16

Latest post of the previous page:

Jak się spotykam z ludźmi na żywo, to gadam straszne głupoty. Co stwierdziwszy, idę coś napisać.
Nie chciałabyś wiedzieć jakie ja "mądrości" prawię, gdy wyjdę do ludzi... Gdybym za każdym razem, gdy obiecuję zachowywać się normalnie pisał tekst dostałbym już własną półkę w Empiku/Matrasie/Etc. :)

Nie planuj, że coś napiszesz. Taka rada w trosce o twoje zdrowie psychiczne (Znam to z własnego doświadczenia ;)). Gdy pojawią się ciekawe zdania - będziesz zadowolona, gdy nie stworzysz niczego/niczego wartego uwagi nie będą dręczyć Cię wyrzutu sumienia.

Koniec z pseudo-mądrościami. Powodzenia (Tak i tobie Thano*, jak i każdemu innemu maratończykowi, który to przeczyta).

*Pozwoliłem sobie na odmianę.

17
MatMot pisze:Nie planuj, że coś napiszesz. Taka rada w trosce o twoje zdrowie psychiczne
Ale ja bardzo lubię planować. I to mnie mobilizuje, bo mi później głupio zmarnować taki ładny plan. Tylko, niestety, słusznie twierdzisz, że to się cieniem na zdrowiu psychicznym kładzie. Potem się z ludźmi spotykam i gadam jak jakiś nawiedzony burak, a nie normalna istota.
MatMot pisze:gdy nie stworzysz niczego/niczego wartego uwagi nie będą dręczyć Cię wyrzutu sumienia.
Kiedy ja tworzę coś wartego uwagi (w moim mniemaniu), to nikt tego czytać nie chce. Nawet ja. :)

I dopiero wtedy mam wyrzuty sumienia. Za to powieść "maratońska", czy też to, czym ona ostatecznie będzie, przypomina bełkot pijanego ze szczęścia zająca na kapuścianym polu, więc kto wie... ;)
Ale gdyby nie plan, już dawno bym ją porzuciła.

Dzięki za wsparcie - miło taki wpis przeczytać. A nicka odmieniaj, jak najbardziej, on odmienny jest.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

18
Dzieło osiągnęło 44 000 znaków. Powinnam już być gdzieś około 60 000, ale co tam. Ważne, że w ogóle rośnie. Rachunki mi się pozajączkowały po tych wszystkich przerwach, więc od jutra liczę od nowa - powinno być po 6100 dziennie - w przybliżeniu.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

19
Dzisiejszy utarg: 4000 znaków. Mało. Ale jestem zadowolona, bo wyszedł mi całkiem zgrabny fragmencik z kotem w roli głównej i bohaterem drugoplanowym, który w tej części wychodzi na plan pierwszy i partneruje kotu. Zbiorowym czarnym charakterem są pchły. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

21
Ostatnie dwa dni spędziłam w biegu (fizycznie oraz intelektualnie). Życie pozwoliło jedynie na robienie luźnych, odręcznych notatek na karteluszkach. Zbieram teraz toto do kupy, przepisuję. Mam nadzieję, że wieczorem będę mogła zameldować, ile tego dobra w ostatnim czasie powstało.

Adrianno, dziękuję za wsparcie. :)
Specjalnie dla Ciebie fragmencik o kocie Loleuszu i pchłach (proszę się nie czepiać, bo surowy jeszcze i nieczyszczony):

Cała wredna złośliwość świata ukazuje swe podłe oblicze wtedy, gdy odkrywasz, że maść na pchły (dla kota) powoduje nieznośnie swędzącą wysypkę. U ciebie.

Loleusz śpi snem sprawiedliwego, jak to koty. Choćby taki jeden z drugim przybrał najgłupszą pozycję, na przykład: łapy na krzyż, łeb zwisający hen, poza siedzisko (bo kot za wielki), ogon podrygujący nerwowo - to i tak wyglądają na wcielenie niewinności i modlitewnego wręcz skupienia. Marcin zaś odwrotnie – kolejna swędząca krostka wyrywa go z kiełkującego nieśmiało snu i Chachuszko miota się po łóżku, próbując dosięgnąć tego wgłębienia tuż pod lewą łopatką, gdzie odrobina maści włączyła pulsująco-migoczący alarm podskórny. Nijak jednak tego zrobić nie może, bo ciało ma sztywne i skrzypiące jak stary mebel, więc zastyga w pozycji bardzo początkującego jogina.

Loleusz tymczasem wzdycha przez sen, wąsy mu się rozkładają w osobliwy wachlarz, ziewa (a wówczas otchłań jego paszczy przywodzi na myśl szablozębnego, pasiastego przodka), przeciąga się słodko i śpi dalej. Milusi pyszczek, kochany kotek. Wstrętny Marcin, zamiast się wzruszyć, mamrocze przekleństwa o zarazach czarnych, cholerach jasnych oraz tajemniczych biegunkach i groźnych zanieczyszczeniach (to ostatnie wymienia w nieco skróconej i dość soczystej wersji).

Na pierwszy rzut oka, można by rzec, że role się odmieniły, bowiem jeszcze niedawno to Loleusz o trzeciej nad ranem biegał jak opętany, zatrzymując się w połowie susa albo nerwowego truchtu, żeby się podrapać prawą nogą za lewym uchem. Polizać ogon. Cokolwiek polizać. Przeczesać zębami futerko pod pachą. Wzdrygnąć się i podskoczyć. Niby to koci problem był, tylko i wyłącznie. Jednak wówczas to Marcin chodził niewyspany, z podkrążonymi oczami, zawieszając się nagle w pracy czy na ulicy i zapominając, gdzie właściwie teraz jest i po co. Czemu przez całe długie dwa tygodnie nie potrafił spać snem sprawiedliwego, gdy Loleusz miotał się w środku nocy po domu, próbując łowić pchły, urządzać zasadzki na pchły czy może uciec przed pchłami, cholera wie?

W końcu zlitował się, częściowo nad swoim biednym kotem, a częściowo nad sobą. Kupił maść. Pomogła. Tylko jakoś tak po drodze, niechcący, uaktywniła alergię u Marcina. I było to tak: bociana dziobał szpak, a potem była zmiana i szpak dziobał bociana (cała wredna złośliwość świata ukazuje swe podłe oblicze w nędznych dowcipach gramatycznych).

Odtąd Loleusz w porze nocnej chrapał smacznie, wylizawszy uprzednio całą maść ze wszystkich zakamarków futra. Pchły na wieść o strasznym (plotkowano, że powoduje depresję i omamy) zapachu tejże maści zapakowały dobytek w węzełki i całymi rodzinami wywędrowały w siną dal. Tylko Marcin nadal toczył beznadziejną walkę ze swędzeniem – tym razem własnym.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

22
Świetne :D
Rany, jakbym widziała swojego kota momentami. Zwłaszcza ten opis "snu sprawiedliwego". A! I kot ma fantastyczne imię :D

Dziękuję za fragmencik.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

23
Pozbierałam, przepisałam i przeliczyłam wszystkie notatki. Dzieło ma obecnie 62 000 znaków. Teoretycznie tyle powinno mieć po 10 dniach, czyli 7 dni zniknęło z mojego pisarsko-maratońskiego życiorysu jak sen jaki złoty. Ale trudno - inne sprawy też kiedyś załatwiać trzeba.

Jeżeli przyjąć, że te 62 000 to jest połowa, to finalnie będzie około 120 000. Ni pies, ni wydra. Będę miała niezły dylemat, co z tym wszystkim później zrobić. Pewnie poprzestanę na szufladowym posiadaniu. Mam jednak poczucie, że czegoś się nauczyłam przez te dwa tygodnie - chyba nie jest u mnie tak tragicznie z budowaniem fabuły, jak mi się zawsze wydawało. Ciekawe, co przyniosą kolejne dwa tygodnie.

Nie wiem, czy to życie ostatnio tak żre i ssie, czy ta nibypowieść, ale czuję się trochę spustoszona wewnętrznie. Wydmuszkowato. Mam nadzieję, że mi przejdzie.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

24
Thana pisze:Nie wiem, czy to życie ostatnio tak żre i ssie, czy ta nibypowieść, ale czuję się trochę spustoszona wewnętrznie. Wydmuszkowato. Mam nadzieję, że mi przejdzie.
Może to syndrom końcówki roku? ;) Ja często tak się czuję od początku listopada do sylwestra.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

25
Możliwe. Ja w ogóle ciężko znoszę grudnie, ale miałam nadzieję, że się teraz w intensywnym pisaniu schowam i jakoś lepiej będzie. Zobaczymy. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

26
Wczoraj ni z tego, ni z owego powstało 12 000 znaków. Nie wiem, czy z sensem, ale nie zatrzymuję się. Lecę dalej. Czytać będę później.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

27
Dzisiejszy utarg standardowo: 4500. I ściana. Mam jeszcze dwa segmenty do zamknięcia drugiego koła i całe trzecie. Ale właśnie dziś bardzo dokładnie poczułam, że dzieło mi się znudziło. Nie na zawsze, ale na jakiś czas na pewno. Mam ochotę pisać, ale nie to. Nie teraz. Czuję, że na ten moment powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia. Znudzili mi się bohaterowie, świat i problematyka. Nawet forma. Potrzebuję odmiany. I co teraz? Przerzucić się na coś innego? Czy pisać dalej, mimo znudzenia? Czy jeśli autor się nudzi, to ma szansę napisać coś ciekawego, czy raczej przeleje swą nudę na czytelnika?

Ja się zawsze, prędzej czy później, nudzę. Tylko w krótkich, szybkich tekstach nie ma czasu, żeby się znudzić i pewnie dlatego udaje mi się je skończyć. Może więc powinnam tym razem zrobić coś innego niż zawsze? Na przekór sobie kontynuować? Wierną być?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

29
Thana pisze:Na przekór sobie kontynuować? Wierną być?
Kontynuować. Te okresy nudy są normalne. Trzeba się przez to przebić. Mnie nuda dopada przed zakończeniami, gdy w głowie już wszystko widzę dokładnie i wiem, że jest mała szansa na to, żeby tekst mnie jeszcze czymś zaskoczył, że zostało już tylko żmudne przeklepanie go na ekran. Może jeszcze się trochę nim pobaw, doprowadź do końca w mniej oczywisty sposób?
Leniwiec Literacki
Hikikomori

30
Aj, jak miło, że tu jesteście! :) Dzięki!

Na razie wybrnęłam. Mam gdzieś tam w części trzeciej zaplanowany fragment o nudzie, więc skoro się pojawiła, to poszłam za ciosem i zaczęłam go szkicować. Do tej pory pisałam linearnie, po kolei, żeby wątków nie pogubić. Ale pisanie o emocjach w chwili, kiedy się odczuwa przeciwstawne (w radości pisać o wstręcie, w nudzie - o radości) - to trochę niedorzeczne jest. Spróbuję teraz za emocjami pójść, a nie zgodnie z zaplanowaną strukturą i zobaczymy, czy to pomoże. No i w części trzeciej, tam gdzie nuda, znowu jest zmiana bohatera - może dzięki temu będzie ciekawiej.

Mam nieodparte wrażenie, że jakaś część mnie wciąż kombinuje, jak by tu samej sobie nóżkę podłożyć. Sidła, wnyki i zasadzki. Niedoczekanie.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

31
Ech. Utarg: 2000. Nadal nuda. Dobrze, że jutro też będzie dzień.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Wróć do „Maraton pisarski”