W drodze do celu [ fantastyka]

1
W DRODZĘ DO CELU
- To za mało- rzekł Askal wskazując mieszek pełen kun- niestarczy na pokrycie kosztów podróży w obie strony, pomijając inne wydatki.

- To ile chcesz? Wiesz przecież, że mój interes ma się gorzej z dnia na dzień.

- Semia jest dość daleko, stracę sporo czasu na samą podróż, zakwaterowanie i…

- Przejdź do rzeczy.

- pięcet kun.

Zleceniodawca podniósł brwi.

- To dużo pieniędzy. Za dużo.

- Nie Ty tu dyktujesz cenę, dobrze o tym wiesz.

-Wiem, wiem- westchnął Ronan sięgając do kieszenie po sakiewkę- Masz tutaj 400 kun, resztę masz w ręce.

- Ja przeliczę, a Ty idź zamówić dwa piwa.

Askal spojrzał na Ronana, właściciela miejskiego sklepu, z pogardą. Uważał go za nudnego lenia, ale przynajmniej dobrze płatnego w porównaniu z tutejszymi kupcami.

A w dzisiejszych czasach nie mógł sobie pozwolić na szczególny dobór klientów, zwłaszcza w tak małym miasteczku jak Astonia.

-… masz na to dwa tygodnie. Przynajmniej tyle będą przebywać w Semii.

- powiedz- rzekł Askal odkładając pusty kufel piwa- po co Ci to?

- Nie Twoja sprawa.

- W porządku. Wyruszę jutro. Bywaj.

Askal wstał wkładając rękę w kieszeń chcąc się upewnić, że na pewno wziął obie sakiewki.

Udał się w stronę domu rozmyślając nad zadaniem. Praca w mieście oddalonym o paręnaście mil, w którym ostatnio był w czasach wczesnego dzieciństwa, wydawała się niezachęcająca.

Jednak to jedyny sposób by wyrwać się z tej dziury, jaką zapewne jest Astonia, miasteczko zapomniane przez resztę świata.

Askal otworzył drzwi. Zauważył siedzącego przy stole lokatora, Belira. Był on niskim brunetem o bardzo jasnej karnacji, prostych, średniej długości włosach. Trudził się w opróżnianiu spiżarni. Mieszkańcy żartowali, że jego waga jest równa ilości jego włosów na głowię. Znany w okolicy z humorystycznych występów na scenie.

-Który to już pączek?

- Nie wiem, nigdy ich nie liczyłem.

- Jadę do Semii jutro.

- Na jak długo?

- Co najmniej tydzień. Jeśli zamierzam się znowu zapytać, czy zapłaciłem czynsz to tak, zapłaciłem.

Biler nie odpowiedział, wrócił do pożerania pączków. Askal usiadł przy oknie sprawdzając stan sztyletów, od dirka aż po krisa.

- Po co Ty tam w ogóle jedziesz?

- Mam przechwycić jakiś towar ze złotymi szkatułkami. Nic specjalnego.

- Kolejne zlecenie od chorego kolekcjonera? Nigdy ich nie zrozumiem.

- Ja też- rzekł Askal ruszając w stronę wyjścia- zajmiesz się domem?

- Jadę z Tobą.

- Po co?

- Semia słynie z dobrego jedzenia, lepszej okazji mieć nie będę. Podobno mistrz gotowania, Francis Malarii, pojawi się niedługo w Semii na zlocie kucharzy.

- Fascynujące. Powiem stajennemu by przygotował konie i wóz na jutro. Ty zadbaj o prowiant.

Askal udał się w stronę miejscowej stadniny. Patrzył na szczęśliwe rodziny cieszące się ciepłym, letnim dniem. Zazdrościł im, on nie miał rodziny, a znajomości utrzymywały się tylko dzięki jego profesji. Przyjaciół tak naprawdę, poza Belirem, nie miał.

- Może kiedyś- pomyślał i wszedł do stadniny.

Szukał masztalerza, starego dziwaka o niewiadomym pochodzeniu. Przezwisko „stajenny” otrzymał we wczesnym dzieciństwie, został znaleziony przez tubylców w stajni.

- Witaj, starcze!

- Askal! Nie spodziewałem się Ciebie. Wizyta towarzyska, czy opuszczasz rodzinne strony?

- Opuszczam. Mógłbyś przygotować dla mnie, za odpowiednią opłatą oczywiście, bryczkę?

- Nie, młodzieńcze. Mamy problemy z końmi, padają jak muchy przez choroby.

- Cholera, akurat teraz!

- Przykro mi, będziesz musiał poczekać aż rodziny z lepszych dzielnic wrócą z wakacji.

- Ale ja nie mogę czekać!

- Skoro tak Ci zależy, zapytaj kupców rybnych. Jutro podobno wyruszają do Menehy, a Semia przecież po drodze. Może Cię zabiorą…

- Spróbuję.

-… za odpowiednią opłatą, oczywiście.

- Jasne. Dzięki, stajenny. Żegnaj.

Gildia Kupców Morskich składała się z chciwych i dziwnych członków. Przejażdżka do Semii na ich brekach może sporo kosztować.

Kupcy stali przy skrzyniach w porcie, w strojach ludowych codziennych, popularnych wśród sprzedawców ze wschodu. Ubranie składało się ze zwykłych, zielonych spodni, brązowego paska i białej koszuli. Wyglądali jak idioci, ale jak to się mówi, nie szata zdobi człowieka.

Askal kręcił się przez chwilę między skrzyniami z towarem.

-… możemy po drodze odwiedzić parę farm- mówił jeden z kupców- oni chętnie kupią „świeże” ryby.

- Kupią wszystko jeśli im wmówisz, że to jest zdrowe, to jest dobre!

Kupcy popadli w śmiech. Sztuka wykorzystywania przeciętnych chłopów była chyba przekazywana z pokolenia na pokolenie. Askal brzydził się ich sposobem zarobku, tak jak wszyscy jego zawodem- złodziejstwem. Oczywiście tylko nieliczni wiedzieli o profesji Askala, inni uważali, że jest nierobem na łaskach Belira.

- Czego chcesz włóczęgo?- spytał najstarszy z kupców, szef tutejszej gildii morskiej.

- Podobno wyruszacie do Menehy.

- Stajenny znowu się wygadał? Nie potrzebujemy obciążenia, zapomnij.

- Dobrze zapłacę.

- Nie!

Jeden z kupców uśmiechnął się i wyszeptał parę słów do ucha szefowi.

- W porządku, zabierzemy Cię jeśli masz pieniądze.

Askal wyciągnął sakiewkę i delikatnie podrzucił na znak, że jest pełna kun.

- 40 kun za osobę.

Złodziej wyciągnął odpowiednią ilość gotówki, płacąc również za Belira.

Najstarszy, poważny kupiec zmienił się w radosnego staruszka zadowolonego życiem.

- Przyjdź do stadniny jutro w południe.

- W porządku.

Askal odszedł rozmyślając nad zachowaniem kupców. Dziwne uśmiechy i szepty sprawiały, że nie miał do nich zaufania. Ale to jedyny sposób by się dostać do Semii.

Ruszył na pobliskie wzgórza. Lubił tam przesiadywać podziwiając morze i rozmyślając nad życiem.

Często wyobrażał sobie jakby wyglądało jego życie gdyby zajmował się czymś innym, żył gdzie indziej, miał rodzinę. Zastanawiał się nad opuszczeniem miasta i szlifowaniem złodziejskiego talentu w bogatszych rejonach kontynentu. W Astoni ciężko było wyżyć zabierając mieszki pijakom w knajpach. Większe zlecenia pojawiały się rzadko, a i tak nie było dobrze płatne.

Po tych wszystkich przemyśleniach ruszył przygnębiony do domu. Było już późne popołudnie, po drodze mijał szczęśliwe rodziny. Żyli biednie, ale szczęśliwie.

W domu nie zastał przyjaciela. Między okruszkami na stole znalazł pognieciony list o treści:

„Wysłałeś mnie po prowiant, więc poszedłem na farmę Roberta. Postanowiłem skorzystać z jego gościnności i skosztować potraw małżonki. Przyjedz po mnie jak wyruszysz do Semii”

Belir

Askal zmarszczył brwi.

- Czy on nie przepuści żadnej okazji by się najeść?- pomyślał.

Miał tylko nadzieję, że kupcy zatrzymają się na farmie Roberta w celu sprzedaży „świeżych” ryb.

Postanowił przygotować się do podróży. Spakował ubrania, sztylety, lagę i i zrobił jedzenie z resztek ze spiżarni. Po kolacji i kolejnych przemyśleniach nad życiem, położył się spać.

Askal zbliżał się właśnie do stadniny na umówione spotkanie z kupcami. Patrząc na szare uliczki Astoni, cieszył się podróżą do Semii.

Kupców i breki nigdzie nie widział. Oprócz stajennego i ciszy otaczającej stadninę, nikogo nie było.

- Gdzie kupcy?

- Witaj chłopcze! Mówisz o tych typkach ubranych jak cyrkowcy? Odjechali godzinę temu.

- cholera jasna!

- Ty to masz dopiero pecha, młodzieńcze.

- Co teraz starcze? Co mam zrobić? Nie uśmiecha mi się spacer do Semii.

- Może dorwiesz kupców. Podsłuchałem, że zamierzają pohandlować z okolicznymi farmerami zanim odwiedzą Semie.

- Farm jest tutaj pełno, mała szansa, że ich spotkam.

- To czeka Cię spacer. Ha!

Starzec schował się w domu, a wściekły Askal ruszył na farmę Roberta. Może, jeśli nie spotka kupców, on będzie mógł zaoferować środek transportu. Ale to również ma swoją cenę i zysk ze zlecenia stanie się znikomy.

Na farmę Roberta nie było daleko. Trzy, może cztery mile. Myśl, że Belir obżera się teraz za darmo sprawiała, że jego złość rosła.

- On jak zwykle żre w najlepsze, a ja załatwiam wszystkie problemy!

W końcu doszedł na farmę Roberta. Przez okno zauważył Belira, właściciela farmy oraz jego małżonkę.

- Robercie, przejeżdżali tędy kupcy?

- Jacy kupcy?

- Czyli nie. Belirze, musimy tu trochę poczekać.

- To się fantastycznie składa! Stary, ja ledwo zdążyłem kurczaka skosztować! Pyszny!

-Jedz, jedz, tylko daj mi spokój- Askal machnął zrezygnowany ręką- mam nadzieję, że kupcy Cię odwiedzą, Robercie.

- Odwiedzą, odwiedzą! Nie bój żaby chłopcze, ale powiedz: do czego Ci oni? Sympatyczne typy to nie są.

Askal opowiedział im jak padł ofiarą chciwych członków gildii morskiej. Historia spowodowała ubaw Belira, który naśmiewa się zawsze z przygód przyjaciela.

- Z czego Ty się cieszysz? Jak dojedziemy bez ich pomocy do Semii?

- Mam starą bryczkę- rzekł Robert- może na niej dojedziecie.

- Dzięki, ale chce odzyskać pieniądze.

- W jaki sposób?

- Wykorzystam zalety mojego zawodu.

- Nie chcę tu rozróby!- oburzył się Robert waląc pięściami w stół.

- Stary uważaj! Prawie talerz z ziemniaczkami spadł!

- Zamknij się, Belir! A Ty złodzieju, posłuchaj. Obaj będziemy mieć problemy. Mam rodzinę, dom, dzieci. Nie chcę tego straci. Pomyśl o ludziach, którzy u mnie pracują co z nimi? Stracą pracę przez Twoją chęć zemsty za parę miedziaków?

- Chce tylko z powrotem pieniądze, nic więcej!

- Pieniądze to nie wszystko.

- Powiem to jak będę płacił czynsz, ciekawe czy zadziała.

Robert usiadł załamany. Bał się konsekwencji czynów Askala.

Złodziej wyjrzał przez okno. Kupcy właśnie się zbliżali, więc ruszył w stronę tylnego wyjścia.

- Błagam Cię!- mówił łamiącym się głosem Robert, chwytając go za rękę- Nie rób tego!

- Spokojnie. Wezmę tylko jakiś przedmiot z ich wozu, może mają coś co zadowoli moją kieszeń. Idź do nich, chcą pohandlować.



Askal stał przy tylnich drzwiach obserwując rozmawiających kupców z właścicielem tutejszych ziem.

Postanowił po cichu podejść za leżące stogi siana.

- Idealnie, idealnie. Wiedziałeś gdzie je postawić Robercie- pomyślał- a mówiłeś, że nie zamierzasz brać w tym udziału.

Kupcy wyciągnęli beczki z wozu by pokazać towar. Askal powoli, cichymi krokami zbliżył się do wozu. Miał nadzieję, że skromny talent złodziejski wystarczy by okraść kupców. Delikatnie stawiał stopy przerzucając ciężar ciała raz na lewą, raz na prawą stronę. Zwinność i spokojny oddech- to jego sprzymierzeńcy.

Znajdował się już na tyłach breki. Zerkał czasami na kupców i Roberta przeglądając towar na wozie.

Zauważył zwinięty list leżący na jednej z dwóch pozostałych beczek. Sięgnął po niego pewnym ruchem ręki. Czuł, że to będzie strzał w dziesiątkę. Schował list za pazuchę i ruszył powoli do domu. Dotarł już prawie do celu, kiedy jego pech postanowił dać o sobie znać. Tuż przy stogach siana źle postawił stopę i upadł na lewe kolano. Szybko schował się za siano, ale zauważył to jeden z kupców.

- Tam ktoś jest!

- Mariuszu, co znowu? Nie widzisz, że jestem zajęty handlem?- oburzył się najstarszy, szef gildii.

- Ale tam się coś ruszyło!

- To sprawdź co jeśli chcesz, tylko nie przeszkadzaj.

Mariusz zbliżał się do Askala. Ukrywający się za sianem złodziej, wyciągnął sztylet. Czuł, że to jedyna droga.

W pewnym momencie wyszedł z ukrycia przystawiając dirk pod gardło kupca i chwytając go od tyłu.

- Matko kochana! Co Ty robisz?- krzyknął Robert.

- Wybacz, to jedyny sposób.

- Co tu się dzieje? Kim jesteś i czego chcesz?

- Nie pamiętasz mnie, dziadku? Zapłaciłem Ci za podróż do Semii.

- To Ty, włóczęgo? Ha! I Co zrobisz? Przecież nas wszystkich nie pozabijasz.

- Askal, jasna cholera! Odłóż broń!

- Nie mogę.

- Idiota.

W tym czasie jeden z kupców wyciągnął nóż zza pasa i podbiegł do Roberta.

- Zostaw Mariusza, prostaku.

Zapadła cisza, która po chwili przerwał ponowny rozkaz kupca.

- Odłóż broń, albo on zginie.

Askal chciał schować sztylet, ale powstrzymał się. Nie uwierzył w słowa kupca. On jednak pewnym ruchem wbił nóź w gardło Roberta.

- Jednego wieśniaka mniej.

Przerażony Askal podbiegł do padającego Roberta chowając broń. Z chaty wybiegł Belir z małżonką umierającego.

- Widzisz co zrobiłeś, włóczęgo?- odezwał się szef gildii- żądza pieniądza zabiła dzisiaj Twojego przyjaciela. Wszystko za parę kun. Mariusz, pakuj towar na brekę, jedziemy. A wami zajmie się wkrótce straż.

Po paru minutach sprzedawcy ryb odjechali.

- To Twoja wina!- krzyknęła szlochając małżonka zmarłego- przez Ciebie straciliśmy wszystko!

Po tych słowach uciekła do domu.

- Chodźmy, Askal do Semii zanim wieśniacy wrócą z pól. Tu już nie mamy czego szukać.

- Chodźmy- Askal odwrócił się w stronę drogi- czeka nas długa podróż.

Po drodze Askal przypomniał sobie o liście z breki kupców. Postanowił go w końcu przeczytać.

- A to ciekawe- rzekł do piszącego nowy skecz Belira.

- Co?

- Wygląda na to, że w Semii zostaniemy na dłużej a może nawet odwiedzimy Menehę.

- To świetnie! Zarobie na nowych przedstawieniach i odwiedzę tutejszych mistrzów gotowania. A za moją sztukę tłum będzie mnie wielbił…

- Albo powiesi Cię za specyficzne poczucie humoru.

- To może najpierw odwiedzę tych mistrzów gotowania?

Askal uśmiechnął się tylko ironicznie.





Koniec tekstu, koniec męk, nie musicie już czytać :D.

2
Witay. Fantastyka? Zatem jadzieeemm!


Alc pisze:- pięcet kun.


"Pięcet"? Chyba literówka w Twoim wykonaniu. Na pewno znasz prawidłową formę. Aha, wypowiedź zacznij z wielkiej litery.


Alc pisze:Zleceniodawca podniósł brwi.


Nie da rady podnieść brwi:)) Jeśli już tak bardzo Ci nie pasują to je unieś.


Alc pisze:-Wiem, wiem- westchnął Ronan sięgając do kieszenie po sakiewkę- Masz tutaj 400 kun, resztę masz w ręce.


Zakończ prawidłowo wstawkę narratora.


Alc pisze:- Ja przeliczę, a Ty idź zamówić dwa piwa.


Tak, Kali lubić banany... Zamów, Autorze.


Alc pisze:Askal spojrzał na Ronana, właściciela miejskiego sklepu, z pogardą.


Nieprawidłowy szyka zdania.



- Askal z pogardą spojrzał na właściciela miejskiego sklepu.


Alc pisze:- Czego chcesz włóczęgo?- spytał najstarszy z kupców, szef tutejszej gildii morskiej.


Przecinek przed włóczęgą, Autorze.


Alc pisze:W Astoni ciężko było wyżyć zabierając mieszki pijakom w knajpach.


Wiesz, nie znam zasad gramatyki twojego języka (jeśli takowy w ogóle istnieje), lecz wydaje mi się, że w Astonii ciężko było wyżyć zabierając mieszki pijakom w knajpach.


Alc pisze:-Jedz, jedz, tylko daj mi spokój- Askal machnął zrezygnowany ręką- mam nadzieję, że kupcy Cię odwiedzą, Robercie.


Kropka po "spokój" i z wielkiej litery zacznij wypowiedź bohatera.


Alc pisze:- Stary, uważaj!


Wołacz, Autorze!


Alc pisze:- Błagam Cię!- mówił łamiącym się głosem Robert, chwytając go za rękę.- Nie rób tego!

Alc pisze:- Widzisz co zrobiłeś, włóczęgo?- odezwał się szef gildii.- żądza pieniądza zabiła dzisiaj Twojego przyjaciela.


Drobna sprawa dialogowa. Następna :


Alc pisze:- To Twoja wina!- krzyknęła szlochając małżonka zmarłego.- przez Ciebie straciliśmy wszystko!

Alc pisze:Koniec tekstu, koniec męk, nie musicie już czytać


Dzięki Bogu!



Ogólnie



Błędy techniczne (dialogowe i interpunkcyjne). Pomysł dobry, lecz za krótki by można było zeń cokolwiek dłuższego wyciągnąć. Styl trochę kupy się nie trzyma. Czasami szyk zdania jest nieznośny oraz zdarzają się zbyteczne powtórzenia. Gdybyś to poprawił, opowiadanie byłoby naprawdę przyjemne.

Pozdrawiam,

Ollars
wyje za mną ciemny, wielki czas

3
Alc pisze:mało-


już na starcie błąd. Spacja zeżarta. Dla mnie takie byki są najgorsze - bo najłatwiejsze do poprawienia. A gdy autor nie potrafia, to świadczy to tylko o jego niechlujstwie i braku szacunku do czytelników.


Alc pisze:kun- niestarczy


znów zjedzona spacja i "nie starczy" - "nie" z czasownikami piszemy oddzielnie


Alc pisze:- pięcet kun


z wielkiej pierwszy wyraz.



Choć nie wiem, czy jest jakikolwiek sens wytykania takich małych błędów. Powiem tylko, że myślnik to wyjatek wśród znaków interpunkcyjnych i przed spację się STAWIA.


Alc pisze:- Masz tutaj 400 kun


liczby zapisujemy słownie - czterysta.



Tam wcześniej kropkę zjadłeś i literówkę miałeś. Ogólnie początek nie wygląda dobrze pod względem warsztatu. Widać, że nie sprawdzałeś tekstu przed wysłaniem.


Alc pisze:Ja przeliczę, a Ty idź zamówić


zaimki z dużej pisze sie w listach, w opowiadaniach nie ma takiej potrzeby.


Alc pisze:Uważał go za nudnego lenia, ale przynajmniej dobrze płatnego w porównaniu z tutejszymi kupcami.


zgrzyta mi to zdanie. Nie wiem, czy chciałeś napisac: uważał go za nudnego lenia i za lenia dobrze płatnego, czy uważał go za nudnego lenia, który jednak był przynajmniej dobrze płatny.


Alc pisze:Askal spojrzał na Ronana, właściciela miejskiego sklepu, z pogardą. Uważał go za nudnego lenia, ale przynajmniej dobrze płatnego w porównaniu z tutejszymi kupcami.

A w dzisiejszych czasach nie mógł sobie pozwolić na szczególny dobór klientów, zwłaszcza w tak małym miasteczku jak Astonia.


niepotrzebny był ten Enter. Jeżeli chciałeś bardziej zaakcentować ostatnie zdanie, to nie wyszło. W ogóle jest "A" na początku.



Inna rzecz, że nie wiem, co robi w tym zdaniu "w dzisiejszych czasach". Bardziej mi to pasuje do zdania typu: "W dzisiejszych czasach młodzi często sie upijają." Tu nie za bardzo.



Taki skok do interpunkcji - przed imiesłowami przysłówkowymi współczesnymi stawia się przecinki. Ty tego unikasz jak ognia, choć pewnie nie jest to unikanie, tylko nieznajomość najprostszych zasad interpunkcji.


Alc pisze:Askal wstał wkładając rękę w kieszeń chcąc się upewnić, że na pewno wziął obie sakiewki


nie uważasz, że przesadzasz?

"Askal wstał, wkładając rękę do kieszeni. Chciał się upewnić, że wziął obie sakiewki."



Nie jestem pewna co do poprawności "w kieszeń", może i jest poprawne, ale ja bym użyła zwrotu zwyczajnego - "do kieszeni".. Rozbiłam na dwa zdania, by zniknął jeden z imiesłowów. "na pewno" wywaliłam, gdyz ze względu na "upewnić" uznaję je za zbędne. Nie do końca jestem pewna "że" z drugiego zdania, raz wygląda mi dobrze, za innym razem źle i chcę wstawić w jego miejsce "czy".


Alc pisze:by wyrwać się z tej dziury, jaką zapewne jest Astonia


to narrator nie jest tego pewny?

A myślałam, że narrator trzecioosobowy jest wszystkowiedzący ;)


Alc pisze:Znany w okolicy z humorystycznych występów na scenie


brzmi jak humorystyczne przedstawienie jakiejś postaci przed zabawą. Dodaj "był' i będzie dobrze.


Alc pisze:Zazdrościł im, on nie miał rodziny, a znajomości utrzymywały się tylko dzięki jego profesji. Przyjaciół tak naprawdę, poza Belirem, nie miał.


powtórzenie i to dość mocno rzuca sie w oczy. I wygląda to tak, jakby drugie zdanie miało być początkiem zupełnie nowej myśli.


Alc pisze:Przezwisko „stajenny” otrzymał we wczesnym dzieciństwie, został znaleziony przez tubylców w stajni.


przecinek jest tu za słaby, za słabo podkreśla drugą część zdania, dużo lepszy byłby myślnik.


Alc pisze:Przejażdżka do Semii na ich brekach może sporo kosztować.


kolejne zdanie, które wygląda jak wyrwane z innego tekstu (niekoniecznie literackiego).


Alc pisze:Często wyobrażał sobie jakby wyglądało jego życie


wydaje mi się, że tutaj powinno być "jak by"



Ech, nie wiem, jak to ogólnie objąć, tyle do powiedzenia, tyle złego :roll:



Tekst jest bardzo, ale to bardzo niechlujny. Literówki, brak spacji przed myślnikami, interpunkcja wołająca o pomstę do nieba. Głupie, małe byki, a drażnią jak cholera. A poprawianie tekstu nie boli, sero.

Zdarza ci się przeskakiwac do czasu teraźniejszego, w ogóle niepotrzebnie. Wychodzą kwiatki jak ze zdaniem: "Przejażdżka do Semii na ich brekach może sporo kosztować."



Widać, że pisany na szybko. Wszystko tu leży i nijak nie da sie tego podnieść bez porządnej - i to bardzo! - poprawki. Choć z drugiej strony nie wiem, czy byłby jakikolwiek sens pisania powyższego tekstu od nowa.



O warsztacie i zmienianiu czasów już napisałam, teraz inne rzeczy.

Styl - tak naprawdę trudno cokolwiek na jego temat powiedzieć, tekst w większości do dialogi. Ale że coś jest, to powiem - nijaki. Lubię prostotę w pisaniu, ale ty przesadziłeś. Banał goni banał, nadmiar imiesłowów, co jeszcze bardziej razi, biorąc pod uwagę fakt, że nie stawiasz przed nimi przecinków. Najgorsze jest jednak to, że gdy czytałam ten tekst, nie czułam, że ktoś kogoś zabija, ktoś cierpi, ktoś coś przeżywa itp. itd. Taka zła suchość. Zła, bo tekst ma być tekstem akcji i na suchość nie powinno być miejsca.

Sposób, jaki wszystko opisujesz... tu też na minus. Przykro mi, ale nic tu nie czuć. Żadnych emocji. Naiwne toto mocno, jak tekst pisany przez dziesięciolatka. A może masz tyle lat? Warto dawać informacje o wieku do prifilu, bo inaczej nie wiadomo, czy płakać nad autorem, czy mieć nadzieję, że w przyszłości się wyrobi. Dobrze, ale odskoczyłam od tematu. Tekst wygląda, że miał być poważny - miałam się w odpowiednim momencie przestraszyć/być zaskoczoną, smutną. Nie wyszło zupełnie. Musze przyznać, że weszłam w tekst, zaczęłam czytać i w pewnym momencie zadałam sobie pytanie: "ale kurna o czym to jest?". Po przeczytaniu całości wiem już mniej więcej, o co chodzi, ale początek jest nieudany. Wygląda jak kontynuacja. Zakończenie podobnie - nie wygląda na zakończenie. No chyba, że będzie dalsza część (ale skąd mogę to wiedzieć, jeżeli nigdzie tego nie piszesz?)

Denerwuje, gdzie stawiasz Enter, denerwuje przechodzenie ot tak, z jednej treści do drugiej, bez zasygnalizowania, że autor to robi. Tu widać to najbardziej:


Alc pisze:Postanowił przygotować się do podróży. Spakował ubrania, sztylety, lagę i i zrobił jedzenie z resztek ze spiżarni. Po kolacji i kolejnych przemyśleniach nad życiem, położył się spać.

Askal zbliżał się właśnie do stadniny na umówione spotkanie z kupcami. Patrząc na szare uliczki Astoni, cieszył się podróżą do Semii.


pierwszy akapit - bohater idzie spać.

w drugim jest juz na nogach, ba - zbliża sie do stadniny. Jeden Enter tu za mało, powinieneś zrobić większą przerwę, moze nawet gwiazdkę wstawić albo inny znaczek.



Dialogi trącą naiwnością, szczególnie w końcowej części tekstu. Miałam wrażenie, że czytam parodię. Czasami też brzmią - hm, jakby to powiedzieć - zbyt uporządkowanie i przez to sztucznie. Coś w rodzaju:



- Dzień dobry. Jestem Marek.

- Dzień dobry panie Marku. Proszę usiąść. Zrobić kawy?

- Nie, ale jakbym mógł prosić o herbatę, to by było miło.

- Oczywiście, że można. Zaraz przyniosę.

- Dziękuję bardzo, proszę się nie śpieszyć, ja cierpliwie będę czekał.



Zero akcji, zero przyśpieszenia. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.

Ogólnie to z tekstem za bardzo pędzisz. Coś jest, po chwili - fru! - nie ma. Jesteśmy przy czym innym, bohater robi coś innego i nagle - fru! - zmienia położenie, zmienia myśli, ok, przyzwyczajamy się, a tu znów - fru! - co innego. Drażniące, bo nie da się do niczego przyzwyczaić i trudno poznać lepiej bohatera. Jakbyś się bał, że nie dasz rady. Może i rzeczywiście czytanie długich opisów w takim stylu jak wyżej nie byłoby czymś przyjemnym, ale takie pisanie "jak najkrócej" wygląda jeszcze gorzej. Po pierwsze: pójście na łatwiznę. Po drugie: czytelnik czuje niedosyt.

Bohater - imię mi się jego nie podoba, choć pierwsze skojarzenie miałam z Aslanem z Narnii, która uwielbiam :P (mimo że na ogół nie cierpię fantastyki). Pomijając imię, to na dobrą sprawę Askal nie przypadł mi do gustu. Nieciekawy i - znów muszę użyć tego słowa - nijaki. No wiadomo, złodziej, coś tam przeżywa, nie ma rodziny, psychologia postaci jednak leży i kwiczy. Inni bohaterowie tak samo. Wszyscy odzywają sie tak samo. Belir jest śmieszny ze względu na uwielbienie jedzenia. Taka postać w całkiem poważnym tekście, gdzie padają trupy? Nie kupuję tego. Śmieszy mnie to. Jak reszta.

Pomysł też nienajlepszy. Jest złodziej, musi gdzieś pojechać, wszystko idzie dobrze, sprawa sie komplikuje i bach! pozytywne zakończenie (no może nie do końca, ale przez wypowiedzi Belira tak ono wygląda). Jeżeli w tym czymś jest gdzieś oryginalność, to została ona skutecznie ukryta. Kolejen wydarzenia sa coraz gorsze, a ten fragment:


Alc pisze:- Tam ktoś jest!

- Mariuszu, co znowu? Nie widzisz, że jestem zajęty handlem?- oburzył się najstarszy, szef gildii.

- Ale tam się coś ruszyło!

- To sprawdź co jeśli chcesz, tylko nie przeszkadzaj.

Mariusz zbliżał się do Askala. Ukrywający się za sianem złodziej, wyciągnął sztylet. Czuł, że to jedyna droga.

W pewnym momencie wyszedł z ukrycia przystawiając dirk pod gardło kupca i chwytając go od tyłu.

- Matko kochana! Co Ty robisz?- krzyknął Robert.

- Wybacz, to jedyny sposób.

- Co tu się dzieje? Kim jesteś i czego chcesz?

- Nie pamiętasz mnie, dziadku? Zapłaciłem Ci za podróż do Semii.

- To Ty, włóczęgo? Ha! I Co zrobisz? Przecież nas wszystkich nie pozabijasz.

- Askal, jasna cholera! Odłóż broń!

- Nie mogę.

- Idiota.

W tym czasie jeden z kupców wyciągnął nóż zza pasa i podbiegł do Roberta.

- Zostaw Mariusza, prostaku.

Zapadła cisza, która po chwili przerwał ponowny rozkaz kupca.

- Odłóż broń, albo on zginie.

Askal chciał schować sztylet, ale powstrzymał się. Nie uwierzył w słowa kupca. On jednak pewnym ruchem wbił nóź w gardło Roberta.

- Jednego wieśniaka mniej.

Przerażony Askal podbiegł do padającego Roberta chowając broń. Z chaty wybiegł Belir z małżonką umierającego.

- Widzisz co zrobiłeś, włóczęgo?- odezwał się szef gildii- żądza pieniądza zabiła dzisiaj Twojego przyjaciela. Wszystko za parę kun. Mariusz, pakuj towar na brekę, jedziemy. A wami zajmie się wkrótce straż.

Po paru minutach sprzedawcy ryb odjechali.

- To Twoja wina!- krzyknęła szlochając małżonka zmarłego- przez Ciebie straciliśmy wszystko


rozśmieszył mnie najbardziej. I zdołował, bo zdałam sobie sprawę, że można banalniej pisać niż widziałam i czytałam.



Nie rozumiem, dlaczego masz podany gatunek "fantastyka". Ja jej tam nie zobaczyłam. No chyba, że źle pojmuję gatunek, a to możliwe. Takie pytanko: czy tylko nowy świat wystarczy, by tekst był zaliczony do fantastyki? Wiem, głupie pytanie pewnie dla niektórych. Jeżeli tak, to się nie czepiam więcej autora (i przy okazji sie dowiaduję, ze sama - mimo niechęci do fantastyki - piszę ją O_o). Jeżeli nie, no to... A, pytanie - czy to jest cały tekst?



Mam nadzieję, że w ostatnim akapicie za bardzo się nie wygłupiłam i znawcy oraz wielbiciele fantastyki mnie nie zbiją ;)



Kończąc - przykro mi, ale powyższy tekst nie zalicza sie u mnie nawet na dwójkę.



Pozdrawiam

Patka

4
Dzięki za poprawki. Nie za bardzo wiedziałem jaki dać gatunek, fantastyka mi najbardziej do tego podpasowała. Jest to część tekstu, nie napisałem gdyż pewnie... zapomniałem. ;]

spacje i -, wiem, ale tekst przepisywałem około 3.00 i mało ogarniam o tej porze :D.

Wiek? 16 ;]





Imię Askal wziąłem z filmu dokumentalnego o wilkach. Mi się spodobało, więc użyłem ;).





Pozdrawiam

5
Dzień dobry. Bardzo mi przykro, ale postanowiłam zweryfikować akurat Twój tekst. Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz.

Informacja ogólna: w kwestii interpunkcji – wyboldowane będą znaki wstawiane przeze mnie, podkreślone te niepotrzebne. Ale to tylko w kilku miejscach, nie chce mi się czepiać interpunkcji w tekście, w którym leży wszystko, co można poznać po pierwszych zdaniach. : /

Zaczynamy.


W DRODZĘ DO CELU
w drodze.


- To za mało- rzekł Askal, wskazując mieszek pełen kun- niestarczy na pokrycie kosztów podróży w obie strony, pomijając inne wydatki.
Wszystko, co podkreślone, jest nie po polsku.

Najpierw boldem – co to jest?! Raz, że „nie” z czasownikami piszemy oddzielnie, dwa, że „starczy” prędzej się kojarzy ze staruszkiem niż z „wystarczy”.

Całe zdanie też kulawe. Nie wystarczy nawet na pokrycie kosztów podróży, a będą przecież i inne wydatki… czy coś podobnego byłoby milej widziane.


- pięcet kun.
Pięćset kun.


- Nie Ty tu dyktujesz cenę, dobrze o tym wiesz.
Kursywa – wystarczy małą literą, to nie list.


_Wiem, wiem- westchnął Ronan, sięgając do 1.kieszenie po sakiewkę_- 2.Masz tutaj 400 kun, 3.resztę 2.masz w ręce.
No ładnie. Po kolei.

Podkr. 1. – kieszeni. Albo masz problem z deklinacją, albo piszesz strasznie niecierpliwie i niechlujnie. Stawiam na to drugie.

Podkr. 2. – masz… masz powtórzenie.

Podkr. 3. – co to za stwierdzenie? Jakiś idiom, o którym nie mam pojęcia? I prościej by było resztę zatrzymaj dla siebie? I obyłoby się bez powtórzenia.

Kursywa – liczby w opkach itp. piszemy słownie.

_ – wstaw spację. Nie tylko tu, ale nie chce mi się tego wskazywać we wszystkich analogicznych przypadkach.


Askal spojrzał na Ronana, właściciela miejskiego sklepu, z pogardą.
Jaa, Alc, ależ plączesz. Spójrz na tę wersję: Askal spojrzał z pogardą na Ronana, właściciela miejskiego sklepu. Wystarczyło przenieść słowo. ; ]


Uważał go za nudnego lenia, ale przynajmniej dobrze płatnego w porównaniu z tutejszymi kupcami.
Zobacz, co to znaczy „płatny”

1. taki, za który dostaje się wynagrodzenie

2. taki, za który należy zapłacić

3. taki, któremu się płaci

I zastanów się, czy ten kupiec naprawdę miał być dobrze płatny.


A w dzisiejszych czasach nie mógł sobie pozwolić na szczególny dobór klientów, zwłaszcza w tak małym miasteczku jak Astonia.
Podkr. – kto mógł sobie pozwolić na szczególny dobór klientów, niezależnie od tego, co to znaczy? Bo ja już nie rozumiem… ; (


Askal wstał, wkładając rękę w kieszeń, chcąc się upewnić, że na pewno wziął obie sakiewki.
Nie za tych dużo imiesłowów?


Askal otworzył drzwi.
No proszę, nigdzie nie doszedł i otworzył drzwi donikąd. Superbohater! : /


Jeśli zamierzam się znowu zapytać, czy zapłaciłem czynsz to tak, zapłaciłem.
BEZSENS. Czysty. Nawet nie próbuję tego ogarnąć umysłem.

I mówię od razu, bez cytatów – cały dialog pomiędzy Askalem a Bilerem jest BEZ SENSU. Nie ma racji bytu, bo NIC nie wnosi. Tylko przynudza. A bohaterowie zachowują się nie po ludzku.


Przezwisko „stajenny” otrzymał we wczesnym dzieciństwie, został znaleziony przez tubylców w stajni.
To też jest zbędne. Do wykopania w kosmos.


- Witaj, starcze!

- Askal! Nie spodziewałem się Ciebie. Wizyta towarzyska, czy opuszczasz rodzinne strony?

- Opuszczam. Mógłbyś przygotować dla mnie, za odpowiednią opłatą oczywiście, bryczkę?

- Nie, młodzieńcze. Mamy problemy z końmi, padają jak muchy przez choroby.

- Cholera, akurat teraz!

- Przykro mi, będziesz musiał poczekać aż rodziny z lepszych dzielnic wrócą z wakacji.

- Ale ja nie mogę czekać!

- Skoro tak Ci zależy, zapytaj kupców rybnych. Jutro podobno wyruszają do Menehy, a Semia przecież po drodze. Może Cię zabiorą…

- Spróbuję.

-… za odpowiednią opłatą, oczywiście.

- Jasne. Dzięki, stajenny. Żegnaj.
Dialog denny. Czyż naprawdę nie mogłeś opisać tego w bardziej fascynujący sposób albo od razu przejść do meritum?


w strojach ludowych codziennych, popularnych wśród sprzedawców ze wschodu. Ubranie składało się ze zwykłych, zielonych spodni, brązowego paska i białej koszuli. Wyglądali jak idioci, ale jak to się mówi, nie szata zdobi człowieka.
W opisywanym stroju nie widzę nic idiotycznego. Zaś w opisywaniu stroju nie widzę sensu. Wciąż.

Gdzie ten sens?! Niech go koś poszuka!


Kupcy popadli w śmiech.
Można wybuchnąć/parsknąć śmiechem, można się roześmiać, ale popaść w śmiech po prostu się nie da.


Dziwne uśmiechy i szepty sprawiały, że nie miał do nich zaufania.
Ale z tego powodu bez oporów zapłacił z góry za przejazd, tak? Przecież od razu widać, że odjadą bez niego… : /


Spakował ubrania, sztylety, lagę i i zrobił jedzenie z resztek ze spiżarni.
Boldem nadmiar „i”.

Podkr. – aha, były sobie resztki, a on czary-mary zrobił z nich jedzenie. Na serio – jeśli tak to jest opisane to wydaje się, że te resztki to nie jedzenie. Może przygotował posiłek z resztek?


- Gdzie kupcy?

- Witaj chłopcze! Mówisz o tych typkach ubranych jak cyrkowcy? Odjechali godzinę temu.

- cholera jasna!

- Ty to masz dopiero pecha, młodzieńcze.

- Co teraz starcze? Co mam zrobić? Nie uśmiecha mi się spacer do Semii.

- Może dorwiesz kupców. Podsłuchałem, że zamierzają pohandlować z okolicznymi farmerami zanim odwiedzą Semie.

- Farm jest tutaj pełno, mała szansa, że ich spotkam.

- To czeka Cię spacer. Ha!
Wiesz, te dialogi chyba dałoby się znieść, gdybyś dorzucił do nich jakaś narrację, bo tak to takie one puste, nudne i (przepraszam) głupie…


Myśl, że Belir obżera się teraz za darmo, sprawiała, że jego złość rosła.
Podkr. – podmioty. Czyja złość rosła? Ze zdania wynika, że Belira.

Poza tym przydałoby się przeredagować te zdania tak, by wyrzucić drugie „że”.


W końcu doszedł na farmę Roberta.
Nie, nie, nie. Nie dręcz czytelnika czymś takim. Przed chwilą mówiłeś o tym, że ruszyła na farmę Roberta, teraz mówisz, że doszedł na farmę Roberta, czy powiesz za chwilę, że wszedł do domu na farmie Roberta? Nie musisz wszystkiego tłumaczyć tak łopatologicznie…


Historia spowodowała ubaw Belira, który naśmiewa się zawsze z przygód przyjaciela.
Opisywać tak na około też nie musisz – Opowieść szczerze ubawiła Belira… i już lepiej. Dalsza część zdania też źle. Czas nie ten.



Niee… mam dość. Końcem mnie dobiłeś.



Jest tragicznie. Błędy praktycznie każdego rodzaju, w każdym zdaniu. Cała historia kulawa, nijaka, bezsensowna, a tym, że przyjaciele w ogóle nie przejęli się śmiercią Roberta, przegiąłeś. Dialogi sztuczne, głównie występujące w charakterze zapychaczy dziur w tekście. Mowa trawa po prostu. Poza tym problemy z podmiotami, dziwne przeskoki czasowe, zdania jakby wyrwane z kontekstu. A fantastyki nie uświadczam.

W łapance nie wskazałam nawet połowy byków.



Moja rada – na razie nie pisz, tylko dużo czytaj.



Tekst na 1 - . Bardzo mi przykro, ale nawet poprawki go nie uratują.



PS. Wiek nie ma tu nic do rzeczy, ważne ile piszesz i czytasz. I nie tylko o lata tu chodzi, ale i o częstotliwość.
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.

6
Daruję sobie kwestię techniczną, bo musiałbym się naszukać, żeby znaleźć coś większego, czego nie wymieniła Soi czy Ollars, a w sumie to i tak mi się nie chce



Zacznę od pewnego drobiazgu, który - gdybyś go uwzględnił - sprawiłby, że zastanowiłbyś się parę razy przed napisaniem tego tekstu / nie napisałbyś go w ogóle. Askal to złodziej, tyle udało mi się wynieść z tekstu. Jako złodziej raczej wie, albo przynajmniej zdaje sobie sprawę, że świat nie jest uczciwy - ostatecznie sam jest w jakimś tam stopniu tego przyczyną. A mimo to ten koleś zachowuje się jak Ania z Zielonego Wzgórza i bez zbędnych ceregieli płaci kupcom za przejazd. Przed chwilą widział, jak ci ludzie planują coś nieuczciwego, poza tym na milę cuchnie od nich przekrętem, a on tak łatwo daje się wrobić. Wydaje mi się to niewiarygodne.



Reakcja na śmierć - właściwie to spowodowaną przez bohatera - sucha jak trociny. Bardziej sucho byłoby już tylko wtedy, gdyby opluli zwłoki, pocięli na kawałki i rozrzucili na cztery strony świata ;) To samo tyczy się żony. Co prawda mam to szczęście, że nigdy nikt nie zamordował mi męża, ale nie sądzę, żeby kobieta właśnie owdowiała reagowała w sposób: 1. Mówi: "To twoja wina! Przez ciebie straciliśmy wszystko!" 2. Ucieka do domu. Ba! Jestem wręcz przekonany, że taka kobieta chciałaby zarżnąć Askala, jeżeli nie nożem kuchennym, to pazurami.



Postać Belira w ogóle wydaje mi się zbędna. To prawda, w wielu powieściach/filmach/itd. występuje barwny drugoplanowy bohater, żeby był taki swoisty smaczek. Na ogół spełniają taką rolę, że po prostu są, a w czasie, kiedy nie ma napięcia czy tam akcji, dodają trochę humoru. Niestety, u ciebie Belir po prostu jest i się obżera. Nie dodaje żadnego uroku, za to zajmuje kilka(naście) zbędnych akapitów



Styl nie jest tragiczny, ale raczej do najlepszych też nie należy. Jedyne, co mogę ci poradzić, to dużo czytać. Tym samym muszę się nie zgodzić z radą Soi, żebyś nie pisał. Pisz, tylko traktuj to raczej jako wprawki. Nie jest dobrze, nie jest też tragicznie. Jak nie przestaniesz próbować, to coś z tego będzie

Trzymaj się!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron