Zdobywcy Olimpu
Hermes padł zdyszany na ziemię gładząc dłonią krągłą pierś driady. Trawy zieloniutkiej łąki szczypały nieco w plecy i tyłek, ale upojony rozkoszą bóg nie zwracał na to uwagi. Choć bachanalia minęły już jakiś czas temu - kipiał szczęściem. Miłosne figle odbywające się na wzgórzach Arkadii wpisywały się w gorącą atmosferę letniego miesiąca Hekatombajon.
- Odwiedzisz mnie jeszcze? – spytała driada naciągając lniany peplos na ciało.
- Jasne, mała.
- Naprawdę?
- No, pewnie - powiedział Hermes i pociągnął zdrowo z bukłaka wypełnionego winem.
- Bo niektóre nimfy opowiadały, że straszny z ciebie bałamutnik. Nic tylko ucapisz dziewczynę, uwiedziesz i...
- I co?
- No, wiesz co... – zarumieniła się młodziutka skądinąd i śliczna driada.
- Nie wierz plotkom mała. Na Olimpie sami zawistnicy, wiecznie mnie oczerniają. Nie dałabyś wiary co ci bogowie potrafią wymyślić...
- E, tam bogowie... Chyba ludzi nie znasz. Moja najlepsza przyjaciółka mówiła mi, że ...
- Nie mówmy o ludziach – przerwał. Oni są potwornie nudni.
- Racja. To o czym chcesz rozmawiać?
- O tobie – powiedział przechylając się na bok i podając leśnej driadzie bukłak z winem. Ale wpierw może powtórzymy to, co razem tak dobrze nam wychodzi?
Już pochylał się, by złożyć na ustach dziewożony pocałunek gdy powietrze przeciął świst bełtu. Driada pisnęła, a wbita w ziemię - tuż obok stopy Hermesa - strzała zadrgała złowrogą wibracją. Młody bóg błyskawicznie poderwał się na nogi. Na przełęczach Arkadii nie mógł dostrzec jednak nikogo, no może poza pasterzami, którzy wypasali owce. A akurat ich trudno było posądzić, o to, by chcieli zabić swego boskiego opiekuna.
- Kto do nas strzelał? – spytał chroniącą się pod jego ramieniem driadę.
Nie zdążyła odpowiedzieć. Bo z jasnego nieba, spadła kolejna strzała i tak jak poprzednia ledwo chybiła celu. Driada znów pisnęła, wpiła palce w pierś Hermesa, tuląc się do niego jak dziecię.
Ulubieniec Zeusa spojrzał w górę - i zrozumiał. Nie było żadnego niebezpieczeństwa. Ten, który do niego strzelał nie chciał zrobić mu krzywdy, był na to zbyt dobrym łucznikiem. Celowo mierzył tuż obok niego.
- Pogięło cię Eros?! Czemu z łuku szyjesz?! Chcesz mnie okaleczyć? Co gorsza, chcesz żebym się zakochał?
- Nic z tych rzeczy – odpowiedział lądując na łące pulchny cherubin. Chciałem tylko zwrócić twoją uwagę. Pogadać nam trzeba.
- Eros, nie obraź się - fajnie, że wpadłeś, ale teraz... teraz jestem lekko zajęty. Sam rozumiesz – powiedział Hermes i mrugnął porozumiewawczo wskazując śliczniutką driadę.
- To ty nie rozumiesz. Sprawa jest poważna. A ty jak zwykle to samo. Znowu spiłeś jakąś małolatę i psocisz... Nie wstydź ci?
Driada prychnęła wbijając wzrok w niedawnego kochanka.
- Mała on łże, nie ma piękniejszej od ciebie. Eros, koleś – Hermes obniżył ton głosu - nie zmieniaj tematu. Gadaj jaką masz sprawę. I to lepiej szybko.
- Zamach stanu był.
- O, matko. Znowu?
- Mówiłem, że musimy pogadać.
* * *
Słońce skryło się za zboczem góry Kyllene, przynosząc trochę cienia i ochłody. Nad poszarpanym łańcuchem Arkadii krążyły orły, od czasu do czasu odzywając się skrzekliwym głosem. Hermes oplatał rękami wtuloną w jego pierś driadę, gładził ją po włosach i spoglądał w niebo.
- Ej, Hermes. Co ty się tak gapisz na te orły? – rzekł lekko już podchmielony bachusowym winem bóg miłości.
Eros był niewielkiego wzrostu, wyglądał jak pacholę, pulchne, z pucułowatymi policzkami dziecię. Od zwykłego pacholęcia odróżniały go jednak skrzydła oraz łuk, który dzierżył w dłoni. Zza jego pleców wystawał kołczan wypełniony pierzastymi strzałami. Cała Hellada wiedziała, że strzały Erosa mogą wywołać u trafionego nimi nieszczęśnika uczucia - miłości bądź nienawiści. Z kurduplowatym bożkiem żartów więc nie było. Któżby chciał nieszczęśliwie się zakochać?
- Powtarzam: spisek zawiązali Hades, Posejdon, Ares i Hera. Moment wybrali dobrze, na Olimpie nie przebywał bowiem żaden z bogów. Nie został tam nikt, no może poza Hefajstosem, który wykuwa te swoje żelastwa w głębinach góry. Ale nie było ani Apolla, ani Ateny, ani nawet Artemis, nie było kogokolwiek kto wstawiłby się za Zeusem.
- A ty?
- Co ja?
- Skoro tu przyleciałeś i opowiadasz mi to wszystko znaczy, że tam byłeś.
- Pewnie, że byłem. I już odpowiadam na twoje następne pytanie. Nie, nie jestem zdrajcą, nie wszedłem w tajne porozumienie z uzurpatorami. A z Olimpu ledwo się wydostałem. Niewiele brakowało, a pożarłyby mnie szczeniaki Cerbera.
- Straszne... dobrze, że Fortuna ci sprzyja – powiedział ze sporą dozą niedowierzania Hermes.
- Pewnie, że dobrze...
- Mnie dziwi jednak inna sprawa. Bo moim zdaniem Zeus dałby sobie radę z takimi poprańcami raz, dwa. Zwyczajnie rzuciłby piorunem w Herę i Aresa, zdzielił przez łeb Posejdona, powalił Hadesa.
- Rzuciłby, powalił i zdzielił, gdyby mógł. Ale Zeus był pijany i osłabiony, dodatkowo – tutaj Eros zniżył głos - został podstępnie związany przez Herę.
- Związany?
- W łóżku – powiedział, a widząc, że Hermes nie kojarzy – wyjaśnił. Zeus lubił figle w łożnicy... Odgrywanie ról, zamianę strojów, skóry i te sprawy. No wiesz...
- Ty też mi to proponowałeś! – krzyknęła oburzona driada wpijając wzrok w bożka złodziei. Teraz już wiem skąd ci to przyszło do głowy....
- Ciszej bądź. Zresztą teraz to nieważne.
Driada zrobiła obrażoną minę, uwolniła się z objęć, prychnęła jak kotka.
- Masz rację, Hermes – nieważne, powiedział Eros z wielce wymownym uśmieszkiem na twarzy. Ważne jest co innego – Zeus jest teraz bezbronny.
- Pewnie, że jest. Bo nie ma dostępu do nektaru i ambrozji.
- Ano nie ma.
Dusze ludzi i bogów były nieśmiertelne – w odróżnieniu jednak od rodzaju ludzkiego, bogowie mieli również nieśmiertelne ciała. Boga można było zranić, okaleczyć, nawet połamać mu kości – nie można natomiast było go zabić. Aby jednak ciało pozostwało nieśmiertelne mieszkańcy Olimpu musieli zażywać w odpowiednich odstępach czasu nektar i ambrozję. W innym wypadku ich ciała traciły boskie właściwości – starzały się, stawały zniedołężniałe, traciły siły.
- Nie ma – powtórzył za Erosem Hermes. I dlatego może utracić nieśmiertelność. Czyli, że Zeusa możemy spisać na straty. Wykończą go.
- Przecież to okropne – wcięła się do rozmowy driada. Porwać się na własnego męża, brata i ojca?
- Pewnie, że okropne – potwierdził cherubin. Ale trzeba powiedzieć – okropieństwo dobrze przygotowane. Do swego planu spiskowcy pozyskali cyklopów i centaury, które teraz bronią wejścia na Olimp. Zeus naprawdę może utracić władzę. Musimy coś z tym zrobić.
- A, co twoim zdaniem mielibyśmy zrobić?
- Jak to co? Zdobyć Olimp. A następnie oswobodzić Zeusa, to chyba oczywiste.
- E, tam. Wiesz, że mnie władza nie kręci. Po jakie licho mi ten Olimp? Zresztą wszystkie te rozważania są bez sensu. W pojedynkę nie dam im rady. Ares jest bogiem wojny, Posejdon ma ten przeklęty trójząb. A ja? Popatrz na mnie, ja mam tylko te skrzydełka u nóg i leszczynowy kij, który posiada moc łagodzenia sporów. Mogę co najwyżej pogodzić Zeusa z Herą...
- Nie błaznuj. Wiadomo, że nie dasz rady. Ale to ty jesteś najlepszym gońcem na Olimpie. Skrzykniesz pozostałych, a później obmyśli się plan.
- Myślisz, że mi się chce? Ja za Olimpem nigdy nie przepadałem. Niech sobie tam rządzi Ares z Hadesem, albo Posejdon z Herą. Co mnie to obchodzi?
- Nie obchodzi cię własny ojciec? – wcięła się driada.
- A ty lubiła byś gościa, który ciągle mówił: leć tu, leć tam, pogadaj z tym, z onym, załatw to, wsio. Jednym słowem: wszystko.
- To jeszcze nie powód... – rzekł Eros.
- Poza tym ja nie lubię pracować – przerwał mu bóg złodziei. Tutaj mam wszystko czego mi trzeba. Harfa, driada i wyskok... Kobiety, wino i śpiew Erosku... Politykę zostawmy innym.
- Musisz się zgodzić.
- Nic nie muszę.
- To twój ojciec. Co by powiedziała twoja matka? – przekonywała driada.
- Ona akurat nigdy dużo nie mówiła.
- Straszny z ciebie samolub, wiesz...
- Wiem.
- Polecisz – przerwał miłosną kłótnię cherubin. Bo jeśli nie...
- To co? Co mi zrobisz? Spadaj na drzewo, Eros. Oliwkowe najlepiej.
- Spadnę. Ale zanim to zrobię wbiję ci strzałę, prosto w sercę. Tak żebyś się zakochał. Ale nie w ślicznej i ładnej driadzie, którą właśnie sobie przygruchałeś. Wpakuję w ciebie strzałę gdy będziesz się patrzył na wielką i obleśną lochę. Zakochasz się w świni. I staniesz pośmiewiskiem dla całej Hellady. Będziesz łaził za nią na czworakach, tak jak ona tarzał się w błocie i chrumkał niczym prosię. A jak dobrze pójdzie, to spłodzisz z nią...
- Dobra, dobra Eros. Ja tylko żartowałem. Jasne, że ci pomogę...
- To fajnie. Wpierw popędzisz na swych upstrzonych w skrzydełka nóżkach na wyspę Lesbos, odnajdziesz tam Atenę...
- Tą lesbę?
- I do Apolla...
- Tego geja?...
- Hermes, zlituj się. Po pierwsze - to twoje rodzeństwo. Po drugie – jest równouprawnienie, po trzecie - rodziny się nie wybiera. Zresztą nie mamy wyboru. Jeśli nie oni, to kto nam pomoże? Dlatego, też zawiadomisz również Afrodytę...
- Tę cichodajkę?
- Oraz Artemis i Heraklesa.
- Trochę dużo tego powiadamiania. Jesteś pewny, że starczy nam czasu?
- Jestem przekonany, że jeśli nie zaczniesz natychmiast to nie zdążymy na pewno. Co się gapisz? Lecisz chłopie, lecisz...
- Już mnie opuszczasz? – wpiła się w ramię boskiego posłańca driada.
- Sama widzisz, muszę.
- Ale odwiedzisz mnie? Obiecałeś przecież.
- Jasne, że odwiedzę, Dafne.
- Jaka Dafne? Dafne to moja najlepsza psiapsiółaaaaa! – rozbeczała się młoda driada. Ja mam na imię Syrinksssss... wiedziałam, że taki jesteeeee....
- To co? Lecimy Eros? Lepiej stąd spadajmy.
* * *
- Witam wszystkich. Cieszę się, że każdy przybył na umówione spotkanie tak prędko. Witam cię Apollo, Artemis, Afrodyto...- przemówiła Atena, opierając się o włócznię.
Apollo, opiekun artystów jak zwykle z utrefnionymi włosami, i w śnieżnobiałym chitionie trzymał w ręku cytrę. Ukłonił się lekko towarzystwu, musnął palcami struny instrumentu wydobywając liryczną, subtelną melodię.
Artemis zaśmiała się złośliwie. Nie było tajemnicą, że między rodzeństwem nie układa się najlepiej. Powody były oczywiste; o ile bowiem Apollo interesował się sztuką, to Artemis zajmowały tylko łowy. Nawykła do trudu i znoju opiekunka myśliwych całymi dniami buszowała po borach i kniejach Macedonii uganiając się za zwierzyną. Była twarda, odważna, nieustępliwa - polowała na najgroźniejsze zwierzęta. Brata nie cierpiała, nie tolerowała jego zachownia, ani zainteresowań. Nie przepadała też za Afrodytą, najpiękniejszą spośród bogiń, ale tutaj rolę odgrywała już tylko kobieca zazdrość.
- Zaraz, zaraz – wtrącił się Eros. A gdzie jest Herakles?
- Właśnie, nigdzie go nie widzę... – rzekła bogini mądrości i tak jak wszyscy spojrzała na Hermesa. Czy możesz nam to wyjaśnić?
- Żona go nie puściła...
Jeden z bogów parsknął śmiechem – pantoflarstwo Heraklesa było szeroko znane. I komentowane.
Narada odbywała się niedaleko miasta Farkalos, w świątyni poświęconej Zeusowi. Nad gmachem krążyły orły, dało się słyszeć ich skrzek, który docierał do wnętrza świątyni. Bogowie stali w okręgu, naprzeciw wielkiego posągu Fidiasza. Rzeźbiarz usadowił najwyższego władcę na złotym tronie i do jednej ręki dał mu berło, do drugiej - piorun. Tuż przy skroniach Zeusa paliły się aromatyczne olejki roznosząc po świątyni przyjemną woń. Hermes wpatrywał się w posąg, nie mogąc nadziwić się podobieństwu do pierwowzoru . Jakby ktoś ściągnął skórę – pomyślał.
- Ej, Hermes, mówię do ciebie. Jak to żona go nie puściła? Nie wytłumaczyłeś jej, że to sprawa wagi boskiej? – indagował Eros.
- Tłumaczyłem. Ale wiesz jaka jest Dejanira. Zaraz zaczęła rzucać klątwy na biednego Heraklesa, że trzydzieści morg jeszcze nie obrobionych, że zatarg z sąsiadami nie rozwiązany, że obiecał jej dziesięć lamparcich skór... Nie mogłem słuchać tej jędzy, odleciałem.
- Na bogów. Taki siłacz i takie popychadło. Aż wstyd, że to nasz brat... – rzekł Apollo.
- A, ty co niby lepszy? – zaśmiała się Diana.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- W naszej rodzinie od zawsze wszystko postawione było do góry nogami. Kobiety walczą, a mężczyźni... No cóż... Wolą tańczyć, śpiewać, grać na cytrze...Uganiać się za chłopczykami...
- A co? Zazdrościsz?
- Jakbym miała czego.
- Babochłop.
- Ciota.
- Chcesz w pysk?
- A ty chcesz?
- Co za rodzinka – kręcił z niedowierzaniem głową Eros.
Apollo już się wyrywał aby ucapić siostrę za włosy, Artemis już zamierzała się pięścią na brata, szczęściem rodzeństwo rozdzielił Hermes – lejąc oboje równo leszczynowym kijaszkiem.
- Aj! – krzyknęła Artemis.
- Aaa! – zawtórował Apollo.
- Oto tajemna moc łagodzenia sporów, którą skrywa leszczynowy kijaszek. Każdy kto dostanie po dupie kijem, od razu łagodnieje – powiedział Hermes. A teraz do rzeczy. Zachowujcie się jak na bogów przystało. Spotkaliśmy się tutaj, aby omówić plan.
- Dokładnie – zgodziła się, ciesząca się wśród rodzeństwa sporym autorytetem Atena. Zebraliśmy się tu, aby dyskutować o tym jak odzyskać Olimp. Więc może lepiej skupmy się na tym, co? Według informacji zebranych przez Erosa wejścia do Olimpu strzegą centaurowie oraz cyklopi. Musimy stanąć z nimi do walki.
- Przepraszam jak stanąć? – zapytał Hermes. Bez broni? Widzę Antenko, że zabrałaś ze sobą swą legendarną już włócznię, widzę, że przystroiłaś się w cudowny hełm i, że założyłaś na plecy wór z tajemniczą zawartością, ale popatrz na nas. Ja mam tylko lutnię i kijaszek, Apollo cytrę, a Afrodyta... Sama widzisz, Afrodyta, ma tylko liść, którym osłania miejsce intymne. Jak chcesz z nimi walczyć? Bez broni? Czy może mam ci przypomnieć jak wyglądają cyklopi? Albo centaury?
- Nie musisz mi przypominać. A broń zdobędziemy. U Hefajstosa, który to broń nam wykuje...
- Chwila, chwila – wtrącił się Apollo. Ale czy aby Hefajstos nie znajudje się obecnie pod Olimpem?
- Właśnie tam.
- A czy Olimpu nie strzegą czasem nasi wrogowie?
- Strzegą.
- No, to wybacz siostrzyczko, ale jak mamy zdobyć broń, która jest nam potrzebna do walki, jeśli wpierw musimy stoczyć walkę bez broni?
- Przecież nie twierdziłam, że to będzie proste. Macie jakieś pomysły?
- My?! – krzyknął Apollo. To chyba ty jesteś boginią mądrości, sama coś wymyśl.
- Może trzeba by jeszcze raz zapytać Heraklesa... Może on dałby im radę... – wtrącił Apollo.
- Przecież Hermes mówił już wcześniej, że siłacz siedzi w domu z żoną. Zresztą i tak wątpie czy podołałby takiej ilości stworów... Nec Hercules contra plures - jak mawiają Rzymianie – przypomniała Diana.
- Ty nam tu z obcą kulutrowo mową nie wyjeżdżaj – zacietrzewił się Apollo, opiekun sztuki i artystów.
- Czy ty jesteś w stanie myśleć o czymkolwiek poza ładnymi chłopcami i greką?
- A czy ty potrafisz się zamknąć?
- Normalnie jak dzieci – pokręcił w rozdrażnieniu głową Eros.
- Ciszej! – krzyknął Hermes.
- Co ciszej? Myślisz, że jak masz ten kijaszek to...
- Ciszej powiedziałem. Słyszeliście to?
- Co niby?
- Tak, jakby zatrzęsła się ziemia – przytaknęła Artemis.
Eros błyskawicznie wyleciał przez jeden z otworów, którymi do świątyni wpadało światło.
- To cyklopi! – dobiegł jego głos z zewnątrz.
- Jak oni nas tutaj znaleźli?
- Akurat teraz to najmniejsze zmartwienie. Do broni!
Niestety broń z prawdziwego zdarzenia posiadały tylko Atena i Artemis. Większość z bogów schroniła się za wielgachnym posągiem. Eros przyklęknął na czubku głowy Zeusa, napiął strzałę, wymierzył w stronę wejścia. W samą porę - do gmachu wpadli bowiem cyklopi. Monstra o monumentalnych wręcz gabarytach, z jednym okiem na czole, z mięśniami, których pozazdrościłby sam Herakles. Cyklopi byli tak ogromni, że ledwo mieścili się w świątyni.
Największy z nich wyrwał jedną z kolumn podtrzymującą gmach i rąbał nią niczym maczugą krusząc marmury, tynki i rzeźby. O dziwo niszczył tylko kamienie, bo poruszający się z niezwykłą szybkością bogowie z łatwością unikali ciosów. Ociężali cyklopi nie mogli ich dosięgnąć, biegali bezrozumnie próbując złapać któregoś z olimpijskich bogów.
Afrodyta zręcznie wymykała się próbującym ją ucapić niezgrabynm stworom. Ale nie było się czemu dziwić, miała już doświadczenie w unikaniu mężczyzn – kochała się w niej przecież większość Grecji. Wiedziała jak się wykręcić, jak ominąć piruetem natręta, jak nie dać się podejść.
Dobrze radził sobie również Apollo, który zdjął struny z cytry i okręcił je sobie wokół nadgarstka. Zwinnie i sprawnie unikał ciosów atakującego cyklopa, wreszcie przekoziołkował między nogami przeciwnika, wdrapał się po jego grzbiecie i zaczął dusić go owiniętymi wokół nadgarstków linkami. Cyklop miotał się jak opętany, wymachiwał długimi rękoma. Bezskutecznie. Choć z zaciśniętych do granic możliwości dłoni Apolla, poczęła sączyć się biała krew, cyklop nie dał rady. Padł zduszony przez miłośnika sztuki.
Innym jednak nie szło tak dobrze. Oszczep Ateny utknął w wielgachnym cielsku jednego z cyklopów, monstrum wyrwało wbitą, aż po drzewiec broń, złapało uciekająca Atenę za nogę. Przepasany na plecach bogini wór z tajemniczą zawartością padł na ziemię, a samą Ateną ciśnięto niby szmacianą lalką. Bożyszcze Akropolu zatrzymało się dopiero na ścianie, zaraz za posągiem Zeusa.
Hermes podbiegł do siostry, pomógł jej wstać.
- Nic ci nie jest?
- Przeżyję. Nie mogę go pokonać. Wbiłam oszczep kilkakrotnie, a on dalej trzyma się na nogach!
- Rusz głową boginio mądrości! Przecież oni mają tylko po jednym oku!
- Co?!
- Mają tylko po jednym oku! Oślep ich.
Atena nie dała sobie dwa razy powtarzać. Ze zdwojonym animuszem powróciła na plac walki, odnalazła ciśnięty przez cyklopa oszczep, wymierzyła w biegnące monstrum. Trafiła. W sam środek. Znaczy w samo oko. Cyklop choć nie padł – przestał być groźny. Biegał teraz po omacku wzdłuż świątyni, potrącał swoich druhów, przewracał rzeźby, inkrustowane misy i wazony.
Najlepiej ze wszystkich olimpijczyków radziła sobie jednak Artemis. Doświadczenia wyniesione z polowań procentowały. Wypuszczane przez nią strzały bezbłędnie lądowały w oczodołach przeciwników. Nie minęło kilka chwil, a wiekszość z agresorów była unieszkodliwiona. Nie był to jednak koniec, bo od strony adytonu doszedł ich huk przewracanych rzeźb.
Wszyscy odwrócili się momentalnie wypatrując nowych przeciwników. Tym bardziej zdziwili się na widok wyłaniającej się z tyłów świątyni sylwetki.
- Herakles? Ty tutaj?
- Ano. Dejanira mi pozwoliła, mogę razem z wami ratować świat.
- Nie wiedziałem, że bohaterowie muszą mieć pozwolenie od żon na ratowanie świata – szepnął Apollo do Hermesa.
- Teraz już wiesz.
* * *
- To na czym stanęło? – zapytał Herakles, który ostatni dołączył do towarzystwa i chciał wiedzieć, co zostało przedsięzwięte.
- W zasadzie na niczym – odparł Apollo. Wiemy tylko, że mamy oswobodzić Zeusa na Olimpie. Ale wciąż nie wiemy jakimi środkami i z czyją pomocą.
- A nie zastanawia was czasem co innego? – spytał Hermes. Może powinniśmy się zastanowić skąd do ciężkiej cholery cyklopi wiedzieli o naszym miejscu spotkania.
- Coś sugerujesz?
- Nie sugeruję. Wprost wam mówię, że ktoś nas wsypał. Mamy kreta. Wtyczkę. Tajnego współpracownika.
- Niekoniecznie – odparł Eros. Widzicie te orły krążące nad nami?
- Widzimy. I co z tego?
- Ano, to z tego, że orły zwykle nie latają nad równinami. Raczej preferują górskie tereny.
- No i co z tego?
- To z tego, że nie są to zwyczajne orły – dokończył Eros. Te same osobniki krążyły nad Arkadią, gdy rozmawiałem z Hermesem. Jak myślicie, kto posługuje się takimi sztuczkami?
- Hera.
- Jasne, że Hera. Te orły to najprawdopodbniej jej szpiedzy.
- No dobrze, ale Hermesa nie mogły doścignąć. Jest przecież na to za szybki. Poza tym chyba nie krzyczał wszem i wobec, że mamy spotkać się właśnie w Farkalos.
- Nie krzyczałem. Zresztą, to nie mnie śledzono.
- A kogo? – zapytał Eros.
- Ciebie durniu. Nie zastanawia cię dlaczego tak łatwo udało ci się opuścić Olimp? Czy nie mówiłeś czasem, że o mało nie pożarły cię szczeniaki Cerbera? Byłeś zwykłą przynętą Erosku. Hera musiała przewidzieć, że będziemy organizować opór. Jak przy każdej czystce uzurpatorzy chcieli szybko i fachowo usunąć wszystkich przeciwników nowego porządku. Wiedzieli, że jeśli będą cię śledzić, dotrą do nas...
- Zupełnie jak Tezeusz, po nitce do kłębka....
- No, no – zaimponowali mi na tym Olimpie – powiedział Apollo. Tak perfidny plan, że ręce same składają się do oklasków.
- Szacunek szacunkiem, ale czy nie wydaje się wam, że powinniśmy zgubić owych szpicli?
- A po, co mamy ich gubić? Zresztą popatrzcie, część orłów odlatuje w stronę Olimpu. Niechybnie po to, aby zawiadomić Herę o tym, że zwyciężyliśmy.
- A reszta? Reszta dalej krąży nad nami, jak sępy nad ofiarą.
- Niedługo. Zaraz zapoznają się z moim łukiem – powiedziała Artemis napinając cięciwę.
- Nie! – krzyknęła Atena. Nie strzelaj!
- Jak to nie strzelaj? Chcesz, żeby nas śledziły?
- Chcę.
- Czyś ty do reszty zwariowała?
* * *
Z ukochanego przez bogów Olimpu, w przejrzystym powietrzu można było obserwować znaczne połacie Hellady. Ze szczytu góry wzrok sięgał, aż po północne i południowe dziedziny – Macedonię i Tesalię wraz z ich błękitnymi rzekami, które wiły się fantazyjnie wśród dolin. Gdy spoglądało się na zachód, wzrok sięgał aż po łańcuch górski Pindu, największe pasmo gór w całej Helladzie, poszapranego masywu o ostrych graniach, odstraszającego podróżnych kamienistymi wąwozami. Horyzont od wschodu znaczyło, ciemnoniebieskie, brunatne prawie Morze Egejskie, upstrzone tysiącem wysp i wysepek.
- Jednym słowem z której strony byś się nie obrócił i tak dupa zawsze będzie z tyłu – podsumował Apollo przeprowadzoną przez Atenę analizę terenu. Zobaczą nas wszędzie, nieważne od której strony zajdziemy.
- Przypominam, że w ogóle się nas tutaj nie spodziewają. Jeśli wszystko poszło dobrze, to orły Hery nadal krążą nad świątynią w Farkalos. A Hera nadal jest przekonana, że znajdujemy się właśnie tam.
- Hera, może też udawać, że nie wie gdzie jesteśmy, posyłając orły specjalnie pod Farkalos...
- Nie pękaj.
- Nie pękam. Swoją drogą skąd wzięłaś tę czapkę-niewidkę, którą po kolei zakładaliśmy, aby wydostać się ze świątyni?
- Od Perseusza.
- Od Perseusza? A skąd ją wytrzasnął Perseusz?
- Poczytaj sobie legendy argolidzkie, będziesz wiedział. Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie. Załóżmy więc ostrożnie, że na Olimpie nie zdają sobie sprawy z tego, że znajdujemy się zaraz pod ich nosem, tutaj w lasku...
- Pytanie co dalej?
- Co dalej? – zagadnął Hermes. Co ze strzegącymi wrót Olimpu centaurami? Teraz nam się udało, ale gdy tylko wyłonimy się z lasu straże zaalarmują Herę i jej komitywę.
- W tej sprawie zdaj się na słabszą płeć.
- Jak to na słabszą płeć? Czy musisz być tak tajemnicza?
- Muszę. Jestem kobietą.
- Dobra – westchnął Apolo. Załóżmy, że plan, który obmyśliła Atena się powiedzie. Przedostajemy się do Olimpu. I co dalej? Co z Hefajstosem? Czy możemy być pewni, że jest po naszej stronie?
- Sugerujesz coś?! – krzyknęła Afrodyta.
- Nic nie sugeruję. Grzecznie pytam.
- Tedy odpowiadam. Mój Hefajstos nigdy nikogo nie zdradził. Ani teraz, ani wcześniej. A za następne takie pytanie dostaniesz po pysku.
- Co za rodzinka – pokręcił głową Eros.
* * *
Poranne słońce wyłaniało się właśnie zza zboczy Olimpu. Nieliczne, porastające górę krzewy kiwały się pod lekkim wietrzykiem, ciszę od czasu do czasu przerywało ziewanie centaurów.
Chroniące wrota Olimpu stworzenia były już przemączone, przez całą noc nie zmrużyły oka, czekały na zmianę warty. Hades, bóg podziemnych światów kazał mieć baczenie na najmniejszy nawet ruch w okolicy. Szczęściem, jak się rzekło niedługo miała nastąpić zmiana warty. Wstawała właśnie różanopalca bogini jutrzenki – Eos.
Twarz dowódcy oddziału, Nessosa, rozjaśniła się na samą myśl o stajni, w której miał nadzieję należycie wypocząć, rozprostować pęciny, oczyścić kopyta. Stajnie Olimpu były bowiem urządzone luksusowo, zaopatrzone w najlepszą żywność, źródlaną wodę, regularnie oporządzane. Tak – pomyślał - dla istoty, która od pasa w dół ma postać konia, a od pasa w górę człowieka – stajnie olimpijskie są najlepsze na świecie.
Nagły ruch w pobliskich krzewach zwrócił jego uwagę.
- Kto tam?! – zakrzyknął. Ukaż się!
W niedaleko porastających Olimp krzakach rzeczywiście coś szuściło. Dowódca już miał zbliżyć się do zieleńców gdy zza krzewu ukazała się kobieta. I to, jaka kobieta!
Prawdziwa bogini, najpiękniejsza jaką widział. O matematycznie wręcz doskonałych proporcjach ciała, o rysach twarzy subtelnych niczym muśnięcia wiatru, o kolorze oczu tak głębokim jak jeziora Peloponezu.
- Dzień dobry – powiedziała nieznajoma.
- Dzie... Dzie... Dzień dobry – całkowicie zaplątał się Nessos.
Wziął głęboki oddech, starał się opanować.
- Co ty tutaj robisz?! – grał twardego. Nie wiesz, że znajdujesz się przed siedzibą bogów?! Przed Olimpem! Wstęp śmiertelnikom jest absolutnie zabrioniony.
- Na złote runo Argonautów! Przepraszam, nie wiedziałam. Jaka, ja głupia, zabłądziłam nieboga...
- Kim jesteś? Dokąd zmierzasz? – zapytał łagodniej. Zresztą nie potrafił mówić inaczej, czuł w środku to dziwne ciepło, które utwierdzało go w przekonaniu, że się zakochał. Od razu, od pierwszego wejrzenia. Jego serce topiło się niczy masło na patelni.
- Jestem wieśniaczką. Szłam na targ do miasta, ale musiałam pobłądzić. O, ja nieszczęsna – zaczęła mówić łamiącym się głosem nieznajoma. Co ja teraz pocznę?
Masło na patelni zaskwierczało.
- Nie płacz, nie płacz. Pomogę ci. Odporwadzę, tak byś bezpiecznie dotarła na miejsce.
- Naprawdę? Dziękuję. Kobiety we wsi opowiadały, że żołnierze są dzielni i szarmanccy... Ale nie spodziewałam się...
- Drobiazg – Nessos zarumienił się niczym sztubak. Idziemy? Chłopaki, pilnować mi wejścia! – krzyknął w stronę groty. Zaraz wracam!
* * *
- Brawo Afrodyto! Jak zwykle żaden przedstawiciel płci męskiej nie potrafił ci się oprzeć! – powiedziała Atena.
- Ach tam, to nic takiego.
W głębi duszy Afrodyta była jednak z siebie bardzo zadowolona. I dumna. Rzeczywiście, jeszcze żaden ze śmiertelników nie potrafił się jej oprzeć. I biada takiemu, który by się ośmielił!
- Sprowadziłaś ich tutaj, w gąszcze lasów jeden po drugim! Brawo!
- No, cóż – wtrącił się Apollo. Przecież centaury nigdy inteligencją nie grzeszyły. Któż inny dałby się tak podejść!
- Przemawia przez ciebie zwykła zazdrość. Pewnie sam chciałeś ich uwieść – odpowiedziała Artemis.
- Ja przynajmniej miałbym szanse. W odróżnieniu od ciebie.
- Szmaciarz!
- Kretynka!
- Na litość boską! Czy możecie choć na chwilę przestać się kłócić? Nie zauważyliście, że wrota Olimpu stoją przed nami otworem? – zauważyła Atena.
* * *
Hefajstos nie miał zielonego pojęcia o spisku, przewrocie i próbach powstańczych olimpijczyków. Polityka mało go interesowała, jedyną przyjemnością jego życia było wykuwanie broni, tarczy, bransolet i ozdób. Wszelkie rozgrywki dworskie, intrygi i rewolucje uważał za śmieszne gierki niedojrzałych istot.
Do roboty! – taką zasadą kierował się kulawy, brodaty bóg. Pomocy powstańcom jednak udzielił. Bo choć mrukliwy i małomówny był Hefajstos jednak bogiem przyzwoitym.
Opiekun rzemieślników wybrał samotność również z innych powodów – kłopotów osobistych. Ze swoją żoną Afrodytą – którą kochał najbardziej na świecie – przebywał już od dziesiątków lat w separacji. Choć bardzo się kochali - nie potrafili porozumieć. Żyli w innych światach, on w kuźni i głębokich pieczarach, ona w pałacach, wśród pląsów i tańców. Hefajstos nie chciał innych kobiet, Afrodyta przeciwnie – po tym jak rozstała się z mężem szukała coraz to nowych przygód.
- Hefajstos – potrzebujemy jeszcze miecza dla Hermesa – rzekła Atena.
- Tam jakieś leżą, przy ścianie. Powinny się nadać.
- Mogę ten? – Hermes podniósł ze stojaka prawdziwe arcydzieło miecznika.
- Weź sobie – kułem go dla Hektora.
- A to? Cóż to za pancerz? – zainteresował się Apollo.
- To zbroja dla Achillesa. Specjalne zamówienie. Ale możesz wziąć, Achillesowi powiem, że mam problemy produkcyjne.
- Dzięki, brat. Równy z ciebie gość. Ale nie myśl sobie, że przychodzimy do ciebie z gołymi rękami. My też mamy dla ciebie prezent. Czeka na ciebie, zaraz przy wejściu. Chcesz zobaczyć?
* * *
Gdy Afrodyta ujrzała Hefajstosa od razu oblała ją fala gorąca. Bogini miłości opanowała się resztką woli, inaczej pewnie rzuciła by mu się w ramiona. Serce biło jak młot kowalski, kolana uginały się niby trzcina pod wiatrem. Szybko jednak doszła do siebie. I jak każda rasowa kobieta strzeliła focha.
- Na miłość boską, jak ty wyglądasz?! – krzyknęła. Nic się nie zmieniło, znów jesteś brudny, przepocony, nieumyty. Lustra nie masz?
- Nie mam. Ale masz rację, rzeczywiście nic się nie zmieniło. Ty jak zwykle wyglądasz bosko.
Poczuła motylki w brzuchu, o mało mu nie uległa.
- Nie słodź mi. Popatrz lepiej na swoją kuźnię. Wiesz, że żaden bóg nie tyra tak jak ty? Pracujesz w nieludzkich warunkach. Po co to robisz? Po co te zbroje, tarcze, naszyjniki? Ty sam i tak nic z tego nie masz.
- Pracuję tak jak mi się podoba. I tyle ile mi się podoba.
- Pewnie! Tylko praca i praca. Nic innego się nie liczy.
- Nie wiesz dla kogo tak tyram? Dla ciebie! To wszystko co potrafię robić, to wszystko w czym jestem dobry. Chciałem żebyś była zadowolona...
- Nigdy nie znałeś się na kobietach...
- Na kobietach może nie. Ale na tobie akurat znam się jak nikt inny.
- A, co ty możesz o mnie wiedzieć zarośnięty durniu?!
- Wszystko. Wiem, że najbardziej na świecie kochasz się podobać. Zmieniać suknie, trefnić włosy, zakładać ozdoby...
- Nigdy nic nie rozumiałeś....
- A ty nigdy nie wiedziałaś czego chcesz.
- Jesteś głupi głupek.
Afrodyta odetchnęła głebiej. Głos się jej łamał. Ale krzyczała dalej.
- Wiesz za czym tęsknie najbardziej?!
- Za błyskotkami! – ryknął Hefajstos.
- Nie! Za tym jak przytulałam się do ciebie, a twoja broda tak śmiesznie szczypała mnie po twarzy... Za tym jak brałeś mnie w ramiona i szeptałeś wszystkie te niezdarności... Kochałam to. Kochałam ciebie.
- Jasne – nie dawał za wygraną Hefajstos.
- Myślisz, że dla kogo chciałam ładnie wyglądać?! Dla ciebie, głupi głupku!
- Dla mnie. Przecież to ty pierwsza mnie zdradziłaś! I to z kim?! Z jakimś faunem!
- Ja ciebie?! Ja pierwsza?! To ty mnie zdradziłeś!
- Niby z kim?
- Nie z kim, tylko z czym. Ze swoją pracą. Nigdy nie wychodziłeś z tej przeklętej pieczary! Nie dbałeś o mnie, tak jak na początku, nie przynosiłeś już bransolet i pierścieni. Tylko gadałeś co na obiad?! Sam sobie rób obiad, palancie!
- No widzisz?! Mówiłem ci, że to nie ma sensu. Ty wolisz tańce i zabawy, ja ciężką pracę. Ja nie opuszczę pieczary, ty dworu.
- Bo jesteś głupi głupek!
- A ty byłaś i pozostaniesz skończoną idiotką! Po wieki wieków!
- To, czemu się tak na mnie gapisz? Nie patrz się głupi głupku – powiedziała łagodniej.
- Mówiłem. Nie potrafię oderwać od ciebie wzroku.
Stali chwilę w milczeniu, spoglądając w ziemię, krygując się niczym nastolatkowie.
- Wiesz, za czym ja tęskinłem najbardziej?
- Za czym? – spytała łamiącym się głosem.
Ich usta spotkały się.
- Zawsze bosko całowałeś – zamruczała w jego objęciach.
* * *
Pokryty złotem pałac Zeusa znajdował się na najwyższym poziomie Olimpu. Zdobniony najkunsztownieszymi ornamentami gmach stanowił obiekt westchnień bogów i ludzi. Nikt nigdy nie widział takiego przepychu. No, ale cóż – na tak wystawny tryb życia mógł sobie pozwolić tylko pan świata.
Droga do pałacu była jednak niebezpieczna - kręta, pełna korytarzy i labiryntów.
Forsujący Olimp bogowie co i rusz trafiali na centaurów i cyklopów. Na jednym z poziomów urządzili jatkę. Sam Minotaur by się jej nie powstydził... Ściany i kolumny ogromnej sali ociekały krwią. W pomieszczeniu leżały dziesiątki ciał, niektóre z nich podrygiwały jeszcze w śmiertelnych konwulsjach, bez rąk, nóg, ze zmiażdżonymi czaszkami. Atena, uzbrojona w oszczep, okryta pancerzem, z głową osłoniętą złocistym hełmem wyglądała jak amazonka. I jak amazonka walczyła przeszywając oszczepem każdego kogo napotkała. A trzeba przyznać, że przeciwników napotkała sporo. Tam gdzie nie sięgał oszczep niezawodnie docierały strzały wypuszczane przez Apolla i Artemis, których kunszt strzelecki wprawiał w osłupienie. I trwogę. Groty strzał trafiały prosto w serca centaurów, prosto w oczy cyklopów. A jeśli tego było mało Hermes i Herakles wycinali sobie drogę mieczem i maczugą. Wszyscy z popleczników Aresa, Hery, Posejdona i Hadesa zostali wyrżnięci. Co do jednego. Nadszedł czas na inicjatorów spisku.
* * *
Spiskowcy zaskoczyli ich z kretesem. Nie uciekali, nawet nie barykadowali się w pałacu. Przyjęli walkę.
- Gdzie jest Zeus?! – warknęła oblepiona krwią i kurzem Atena.
- Leży sobie związany w łożnicy – odpowiedziała spokojnie Hera. Nic mu nie jest. Ale już za niedługo nektar i ambrozja przestaną działać. Stanie się śmiertelny. A władzę na Olimpie przejmiemy my.
- Niedoczekanie wasze.
- Czyżby? Wiem, widzę w twoich oczach, że najchętniej przebiłabyś mnie oszczepem. No cóż, jaki ojciec, taka córka... Zanim jednak skoczymy sobie do gardeł, może zechcecie mnie wysłuchać?
- Nie rozmawiamy ze zdrajcami! – krzyknęła Atena.
- Poczekaj – rzekł Eros. Przynajmniej wysłuchajmy co mają do powiedzenia. Co nam szkodzi?
Hera rozejrzała się dookoła. Władczo, surowo, tak jak miała w zwyczaju. Wciągnęła powietrze, świadoma, że gra na czas, że to co robi jest tylko odwróceniem uwagi.
- Popatrzcie po sobie. Czy nie jesteście zmęczeni ciągłymi konfliktami jakie wywołują nieudolne rządy waszego ojca? Przecież do rewolucji w ogóle by nie doszło, gdyby na tej górze panowało prawo i porządek. Ale z Zeusem? Bogiem, który nie potrafi utrzymać ptaszka w chitionie? Ileż to już razy jego podboje miłosne wystawiały Olimp na pośmiewisko całego świata. Dlatego sięgneliśmy po władzę. Aby wreszcie zaprowadzić prawo i porządek.
- Dość autorytarnych rządów erotomana! – warknęła Hera. Mam powyżej uszu ciągłego świecenia oczami przed matkami uwiedzionych córek. Jakie to upokarzające kajać się przed śmiertelnikami! Przed brzuchatymi dziewczynami, których jedynym osiągnięciem był duży biust! I, to że spodobały się waszemu ojcu! To musiało się zmienić. Przecież w końcu musi zapanować prawo i porządek.
- Mówisz o prawie i porządku. Ale to co robicie jest bezprawne.
- Tego wymagała racja stanu.
- Jasne. Racja stanu wymagała również tego, żeby naszym tropem wysłać cyklopów.
- Myśleliśmy, że nie będzie można się z wami porozumieć, że nie będziecie chcieli współpracować.
- Miałaś rację, nie będziemy chcieli.
- Ja, pomimo twojej krąbrności dam wam szansę, Ateno. Moja propozycja jest jak najbardziej szczera. Proponujemy wam deokrację. Udział w rządach. Podejmowanie decyzji większością głosów, egalitaryzm. Jeśli zechcecie nas poprzeć...
- Deokracja, sracja – powiedział spokojnie Hermes. Mnie Hero, interesują tylko przyjemności. Za przeproszeniem, ale w dupie mam władzę większości i sprawiedliwość społeczeną.
- Nie widzę problemu. Jeśli naprawdę tego chcesz na Olimp będą się schodzić dziewice z całej Hellady, sprowadzimy wina z Italii i Galii. Będziesz sobie mógł urządzać orgie po koniec świata. I jeden dzień dłużej, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Fajnie, bardzo fajnie, ale zauważ, że mi akurat nic do dziewic i wina – rzekł Apollo. Tak samo zresztą jak i do deokracji.
- Tobie Apollo osobiście przyrzekam, że język grecki zapanuje na całym świecie. Przyrzekam, że każdy artysta, którego nawiedzi wena będzie tworzył w języku greckim. I, że każdy utwór będzie dedykowany tobie. Tylko tobie.
- I co jeszcze obiecasz? Że gruszki zaczną rosnąć na wierzbach? – zapytała kąśliwie Artemis.
- Jeśli tego pragniesz mogą zacząć. Cóż to za problem? Czy nie wolałabyś jednak panować we własnym królewstwie? Zostać królową? Mieć władzę? Jeśli mnie poprzesz oddam ci Macedonię, krainę pełną lasów, zwierzyny, borów i chaszczy. Pełne wszystkiego czego tak bardzo kochasz. Co ty na to? Co powiesz na swą własną Krainę Wiecznych Łowów?
- Nie wierzcie jej! Ona chce was omamić – warknęła Atena. Nie dajcie się podejść! To podstęp!
W rzeczy samej, gdy Hera mąciła w głowach latorośli Zeusa, Posejdon i Hades zataczali półokrąg. Na dany przez Herę znak Posejdon rzucił trójzębem - i trafił. Tyle tylko, że nie w Hermesa, w którego mierzył. Posłaniec bogów zdążył się uchylić, a trójząb przybił Erosa do ściany. Cherubin zakwiczał z bólu, ze skrzydełek siknęła biała krew.
Momentalnie rozgorzała walka. Atena cisnęła oszczepem w Herę, ta jednak zdążyła zasłonić się za jedną z kolumn. Herakles rzucił się na Hadesa, Posejdon na Heraklesa, Apollo na Posejdona, Artemis na nich wszystkich. Skotłowali się we wzajemnym uścisku, niczym wielogłowy potwór tarzali po podłodze. Leciały klątwy, wrzaski, krew i zęby, wylatywały wyszarpywane garśćmi włosy.
Pierwszy z kłebowiska wydostał się Hermes, zaraz za nim Ares, który nie czekając podbiegł do ściany, zdjął z uchywtu topór, zamierzył się na przyrodniego brata. Jak się szybko pokazało topór nie był jednak najlepszym wyborem. Broń była ciężka, masywna – natomiast przeciwnik - niesłychanie szybki. Hermes z łatwością unikał siermiężnych ciosów, gubił cięcia, prowokował do ataku. Po pewnej chwili na czole Aresa, zaczęły pojawiać się pierwsze krople potu. Okryty grubym pancerzem bóg wojny opadał z sił. A Hermes wyczekiwał. Wsłuchiwał się w ciężki oddech przeciwnika, obserwował coraz to powolniejsze ruchy, tylko po to by zadać cios. Nie wahał się.
Wykorzystując moment nieuwagi wykonał salto nad ciężko dyszącym przeciwnikiem, znalał się za jego plecami, obrócił, rąbnął w potylicę. Bóg wojny wyciągnął się jak długi. Hermes stanął nad nim, kopnął w głowę, a widząc, że Ares się nie podnosi stanął w tryumfalnej pozycji. Zbyt szybko. Zbyt chełpliwie.
Posejdon ucapił go od tyłu i ścisnął w swych żelaznych dłoniach niby w imadle. Latający bożek zawył czując chrzęst stawów, łamane kości.
Atena spojrzała w jego kierunkum, dużo jednak zrobić nie mogła. Sama walczyła z Herą, ciągnęła ją za włosy, uderzała pięśćmi, a prowodyrka przewrotu nie pozostawała dłużna. Twarz Ateny przeorana pazurami wyglądała jak pole po jesiennej orce. Herakles też był zajęty, siłacz barował się z Hadesem, dodatkowo opędzał od trójgłowych szczeniaków Cerbera, które gryzły po nogach, udach, rękach i generalnie po wszystkim czym się dało, krocza nie wyłączając.
Szczęściem w sukurs Hermesowi przyszła Artemis, która zdążyła wywinąć się z kłębowiska. Podbiegła do Posejdona, kopnęła w goleń, przywaliła z mańki, poprawiła łokciem. Bóg mórz zakołysał się na nogach, ale nie upadł. Zasłonił się przed następnym ciosem, sam kropnął siostrzenicę kułakiem - tak, że nakryła się nogami. Nieziemsko już wkurzony, podbiegł do Erosa, który nadal był przybity do ściany trójzębem. Przez chwilę mocował się z bronią, wreszcie wydarł korsekę, kopnął osuwającego się po ścianie Erosa i cisnął bronią w Artemis. Opiekunka myśliwych nie miała szans, jak dwa a dwa cztery zostałaby przeszyta trójzębem. Gdyby nie Apollo. Widząc zamierzającego się na siostrę Posejdona rzucił się w jej obronie, zasłonił ją własnym ciałem.
- Nie! – krzyknęła Artemis. Podbiegła do brata, który z przebitym bokiem wił się w konwulsjach. Polciu co ci jest? Polciu.. – mówiła przez łzy.
Apollo zakrztusił się krwią.
- Kurwa, jak to boli...
- Wytrzmaj, wytrzymaj! – powiedziała Artemis. Zaraz przyniosę nektaru i ambrozji. Zaraz cię wyleczymy... Wszystko będzie dobrze...
Z dziką furią rzuciła się na Posejdona. Przez pewien czas wydawało się, że Artemis wygra, że ma szansę. Posejdon otrzymał kilka ciosów, ba zgiął się nawet w pół po tym jak łowczyni kopnęła go w krocze. Ale na tym był koniec; ucapił swą siostrzenicę, uderzył głową w nos dziewczyny, powalił ją na ziemię i kopnął w brzuch. Artemis zwinęła się w kłębek.
- Poddajcie się! – ryknął Posejdon. Albo ją też przebiję trójzębem. A tego chyba wolelibyście uniknąć, co?
* * *
- No proszę. Było piękne wyzwanie, była drużyna i przygoda, pojawiły się trudności i przeciwności losu... Miało być ciężko, ale zwycięsko. I co? Nie daliście rady – zaśmiała się szyderczo Hera.
Atena i Herakles popatrzyli po sobie. Wiedzieli, że przegrali. Apollo krztusił się krwią, Hermes leżał nieprzytomny obok pokonanej Artemis, Eros stękał z przebitymi skrzydełkami.
- Miano pisać o was utwory, wielbić i chwalić . I co się pokazało? Że nie jesteście drużyną, tylko zgrają skończonych nieudaczników, że nic nie potraficie, że zwyczajnie i po prostu nie nadajecie się do tej roboty. Czy to nie ironiczne?
- Może i ironiczne, może i było szkoda zachodu – rzekła Atena. Teraz to bez znaczenia. Masz rację Hero, przegraliśmy, daliśmy ciała. Nie pozostało nam nic innego jak przyjąć warunki kapitulacji.
- Przepraszam, ale jakie warunki? Ateno, skrabie ty mój, raczysz chyba żartować. Warunki i owszem były, ale dotyczyły przeciwnika, który mógł mi zagrozić. Skoro was pokonałam, to moje na wierzchu. Jedyne co mogę wam zaoferować to... – chrząknęła.
Herakles i Atena popatrzyli po sobie. Wiedzieli czego się spodziewać.
- To wygnanie. Aby tedy decyzja nabrała mocy: Postanawia się, że latorośl Zeusa, oprócz oczywiście mojego ukochanego Aresa, zostanie z dniem dzisiejszym wygnana na wieki wieków i przepędzona na cztery wiatry. Inaczej mówiąc wyrzucam was na zbity pysk...
- Czy możemy wpierw pożegnać się z ojcem?
- Ty mnie chyba bierzesz za idiotkę droga Ateno. Oczywiście, że nie. Nie możecie.
- To nieludzkie.
- Ale boskie.
- Tedy, skoro mamy już nigdy nie ujrzeć Olimpu, czy będziemy mogli złożyć ci hołd?
Rodzeństwo Ateny spojrzało oniemiałe na siostrę. Po co mieliby składać honory tej żmiji? Upokorzeni chcieli przecież jak najszybciej wynieść się z Olimpu.
- Hołd? – zaciekawiła się Hera. Jasne, możecie złożyć. Ale nie myślcie, że tym sposobem weźmiecie mnie pod włos. Ja nie jestem tak łatwowierna jak wasz tatuś.
Atena mrugnęła na Artemis, siłą musiała wyszarpnąć jej pięknie zdobiony łuk. Równie niechętnie jak siostra rozstawał się ze swoją cytrą Apollo, Hermes z sandałkami, do których były przyczepione skrzydełka, Eros kwilił gdy bogini mądrości zabierała jego strzały.
- A ty, Ateno? Co ty mi ofiarujesz?
- To niespodzianka – powiedziała bogini mądrości i podsunęła pod stopy bogini wór z tajemniczą zawartością.
- Co tam jest? Osławiona czapka-niewidka? Złote runo?
Hera poszturchała z nieufnością wór sandałem, jakby sprawdzając czy w środku nie ma żywego stworzenia. Ciekawość przemogła. Uniosła pakunek do góry, rozwiązała sznur, zaglądnęła do środka ... i skamieniała.
Dosłownie. W mgnieniu oka.
- Co tu jest grane? – zapytał Hermes.
Zdezorientowani poplecznicy Hery podbiegli do posągu. Posejdon, Ares i Hades szturchali statuę palcami, dotykali sprawdzając czy kamienny posąg nie jest czasem iluzją. Nie mogli uwierzyć w to co się stało. Ciekawość jednak zwyciężyła. Popatrzyli po sobie, a następnie równoczeście spojrzeli do worka. I tak jak Hera przemienili się w kamienne posągi.
- Co tu jest grane? – pytał po raz kolejny Hermes. Co ty tam trzymasz?
- W zasadzie nic takiego, kolejny prezent od Perseusza. Głowa Meduzy. Może słyszeliście? Każdy kto na nią spojrzy przemienia się w posąg.
- Czyli co? – rzekł z niedowierzaniem Herakles. Zdobyliśmy Olimp?
- Jasne kurde, że zdobyliśmy – potwierdziła Atena.
* * *
- Wiedziałem, że jesteś prawdziwą boginią mądrości – rzekł uwolniony z więzów Zeus. Na krzywy ząb Lachesis, ale mnie suszy po tym winie... Ma ktoś może nektar?
- Już niosą tatku, nie przejmuj się – powiedziała Atena.
- Moje dzieci. Nie mogę uwierzyć, że stanęliście w mojej obronie. Że mnie uratowaliście...
- A co z nimi? – spytała Artemis wskazując na kamienne posągi. Czyż nie powinniśmy solidnie ich ukarać?
- Nie, niech odpokutują jako kamienie.
- A później?
- Posejdon to mój brat, Hades również... Cóż, rodziny się nie wybiera...
- Chcesz ich uwolnić? Po tym co ci zrobili?! – żachnęła się Atena.
- No cóż, napsocili. Najwyżej teraz będę miał na nich większe baczenie. Ale czy zastanawialiście się jak będzie wyglądał świat bez Posejdona? Albo Hadesa? Kto będzie miał opiekę nad żeglarzami? Kto będzie chował zmarłych i mieszkał w podziemiach. Nie, ja tam chodzić nie zamierzam, brzydzę się Styksem, Cerberem i panującym tam smrodem...
- To my narażamy się na utratę nieśmiertelności, a ty chcesz ich oswobodzić? – krzyczała Atena. Hera miała rację! Jesteś starym, obleśnym erotomanem!
- Ateno! – twarz Zeusa spochmurniała. Żebym nie musiał przyprowadzać cię do porządku! Mojego zdania nie zmienię. A teraz okażcie posłuszeństwo i przynieście do cholery ten nektar!
Artemis i Hermes pochylili głowy. Nawet opatrywani przez lekarzy Apollo i Eros próbowali niezdarnie oddać szacunek najwyższemu z olimpijskich bogów.
- Możesz sobie wziąć mój, butelka jest w worku – rzekła spolegliwie Atena.
- Nie, nie! – krzyczał Apollo i Artemida.
- Nie zaglądaj tam! – dołączył się Hermes.
Było już jednak za późno. Zeus spojrzał do środka. Efekt był łatwy do przewidzenia. Stał teraz zamieniony w posąg, niby kamienna replika posągu w Farkalos.
- Coś ty narobiła? Zamieniłaś go w kamień! – wrzasnęła Diana.
- A zamieniłam!
- Czemu?! Co ci zrobił?
- Co mi zrobił? Co zrobił nam wszystkim! Hera miała rację! Jego rządy były nieudolne! Czas aby na tronie zasiadł ktoś naprawdę predysponowany do władzy! Ktoś mądry! Ktoś kto nie ulega prymitywnym instynktom!
- Czyli kto? – zapytali olimpijczycy.
- Kobieta! Precz z patriarchatem! Precz z wyzyskiem! Precz z demokracją! Czas na oświecony feminizm!
- O, kurde – powiedział Eros. No tośmy wpadli chłopaki...
K O N I E C
Zdobywcy Olimpu
1
Ostatnio zmieniony ndz 18 maja 2014, 21:41 przez slavec2723, łącznie zmieniany 2 razy.