Tęsknota [miniatura]

1
Tęsknota




Noc. Najukochańsza pora dnia, me przeznaczenie i przekleństwo. Ile czasu już upłynęło? Ile wschodów i zachodów księżyca? Nie jestem w stanie tego zliczyć. Z radością wyczekuję tej nawałnicy świateł mroku. Majaczące latarnie i kolorowe smugi samochodowych lamp. I gwiazdy. Rozkoszuje się nimi, i zastanawiam, czy może być coś piękniejszego na świecie?



Tak, Przypominam sobie. Kiedyś, gdy jeszcze myślałem, że żyję, nasycałem swe zmysły urokami dnia. Wielobarwne skupiska dziennych wspaniałości przesycały mnie swoim przepychem i dosłownością. Najróżniejsze odcienie dziennej egzystencji otaczały mnie zewsząd. Pamiętam zapach wiosny unoszący się w słodkim powietrzu. Kolory drzew, kwiatów, trawy i nieba. Zachłystywałem się tymi barwami, w duchu śpiewając na ich cześć radosną pieśń. Nie wiedziałem wtedy, że urodziłem się martwy. To przyszło z czasem, gdy zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że różnię się od żywych.



Niejasne stawały się dla mnie motywy ich działań i skomplikowane arkana korelacji. Nie wiedziałem jak się wkomponować w ich zawiły system komunikacji. Mój umysł pozostawał bezradny w obliczu zawiłej struktury ich zachowań i emocji. „Co ci jest?” - mawiali. „Ja was nie rozumiem” - odpowiadałem. Bezradność ma sięgała szczytu a ja nie potrafiłem pojąć dokąd zmierzam. Zatraciłem zdolność porozumiewania się. Barwy dnia zaczęły mnie oślepiać, a radosne uniesienia i śpiewane w duchu pieśni, ustąpiły miejsca pogrzebowym marszom. Wtedy zrozumiałem! Martwy jestem! Zawsze byłem. Jak spróchniały pień stuletniego dębu, jak zardzewiała łódź wyrzucona na ląd. Tak. Jestem martwy! Oświeciło mnie. Żywi też się dowiedzieli. Szykowali już dla mnie nietypową trumnę, nigdy wcześniej nie widziałem tak dużej trumny. Nie przypuszczałem dotąd, że w trumnie może być tak jasno. Pogodziłem się ze swoim losem. „Więc tak wygląda śmierć?” - pytałem sam siebie. Nie miałem pojęcia, że żywi mogą odwiedzać martwego. Odwiedzali mnie. Codziennie rano i wieczorem, wkładali mi coś do ust i kłuli mnie igłami. ”Zostawcie mnie!” - krzyczałem. Nie słuchali. Żywi zawsze wyglądali tak samo, nigdy nie mogłem odróżnić ich twarzy, zlewały się w jedną, białą masę. Słyszałem ich głosy, ale nie potrafiłem zrozumieć co mówią. „Zostawcie mnie jestem martwy!” Nikt nie słuchał.



Któregoś dnia żywi otworzyli trumnę i wyciągnęli mnie. „Po co? Dlaczego?. Martwi powinni przecież spoczywać w trumnach”. Znów zobaczyłem światło dnia i zapomniane barwy ludzkiego życia. Żywi mówili do mnie, niektórych rozpoznawałem, ale nie mogłem zrozumieć co do mnie mówią. Kolejny raz zostałem wrzucony w zagmatwane tajniki ludzkiej egzystencji. Z uporem próbowałem nadążyć za żywymi, chciałem zrozumieć ich złożone manewry zachowań. Usiłowałem dokonać niemożliwego – zmartwychwstać. Jakaż była moja rozpacz, gdy okazało się to niemożliwe. „A więc to tak, jestem martwy za życia. Boże zakpiłeś ze mnie, jak mogłeś stworzyć martwe dziecko?.” „Podobno stworzyłeś ludzi na swoje podobieństwo, czy to znaczy, że i ty jesteś martwy? Odpowiedz mi!” - krzyczałem. Straciłem wiarę, odwróciłem się od Boga, tak samo jak on odwrócił się ode mnie. Zawiedzony obojętnością świata niematerialnego, próbowałem szukać pomocy w nauce. Z zapałem studiowałem najgłębsze tajniki ludzkich postępowań. Wertowałem najznamienitsze księgi najsławniejszych uczonych. Poszukiwałem jakiejś wskazówki, choćby najmniejszej wzmianki o moim przypadku – śmierci za życia. Niestety po wielu próbach byłem zmuszony się poddać. Nie znalazłem nic co mogłoby mi pomóc. Pogrążyłem się w odmęcie najczarniejszych myśli. Żywi otaczali mnie, mówili do mnie, ale ja ich nie pojmowałem. Stopniowo przestawałem uczestniczyć w ich życiu. Byłem niemym cieniem człowieka, chodzącym żywym trupem.

Jaskrawe barwy dnia stopniowo zaczęły mi dokuczać. Ich bezwstydna intensywność onieśmielała mnie, raziła w oczy i denerwowała. Co raz częściej zatracałem się w urokach nocy. Przechadzałem się pustymi ulicami neonowego miasta i łapczywie wdychałem wieczorne powietrze. Jak na ironię wtedy czułem, że żyję. Wówczas zrozumiałem, że to noc jest mi przeznaczona. Od momentu gdy przyszedłem na świat, to noc była mi pisana. Z dala od żywych, z dala od pretensjonalności dnia codziennego, usunąłem się w cień. Uciekłem w przepaść, tam dokąd nie dochodzi światło i niezgłębiony jazgot żywych. Na stałe wypisany z rejestru, niechciany, zapomniany, odrzucony. Każdej nocy wychodzę na powierzchnię i choć mrok sprawia mi przyjemność, to nadal nie mogę zapomnieć o tym cudownym świecie żywych. Wiem, że nigdy już tam nie wrócę, tak jest mi pisane.



Tak, jestem martwy, po kimże jest człowiek bez drugiego człowieka, jeśli nie trupem?

Re: Tęsknota [miniatura]

2
Noc. Najukochańsza pora dnia, me przeznaczenie i przekleństwo.


(...) i przekleństwo zarazem.



Nie brzmiałoby lepiej?


Ile czasu już upłynęło? Ile wschodów i zachodów księżyca? Nie jestem w stanie tego zliczyć.


To rozumie samo przez się.



Innymi słowy, zadając takie pytania raczej nie powinien sobie odpowiadać :P




Z radością wyczekuję tej nawałnicy świateł mroku. Majaczące latarnie i kolorowe smugi samochodowych lamp. I gwiazdy. Rozkoszuje się nimi, i zastanawiam, czy może być coś piękniejszego na świecie?


Ostatni fragment tego zdania. Znak zapytania burzy wypracowany nastrój.




Tak, Przypominam sobie
.



To raczej rzuca się w oczy.






Niejasne stawały się dla mnie motywy ich działań i skomplikowane arkana korelacji. Nie wiedziałem jak się wkomponować w ich zawiły system komunikacji.




Tutaj dla odmiany pochwałka - z jakiegoś powodu bardzo mi się spodobało :D







Podsumowując: tekst na tyle głęboki, że do mnie nie przemówił. Ale zrzućmy to na karby tego, że nie gustuję w tego typu pracach i niespecjalnie lubię się przy nich wysilać próbując domyślić się co autor miał na myśli :P Generalnie na moje oko całość napisana sprawnie i trudno do czegokolwiek się przyczepić. Jestem na ... tak!*



* ?

3
Matio.K pisze:
Noc. Najukochańsza pora dnia, me przeznaczenie i przekleństwo.
(...) i przekleństwo zarazem.

Nie brzmiałoby lepiej?
Myślę, że w ogóle lepiej byłoby nie nazywać nocy porą dnia. ;)

4
D. pisze:
Matio.K pisze:
Noc. Najukochańsza pora dnia, me przeznaczenie i przekleństwo.
(...) i przekleństwo zarazem.

Nie brzmiałoby lepiej?
Myślę, że w ogóle lepiej byłoby nie nazywać nocy porą dnia. ;)


Dzień jako doba/część z tych 24h. Choć w istocie mogę się mylić :P

5
W Słowniku języka polskiego, pierwsze znacznie to "okres od zmierzchu do świtu". Ponadto, dzień i noc są postrzegane, jednak, jako opozycje, więc nazywanie nocy porą dnia brzmi dla mnie niesporo.

[ Dodano: Nie 19 Kwi, 2009 ]
W Słowniku języka polskiego, pierwsze znacznie to "okres od świtu do zmierzchu". Ponadto, dzień i noc są postrzegane, jednak, jako opozycje, więc nazywanie nocy porą dnia brzmi dla mnie niesporo.

6
No jakoś tam napisane poza nocą w ciągu dnia i powtórzeniami. Czytało się w miarę płynnie ale temat mnie zabił. Miniatura a mnie znudziła. Ja nie lubię wynurzeń(może inni tak, różne są gusta), więc z niecierpliwością czekałam na koniec. Słowem - napisane nie najgorzej ale banalne do bólu.

Styl ok, treść - brrr, ogółem sama nie wiem czy na tak czy na nie.



Pozdrawiam serdecznie :)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

8
Locter pisze:Noc. Najukochańsza pora dnia, me przeznaczenie i przekleństwo


Już nie czepiam się tej nieszczęsnej "nocy", chodzi mi o "me". Bo ja nie lubię krótkich form zaimkowych. Po prostu mi nie brzmią dobrze. :)


Locter pisze:Z radością wyczekuję tej nawałnicy świateł mroku


Tak, wiem, że to pierwszoosobówka, ale nawet w tej narracji ważne jest, by nie używasz zbędnych złów. A takim zbędnym słowem jest tu "tej" - po co podkreślenie?


Locter pisze:Rozkoszuje się nimi, i zastanawiam, czy może być coś piękniejszego na świecie?


Bez pierwszego przecinka.

To nie jest zdanie pytające, Locter. Oznajmiasz, że bohater się nad czymś zastanawia. Trzeba patrzeć na początek zdania, a nie na to, że występuje "czy".


Locter pisze:Tak, Przypominam sobie


Paciemu drugi wyraz z dużej? :)


Locter pisze:skupiska dziennych wspaniałości przesycały mnie swoim przepychem i dosłownością


Unikaj wszelakich "swych", 'swe", "swoich", dobrze? Buduj tak zdania, by nie trzeba było ich używać. Nie będę mówiła, dlaczego, bo to oczywiste. Chociaż... Przykładziki wraz z komentarzami:



"Tej nocy nie spał ze swoją żoną." - co, to on śpi równiez z cudzą?

"Powiesił swój płaszcz na wieszaku i odpalił swój samochód." (nie patrzeć na konstrukcję zdania!) - widać, że złodziej.



Dobra, koniec, już się nie bawię. Chcę tylko pokazać, że używanie "swoje" i różnych form często jest tak samo głupie jak "cofać sie do tyłu" czy "mokra woda".


Locter pisze:Szykowali już dla mnie nietypową trumnę, nigdy wcześniej nie widziałem tak dużej trumny. Nie przypuszczałem dotąd, że w trumnie może być tak jasno


To drugi raz, jak widzę w tekście powtórzenie "trumny". Tu wypada gorzej, bo w pierwszym zdaniu z lekka... śmiesznie.


Locter pisze:„Po co? Dlaczego?. M


Bez kropki.


Locter pisze:odwróciłem się od Boga, tak samo jak on odwrócił się ode mnie


Zapisałabym raczej: "(...) Zapewne on ode mnie też." Inaczej wychodzi, że na bank jesteś pewny, iż Bóg odwraca sie od ludzi. A wiadomo, że to nieprawda. ;)


Locter pisze:Tak, jestem martwy, po kimże jest człowiek bez drugiego człowieka, jeśli nie trupem?


Pierwsze wrażenie, po przeczytaniu powyższego zdania - zaskoczenie. Inaczej sobie wyobrażałam bohatera, jego śmierć, "życie". Ale przyjrzałam się bliżej zakończeniu i... E, już zaskoczenie opada. Dlaczego? Bo to pytanie teraz brzmi mi banalnie jak nie gorzej. Być martwym bez drugiego człowieka - łiii, ile razy o tym czytałam? :P



Akapit przed tym też na nie, można się tego domyślić z początku tekstu.



Mnie również miniatura znudziła. Dla mnie jest ona o niczym, bo autor bardziej stara się napisać piękne zdania, niż utworzyć za pomoca nich jakąś interesującą akcję albo nawet nie akcję. Nie, w miniaturkach mi się to nie podoba. Chcę grzmotu, a nie uśpienia.



Pozdrawiam

Patka
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

9
Wiesz, warsztatowo jest słabo.

Powtórzenia, bardzo dużo ich.

Wynurzenia wałkowane od lat, nie podane w zbyt interesujący sposób. Szkoda.

Niektóre zdania się rymują, co mnie nieco zdziwiło przyznam.

Próba stworzenia czegoś pięknego, artystycznego. W moich oczach nieco chybiona i nieudana. Trochę pseudointelektualne. Nudzące. Czy głębokie? Według mnie nie.

Do treści się nie odniosę.

Z tego powodu, że widzę osobiste przemyślenia. Nie będę z takimi polemizował.

I dlatego, że właśnie dotarła do mnie informacja, że obiad podano do stołu. Czas się posilić. :P
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

10
Przyznam, że miniatura ci wyszła - zakładając, że jej głębie dostrzegłem. Człowiek z psychiatryka, który odtrąca "życie"? Jak tak, to jest to dobre. Pomysł ciekawy, przesłanie wyraźne. Myśli dobrze ubrane w słowa. Ale BARDZO kuleje jakość: powtórzenia, kilka (ponownie, jak w "Emigrancie...") okropnych metafor i początek z oksymoronem (zamierzone? Nie sądzę.). Mimo tych dokuczliwych błędów, ten tekst podobał mi się zdecydowanie bardziej niż wspomniany "Emigrant...". Widzę też wyraźnie lepszy pomysł - zarys. Ta forma odpowiada ci bardziej - to widać. Zdecydowanie, poziom jest wyższy, niż przy wcześniejszym tekście, a to rokuje dobrze. Jednak powtórzę odbębniany tekst, bo w twoim wypadku wiem, że warto: odstawiaj tekst na dłużej i drukuj go, czytaj na głos - wiele przez to uzyskasz! Podsumowując, podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

11
Uczepiliście się tej nocy, jako części dnia.

A jak ktoś napisze, że najlepszą obroną jest atak, to też dostanie komentarz, że to się wyklucza?

13
To na temat autyzmu było? Bo jakoś tak się wydaje :P Wybaczcie, zboczenie zawodowe ;)

Podziwiam, że można tak banalne rzeczy opiewać w tylu wzniosłych słowach (mówię o fragmentach, a nie o całym temacie). I po przeczytaniu o "arkanach korelacji" zaczęłam się zastanawiać, czy autor na pewno wiedział, czym są korelacje...

14
Kognitywna pisze:To na temat autyzmu było? Bo jakoś tak się wydaje :P Wybaczcie, zboczenie zawodowe ;)


Prędzej na temat syndromu aspergera.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron