Pozwolę sobie dorzucić trzy grosze.
Może najpierw cytat.
cranberry pisze:Ale oczywiście pozostaje problem techniczny: jak ogarnąć wielką powieść, jeżeli człowiek ma jeszcze problemy na podstawowym poziomie stylu, języka, budowania pojedynczych scen?
No właśnie. Dlatego uważam, że początkujący autor, który dopiero się uczy i zdaje sobie sprawę, że nie umie jeszcze dobrze pisać (wbrew pozorom, wielu początkujących autorów, z jakiegoś powodu o tym nie wie), powinien zaczynać od krótkich form. Choćby z przyczyn zdroworozsądkowych. Weźmy przykład:
Ktoś zaczyna od powieści. Trzaska ją przez dobre kilka miesięcy (albo i więcej), ale w końcu, jest!, udało się. Dzieło gotowe. Tylko co teraz z nim zrobi? Pokaże mamie, wklei na forum? Raczej nie... Podejrzewam, że od początku jego celem jest wysłanie książki do wydawcy. A jaka jest szansa, że ta książka - przypomnę: czyjaś pierwsza napisana w ogóle - jest na tyle wartościowa (w warstwie językowej, fabularnej i każdej innej) by kogokolwiek zainteresować? Z doświadczenia wiem, że niewielka. Co więcej, na samą odpowiedź czeka się kolejnych kilka miesięcy, a nawet jeśli odmowa w końcu przyjdzie, wolna będzie od konkretnych porad (co najwyżej znajdzie się w niej trochę ogólników). Autor taki straci rok czasu i NIC na tym nie zyska. Nawet jeśli trzaśnie dwie kolejne książki, one wcale nie będę lepsze od pierwszej, bo autor taki zwyczajnie będzie powtarzał te same błędy (o których nikt mu nie powiedział, że są błędami).
A teraz opowiadania.
Krótkie opowiadanie początkujący autor trzaśnie w dwa/trzy tygodnie. Następnie umieści na forum i od razu dostanie konkretne porady (dobra łapanka nie jest zła). Będzie mógł wyciągnąć wnioski i spróbować nie popełniać wskazanych błędów w kolejnym opowiadaniu. Następne to znowu trzy tygodnie pracy i znowu garść porad. I gdyby powtarzał całą operację przez rok czasu - tyle, ile we wcześniejszym przykładzie użerałby się z powieścią - na swym literackim szlaku byłby już o wiele wiele dalej. A w miarę jak zyskiwałby doświadczenie, mógłby zacząć próbować z dłuższymi, wielowątkowymi fabułami. Dzięki temu z czasem umiałby stwierdzić, w czym czuje się lepiej, czy faktycznie ciągnie go do powieści, czy jednak bardziej skłania się ku miniaturom.
I tutaj pojawia się jeszcze inna kwestia. Mianowicie, jak wyżej wspomniano, każdy autor woli co innego (np. Krajewski przyznał, że krótkie formy zupełnie go nie interesują). Jeśli chodzi o autorów początkujących, zazwyczaj cechuje ich ogromne wodolejstwo (tak już ten świat jest stworzony). Jeśli od samego początku będzie uczył się pisania konkretów (bez nic nie wnoszących opisów), prowadzenia pojedynczych wątków w miniaturach/opowiadaniach, to gdy zasiądzie kiedyś do powieści, śmiem twierdzić, że napisze ją zręczniej, z lepszym wyczuciem, niż gdyby przyzwyczajony był tylko do tworzenia długich form. Z kolei odwracając sytuację: długodystansowiec mógłby mieć spore problemy, gdyby nagle chciał się zmierzyć z shortem.
Wszystko powyższe to oczywiście moje prywatne zdanie (odnoszące się, oczywiście, do zupełnie początkujących autorów).
Mich'Ael pisze:Wyobrażacie sobie powieść 300-stronicową, a na każdej stronie jeden szort? Ja bym nie zdzierżył.
Nie potrzeba wyobraźni. Wystarczy sięgnąć np. po Mrożka, by przekonać się, że taka "powieść" nie jest żadnym nieudanym dziwadłem, a wręcz atrakcyjną literaturą.