: że on będzie mnie gonił? Ogarnij się, dziewczyno! — karciła się w myślach. Następny pociąg wjeżdżał na stację — wystraszyła się, gdy usłyszała ten świst. Chwyciła za pasek torby, aby podbiec teraz do przednich wagonów i normalnie wrócić do domu, ale ta, jak na złość, zaklinowała się między siedziskami. Zrezygnowana aż zamknęła oczy, zacisnęła zęby i wypuściła pasek z dłoni. Wzięła jeden głęboki oddech. Kiedy ten pociąg odjechał, a większość ludzi opuściła peron, ponownie sięgnęła po torbę. Pierwsze parę kroków przed siebie i…
— Joanna. — Niespodziewanie bardzo męski, ciepły głos wypowiedział jej imię z takim charakterystycznym akcentem. Jak dotąd, tylko raz w życiu słyszała, aby ktoś wymawiał je właśnie w ten sposób: miesiąc temu, w szpitalu na Solcu. Zbierało się wtedy na burzę. Jak na komendę stanęła w miejscu, bo nogi zesztywniały jej w ciągu jednej sekundy, a przez ciało przebiegł dreszcz. Wyraźne stąpnięcia na posadzce peronu za jej plecami stopniowo skracały dystans. Odwróciła głowę.
Jak to możliwe???
— John? — Jej twarz wyraźnie rozpromieniała, mimo że chciała udać tylko zaskoczenie.
Podszedł bliżej. Teraz przyjrzała się mu w neutralnej sytuacji, zupełnie niedyskretnie ogarniając go wzrokiem. To niewątpliwie był mężczyzna, który robił wrażenie: jego postawa i odważne spojrzenie świadczyły o tym, że jest pewny siebie i zna swoją wartość. Ubrany w szary kraciasty garnitur na miarę i gładką błękitną koszulę, której dwa pierwsze guziki były rozpięte uśmiechał się zawadiacko..
— Dobrze cię widzieć — powiedział. Ogarnął dziewczynę śmiałym powłóczystym spojrzeniem i najwyraźniej spodobało się mu to, co zobaczył. Miała na sobie dopasowaną czarną bluzkę z dekoltem, gładkie dżinsy i buty na obcasie. Długie blond włosy, ciągle rozpuszczone, targał wiatr wypychany z tunelu przez następny pociąg. Opanowała go nagle ogromna ochota, aby odgarnąć je własną dłonią i dotknąć jej twarzy, nawet nieznacznie uniósł już rękę, ale wiedział przecież, że teraz nie może tego zrobić.
— Zgubiłam twoją wizytówkę — wytłumaczyła się natychmiast. — Dlatego nie zadzwoniłam.
— To nic — uśmiechnął się, kręcąc głową. — A jak ręka?
— Już dobrze — odpowiedziała i wyprostowała ją odruchowo. Teraz zupełnie przypadkiem ich ręce się zetknęły. Spojrzeli w tym momencie na siebie; Joanna zarumieniła się i poprawiła torbę na ramieniu. — Co właściwie tutaj robisz? Gdzie jest twój samochód?
Zaczęli kierować się do wyjścia z metra, pomimo tego, że to nie była docelowa stacja ani jej, ani jego.
— Zmieniam tapicerkę, taka kosmetyczna przeróbka. Dawno nie jechałem metrem.
— Ja też. Zwykle jeżdżę tramwajem.
Zabawne: po wyjściu ze stacji nie widziała żadnego. Poczuła się jak idiotka, ale skwitowała to uśmiechem, by zachować twarz. Spojrzała tylko na schody prowadzące z powrotem do środka.
— Śpieszysz się gdzieś teraz, czy możemy usiąść przy kawie i porozmawiać? — otwarcie zapytał John.
Aż dostała gęsiej skórki, a to mrowienie w dole brzucha było śmieszne, lecz bardzo przyjemne. Pierwszy raz w życiu mężczyzna zaproponował jej randkę, na dodatek tak spontaniczną.
— Nie, nigdzie się nie śpieszę — odpowiedziała, przeczesując palcami włosy za uchem.
Z tego miejsca była widoczna nowa popularna kawiarnia, więc usiedli tam, przy stoliku obok okna. Relaksująca muzyka wypełniała ciepłe wnętrze, które urządzone było z pomysłem, bardzo nowocześnie, z napisami o tym, ile przyjemności daje kawa. Joanna tylko parę razy wcześniej miała okazję odwiedzić tego typu lokal: podczas wakacji z rodzicami, nigdy z Arturem. Nazwy kaw, które czytała w karcie nic jej nie mówiły, myślała tylko, czy przyznać się do tego otwarcie, czy wybrać cokolwiek, udając, że się zna. John przyglądał się jej, wygodnie oparty w swoim fotelu naprzeciw niej.
— Zaproponować ci coś? — zapytał, jakby czytał w myślach. Spojrzała na niego natychmiast i uśmiechnęła się. — Co lubisz? Czego oczekujesz?
Te pytania brzmiały w jego ustach co najmniej dwuznacznie. Joanna uniosła brwi.
— Może to dziwne, ale… sama nie wiem. — Po pierwszych pięciu minutach w jego towarzystwie już wiedziała, że udawanie czegokolwiek nie ma sensu. Patrzył na nią, jakby przenikał jej ciało i umysł na wskroś, jakby widział myśli zapisane w chmurkach wylatujących z głowy. To było niewygodne uczucie, ale niewątpliwie było w tym mężczyźnie coś takiego, co kazało mu zaufać i po prostu być sobą. — Żeby tylko nie było zbyt słodko.
Kelnerka właśnie podeszła do ich stolika odebrać zamówienie.
— Dla pani będzie Mokka z gorzką czekoladą i cynamonem… — powiedział zdecydowanym tonem. — A dla mnie Irish.
Pani wyprostowała się w fotelu, zupełnie nieświadomie oblizując usta. John właśnie w tym momencie wrócił na nią wzrokiem i mógł przysiąc, że nabrzmiałe sutki przebijały przez bluzkę dziewczyny.
— Głupio jest nie wiedzieć, co się lubi — przyznała.
— Masz do tego prawo — odparł. — Wiele rzeczy poznaje się z czasem.
— Ostatnio to bardzo dużo rzeczy — uśmiechnęła się znowu, autentycznie zadowolona z czegoś.
— Przejażdżka metrem?
— Mokka i w sumie wszystko, co robię ostatnio.
— Spadanie z nieba pod mój samochód?
Joanna roześmiała się figlarnie.
— Nie, akurat to był zupełny przypadek.
— Uciekałaś przed kimś? Albo przed czymś?
— Ech,… przed dotychczasowym życiem? — cmoknęła w drobnym zastanowieniu. John nie spodziewał się takiej filozoficznej odpowiedzi po tak młodej osóbce. W reakcji na to podniósł wyżej głowę i spojrzał na nią jeszcze inaczej.
— Udało się?
— Jeszcze nie wiem. O, znowu czegoś nie wiem. — Oparła się w siedzisku wygodniej i głośno westchnęła. Powolnym ruchem przesunęła parę razy dłonią po udzie w swoistym chwilowym zamyśleniu i dopiero za moment zauważyła, że John wnikliwie ją obserwuje. Kelnerka już przyniosła dwie gorące szklanki wypełnione warstwowo brązową i białą konsystencją. Postawiła je na stoliku przed nimi, zabrała jedną kartę i odeszła. — A ty? Co wtedy tam robiłeś?
— Też szukałem czegoś nowego — odpowiedział, nie zwracając wcale uwagi na swoją kawę.
— Udało się?
— Nie, wtedy jeszcze nie. — Joanna popatrzyła dłużej na niego: w oczach miał coś, co ją szalenie uwodziło, pomimo tego, że on przecież nic nie robił. Siedział i patrzył. Zwrócił uwagę na szklanki z kawą. — Spróbuj i powiedz, czy trafiłem w twój gust.
Joanna najpierw przyjrzała się swojej i delikatnie zbliżyła ją do okolic nosa — zapach cynamonu opanował jej nozdrza. Następnie wyciągnęła słomkę z papierowej osłonki i upiła spory łyk, skupiona tylko na obecnych doznaniach. Źrenice Johna rozszerzyły się na to i poczuł jakby stado mrówek przebiegło poniżej jego pasa. Dyskretnie odchrząknął, odchylił się w swoim fotelu i palcem wskazującym potarł dolną wargę.
— Prawie trafiłeś — odpowiedziała. — Ale to nie do końca to, o co mi chodziło. — John na te słowa zawadiacko uniósł kąciki ust i podał jej tę kartę, która ciągle leżała na stoliku przed nimi. Ona jednak pokręciła głową i popatrzyła mu w oczy. — Może to Irish?
— Czarna kawa, gorąca irlandzka whiskey, bita śmietana — wyjaśnił. — Na pewno jesteś na to gotowa?
— Jeżeli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem.
Albo wydawało się jej albo zaczęła z nim flirtować. Nigdy wcześniej nie robiła tego świadomie, a nawet była pewna, że nie potrafi. Nagle zmroziło ją dziwne uczucie tej świadomości, tym bardziej, gdy przypomniała sobie słowa rehabilitantki: stary zboczeniec. Mimo wszystko nie chciała teraz stracić twarzy. Z jednej strony słyszała w głowie głos: w co ty się, do cholery, pakujesz?, ale z drugiej czuła się jak prawdziwa kobieta przy dojrzałym mężczyźnie i to bardzo ją podniecało.
John natychmiast skinął na kelnerkę, która w mgnieniu oka pojawiła się przy ich stoliku.
— Poprosimy jeszcze jedną kawę po irlandzku oraz dwie wody z cytryną.
Joanna zerknęła na zaangażowaną w ich obsługę dziewczynę, po czym spojrzała na swojego towarzysza, gdy ta odeszła.
— Woda z cytryną?
— Nie zamierzam cię upić. Wrócisz do domu cała i trzeźwa.
— Nigdy nic nie wiadomo — odrzekła Aśka znów z tym figlarnym uśmieszkiem, popijając Mokkę. — Przecież nie znam cię, nie wiem, kim jesteś. Może zaraz wpadnie tu twoja żona i będę musiała uciekać?
— Nigdzie mi nie uciekniesz — odpowiedział stanowczo John, ale od razu uświadomił sobie, że mogła to opacznie zrozumieć. Faktycznie, przerwała picie kawy i spojrzała na niego uważniej. — Spokojnie, nie mam żony, jestem rozwiedziony. Gorzej, jeśli wpadnie tu twój chłopak. Studiuje tutaj, na Politechnice? Powinienem się rozglądać?
Rozśmieszyło ją to. Znowu rozluźniona oparła się w swoim fotelu.
— Nie, studiuje w SGH — odparła bezceremonialnie. Postanowiła się asekurować, chociaż jednocześnie był to element dalszego flirtu. — Chyba, że zobaczysz czarnego Harleya, to zmienia postać rzeczy.
John uznał to za żart i uśmiechnął się pobłażliwie. Miał już coś odpowiedzieć z przekąsem, gdy zupełnie niespodziewanie dał się słyszeć gwałtowny ryk motocyklowego silnika. Aż podskoczył w miejscu, a Joannie serce podeszło do gardła i wielkimi oczami spojrzała za okno. Był to jednak inny student na znacznie mniejszym sportowym motocyklu, który wyjeżdżał z parkingu. Aśka roześmiała się w głos, autentycznie rozbawiona sytuacją i niepewną, kompletnie zaskoczoną miną Johna.
Kelnerka przyniosła kawę Irish dla dziewczyny i dwie wody. John od razu wziął parę dużych łyków ze swojej szklanki. Ciągle płonął wzburzony tym zdarzeniem — nie przypominał sobie, kiedy ostatnio był z kobietą w sytuacji, nad którą nie miał pełnej kontroli; zawsze ją miał! A teraz taka niedoświadczona bezczelna małolata rozbroiła go totalnie. Zatrzęsły nim emocje: gniew i oburzenie, chociaż oczywiście nie dał tego po sobie poznać, dopiero po paru chwilach umiejętnie opanował się i spojrzał bardziej przytomnie na Joannę. Zanurzała właśnie słomkę w drugiej szklance kawy i pociągnęła przez nią spory łyk napoju. Zauważył, kiedy gorąca whiskey pieściła jej przełyk, ponieważ wyraźnie jęknęła.
— A więc to jest to, czego chciałaś? — zapytał.
— Jesteśmy coraz bliżej — odrzekła, delikatnie oblizując usta. — Szkoda, że nie mam aż tyle czasu, aby spróbować czegoś więcej.
W tym momencie John nachylił się nad stolikiem, wchodząc w intymną przestrzeń Joanny na tyle, że bardzo wyraźnie poczuła jego zapach. Spoważniała, gdy fala gorąca jak lawa powoli rozlewała się po całym jej ciele, ale mimo to nie odwróciła wzroku — zaintrygowanie było silniejsze niż zawstydzenie nową sytuacją. Z nieśmiałością, jednak spojrzała w jego piwne, bezwstydnie świdrujące ją oczy, przy których zauważyła “kurze łapki” oraz malutki pieprzyk. Usiłowała panować nad oddechem pomimo znacznie przyspieszonego tętna, za to niespodziewanie zaschło jej w gardle i w ustach. Odruchowo lekko rozchyliła wargi, aby je zwilżyć dosłownie czubkiem języka. Nagły przebłysk świadomości tego, co robi, mocno ją speszył, więc siłą rzeczy opuściła wzrok. Przełknęła ślinę i zacisnęła usta, a dolna część szczęki nienaturalnie, w jej odczuciu, zesztywniała. John jednak bez żadnego onieśmielenia patrzył najpierw w oczy, płynnie przenosząc to perwersyjne spojrzenie właśnie na te różowiące się usta. Teraz on powoli oblizał swoje, co Joanna zarejestrowała jakby na skraju lewego oka. Nie potrafiła dłużej wytrzymać tego intymnego napięcia — nagły głośniejszy oddech i pojedynczy spazm ciała przerwał tę dziwną sytuację. Chwytając w dłoń szklankę z Irish, mocniej opadła w siedzisko fotela i upiła duży łyk jeszcze ciepłej kawy. John łagodnie wrócił do luźnej pozycji i dając dziewczynie odrobinę wytchnienia, też odwrócił wzrok.
— Masz dzieci? — spytała nagle diametralnie zmieniając temat i klimat rozmowy.
— Mam, dwie córki.
— Mieszkają z tobą? — Zupełnie nie wiedziała, dlaczego o to pyta.
— Nie, mieszkam sam, więc jeśli chcesz, kolejną kawę możesz wypić u mnie — wyraźnie zażartował, co znowu rozśmieszyło Joannę. Dopiła właśnie swojego drinka i odstawiła szkło na stolik.
— Miło się rozmawia, ale muszę już wracać do domu. — Wydawała się jakaś inna, jakby nagle straciła wcześniejszą śmiałość, co ponownie zaskoczyło Johna, a zależało mu jednak na tym, aby ona czuła się przy nim bezpiecznie.
— W porządku, jak chcesz.
Było już ciemno na zewnątrz i znacznie chłodniej. Joanna i John zeszli do stacji metra i na prawie pustym peronie zaczekali na pociąg. Nagle poczuła jego dłonie na swoich ramionach. Lekko zadrżała i spojrzała na niego w momencie, gdy okrywał ją swoją marynarką. Dyskretnie dotknął jej włosów i uśmiechnął się, chociaż ona nie mogła tego zobaczyć.
— Nie musiałeś.
— Musiałem. Nie pozwolę ci zmarznąć.
— Dziękuję — odrzekła i doceniła jego dżentelmeński gest. — Już jest mi znacznie cieplej.
Ten jego zapach otulił wtedy ją całą i zaledwie po chwili zrobiło się jej wręcz gorąco. Łatwo było rozmarzyć się w takim stanie, odpłynąć myślami od rzeczywistości w jego obecności, dlatego musiała bardzo uważać, aby nie przegapić stacji “Wilanowska”. Odprowadził dziewczynę pod sam dom, chociaż musiało być mu zimno podczas tego dziesięciominutowego spaceru. W innych okolicznościach zaprosiłaby go do środka i zrobiła gorącej herbaty, ale wtedy zatrzymali się na wysokości bramki wejściowej i stanęli naprzeciw siebie.
— To było bardzo miłe spotkanie — stwierdziła Joanna. — Dzięki za kawę i za marynarkę. — Zdjęła ją z siebie i oddała mu. Od razu włożył i zapiął guzik.
— Cieszę się, że z twoją ręką już jest w porządku — odparł. — Dokończ rehabilitację, nie zaniedbuj niczego. Masz mój numer, więc gdybyś czegoś potrzebowała…
Joanna pokiwała głową i uśmiechnęła się promiennie. Chcieli po prostu przytulić się na pożegnanie, gdy nagle zbliżający się stukot obcasów na brukowanym chodniku przerwał ich zamiary. Matka Joanny zmarszczyła brwi na widok swojej córki rozmawiającej z dużo starszym, obcym mężczyzną, wyraźnie dotykającym jej ramienia.
— Joaśka? — odezwała się zaniepokojona.
— O, mamo, to jest… — zaczęła dziewczyna, ale towarzysz ją uprzedził.
— Dobry wieczór, nazywam się John Schneider — przedstawił się, wyciągając dłoń. — Brałem udział w wypadku, w którym Joanna złamała rękę. Chciałem upewnić się, że wszystko jest już w porządku.
— Dobry wieczór, Jagoda Stark. — Z wielką ostrożnością odpowiedziała nieznacznym uściskiem, a następnie wymownie spojrzała na córkę. — Już wszystko dobrze z ręką, dziękujemy.
— Pójdę już. Dbaj o siebie, Joanna. Do widzenia.
Kobiety weszły do domu. Dało się wyczuć napięcie i niepokój Jagody, tym bardziej, że Aśka zdawała się być w doskonałym humorze, jej oczy błyszczały, a policzki były zarumienione. Gdy zdjęła buty, mocno westchnęła, choć natychmiast chciała zamaskować to nienaturalnie odchrząkując.
— Specjalnie spotkałaś się z tym mężczyzną? — zapytała matka, zanim Aśka zrobiła pierwszy krok na schodach do swojego pokoju.
— Spotkałam go w mieście, przypadkiem.
— Piłaś z nim alkohol.
Joannę ogromnie zaskoczyło to, że matka jakimś cudem wyczuła znikomy zapach whiskey z kawy, podczas gdy ją najbardziej upajała woń jego perfum, co najmniej od pół godziny.
— Oj daj mi spokój! — zareagowała nerwowo i jak najprędzej uciekła na górę.
Tam od razu opadła na swoje łóżko i zamknęła oczy, przykładając dłonie do skroni. Boże, co się ze mną dzieje!? Przecież ja… ja nie mogę zakochać się w tym człowieku! Orbitowała w zupełnie innym wymiarze. Było jej jednocześnie błogo i dziwnie niewygodnie w tych emocjach. W głowie panował istny chaos, a ciepło i zapach Johna rozlewały się na całe ciało. Półświadomie rozebrała się do bielizny, ciągle z zamkniętymi oczami, bo tam widziała przed sobą jego twarz. Totalnie przepadła w jego kasztanowych oczach, zupełnie jakby ją zahipnotyzował. To wszystko było dla niej nowe: takie spotkanie, ta kawa i bliskość dojrzałego, niezwykle atrakcyjnego mężczyzny. Drżała w środku, zaledwie zaglądała w nieznane, ale Bóg jeden wie, jak bardzo chciała dotknąć jego twarzy, zatopić palce we włosach i wessać się w usta! Pod wpływem samych tych wyobrażeń czuła narastające ciśnienie i wilgoć między udami, co zaskoczyło ją bardzo, gdyż nigdy wcześniej to się nie zdarzało. Czy to normalne? Podniosła się i usiadła, ściskając w ramionach poduszkę, ale za chwilę znów cicho zachichotała i przewracając oczami, oparła głowę o ścianę.
John wszedł pod gorący prysznic, bo faktycznie zmarzł podczas tego spaceru. Do domu wrócił taksówką. Nie czuł się jednak źle — przeciwnie: miał ochotę śpiewać z radości. Stał pod strumieniem ciepłej wody i uśmiechał się do siebie, ciągle nie mogąc uwierzyć w to, co dzisiaj się wydarzyło. Nigdy nawet nie przypuszczał, że w rzeczywistości spotka kobietę, którą sam wykreował wiele lat temu w swojej głowie. To było studenckie lato po czwartym roku studiów, kiedy znowu przyjechali z Wiktorem do Wiednia i imprezowali na Donauinsel. Planowali przyszłość i roztaczali śmiałe wizje, przede wszystkim pod względem zawodowym. Jego przyjaciel był świeżo po zerwaniu ze swoim pierwszym chłopakiem i podzielił się obawami odnośnie znalezienia w życiu prawdziwej miłości. John, niby na pocieszenie, opowiedział mu o swojej wymarzonej kobiecie o imieniu Jeanny. Obaj śmiali się: będąc realistami stwierdzili, że taka nie istnieje. Na początku to miała być tylko niewinna fantazja o kobiecie idealnej: fizycznie i intelektualnie — istny wytwór wyobraźni. Z czasem jednak ona coraz częściej pojawiała się w przestrzeni umysłowej Johna, podchodziła bliżej i czuł, gdy go dotykała. Oprócz paru detali na zmianę, nie widział wyraźnie jej twarzy: miała po prostu długie blond włosy, piękne oczy i wydatne usta. Z biegiem lat Jeanny nabyła dodatkowych cech osobowości i charakteru, które były kwintesencją tego wszystkiego, czego on pragnął i oczekiwał od kobiet.
Mężczyzna pokręcił głową i westchnął głęboko. Tak niewiele brakowało i pocałowałby Joannę — miał na to przeogromną ochotę. Nie wystraszyła się, nie cofnęła od razu, więc ocenił, że była zaintrygowana, być może zaskoczona, a w takich sytuacjach ona nie ucieka, tylko chce poznawać i eksplorować nieznane — bardzo spodobało się mu to. Po wyjściu spod prysznica dopadł go jednak ten jego realizm. Przecież ona ma dopiero osiemnaście lat, na litość boską! Uczennica, lolitka! Usiadł na skraju łóżka i dłońmi objął głowę, która pulsowała bezlitośnie.
(...)
--- ---
No to "pierwsze koty za płoty".
JEANNY (obyczaj./romans/thriller), fragment 1
1"Naucz się zasad jak profesjonalista, abyś mógł je łamać jak artysta" Pablo Picasso
facebook.com/agnesskudrycka.autorka
facebook.com/agnesskudrycka.autorka