Prolog
Kolejne uderzenie. Chłopiec zacisnął powieki i przygryzł mocno dolną wargę. Nie było nic gorszego niż patrzenie na wyraz twarzy ojca podczas odbywania kary. A już szczególnie nienawidził on wrzasków, dlatego Izar nie dbał o porozcinane, krwawiące wargi. Byle tylko nie rozzłościć taty bardziej. A przecież zasłużył. Był niegrzecznym, nieposłusznym dzieckiem. Ból wzmacnia, ojciec mawiał.
Upadł na podłogę. Jeszcze świeże strupy na kolanach teraz znów zalały się krwią. Lodowata posadzka już nie odmrażała mu stóp, bo dawno stracił w nich czucie. Spuścił głowę jeszcze niżej. Musiał pozostać posłuszny i uległy. Może tata zauważy jego skruchę? Nigdy wcześniej tak się nie stało.
– Jesteś porażką, słyszysz? – Wycedził mu ojciec do ucha. Izar zadrżał ze strachu. Chciał zatkać uszy, byle tylko nie słyszeć tej czystej nienawiści w głosie taty.
Nie odważył się odezwać. Niepewnie skinął głową, zaraz jednak uświadamiając sobie, że zrobił błąd. Nie zdążył przeprosić zanim kolejny przeszywający ból w policzku sprawił, że się zatoczył i pociemniało mu przed oczami. Gorąca krew napłynęła Izarowi do ust. Przez moment zastanawiał się, czy ojciec pozwoliłby mu splunąć, ale nie poświęcił tej naiwnej myśli ani chwili dłużej. Zadygotał z przerażenia na wyobrażenie gniewu ojca, gdyby to zrobił.
– Nadal nie potrafisz? – Spytał mężczyzna przez zaciśnięte ze złości zęby.
Bał się odpowiedzieć. Z ociąganiem otworzył usta, starając się nie krzywić, gdy rany w kącikach zaszczypały nieprzyjemnie.
– Nie – wychrypiał. Jego odpowiedź, wypowiedziana szorstkim, dawno nieużywanym głosem poniosła się echem po piwnicy. – Nie, panie tato. – Poprawił się szybko, ale ojciec na szczęście nie zwrócił uwagi na potknięcie.
– Nie pokazuj mi się na oczy – rzucił mężczyzna przez ramię. Nie obejrzał się, by sprawdzić, czy z synem wszystko w porządku. Dlaczego miałby? Darzył go przecież taką nienawiścią. Drzwi zatrzasnęły się za ojcem z hukiem i zapadł nieprzyjemny, wilgotny mrok. Izar zawsze dobrze się czuł w cieniu. Ciemność dawała mu nikłe poczucie bezpieczeństwa. Chociaż nie musiał patrzeć na swoje poranione, odrażające ciało. Nienawidził się. Zadawał ojcu cierpienie samym swoim istnieniem. Był do niczego.
Na klęczkach, nie zważając na ból promieniujący z kolan, podsunął się do ściany. Oparł się o zimne kamienie, nogi podwijając do ciała, rękami obejmując zakrwawione kolana. Policzek położył na otwartej dłoni, nieświadomie rozsmarowując sobie czerwoną maź na całą szerokość szyi. Próbował znaleźć ukojenie podczas snu, ale obawiał się notorycznie nawiedzających go koszmarów. Zamknął oczy, wdychając znajomy zapach potu i przełykając metaliczny posmak krwi.
Z półsnu obudził go trzask frontowych drzwi. Mama musiała wrócić, bo usłyszał jeszcze dochodzącą z góry krótką rozmowę i szybkie kroki zbliżające się do piwnicy. Izar westchnął cicho. Co było gorsze? Złość ojca czy to zawiedzione spojrzenie matki?
Drzwi się uchyliły i do środka wpadła smuga światła. Izar wiedział, gdzie pada, dlatego zawsze siadał daleko od jego zasięgu. W ten sposób odwlekał moment, w którym będzie musiał zmierzyć się ze swoim bezużytecznym ciałem. Wiedział, jak przerażający obrazek tworzy. A przecież nie zawsze tak było. Ojciec zwykł stawiać go przed lustrem, opisując każdą część ciała. Już dawno minęły dni, kiedy w jego głosie Izar słyszał coś na kształt czułości. Teraz nie mógł sobie nawet wyobrazić tego dumnego, chłodnego mężczyznę z takimi pozytywnymi emocjami w tle. Nawet do matki zwracał się zimno i z dystansem. Ojciec lubił mówić, że chłopiec zostanie kiedyś kimś ważnym, tak jak on. Ale wszystko się zmieniło. Izar cieszył się, że już słabo pamiętał tamte chwile. Gdyby zapomniał, nie miałby za czym tęsknić, prawda?
Matka nie podeszła do niego. Stała bez ruchu na schodach. W ciemności nie można było zobaczyć jej twarzy, ale Izar wiedział, że była wykrzywiona w smutku i częściowym przerażeniu. Chłopiec czasem wmawiał sobie, że matka boi się o niego. To oczywiście było naiwne kłamstwo. Matka bała się jego. Musiał być czymś naprawdę odrażającym.
– Mamo? – Wykrztusił.
Usłyszał jeszcze zduszony szloch i znowu zapadła ciemność.
Tak było po każdej lekcji z panią Małgorzatą. Nauczycielka denerwowała się równie mocno, co jego ojciec. Czasem też biła. Izar pocieszał się myślą, że chociaż matka nigdy go nie uderzyła. Ale może to tylko dlatego, że tak się nim brzydziła.
Bardzo chciał potrafić, ale nie udawało się. I naprawdę się starał. Ojciec powtarzał, że niewystarczająco. Twierdził, że nie daje z siebie wszystkiego. Dlatego go karał. Nawet pani Małgorzata powiedziała po paru kolejnych nieudanych lekcjach, że nic nie da się zrobić. Ojciec kazał jej dalej przychodzić. Co tydzień, we wtorek. Izar odliczał godziny do tego dnia, doskonale wiedząc, co się wydarzy. Było tak odkąd sięgał pamięcią. Zaczął lekcje z panią Małgorzatą parę dni po skończeniu pięciu lat. Pamiętał jeszcze uśmiechniętą twarz mamy i podekscytowany głos taty. Ta zdolność kształtowała się u dzieci po osiągnięciu przez nie siódmego roku życia, dlatego pani Małgorzata wyszła po nieudanej lekcji bez zmartwień. Rodzice także nic nie podejrzewali. Dopiero gdy miał osiem lat i nic się nie zmieniło, sprawa stała się nieprzyjemna. Po wtorku wszystko się uspokajało. Ojciec udawał, że nie ma syna, a matka unikała go wzrokiem. Tylko czasem przez przypadek spojrzała na Izara. Wtedy w oczach stawały jej łzy, jakby samym byciem sprawiał mamie ból.
Najgorzej było w poniedziałki. Rodzicie z niepokojem wyczekiwali wtorku. Tata często nie wytrzymywał i wybuchał. Wychodził z domu, wracał późno, mimo że nie miał dużo pracy w biurze. Matka lubiła mówić wtedy, że to wszystko wina Izara. Po powrocie ojca, oboje zamykali się w pokoju. Izar nie wiedział o czym rozmawiali, ale podejrzewał, że o nim.
Należał do bogatej, szanowanej rodziny. Matka pochodziła z długowiecznego norweskiego rodu. Jej ojciec był znanym na całym świecie politykiem. Poznał ojca Izara taty kilka lat przed nagłą śmiercią. Izar dowiedział się o tej historii z gazet. Wielka miłość arystokratki z Norwegii i syna polskiego Ministra Gospodarki długo nie schodziła z pierwszych stron brukowców. Od takiego małżeństwa spodziewano się wielkich rzeczy. I rzeczywiście, matka Izara, jak na córkę znanego polityka przystało, zajęła się prawem. Szybko została okrzyknięta jednym z największych odkryć roku. Teraz miała już własną kancelarię. Ojciec wziął przykład z rodziny i poszedł w politykę. Izar nie wiedział nic więcej o jego karierze, ale często widział tatę na zdjęciach z premierem. Założył, że to dobrze wróży.
Dlatego syn tak wspaniałych rodziców powinien być idealny. Izar wszystkich zawiódł. Ojciec grzmiał w gniewie, że gdyby on był takim nieudacznikiem, jego rodzina dawno wyrzuciłaby go na bruk, więc Izar powinien być wdzięczny za dach nad głową.
Jeszcze parę lat temu, gdy przychodzili znajomi, często pytali się, a jak tam syn? Ojciec odpowiadał, że nie ma syna. Goście zawsze wtedy wymieniali między sobą znaczące spojrzenia i nie poruszali tematu już nigdy więcej. Tak Izar został przygarniętą sierotą z norweskimi korzeniami. Ojciec wmówił reporterom, że jego syn zginął w fatalnym wypadku. Izar wierzył, że tata chciałby, żeby była to prawda.
Teraz nie musieli już się martwić o posądzenie o złe geny. Teraz jego rodzice byli bohaterami, którzy zlitowali się nad biednym, upośledzonym dzieckiem.
Zadrżał z zimna. Niechętnie podniósł się z podłogi. Powoli rozprostował nogi, próbując dostrzec w ciemności, w jakim stanie były kolana. Miał nadzieję, że do wtorku się zagoją, inaczej kolejnej kary nie wytrzyma bez krzyków.
W piwnicy było jedno, małe okno z widokiem wychodzącym na ponurą ulicę. Z drugiej strony domu rozciągał się piękny las. Izar wspiął się na parapet, chudymi nogami prawie dotykając posadzki. Miał nadzieję, że nie zakrwawił za bardzo podłogi. Ojciec szczególnie nie lubił po nim sprzątać. Właściwie, Izar nie wiedział, co lubił jego tata. Podejrzewał, że pracę. I wszystko inne, co nie było związane z synem, którego nie miał.
2
Wycedził z małej litery.– Jesteś porażką, słyszysz? – Wycedził mu ojciec do ucha
...przysunął się do ściany.Na klęczkach, nie zważając na ból promieniujący z kolan, podsunął się do ściany.
...i syna polskiego ministra gospodarki długo...Wielka miłość arystokratki z Norwegii i syna polskiego Ministra Gospodarki długo nie schodziła z pierwszych stron brukowców.
Zaangażował się w politykę.Ojciec wziął przykład z rodziny i poszedł w politykę.
Mowy nie ma, by się coś zagoiło w tak krótkim czasie.Powoli rozprostował nogi, próbując dostrzec w ciemności, w jakim stanie były kolana. Miał nadzieję, że do wtorku się zagoją, inaczej kolejnej kary nie wytrzyma bez krzyków.
Zwróć uwagę na zapis dialogów, bo masz z tym problem. Ładnie piszesz i ciekawie się czyta. Mam jedno ale: niektóre elementy twojej historii są nieprawdopodobne. Ojciec katuje syna, bo jakieś bliżej nieokreślone przez ciebie lekcje nie wychodzą dobrze? Naprawdę przyjaciele uwierzyliby, że syn zmarł, a chłopak który mieszka w domu to jakaś znajda którą rodzice przygarnęli? No i reporterzy którzy nie wywęszyliby żadnej smakowitej sensacji?
3
Patrzenie, odbywanie - rzeczowniki odczasownikowe rzadko brzmią dobrze, zwłaszcza dwa w jednym zdaniu. Można to samo napisać inaczej, chociażby tak: Nie było nic gorszego, niż wyraz twarzy ojca, kiedy wymierzał karę albo podobnie.Crowla pisze:Nie było nic gorszego niż patrzenie na wyraz twarzy ojca podczas odbywania kary.
Raczej uderzenie (cios) w policzek to sprawiło.Crowla pisze:kolejny przeszywający ból w policzku sprawił, że się zatoczył
Niezgrabne. Czy można w ogóle wyliczyć, ile czasu trwa myśl: chwilę, dwie? Lepiej nie mieszać do tego czasu i po prostu napisać: naiwnością byłoby sądzić, że ojciec pozwoli...Crowla pisze:Przez moment zastanawiał się, czy ojciec pozwoliłby mu splunąć, ale nie poświęcił tej naiwnej myśli ani chwili dłużej.
W tym kontekście lepiej brzmiałoby: przynajmniej nie musiał patrzeć...Crowla pisze:Ciemność dawała mu nikłe poczucie bezpieczeństwa. Chociaż nie musiał patrzeć na swoje poranione, odrażające ciało.
Nie mógł sobie wyobrazić mężczyznyCrowla pisze:Teraz nie mógł sobie nawet wyobrazić tego dumnego, chłodnego mężczyznę z takimi pozytywnymi emocjami w tle.
Pozytywne emocje w tle?
Przerażenie nie może być częściowe. Albo jest się przerażonym, albo nie. Do tego, przeraża nas najczęściej coś niespodziewanego, a zdaje się, że takie traktowanie chłopca było codziennością.Crowla pisze:W ciemności nie można było zobaczyć jej twarzy, ale Izar wiedział, że była wykrzywiona w smutku i częściowym przerażeniu.
Nie przekonała mnie ta historia. Owszem, zdarzają się ojcowie sadyści, którzy znęcają się nad dziećmi nawet bez powodu, ale jeśli jako powód podajesz, że ojciec jest tak straszliwie rozczarowany synem, to powinnaś równiez określić, jakich to oczekiwań nie spełnia to dziecko. W wieku ośmiu lat można co najwyżej stwierdzić, że chłopiec nie ma słuchu ani poczucia rytmu i w związku z tym nie będzie tancerzem ani muzykiem. Taka niechęć do dziecka, które nie ma talentu, na ogół wiąże się z rzutowaniem na nie jakichś własnych nie spełnionych ambicji, tymczasem Ty nic o takowych nie piszesz. Prawniczka, polityk... I nagle takie piekło w domu dlatego, że syn nie jest utalentowany artystycznie?
Do tego zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, jak można wmówić znajomym (!), że własne dziecko zginęło, a jego miejsce zajęło adoptowane. A pogrzeb, żałoba? I czy ci znajomi oczu nie mają?
Bez przesady. Owszem, adopcja upośledzonego dziecka wymaga odwagi, nie jest jednak aktem bohaterstwa.Crowla pisze:Teraz jego rodzice byli bohaterami, którzy zlitowali się nad biednym, upośledzonym dzieckiem.
Pomimo rozmaitych usterek językowych, tekst czyta się nieźle. Przy układaniu fabuły zwracaj jednak uwagę na realia, bo to zawsze szkoda kiedy ciekawy temat (tu: dziecko, które zawiodło oczekiwania rodziców) rozmywa się wśród licznych nieprawdopodobieństw.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.