Dlaczego nie e-booki?

1
Napisało mi się na potrzeby pewnej dyskusji Facebookowej, szkoda, żeby się miało zmarnować, a zatem... :)

E-booki a sprawa polska, czyli dlaczego nie uważam, że (dziś) opublikowanie czegoś w postaci e-booka jest szansą na zaistnienie.



Ważna uwaga: mówię o beletrystyce. Rozważam sprawę w przypadku osoby niemającej tzw. „nazwiska”, czyli debiutanta.



I. Praca nad tekstem

Po pierwsze, 99% e-booków to rzeczy albo w ogóle pozbawione redakcji, albo posiadające ją w formie szczątkowej – to właśnie w papierowym i elektronicznym selfpublishingu upowszechniła się „korekta” jako synonim „redakcji”, chociaż to dwa odmienne etapy pracy nad tekstem.

Nie, żeby papierowe książki, będące tu punktem odniesienia, były pozbawione wad. Jednak większość z nich przechodzi etap redakcji, nazwijmy ją tak, merytorycznej. Ktoś, zwykle wydawca, ocenia, czy warto wprowadzić zmiany w fabule, kreacji postaci, czasem w strukturze. Jest to norma – wydawca zastanawia się nad najlepszym kształtem tekstu.

Wydawcę e-booka najczęściej to nie obchodzi. Bardzo często jego zarobek to kwota wpłacona przez autora, zysk ze sprzedaży produktu jest nieistotny.

A jeśli wydawcą jest sam autor, to siłą rzeczy nie ma potrzebnego dystansu do swojego tekstu. Efekt: tekst (często) na dużo niższym poziomie niż mógłby być, gdyby odbyła się taka praca redakcyjna.

Następnie trzeba zrobić redakcję, nazwijmy ją tak, językową tekstu. Ile tekstów ukazujących się w sieci jako e-booki ma porządną, profesjonalną redakcję, a nie „redakcję” samego autora czy ewentualnie przyjaciół? Wydawcy e-booków często żądają za redakcję pieniędzy porównywalnych do zrobienia redakcji papierowej książki, to są koszty rzędu 1000-2000 zł, stąd nie mając raczej szans na odzyskanie tych pieniędzy, autorzy najczęściej odstępują od redakcji językowej. Efekt: często trafiają się błędy ortograficzne, składniowe, wszystkie, jakich sobie tyko życzmy.



II. Wydanie

W końcu tekst się ukazuje. Świetnie. Można go kupić u naszego wydawcy na stronie. Czasem jeszcze gdzieś. Niemniej, dystrybucja kuleje, bo to tylko jedna strona, no, w porywach trzy, niekoniecznie popularne, bo na razie rynek e-booków jest maleńki, dużym firmom nie opłaca się taka inwestycja.

Nie ma reklam – bo to nieopłacalne. Autor i wydawca robią reklamę na Facebooku, na innych portalach społecznościowych. Docierają do znajomych autora, czasem do czytelników zainteresowanych tematem :)

Jest to – porównywalnie – najczęściej znacznie słabsza promocja tekstu niż w przyzwoitym wydawnictwie papierowym.



III. Efekty

Można opowiadać długo o marzeniach, ale dziś fakty są miażdżące. Sprzedaż e-booków w ogóle jest kiepska, nawet autorów znanych z papieru, a to dlatego, że rynek nie jest nasycony czytnikami – wszelkie porównania z rynkiem amerykańskim są chybione z definicji, bo tam mówimy o miliardowym rynku na teksty anglojęzyczne (doliczając oczywiście czytelników spoza Stanów). Podobno w Polsce mamy 40 tysięcy czytników. Nawet gdyby doliczyć drugie tyle czytelników chłonących teksty z komputera, nadal nie daje to nawet stytysięcznej potencjalnej liczby czytelników. A ile procent z nich kupi akurat nasz tekst?

Faktyczna sprzedaż e-booków jest na tragicznie niskim poziomie. Jeśli e-book jest płatny, to 100 egzemplarzy staje się sukcesem.

Jeśli e-book jest darmowy, 1000 egzemplarzy można uznać za sukces.

Ale przecież chodzi o to, abyśmy dotarli do czytelnika. Jeśli nie zważamy na pieniądze, to może ten tysiąc egzemplarzy to już coś?

Nie, moim zdaniem nie. W literaturze funkcjonuje jednak sito: recenzje, dyskusje czytelników…

E-booki nie mają recenzji. Nie w powszechnej skali.

O tekstach e-bookowych się nie dyskutuje. Nie w powszechnej skali.

Zatem wydanie e-booka oznacza najczęściej kiepską sprzedaż, brak recenzji, nikły odzew czytelników. Jest może zaspokojeniem próżności autora (tak, na papierze też mamy z tym do czynienia), ale na pewno tekst nie zostaje wprowadzony do normalnego obiegu czytelniczego, literackiego. Nie decyduje o tym medium – decyduje odzew. Tego publikacje e-bookowe nie zapewniają.



IV. Wnioski

Zamiast publikować e-booki, należy walczyć o wydanie papierowe. Sprzedaż też może być kiepska, ale widoki na zauważenie – znacznie większe. A że droga trudniejsza? Że tekst wydany później (bo wydawca potrzebuje pół roku, a my możemy sobie domowym sposobem e-book wyprodukować w minutę)? Praca pisarza to nie praca w piekarni, dojrzewanie raczej tekstowi pomoże niż zaszkodzi.

Nie udało się z pierwszym tekstem? Szukając na niego wydawcy – drzwiami nas wyrzucają, oknem wchodzimy – piszemy kolejny tekst. Może ten chwyci? Zawsze wtedy nasze pierworodne dzieło można wydać jako drugie.



V. Przyszłość

Nie, wcale nie jestem e-bookożercą :) uważam, że e-booki będą miały swoją szansę. Ale ewentualny wydawca musi zastosować ostre sito, brać tylko najlepsze teksty, redagować je, robić im intensywną reklamę – i wyrobić sobie równie prestiżową opinię, jak mają wydawcy papierowi.

Inaczej e-booki będą postrzegane jak dotąd: jako enklawę autorów słabych, niecierpliwych, a same teksty – jako pozbawione redakcji, po prostu słabe.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

2
Ciekawe.
Słyszałem, że jest duża szansa na ofensywę Amazona w Polsce? Może wtedy się coś zmieni? Przynajmniej w ilości czytników, myślę.

Tak się zastanawiam, czy dobrą drogą dla stworzenia rynku dla tej formy nie byłoby komplementarne wydawanie pozycji papierowych wraz z e-bookiem. Coś na kształt rozwiązania muzycznego.
Nabywca płyty dostaje tak naprawdę dwie rzeczy. Nośnik z muzyką i prawo do zgrania sobie z nośnika plików MP3 i użytkowania ich na odtwarzaczach czy komputerze. Nabywca też może zrezygnować z nabycia nośnika i nabyć tylko pliki MP3, ponoć na Zachodzie to całkiem popularna forma. W takim przypadku koszt nabywcy jest mniejszy, płąci za pracę studia, wynagrodzenie muzyków, marżę wydawcy itp. ale nie płaci kosztów nośnika czy dystrybucji.

Gdyby tak było z książkami? Gdyby wydawcy oferowali też e-booki obok tradycyjnej formy papierowej? Książka mogłaby być tańsza, bo pomijała by dystrybutorów i ich marże oraz koszty druku. A książka elektroniczna w warstwie redakcyjnej miałaby te same walory co papierowa. Nabywca miałby wybór. Może nieco trudno byłoby rozwiązać kwestię w taki sposób, by nabywca papieru miał też e-booka (choć to możliwe, tylko chyba podnosiłoby koszty) ale sam wybór, to albo to.

Miałoby to szansę na wzmożenie rozwoju rynku e-booków w Polsce?
Pytanie oczywiście, czy to by się opłacało wydawcom.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

3
Kruger pisze:Gdyby tak było z książkami? Gdyby wydawcy oferowali też e-booki obok tradycyjnej formy papierowej?
Oferują. W "Polityce" widziałem reklamę "Polityki" w formacie na Kindle (dwa dolce za miesiąc za prenumeratę się płaci) oraz reklamę książki dystrybuowanej w formie papierowej, jako audiobook oraz jako e-book właśnie.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

4
Tak, gazety ładnie poszły w formę elektroniczną.
Ale chodzi mi o upowszechnienie takiej pdowójnej formyw przypadku wydawnictw książek.
Ja wiem, z muzyką jest łatwiej, bo nabywca płyty sam sobie moze zgrać mp3.

5
Kruger pisze:Ale chodzi mi o upowszechnienie takiej pdowójnej formyw przypadku wydawnictw książek.
oraz reklamę książki dystrybuowanej w formie papierowej, jako audiobook oraz jako e-book właśnie.
:P
Jak dla mnie książki w postaci e-booków mają szansę się rozpowszechnić, a czasopisma tym bardziej. Gdybym był regularnym czytaczem wspomnianej "Polityki", już dawno zamówiłbym sobie prenumeratę na Kindle. Taniej wychodzi i czasopismo nie zajmuje miejsca na półce (a po jakimś czasie robi się z nich niezgorsza sterta).

A w kwestii muzyki - nie kupiłem sobie ostatnio audiobooka właśnie z racji wątpliwości, czy mogę sobie to przerobić na mp3 i słuchać z komórki. Bo nie mam przenośnego odtwarzacza płyt, a słuchanie audiobooka z komputera trochę mija się z celem i założeniem (zwykle słucham sobie książek jak biegam albo łażę po lesie albo wyleguję się). Na pewno mogę przerobić płytę na mp3? Legalne to? I czy nie ma jakichś zabezpieczeń przed tym (no bo co mnie powstrzyma przed przesłaniem plików mp3 setce znajomych, prócz własnej moralności i uczciwości?) ?
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

6
Pomijając na chwilę kwestię audiobooków.

Muzykę jak najbardziej. Jeśli nabyłeś legalną płytę, to czemu nie? Masz prawo mieć na swoim komputerze, odtwarzaczu itp. elektroniczne odpowiedniki. W przypadku kontroli takiego komputera przez Policję (kiedyś były takie akcje) okazanie płyty wystarcza, by się od danych plików odczepili. Dasz znajomym - to w przypadku kontroli nie są czyści.
(no bo co mnie powstrzyma przed przesłaniem plików mp3 setce znajomych, prócz własnej moralności i uczciwości?) ?
Ludzie to robią powszechnie i właśnie nielegalnie.
A audiobook... Wydaje mi się, że ta sama zasada obowiązuje.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

7
Generalnie o ile dobrze pamiętam prawa autorskie, to w tym miejscu jest duża dziura w postaci zapisu, że wykonywanie kopii nabytego utworu legalne dla użytku własnego i najbliższego grona jest legalne (setka znajomych odpada ale np. udostępnienie kopii żonie/mężowi czy dziewczynie/chłopakowi nie jest karalne). Ogólnie ta ustawa jest, a przynajmniej była 5 lat temu mocno skomplikowana w interpretacji praktycznej (albo wykładowca się mocno nie postarał w tłumaczeniach ;) ). Spędziliśmy cały wykład zastanawiając się, czy łamiemy prawo np. kserując podręczniki wypożyczone z biblioteki :P

8
Pisałem już na FB w odpowiedzi na - w stu procentach słuszna - analizę Romka. Problem tylko polega na tym, że cały czas próbujemy połączyć e-booka z wydaniem papierowym. A to są byty rozłączne, zarówno mentalnie, jak i technicznie.

Powiem wprost - nie należy łączyć wydania papierowego z elektronicznym! Jeśli potraktujemy to jako byty rozłączne - to wtedy i tylko wtedy rzecz cała ma sens.

Przykład? Wydawnictwo papierowe zawiera z Autorem umowę, gdzie jest "coś tam coś tam" o e-booku. Więc wydawnictwo papierowe "wydaje" e-booka, przy czym NIE MA ŻADNEGO INTERESU w promowaniu sprzedaży tegoż. Powód jest prosty - wydawnictwo inwestuje bardzo dużo sił i środków w wydanie papierowe, więc jaki interes miałoby w tym, aby promować wydanie elektro?
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

9
maciejslu pisze:Przykład? Wydawnictwo papierowe zawiera z Autorem umowę, gdzie jest "coś tam coś tam" o e-booku. Więc wydawnictwo papierowe "wydaje" e-booka, przy czym NIE MA ŻADNEGO INTERESU w promowaniu sprzedaży tegoż. Powód jest prosty - wydawnictwo inwestuje bardzo dużo sił i środków w wydanie papierowe, więc jaki interes miałoby w tym, aby promować wydanie elektro?
To nie do końca tak, Maćku. Przynajmniej w Naszej Księgarni, gdzie dwie moje książki wyszły i jako papier, i jako e-książka. Po prostu dla wydawcy e-wydanie nie przynosi pieniędzy, więc robią je raczej, aby zająć rynek, niż aby mieć z tego realne dochody. Rynek nie jest wielki, sam przyznasz...
Zatem nie zawsze jest to zła wola, często brutalny rachunek ekonomiczny.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

10
Romku, ale czy to nie jest tak, że e-book nie przynosi pieniędzy wydawnictwom papierowym także dlatego, że bardziej dbają one (z przyczyn oczywistych) o sprzedaż książek "papierowych"? Stąd między innymi znikoma sprzedaż e-booków, zwłaszcza gdy są wersje "papierowe".

Ale ja tu nie będę teoretyzował za bardzo, bo możesz mieć rację ty, a mogę mieć rację ja ;-) Mam nadzieję, że za jakiś kwartał będę mógł empirycznie stwierdzić coś więcej na temat ilości sprzedawanych e-booków, które NIE MAJĄ swojej "papierowej" wersji...
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

11
Jak któryś "ebookowiec" zacznie kiedyś pływać w pieniądzach, to niech da znać :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

13
Andrzej Pilipiuk pisze:na razie dochód spadł. Było 3% sumy dochodów jest ok 1%
Może ze względu na Święta po prostu wzrósł procent sprzedaży Twoich książek papierowych, stąd chwilowo niekorzystna relacja?
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

14
euh... ciągle to samo mielenie bezużytecznych informacji.
Już przecież ktoś tłumaczył Panom Zarób Fortunę Na Książkach (i którzy poza argumentami finansowymi niewiele innych potrafią przedstawić), że dopóki relacja ceny ebooka i papierowego wydania będzie taka jak w przypadku książek wyżej wymienionych autorów - to na wzrost sprzedaży elektronicznej wersji nie ma co liczyć. Każda więc dyskusja - jak widać z powyższych postów - kończy się tym samym biadoleniem
Sprzedawajcie swoje ebooki po 5 zetów to będziecie mieli prawo krytykować ten sposób dystrybucji.
http://ryszardrychlicki.art.pl

15
E-book może być czymś, aby zdobyć początkowo jakiś rozgłos, tak myślę. Jakiś % ludzi spoboa się twój styl i zaczną szukać informacji o tobie. Może coś się rozkręci, coś się poruszy i machina sama zacznie się kręcić. Można założyć forum skupione wokół własnego dzieła, gdzie fani mogą swobodnie dyskutować. Oni pogadają, rzucą wiadomość "w świat" i coś z tego będzie :P. Dochód z tego marny, ale jest szansa na rozgłos. Internet to potęzne narzędzie :D A później coś bardziej ambitnego

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron