Umieszczając poprzednie 2 fragmenty byłem tak podekscytowany, że zapomniałem napisać iż przygotowania nie posiadam żadnego. W związku z tym prosił bym o wytykanie nawet najoczywistszych rzeczy, dla mnie mogą one nie być wcale takie oczywiste!
Link do poprzednich części
WWWKiedy się ocknąłem, nie widziałem nic.
Jedynymi rzeczami jakie czułem był pulsujący ból głowy oraz zapach lnu. Lnem pachniał worek, który miałem naciągnięty na głowę. Zaciśnięty mocno na szyi boleśnie drapał moją twarz. Musiałem być nieprzytomny przez dość długi czas, ponieważ zdążył wykwitnąć na mojej twarzy zarost który wydawał nieprzyjemny odgłos przy każdym moim ruchu trąc o wór. Nie słyszałem żadnych głosów, jedynie monotonny stukot końskich kopyt. Spróbowałem wstać. Silne uderzenie w klatkę piersiową uświadomiło mi jasno że nie był to dobry pomysł. Wylądowałem z powrotem na tyłku próbując złapać oddech. Na szczęście coś zamortyzowało mój upadek.
- Nie wstawać, nie krzyczeć, nie utrudniać pracy - rozległa się szeptem wydawana instrukcja.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć ktoś poluzował pętle na mojej szyi i zerwał z głowy worek. Blask światła był tak nagły i intensywny że oczy zabolały mnie po samą potylicę. Zanim zdążyłem opanować odruch w płuca nabrałem powietrza i krzyknąłem. Poprawka - krzyknąłbym, gdyby nie pachnąca sianem łapa błyskawicznie przytknięta do moich ust i zimna stal dotykająca mojej grdyki.
- Wydaj choć jeden dźwięk, a pijąc będziesz wyglądał jak groteskowa fontanna - głos miał dziwny akcent, a na dodatek wszystko mówił nieprzyjemnie syczącym szeptem. Posłuchałem go pokornie i na przemian mrugając i trąc oczy powoli przyzwyczajałem się do światła. Po chwili polepszyło mi się na tyle że mogłem dostrzec choć sylwetkę mojego "rozmówcy". Był on raczej niskiego wzrostu, ale za to wręcz nienaturalnie barczysty. Siedział jakieś pół metra ode mnie i figlarnie wydłubywał brud spod paznokci ozdobnym sztyletem, jednocześnie nie spuszczając mnie z oka. Po chwili mogłem już bez potęgowania bólu głowy zerknąć poza obręb wozu. Dzień był pochmurny, za co moje oczy z pewnością by podziękowały. Za nami jechał kolejny wóz, prowadzony przez chyżego wieśniaka o aparycji odpowiadającej reszcie wsi. Dookoła, gdyby nie okoliczności w jakich się znajdowałem, było sielsko. Gdzieniegdzie jakieś domostwo radośnie wyrzucało z komina słupy dymu, na polach wrzała praca. Na nowo zacząłem dostrzegać detale. Podłoga wozu dla zwiększenia komfortu jazdy pokryta była sianem, z którego tuż przy moim towarzyszu wystawała rękojeść miecza. Jak gdyby chcąc się upewnić czy ją widzę potrącił ją delikatnie butem i uśmiechnął się paskudnie. Ubrany był w prostą, lnianą koszulę i proste, obwiązane w pasie sznurkiem spodnie. Chciałem zapytać z jakiej to okazji przywalili mi pałką w łeb i zabrali na tą wspaniałą wycieczkę, ale świadom gwałtownej reakcji towarzysza podróży milczałem. Po dłuższej chwili ciszy, raz przerwanej donośnym beknięciem olbrzyma odwrócił się woźnica i spojrzał na mnie z pogardą.
- Pochodzisz z plebsu, przyjacielu? - spytał ostatnie słowo cedząc przez zęby.
- Nie - odparłem, mając nadzieje że to prawidłowa odpowiedź.
- Odwiedzałeś kiedyś dalszą rodzinę na wsi?
- Też nie - ta odpowiedź wywołała gniewne spojrzenia obydwu współpasażerów.
- To lepiej szybko naucz się być ze wsi - prychnął woźnica po czym dodał już do swojego towarzysza
- Erneście, przygotuj naszego gościa.
Ernest - olbrzym z którym dzieliłem pasażerski przedział wozu przyciągnął do siebie wypchany po brzegi worek, który leżał po drugiej stronie wozu, rozwiązał go i rzucił mi w trwasz koszulą i spodniami podobnymi do jego własnych. Tylko wrodzony refleks pozwolił mi uniknąć jednego z rzuconych dla mnie butów i złapać drugiego.
- Zakładaj to, byle szybko - Ernest był moim sukcesem wyraźnie nie pocieszony... - wychylił się za wóz, spojrzał na drogę przed nami i dodał - Nie mamy zbyt wiele czasu.
Chciałem zapytać do czego, ale Ernest usłyszawszy dźwięk pierwszej sylaby przerwał zakopywać w sianie miecz i spojrzał na mnie znacząco. Takich spojrzeń zazwyczaj nie widzi się dwa razy pod rząd, więc szybko zdjąłem swoje ubrania i zmieniłem się w wieśniaka. Chcąc przypodobać się Ernestowi wsadziłem sobie nawet sianko do ust. Niestety zdawał się tego nie zauważać. Nagle rozległ się dziwnie głośny i zmieniony głos woźnicy:
- Jonteczku kochany, a opowiedz mnie no co tam u szanownej zaślubionej Twojej? - Akcentując wyrazy w naprawdę przedziwnych miejscach zagaił woźnica.
- A w porządeczku Lupusie. Dziękuję że zapytowywujesz. A jak tam dziatki Twoje, zdrowe aby? - tak samo zaciągająć i równie głośno odpowiedział Ernest.
- A zdrowiutkie, zdrow... - nie zdołał dokończyć, ponieważ w zdanie wszedł mu głos, którego właściciela z mojego miejsca nie byłem w stanie dostrzec.
- STAĆ! - stanowczo lecz raczej machinalnie wykrzyknął głos mogący należeć tylko do strażnika - Kto wy?
- Panie szacowny, dobrodzieju, nami się przejmować nie trza! - zapewnił woźnica - prości ludzie my, z targu wracamy.
- Z targu? - Zapytał strażnik podchodząc do tyłu wozu - Czym żeście handlowali?
Teraz mogłem go zobaczyć, na oko był około trzydziestki, wysoki i żylasty. Ubrany był w czerwono zielony mundur i o dziwo nie miał przy sobie broni.
- Macioręśmy sprzedali - odrzekł z uprzejmym, pełnym satysfakcji uśmiechem Ernest.
- Pikna była jak mało która! - dodał woźnica - ale co poradzić, plony nie obrodziły, a synkowi się magusem zachciało być i na szkółkę pieniądz potrzebował.
Woźnica splunął, po czym dodał
- Głupi buc, ma to po matce!
- Tia - zawtórował Ernest - Po matce jak nic!
Strażnik przerwał rozmowę gestem i wskazując na mnie wycedził przez zęby.
- A to co za gnida? I jakim prawem ma tak szpetną facjatę?
Już chciałem odpysknąć ale woźnica mnie wyprzedził.
- Ojjj... Dobrodzieju, nieładnie tak się z cudzego nieszczęścia śmiać... - powiedział kręcąc głową.
- Jak tu się z wieśniaka nie śmiać, skoro wygląda jakby w drodze na ten świat któremuś z wysoko postawionych bogów na nogę nadepnął i zemsty się za to doczekał? - ryknął śmiechem.
- Ależ un się taki nie urodził, dwa lata temu, jak się o świcie po wsi przechadzał Farfetuna go kopła! - zerknął na mnie, skrzywił się oceniając moją aparycję i dodał - najmarniej ze dwa razy go kopła! - Namyślił się jeszcze chwilkę i dodał - Prosto w twarz!
- Farfe-co? - Spytał strażnik nie nadążając za wieśniaczym monologiem
- Farfetuna! Nasz kuń! - z dumą odparł woźnica wskazując na mizerną szkapę ciągnącą wóz, która na potwierdzenie słów jego postanowiła akurat się zesrać...
Woźnica przybrał wyczekujący, tępy wyraz twarzy.
Dość - wykrzyczał strażnik - mam was dość kmioty, znikać mi stąd galopem!
Woźnica uchylił uprzejmie kapelusza i ponaglił domniemaną Farfetunę. Strażnik odszedł do kolejnego wozu wyraźnie zniesmaczony a my ruszyliśmy, mijając resztę stacjonującego tu garnizonu.
Kiedy tylko oddaliliśmy się poza granicę słyszalności Ernest zagaił
- "Jontek"... - rzekł ze wzgardą - też żeś wymyślił. Co Ci przyszło do głowy żeby nadać mi akurat takie imie?
- Spanikowałem - odparł woźnica.
- Lupus ... Kiedy ty się wreszcie nauczysz panować nad swoimi nerwami? Prawie przez Ciebie wpadliśmy...
- Czy naprawdę wyglądam jak dwukrotnie kopnięty przez Farfe-cośtam? - spytałem przerywając spór.
W odpowiedzi przywitałem się z podeszwą buta Ernesta, który pomimo słusznej postury był nad wymiar szybki.
- Coraz bardziej - powiedział - po czym usiadł z powrotem.
Ostatnie co usłyszałem to
- Patrz go tylko, jaki się rozmowny robi... Uśpij go.
I znowu mrok i zapach lnu
2
Ja bym rozbiła to zdanie, trochę zaburza rytm. Z lnem było ładne. W jednym zdaniu zapach, w drugim zapach lnianego worka.nazad pisze:Musiałem być nieprzytomny przez dość długi czas, ponieważ zdążył wykwitnąć na mojej twarzy zarost który wydawał nieprzyjemny odgłos przy każdym moim ruchu trąc o wór.
Tekst znowu zabawny. Nieźle sie wczuwasz w przeróżnych bohaterów. Na początku w paru miejsca brakowało przecinków. Zapodam przykłady:
[ Dodano: Czw 28 Sty, 2010 ]
Przepraszam, wcisno mi sięwyślij, zamat cytowanie selektywne.
przecinki przed "że" w pierwszym zdaniu i przed "próbując, w drugim.nazad pisze:Spróbowałem wstać. Silne uderzenie w klatkę piersiową uświadomiło mi jasno że nie był to dobry pomysł. Wylądowałem z powrotem na tyłku próbując złapać oddech.
może lepiej - zanim zdążyem opanować odruch, nabrał powierza w płuca i krzyknąłem. Mi się lepiej czyta.nazad pisze:Zanim zdążyłem opanować odruch w płuca nabrałem powietrza i krzyknąłem.
No, jak wspominałam, tekst zabawny. Nieźle operujesz sarkazmem i żartem sytuacyjnym. W niektórych momentach naprawde parsknełam śmiechem i oplułam się sokiem. zekam na więcej fragmentów, bo ciekawi mnie, po co ci dwa kmiecie ciagną teo biednego chłopaka. A tak na marginesie, to zawsze mnie dziwi, dlaczego strażnicy tak sa podejrzliwi do zwykych chłopów. I wogóle dlaczego ci doje przebrali tego kolesia i wogóle taki cyrk zrobili? Nie prościej byłoby go uśpić od razu i powidzieć strażnikowi, że się upił na targu? Byłoby dla nich prościej i bezryzyka. Ale wówzas nie byłoby tak zabawnie. Po prostu jestem ciekawa, co bedzie dalej.
To sfragmnety powieści?
Pozdrawiam
3
reszcie mieszkańców wsi?Za nami jechał kolejny wóz, prowadzony przez chyżego wieśniaka o aparycji odpowiadającej reszcie wsi.
wiadomow trwasz koszulą i
fiu fiu - Ernest był jego sukcesem? Szyk naprzestawny często prowadzi do błędu.Ernest był moim sukcesem wyraźnie nie pocieszony...
głos nie krzyknął, tylko strażnik - gdybyś nie wspomniał o strażniku, zabieg byłby dobry i poprawny. Nie raz używa się: powiedział głos zza drzwi (tylko, że wtedy narrator nie pokazuje, do kogo należy)- STAĆ! - stanowczo lecz raczej machinalnie wykrzyknął głos mogący należeć tylko do strażnika -
Wartkie opowiadanie, bohater ciekawie prowadzi narrację, bez dłużyzn i w lekki sposób, ale nie szczędzi ważnych detali, przez co dokładnie widzę wszystkie sceny i ludzi. Dialogi są mocną stroną, a dokładnie to, w jaki sposób je dawkujesz i w niektórych momentach - zauważyłem, że w bardzo naturalny sposób prowadzisz od punktu A do B i tak dalej - wszystko jest poukładane w ładny rytm. Oczywiście, przecinki to twoja słaba strona, jest kilka niezręcznych zapisów, ale nic, co by było ważne. Tutaj tekst broni się sam. Podobało mi się (obie części)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
4
Po pierwsze powtórzenie. Po drugie zły szyk.nazad pisze:Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć ktoś poluzował pętle na mojej szyi i zerwał z głowy worek. Blask światła był tak nagły i intensywny że oczy zabolały mnie po samą potylicę. Zanim zdążyłem opanować odruch w płuca nabrałem powietrza i krzyknąłem.
Zanim zdążyłem opanować odruch, nabrałem w płuca powietrza i krzyknąłem.
Miał ponoć przez cały czas worek na głowie, a do tego był nieprzytomny. Skąd wiedział, jak wyglądają inni mieszkańcy wsi?nazad pisze:prowadzony przez chyżego wieśniaka o aparycji odpowiadającej reszcie wsi.
razemnazad pisze:nie pocieszony
Należy to trochę zmienić:nazad pisze:Ernest był moim sukcesem wyraźnie nie pocieszony... - wychylił się za wóz, spojrzał na drogę przed nami i dodał - Nie mamy zbyt wiele czasu.
(...) niepocieszony... - Wychylił się za wóz, spojrzał na drogę i dodał - nie mamy (...)
Albo przestał zakopywać, albo przerwał zakopywanie.nazad pisze:Ernest usłyszawszy dźwięk pierwszej sylaby przerwał zakopywać w sianie miecz
Po pierwsze twojej z małej litery, to nie list, a później zły szyk:nazad pisze:- Jonteczku kochany, a opowiedz mnie no co tam u szanownej zaślubionej Twojej? - Akcentując wyrazy w naprawdę przedziwnych miejscach zagaił woźnica.
- zagaił woźnica, akcentując wyrazy...
Stać! zupełnie wystarczy. Chyba, że koleś ma umiejętność mówienia wielkimi literami.nazad pisze:- STAĆ! -
Tekst poprawny, czyta się go dość przyjemnie, choć nie porywa. Trochę prostych błędów, choćby w szyku wyrazów pewnie mógłbyś poprawić, gdybyś czytał sobie tekst na głos. Założę się, że tego nie robiłeś.
Pozdrawiam
Dariusz S. Jasiński