wwwJak dobrze znów znaleźć się w swoim własnym azylu, z dala od wielkomiejskiego zgiełku, wścibskich ludzi i problemów życia codziennego. Jak dobrze znów znaleźć się w ruinach małego kościółka na przedmieściach i móc napawać się bezcennymi chwilami spokoju i samotności. To miejsce miało dla mnie szczególne znaczenie. Było moją kryjówką, moim prywatnym sanktuarium. Miejscem, w którym mogłam się wyciszyć i kontemplować ważne sprawy. Uwielbiałam godzinami wędrować po tych ruinach i wodzić palcami po zimnych, kamiennych ścianach. Zawsze zdawało mi się, że pod wpływem dotyku ściany te do mnie mówią, szepczą mi tajemnice świata i nucą najpiękniejsze melodie. Dzięki temu łatwo się odprężałam i zapominałam o swoich zmartwieniach, dając się porwać fantazji.
Jednak tego dnia ruiny kościoła przestały być moją świątynią ciszy. Odkryłam, iż nie jestem sama.
wwwJak co dzień powtarzałam swój rytuał, krążąc wokół ruin i rozmyślając o sensie życia, gdy nagle usłyszałam jakiś hałas; zupełnie jakby coś osuwało się po leżącym wewnątrz stosie gruzu. Weszłam do środka przez sporą dziurę w jednej ze ścian i rozejrzałam się, a kiedy zobaczyłam źródło tego hałasu, serce aż mi się ścisnęło w piersi.
wwwNa stercie gruzu siedział z podkulonymi nogami młody chłopak o delikatnej urodzie, niewiele starszy ode mnie. Miał na sobie elegancką marynarkę. Jego długie, złociste włosy spływały kaskadą na szczupłe ramiona, a piękne, błękitne oczy wyrażały niezgłębiony smutek. A obok niego leżał ogromny bukiet czerwonych róż i malutkie, zamszowe pudełeczko – czyżby jakaś dziewczyna odrzuciła jego oświadczyny, łamiąc mu w ten sposób serce?
www – Hej – zawołałam, zbliżając się do niego. – To moja kryjówka. Kim jesteś i co tutaj robisz?
wwwNa dźwięk mojego głosu gwałtownie odwrócił głowę i dopiero teraz mnie zauważył.
www– Oj, wybacz. Nie wiedziałem, że ktoś tu jest…
wwwPowoli i niezdarnie zaczął się dźwigać. Nie chciałam intruzów w mojej samotni, ale nagle zapragnęłam, żeby on tu został.
www– Nie, nie idź. – Wdrapałam się na górę gruzu i usiadłam obok niego. – Nie chcę cię wyganiać, ale po prostu zaskoczyło mnie to, że nie jestem tu sama. A więc? – spytałam. – Odpowiesz na moje pytanie?
wwwMilczał przez dłuższą chwilę. Poruszał wargami, jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Dopiero po chwili zaczął cicho mówić, wciąż wpatrując się w przestrzeń.
www– Samuel. Mam na imię Samuel. I przyszedłem tutaj, aby zakończyć swój nędzny żywot.
wwwNie wiedziałam, o co mu chodzi, lecz nagle to dostrzegłam – w jednej ręce trzymał nóż, a z obu jego nadgarstków płynęła ciemnoczerwona krew. Działając pod wpływem impulsu, odebrałam mu nóż, zdjęłam z szyi apaszkę, rozerwałam ją na dwie części i owinęłam nimi jego nadgarstki. Potem Samuel ukrył twarz w dłoniach, a ja spytałam:
www– Zranione serce?
wwwUsłyszałam jego cichy płacz i uznałam to za odpowiedź twierdzącą.
www– Czy zastanawiałaś się kiedyś nad tym? Jak to jest, gdy nie możesz być z osobą, która jest ci przeznaczona?
wwwWpatrywałam się w swoje dłonie. Nie znałam tego chłopaka, ale rozumiałam jego ból i sama poczułam przemożną potrzebę wygadania się, zrzucenia z siebie tego ciężaru.
www– Owszem. I wiem, jak to jest. Już tyle razy przeżyłam miłosny zawód, iż doszłam do wniosku, że kierowanie się wyłącznie sercem jest dużym i kosztownym błędem. Postanowiłam wykreślić miłość ze swojego życia i już nigdy się nie zakochać.
wwwSamuel wyraźnie się uspokoił i spojrzał na mnie lśniącymi od łez oczami. Posłałam mu blady uśmiech i zaproponowałam:
www– Chodź. Przejdźmy się na spacer.
wwwOpuściliśmy ruiny i ruszyliśmy wolno wzdłuż opustoszałej szosy. Wkoło cisza i spokój, przerywane jedynie melodyjnym ćwierkaniem ptaków.
www – Więc to dlatego chciałeś się zabić? – spytałam, wpatrując się w czyste, błękitne niebo.
www – Nic nie rozumiesz. Była moją pierwszą prawdziwą miłością. – Samuel pokręcił głową. – Skoczyłbym za nią w ogień. Tak bardzo ją kochałem. A ona mnie zdradziła. Odrzuciła. Przez nią moje życie straciło sens.
wwwDoskonale go rozumiałam, ponieważ sama czułam się podobnie. Nie byłam jednak aż tak zdesperowana, żeby ze sobą skończyć, i doszłam do wniosku, że ten chłopak też nie powinien tak postępować.
wwwPołożyłam rękę na jego ramieniu.
www – Widocznie trafiłeś na nieodpowiednią osobę. Los na pewno jeszcze się do ciebie uśmiechnie, i to nie raz, ani nie dwa. Uwierz mi na słowo, niespełniona miłość to nie powód, aby zaraz kończyć swoje życie. Bóg nie obdarzył cię nim na daremno. Życie to Jego najcudowniejszy dar. A miłość… Miłość przychodzi i odchodzi, Samuelu.
wwwWędrowaliśmy przed siebie i rozmawialiśmy tak przez długie godziny, aż w końcu doszliśmy na niewielką, ukwieconą polankę. Zapadł już zmrok. Położyliśmy się na trawie i oglądaliśmy migoczące na niebie gwiazdy, nad którymi górował pękaty księżyc – oko Boga.
wwwW pewnej chwili wskazałam palcem jedną z gwiazd.
www– Widzisz ją, Samuelu? Widzisz, jak mocno świeci? Pomyśl jakieś życzenie.
wwwZamknął oczy.
www– Chciałbym znaleźć swoją ukochaną. Wiem, że ona gdzieś jest. Że błąka się samotnie po tym świecie i czeka na mnie.
wwwUśmiechnęłam się. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że łączy mnie z tym chłopakiem jakaś więź.
www– Być może ona jest bliżej niż myślisz, Samuelu…
wwwNiespodziewanie jego dłoń dotknęła mojej, a nasze palce się splotły.
www– Och, Annabell… Może to zabrzmi dziwnie, ale czułem od samego początku, że to ty jesteś mi przeznaczona. Że jesteś moją bratnią duszą. Czułem to od chwili, gdy ujrzałem cię w ruinach.
wwwSerce załomotało mi w piersi.
www– Ja też to czułam, Samuelu…
wwwUniósł się na łokciach, ujął moją twarz w dłonie i obdarzył delikatnym pocałunkiem. Wreszcie byłam naprawdę szczęśliwa.
wwwA gwiazdy świeciły wysoko nad nami i nuciły cicho słodką nocną pieśń.
Bratnie dusze [miniaturka obyczajowo-filozoficzna]
1
Ostatnio zmieniony sob 07 lip 2012, 03:46 przez Serena, łącznie zmieniany 4 razy.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
Wieczność kocha dzieła czasu.
– William Blake
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
Wieczność kocha dzieła czasu.
– William Blake