(zawiera wulgaryzmy)
- A co to jest człowiek szczęśliwy lub nieszczęśliwy?
- To bardzo łatwe. Człowiek szczęśliwy to ten, którego szczęście jest zapisane w górze; ten więc, którego nieszczęście zapisane jest w górze, jest człowiekiem nieszczęśliwym.
- A któż taki pisze tam w górze szczęście i nieszczęście?
- A kto uczynił ów wielki zwój, gdzie wszystko jest zapisane?
Denis Diderot Kubuś Fatalista i jego Pan
Nowe wspaniałe czasy
- Nie.- mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, przesunął palcami po swoich przystrzyżonych, blond włosach.- Nie uwierzę.
Oczy agenta zabłysły.
- Przyszedłem tutaj..- zaczął ponownie tym samym spokojnym, uprzejmym głosem.- ofiarować panu transakcję. Standardowy, komercyjny pakiet naszej firmy. Nie ma powodów do braku wiary.
Mężczyzna wychylił się lekko do przodu, opierając brodę na złożonych rękach. Żywe spojrzenie czarnych oczu przez cały czas spoczywało na twarzy przybyłego, jakby prześwietlając go na wylot. Z jakiegoś powodu zrezygnowano w tym przypadku ze standardowej procedury wizyt, tak więc rozmówców, zamiast dźwiękoszczelnej szyby i słuchawek, oddzielał od siebie tylko mały sosnowy stolik ustawiony pośrodku szarego, kwadratowego pokoiku. Mężczyzna nie wiedział, dlaczego właściwie tak jest.
- Lecz okoliczności tej... transakcji..- zauważył więzień.- raczej wyjątkowe.
Agent uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wykonał rękami w powietrzu gest, jak gdyby ogarniał pomieszczenie.
- Dlaczego pan tak uważa?- zapytał.
Więzień celi śmierci roześmiał się krótkim, nerwowym śmiechem. Podrapał się po odsłoniętym ramieniu, na którym wytatuowane były twarz Włodzimierza Lenina i pięcioramienna gwiazda.
- Nie żałuję niczego co zrobiłem. Ten człowiek zasłużył na śmierć. Za jego sprawą cierpiały miliony ludzi. Lud tego kraju zapamięta, że uwolniłem go od tyrana. Z chęcią skończę za to na krześle.- w oczach skazanego świecił dziwny blask, gdy to mówił.
Agent pokręcił głową.
- Szanuję pana poglądy, ale jestem człowiekiem interesu. Polityka mnie nie interesuje. Lecz mogę bardzo pomóc w pańskiej sytuacji.
- Tak?
Nastała chwila ciszy.
- Czy wierzy pan w Boga, proszę pana?
W odpowiedzi więzień roześmiał się ponownie, tym razem głośniej.
- Nie. Chyba nieszczególnie.
- Ale orientuje się pan mniej więcej, o kogo chodzi, prawda?
- Tak. Sądzę, że tak. Marks trochę o tym pisał. I Sartre.
- A czy wierzy pan w Piekło?
Skazany pochylił głowę z zaciekawieniem.
- W to już prędzej. Jesteś stamtąd?
- Nie. Bynajmniej. Ale moja firma specjalną ofertę dla ludzi takich jak pan. Wystarczy, że odda pan nam w depozyt swoją duszę. Zajmiemy się resztą.
Więzień uniósł brwi.
- Nie jestem pewien, czy dusza może tak łatwo stać się przedmiotem obrotu.
- A co w dzisiejszych czasach nie może stać się przedmiotem obrotu? Pan, jako właściciel, posiada wyłączne prawo do dysponowania osobistą duszą. Jak miałoby być inaczej?
- I to ma mnie uchronić przed karą, gdy już usmażę się na krześle?
Agent kiwnął głową.
- Niech pan to potraktuje jako zabezpieczenie. Czy można odebrać skazanemu coś, czego tamten już nie posiada? Gdyby okazało się, że po śmierci jednak stanie pan przed sądem, w co jak na razie być może trudno panu uwierzyć, strącenie pańskiej duszy do Piekła stanie się niemożliwe niezależnie od uczynków, ponieważ już wcześniej powierzył ją pan w depozycie mojej firmie. Oferujemy więc panu spokój ducha, w każdym tego słowa znaczeniu. Bezpieczne, komfortowe przechowanie, z dala od diabła, ognia i tak dalej, i tak dalej. Niczego pan nie ryzykuje, a może tylko zyskać.
- I dostanę gwarancję, że nigdy nie będę potępiony?
- A w jaki sposób mogłoby do tego dojść, skoro wedle wszelkiej dokumentacji jedynym powiernikiem pańskiej szacownej duszy będzie moja firma?
Więzień zmrużył oczy, rozbawiony.
- Czy to legalne?
Tym razem roześmiał się agent, głośno i serdecznie.
-Najzabawniejsze jest to, że całkowicie.- odparł.- Po tamtej stronie panuje potworny bałagan w legislacji. To tylko jeden z kruczków. Z paragrafu o wolnej woli, dla ścisłości.
Agent sięgnął do stojącej obok krzesła czarnej aktówki, wydobył z niej pióro wieczne i dokumenty, które położył na stoliku przed skazanym.
- Wystarczy jeden podpis, w tym miejscu...-ciągnął.- a moja firma stanie się dyspozytorem pańskiej duszy. O nic nie będzie się pan musiał martwić.
Mężczyzna wziął pióro do ręki, szybkim ruchem złożył swój podpis na papierach. Przez chwilę trwał w milczeniu. Potem powoli uniósł głowę, bystre spojrzenie spoczęło znów na twarzy agenta. Na twarzy więźnia pojawił się delikatny uśmieszek.
- Skoro nie ma dla mnie Piekła...- powiedział skazany.- Nie ma również Nieba, prawda? To oczywiste, że oferowany przez was... depozyt... musi działać również w tę stronę.
Agent wzruszył ramionami, odwzajemnił uśmiech.
- W tę część...- odparł po chwili.- akurat rzeczywiście nie mógłby pan uwierzyć.
- No nie. To już jest przesada.
Dwójka mężczyzn siedziała w ciemnym kącie podrzędnego baru, wpatrując się w świecący jaskrawo ekran laptopa, prezentujący zapis z więziennej kamery. Jeden z nich palił wielkiego skręta, od czasu do czasu dmuchając pieszczotliwie na żarzącą się końcówkę.
- Dlaczego?- zapytał ten drugi, leniwie popijający piwo.
- Zawsze staraliśmy się pozyskiwać sobie możliwie jak najwięcej ludzi, ale takie metody... do czego to prowadzi?
- No właśnie, do czego? Czasy się zmieniają, przyjacielu. Inne są dziś priorytety, inny jest target. Wiesz przecież, że ledwo ciągniemy. Musimy zmieniać metody, żeby utrzymać się na rynku.
Palacz gwałtownie pokręcił głową, rzucił przyjacielowi pełne rozgoryczenia spojrzenie.
- Ale spójrz na tego człowieka!- krzyknął, wykonując nieokreślony gest w kierunku monitora.- Kto to jest? Lewacki terrorysta, morderca! Do tego już doszliśmy? Jeżeli tak, to wkrótce w firmie zaroi się od wszelkiej maści hołoty... dręczycieli, narkomanów...
Urwał. Przyjaciel obdarzył go przeciągłym spojrzeniem, uśmiechnął się znacząco. Mężczyzna odjął skręta od ust.
- Tak nie można...- spróbował jeszcze, zrezygnowany.- poza tym to oszustwo.
- Najwyżej niedopowiedzenie. Słyszałeś rozmowę.
Palacz nie wydawał się przekonany. Milczał naburmuszony, wpatrując się w miejską noc za oknem.
- Uwierz mi, tak trzeba.- próbował go pocieszyć przyjaciel.- zresztą przecież klienci koniec końców są zadowoleni... aż że zrezygnowaliśmy z selekcji na rzecz urynkowienia... centralne planowanie nigdy nie miało przyszłości- tylko tak mogliśmy wytrzymać konkurencję z Luckiem. Stosując jego metody. Rozumiesz to tak samo jak ja.
Milczeli przez chwilę. Promieniowanie ekranu oświetlało ich twarze, zmęczone, zniszczone, zapracowane.
- Pierdolona era komercjalizacji...- mruknął Archanioł Michał, mocno zaciągając się dymem.
Nowe wspaniałe czasy [fantasy] (zawiera wulgaryzmy)
1
Ostatnio zmieniony ndz 18 maja 2014, 21:41 przez Mest, łącznie zmieniany 2 razy.