31

Latest post of the previous page:

Jest pisarzem i był kilkanaście lat redaktorem-selekcjonerem pisma Solaris.
http://fr.wikipedia.org/wiki/Yves_Meynard
http://fr.wikipedia.org/wiki/Solaris_(magazine)
Raczej jest autorytetem, właśnie w tej dziedzinie. Na bazie doświadczeń napisał ciekawy poradnik dla debiutatów (tłumaczenia można poszukać na Fahreheicie).

Natomiast jeśli chodzi o wiarygodność narratora pierwszoosobowego (kwestia podnoszona przez wielu), to bohaterowie nie potwierdzą zdania narratora, bo to przecież ON opowiada co oni powiedzieli, nie?
I tak samo jest ze zmiana punktu widzenia, cokolwiek nie przeczytamy, czy dialogi, czy uwagi wtrącone, czy kwestie ukryte między zdaniami, zawsze będa to sprawy, które relacjonuje narrator I-osobowy (czyli bohater opowieści). I zawsze będzie to jego punkt widzenia, albo jego próba spojrzenia oczami kogoś innego.

Jedyna możliwość to ta, gdy tekst jest tak skonstruowany, że z założenia zmienia się w nim perspektywa narracyjna. Gdy np. rozdziały na przemian pisze bohater w narracji I-osobowej i narrator trzecioosobowy. Albo z innym rodzajem narracji pomieszać.
(polecam "Uwikłanie" Iaina Banksa, świetna książka, świetny przykład dzikiej narracji II-osobowej, pomieszanej własnie z I-osobową).
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

32
Kruger pisze:Natomiast jeśli chodzi o wiarygodność narratora pierwszoosobowego (kwestia podnoszona przez wielu), to bohaterowie nie potwierdzą zdania narratora, bo to przecież ON opowiada co oni powiedzieli, nie?
Właśnie o tym mówiłem, wspominając że kreacja bohatera nienarratora musi być wystarczająco bogata, by czytelnik ją kupił jako wiarygodną i niezależną od narratora.
Np używając charektyrystycznego języka w dialogu (w końcu to mowa niezależna od narratora).
Problem w sumie podobny do kreacji bohaterów w narracji 3-os. Pomimo mniejszej widoczności - to przecież narrator opowiada nam historię a nie jeden z bohaterów! Kwestia wiarygodności pozostaje więc otwarta nawet w przypadku takiego typu narracji.
Czepiam się nieco Maynarda - bo bardzo płytko pisze o pisaniu i odbiorze lietratury. Trochę to dla mnie uproszczone.
http://ryszardrychlicki.art.pl

34
Dlatego czepiam się tylko nieco :)
Perso lubię i czytać i pisać w I-os dlatego jego uwagi działają na mnie jak płachta na byka ;)
No i nie przepadam jak się mówi debiutantom - to jest trudne, więc nawet nie próbuj. Niech próbuje, co mu szkodzi?
http://ryszardrychlicki.art.pl

35
Kruger pisze:Natomiast jeśli chodzi o wiarygodność narratora pierwszoosobowego (kwestia podnoszona przez wielu), to bohaterowie nie potwierdzą zdania narratora, bo to przecież ON opowiada co oni powiedzieli, nie?
to znaczy, że w trzeciej osobie wiarygodność jest wyższa? B*******t.

Jeszcze zależy co będziemy brali za "wiarygodność". Jeśli chodzi o pewne intuicyjne wrażenie "oo, jakoś do mnie przemawia ta powieść, jest taka prawdziwa", to przeciez nie od narratora zależy, tylko całokształtu. Książka może być wiarygodna, kiedy np. opowiada o realistycznych postawach psychologicznych, czy opisuje rzeczy, które sami widzimy (np. jeśli uważamy, że "wszyscy kłamią", to wiarygodna będzie książka, która pokaże nam, że ludzie wokół są zakłamani).

Aczkolwiek i tak nie będzie to wiarygodność w sensie dosłownym, bo wszystko i tak będzie zmyślone, co najwyżej może być umieszczone w realistycznej rzeczywistości... :/ No i nie wiem co ma do tego narrator. Chociaż być może nie pojmuję o jaką "wiarygodność" ma tu chodzić... :/
Yves Meynard pisze:może się zdarzyć, że narrator na końcu umrze i czytelnik będzie się zastanawiał, w jaki sposób on opowiedział swoją historię…
Czytelnik bez wyobraźni chyba.
Raczej jest autorytetem, właśnie w tej dziedzinie.
Może i jest, ale w Kanadzie, a nie u nas, na szczęscie ;)
Yves Meynard pisze:Generalnie przyjmuje się, że narrator jest wiarygodny; jednak nie jest możliwe zagwarantowanie tej wiarygodności, co bywa krępujące w niektórych tekstach sf-f, gdy chodzi o udowodnienie, że to czy tamto jest naprawdę rzeczywistością.
No tak, ale w SF o ile się nie myle, uwiarygodnia się czasem tekst, poprzez wplatanie w tekst różnego rodzaju materiałów "dowodowych", w rodzaju różnych (fikcyjnych rzecz jasna) dokumentów, listów, notek prasowych, zapisów rozmów itp. tak, że ma się wrażenie, że to prawda, mimo, że narrator może być pierwszoosobowy.
Yves Meynard pisze:Jeśli ktoś opowiada swoją historię, nie ma żadnego powodu, by nie przeszedł od razu do istotnych faktów, żadnego powodu, by utrzymywał suspense,
chyba odwrotnie :O to chyba narracja pierwszo-osobowa ma większe skłonności do dygresji, przemyśleń, czy "nie przechodzenia do istotnych faktów".
Ostatnio zmieniony ndz 05 lut 2012, 19:15 przez Loony, łącznie zmieniany 1 raz.
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

36
Pewna sytuacja...
- w narracji pierwszoosobowej byłaby napisana tak:
"Ujrzałem człowieka ubranego w coś, co przypominało kombinezon bojowy - prawdopodobnie był to żołnierz, pomyślałem."
- w narracji w trzeciej osobie, gdzie narrator nie jest wszechwiedzący o, tak:
"Na wprost Preissenberga stał człowiek ubrany w coś, co przypominało kombinezon bojowy, więc prawdopodobnie był to żołnierz."
- w narracji w trzeciej osobie, gdzie narrator jest wszechwiedzący:
"Na wprost Preissenberga stał żołnierz ubrany w kombinezon bojowy."

Czy jasno naświetliłem różnice odnośnie tej sytuacji? Ale chyba poprawnie.

37
pierwsze i trzecie zdanie może być, drugie dziwnie brzmi. Chociaż dalej nie wiem, co to ma wspólnego z rodzajem narracji, bo równie dobrze ktoś mógłby powiedzieć:
"Na wprost mnie stał żołnierz ubrany w kombinezon bojowy." (narr. 1 osobowa)

albo wykorzystując wszechwiedzę narratora w 3 osobie, możnaby wskazywać, że bohater się myli:
"Ujrzał człowieka ubranego w coś, co przypominało kombinezon bojowy. Pomyślał więc, że miał przed sobą żołnierza. Jednak mylił się."

i to chyba byłaby prawdziwa przewaga w tej kwestii (dwa punkty widzenia - bohater + różny od niego narrator), a nie to, jakoby bohater narrator nie mógłby wydawać sądów o otaczającej go rzeczywistości.

;)
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

38
Komentarze w rodzaju "bullshit" uważam za obraźliwe, gdy komentuje się czyjeś zdanie, niezależnie od tego kto ma rację. I jako takie nadaja sie do moderacji.

Szczególnie zabawne jest dla mnie, że komentarz taki pada, gdy komentujący nie podjął nawet próby zrozumienia o co chodzi w komentowanej opinii zaś jedynym argumentem na poparcie takiego komentarza jest wzgardliwe podważenie czyjegoś doświadczenia z takiego powodu, że ten ktoś żyje, tworzy i myśliw Kanadzie a nie w Polsce, przez co jest komentujacemu nieznany.
Czy fakt nieznania wystawia złą laurkę temu autorytetowi? Czy może koemtnującemu? Nie twierdzę, że Meynard musi być autorytetem dla nas tylko dlatego, że napisał pare książek i redagował pismo w Kanadzie. Ale to, że jako ten redaktor obserwował pewne zjawiska, ma doświadczenie i potrafi coś powiedzieć o dobrze i źle skonstruowanej literaturze, warte jest przynajmniej podjęcia wysiłku zrozumienia o co mu chodzi.
Nawiasem mówiąc, kilku znanych mi redaktorów krajowych wcale nie podwazało Meynardowskich wynurzeń.

Przykłady, czy to Twoje, Preissenbergu, czy Twoje, Loony, nie są złe jako tako, ale nijak się mają do kwestii wiarygodności narratora. Postaram się to Wam wyjaśnić.
1. Narrator III osobowy, personalny i wszechwiedzący - jak sama nazwa wskazuje wie wszystko. Nie da się go zmylić bo jego oko sięga wszędzie. Z tego wynika że taki narrator mówi nam co jest.
2. Narrator III osobowy, personalny ale nie wszechwiedzący nie ma tak lekko. W zasadzie można by go porównać do kamery towarzyszącej bytowi czytelnika. Taki narrator tu i teraz pokazuje czytelnikowi to co widać bo tak zechciał autor, a gdy sytuacja się zmieni pokaze nam to samo w odmienny sposób... być może. Ale ten narrator jest ślepa siłą, więc nie kłamie świadomie. Czyli któtko mówiąc, mówi co widać.
3. Narrator pierwszoosobowy jest uczestnikiem wydarzeń, konkretną osobą, bytem, maszyną. Opowiada historię w której uczestniczy, lub z którą w jakiś sposób jest związany. W najgorszym razie historię mająca jakiś wpływ na jego sytuację. Taki narrator (i teraz uwaga, klucz do rozumowania Meynarda) mówi nam to, co chce nam powiedzieć.
Bo narrator I-osobowy, przez związek z wydarzeniami, musi mieć do nich stosunek emocjonalny. I ten stosunek musi zdradzić. Jak mawia House - "wszyscy kłamią". I to jest prawda. To jest powód pierwszy. Drugi, nieco mniej dramatyczny, jest taki, że podobnie jak narrator III osobowy (ale niewszechwiedzący) narrator Iosobowy widzi tylko wycinek rzeczywistości. Interpretuje więc wydarzenia tylko przez pryzmat tego co wie i czuje. Natomiast w przeciwieństwie do narratora III osobowego, wisi na nim fatum osobowości, sumy wiedzy, doświadczeń i emocji, które wpływają na odbiór i dalsze przekazywanie tego co wie.
I dlatego wiarygodność narracji pierwszoosobowej stoi pod znakiem zapytania. Tak, w narracji IIIosobowej wiarygodność jest wyższa, Loony. Przynajmniej z tego powodu, że jako czytelnik mam pewność, że narrator przekazuje mi prawdziwy obraz, taki jaki widać. Zaś intencje narratora zaangażowanego są mi nieznane.

Z tym zagadnieniem wiążą się dwie kwestie, na które zwróciliście uwagę. Primo - śmierć. Bullshitem należałoby nazwać odwołanie tej sprawy do kwestii wyobraxni czytelnika, Loony. To nie jest kwestia wyobraźni, lecz inteligencji. Tej, której odmawia mi autor opisujący historię z punktu widzenia bohatera, który ginie. Proste pytanie, no to kto ją kurna opowiedział? Nie mydl oczu, Loony, że czytelnik powinien sobie to wyobrazić. Nie, to autor ma tak skonstruować tekst, takie dać w nim aluzje, wtręty, zachaczki, żeby wskazywało to na jakieś rozwiązanie dylematu.
Weźmy taką historię. Dziś, tu i teraz opowiada swoją drugowojenna historię Adolf H. Robi to w czasie przeszłym. Dociera do momentu śmierci, opowiada o samobójstwie, umarłem, koniec. I to jest bzdura, bo tej historii zmarły Adolf nie może nam opowiedzieć. Zechcesz podać argument przeciwny? Tak, Adolf może być zombie albo wampirem, mogła nastąpić transmigracja duszy czy umysłu do innego ciała, z zachowaniem pamięci. Jeśli w opowiadaniu Adolf, nawet nie pisząc nam tego wprost, zostawi jakieś tropy sugerujące takie rozwiązania, to OK, tekst jest spójny. Ale jeśli nie, to nadaje się na śmietnik, bo jest niewiarygodny.
Druga rzecz, kwestia suspensu. Narrator bohater zwalnia tok akcji by za chwilę nagłym zwrotem nas zaskoczyć. To ma sens przy narracji ciągłej, w czasie teraźniejszym, ale w czasie przeszłym? Narrator wie co będzie dalej. Po co zwalnia, kreci i kombinuje? Bo ma cel. Znów wracamy do kwestii tego, że narrator nam opowiada to co chce i tak jak chce, z jakiegoś powodu. To nie jest tak, że to zawsze będzie źle, ale tkwi w tym pułapka.

W ogóle mam wrażenie, że się paru wannabe pisarzy najeżyło na selekcjonera Meynarda i na mnie za to przestrzeganie przed narracją pierwszoosobową. Tak ją lubicie, jak rozumiem, więc trza w bębny bić i wici roznosić bo tu jakaś para noobów wasze ukochane dziecko atakuje?
Nie atakuje. Pokazuje dlaczego taka narracja jest trudna i w czym tkwią jej pułapki. Które raz moga wyleźć a innym razem nie, bo fabuła będzie tak obmyślona, ze nie zaistnieją. Ale sam fakt takowej obrony, jabyście na reducie stawali normalnie, pokazuje ile w tych przestrogach jest prawdy. Bo w argumentach (zwłaszcza ostatnich) nijak sie do sedna problemu nie zbliżyliście. A przestrzegać można przecież, czemu nie? Nawet trzeba. Wyobrazam sobie ile takich tłuków spartolonej pierwszoosobowej narracji Meynard widział przez te 10 lat.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

39
Pokazuje dlaczego taka narracja jest trudna i w czym tkwią jej pułapki. Które raz moga wyleźć a innym razem nie, bo fabuła będzie tak obmyślona, ze nie zaistnieją.
Pozornie. Dla dobrego/doświadczonego pisarza narracja pierwszoosobowa jest okazją do zabawy słowem i skrócenia dystansu do czytelnika.

A dla amatora? Zwykle to pokaz grafomanii, pseudofilozoficznych wywodów i festiwal przenośni/metafor/złotych myśli (dodatkowo "zakręconych jak słoik na zimę").
W wydaniu amatorskim narracja pierwszoosobowa tylko czasami bywa dobra - często jest po prostu infantylna i nużąca. Dlaczego? Bo ciężko ją okiełznać - łatwo ulec chwili i pisać głupoty.

Dlaczego więc po nią sięgamy? Bo jest naturalna (pamiętnik!), maskuje braki warsztatowe (subiektywny przekaz) oraz pozwala stosować dość frywolne podejście do zasad pisowni i gramatyki (gawęda autora).
Dla mnie osobiście nie ma znaczenia rodzaj narracji - musi być tylko dobrze wykonany i odpowiednio dobrany do przekazu.

40
O właśnie. Rodzaj narracji to jeden z wielu aspektów pisania, który może sprawiać trudności... początkującym. I do nich skierowany jest poradnik Meynarda, bo przecież nie do doświadczonych pisarzy, prawda?

Ale żebyście nie mieli jakiś wątpliwości względem mojej postawy wobec narracji pierwszoosobowej, bo jakkolwiek podzielam przemyślenia Meynarda, to naprawdę lubię narrację w pierwszej osobie. Lubię w niej pisać. A przecież żem jest amator.
Jak już uda mi się zadebiutować, to moge śmiało obiecać - narrator będzie uczestnikiem wydarzeń, o tak.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

41
Kruger pisze: Tak, w narracji IIIosobowej wiarygodność jest wyższa, Loony. Przynajmniej z tego powodu, że jako czytelnik mam pewność, że narrator przekazuje mi prawdziwy obraz, taki jaki widać. Zaś intencje narratora zaangażowanego są mi nieznane.
Nie wiem czy cały problem tej dyskusji nie wynika z nieuwzględnienia wyższego piętra dzieła literackiego: tzw autora wewnętrznego. Jest on reprezentacją autora fizycznego w dziele literackim, i jego prawidłowe odczytania pozwala czytelnikowi na poznanie drugiego dna opowieści, tego jak ów autor ją ocenia. Autorowi wewnętrznemu odpowiada "czytelnik idealny" do którego ów się zwraca. Często jest to niewidoczne w pobieżnej analizie utworu i niestety - przegapienie tego piętra komunikacji powoduje często złą interpretację całego dzieła.
Przykład z powyższym Hitlerem w narracji I osobowej - masz tutaj odpowiedź - ocena jego opowieści dokonuje się na piętrze wyższym niż narracja. Śmierć narratora niczego nie zmiania, bo nie chodzi w tej hipotetycznej powieści o WIARYGODNOŚĆ istnienia narratora umierającego, lecz o WIARYGODNOŚĆ oceny tego co opowiadał.
Załóżmy że Hitler tłumaczy bardzo przekonująco (w końcu jest też narratorem) dlaczego zrobił to co zrobił. Narracja kończy się na jego zdaniu. Jednak czytelnik idzie dalej - odczytuje intencję autora która może mówić coś zupełnie przeciwnego. Może to zrobić mając wiedzę o komorach gazowych itp.
W takim przypadku zderzenie narracji I os z interpretacją oceny autora powoduje intensywny kontrast, którego nie uzyska się narracją III osobową. Dzieje się tak, ponieważ czytelnik jest dużo bardziej zaangażowany w ocenianie.
http://ryszardrychlicki.art.pl

42
Zgadzam się z przedmówcą i w zasadzie sam chciałem coś takiego napisać

Moim zdaniem Kruger, zapomniałeś w swoim zestawieniu o autorze. Są bohaterowie, jest narrator, ale jest też autor. I autor nie jest wszechwiedzący, może pisać głupoty. Może mylić wątki. Może popełniać błędy merytoryczne. Może pisać stronniczo, np. promując jakiś światopogląd, swoją własną filozofię poprzez swoje pisarstwo. Autor nie jest przezroczysty. Jest żywą osobą.

Dlatego narrator, czy to III-osobowy, czy I-osobowy będzie tylko i wyłącznie tworem autora. A na ile autor jest wiarygodny?
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

43
Ponieważ autor "żywy" jest często trudno dostępny oraz nie zawsze może zdawać sobie sprawę z możliwych interpretacji jego książki - lepiej poszukać w samej powieści odbicia jej autora. Jeśli światopogląd, ocena moralna itp tego wewnętrznego autora są zgodne z zastosowanymi chwytami literackimi, konstrukcją fabuły, kreacją bohaterów - to taki autor jest wiarygodny. Ale tylko w obrębie tej jednej książki.
Wiarygodność w pisaniu to gra z czytelnikiem - a nie rzucanie faktami weryfikowalnymi jak to jest w przypadku prac naukowych. Np powieści Borysa Viana są jak najbardziej wiarygodne pomimo ich surrealizmu. Dlaczego? Ponieważ fabuła jest zgodna z zamierzeniem autorskim - przedstawieniem uczuć, emocji za pomocą stylizacji snu, gry znaczeń itp. Czytelnik musi tę grę zaakceptować, najlepiej już na pierwszej stronie, potem już będzie w niej w pełni uczestniczył.
http://ryszardrychlicki.art.pl

44
Czytelnik musi tę grę zaakceptować, najlepiej już na pierwszej stronie, potem już będzie w niej w pełni uczestniczył.
Ale wiesz, dla niektórych po prostu nie do zaakceptowania są książki, które nie mają logicznego wyjaśnienia.Dlatego takim osobom taka książka się raczej nie będzie podobać. Tylko to nie rzutuje w żaden sposób na to, jakoby książki, które nie są logiczne, miały być jakoś "niższe". Po prostu pewni ludzie wolą realizm i powieści realistyczne, gdzie wszystko jest logicznie wyjaśnione - a niektórzy wolą niedopowiedzenia, czy książki, gdzie nie wszystko musi się logicznie ze sobą łączyć.
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

45
Jasne Loony - i dobrze, że nie wszyscy lubimy te same rzeczy :)
Co do realizmu w powieści - no cóż - czasami jest on większą fikcją niż opis marzenia sennego. W końcu możesz opisać sen dokłądnie tak jak się przyśnił. A pisanie "realistyczne" wymaga od autora wielu sztuczek - jak choćby kontrolowania upływu czasu - raz szybciej, raz wolniej niż w rzeczywistości. Potem pozostaje kwestia narratora III osobowego wszechwiedzącego. Jak uczynić go wszechwiedzącym, jeśli sam autor takim nie jest? Więc trzeba czytelnika trochę oszukiwać, podrzucić mu detale, które sprawią, że WYOBRAZI sobie, że czyta opis rzeczywistości. Tak, czy inaczej, czy to realizm czy surrealizm - odbiór powieści odbywa się w głowie czytelnika. Jedynie on jest więc w stanie zaakceptować lub odrzucić konwencję zaproponowaną przez autora. Dobry autor kupi czytelnika na kilku pierwszych stronach, zły, no cóż - będzie w kółko tłumaczył o co mu chodziło :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

46
Ha!
Nie, nie zapomniałem o autorze ani o jego wiarygodności. Ale co on ma do rzeczy?
Autor sobie moze pisać tak i siak, pisać bzdury, kierować się własnym, ograniczonym światopoglądem i przekonaniami. Jego rzecz.
A Wasz błąd, że go mieszacie z narratorem. Nie mój.

Wiarygodność narratora pierwszoosobowego.
Bohater i zarazem narrator opowiada historię. O tym jak został źle potraktowany przez innego. Jak mu tamten w życiu nabruździł. I o planie oraz realizacji zemsty, znany motyw. Gdzie jest problem z wiarygodnością? A bo ten bohater-narrator nie wspomni, ze to on pierwszy uczynił tamtemu zło, że to co robi teraz to już nie jest sprawiedliwa zemsta, ale zapiekła nienawiść.
Powtarzam jeszcze raz. Narrator pierwszoosobowy mówi czytelnikowi to, co chce powiedzieć. To jest świadoma opowieść, można sobie ustawić za zasłoną milczenia takie kwestie, jak - kim jest słuchacz dla narratora (czyli czytelnik) i jaka to jest relacja. Ale nie zmieni to faktu, że narrator nie opowiada historii ale jej wersję. I dlatego istnieje problem wiarygodności takiego narratora.

Kwestia wewnętrznego autora nijak się ma do tego problemu. Autor sobie może być rozmaity. Wszechwiedzący nigdy nie będzie bo takich ludzi nie ma. Wcześniej czy później zrobi błąd i napisze coś nie do końca prawdziwego. Jeśli to wychwycę, to nie przylepię winy narratorowi tylko autorowi. Ale kwestii tych nie należy mieszać.
Mam wrażenie, że gdy mowa o wiarygodności, wciąz skupiacie się i szukacie dziury w całym w temacie wiarygodności historii, pomysłu. Realizm, twarde s-f itp. Owszem, wszystko się zgadza, jeden czytelnik lubi takie a inny siakie, jeden sięgnię po Lema a drugi po Pratchetta. Ale do prawdomówności narratora nijak się to ma.
smtk69 pisze:Przykład z powyższym Hitlerem w narracji I osobowej - masz tutaj odpowiedź - ocena jego opowieści dokonuje się na piętrze wyższym niż narracja. Śmierć narratora niczego nie zmiania, bo nie chodzi w tej hipotetycznej powieści o WIARYGODNOŚĆ istnienia narratora umierającego, lecz o WIARYGODNOŚĆ oceny tego co opowiadał.
Załóżmy że Hitler tłumaczy bardzo przekonująco (w końcu jest też narratorem) dlaczego zrobił to co zrobił. Narracja kończy się na jego zdaniu. Jednak czytelnik idzie dalej - odczytuje intencję autora która może mówić coś zupełnie przeciwnego. Może to zrobić mając wiedzę o komorach gazowych itp.
W takim przypadku zderzenie narracji I os z interpretacją oceny autora powoduje intensywny kontrast, którego nie uzyska się narracją III osobową. Dzieje się tak, ponieważ czytelnik jest dużo bardziej zaangażowany w ocenianie.
Niezupełnie się zgodzę.
Hitler nie żyje i oczywiste jest, ze takowa historię musi napisac ktoś inny. Nie ma się co kłócić. Ale napisać ją można z sensem albo bez.
Dobrym przykładem jest fikcyjna "Królowa kopca" Endera. Opowiada historię nieżyjącej rasy ustami jej przedstawicieli. Tylko Ender wie, że jedna ktrólowa żyje, więc fakt życia pomijamy. No i ten autor, Ender opisuje historię w jakimś celu. Z jej konstrukcji i treści płynie o co chodzi. Tak naprawdę jest to zmyślony list do ludzkości: byłyśmy takie a takie i żałujemy tego co się stało. Zawarte jest w tym świadome przesłanie. Czytelnik wie, że to autor zwraca się do niego ustami nieżyjących robali.
Jeśli współczesny autor w ten sposób napisze historię Adolfa, w porzadku. Jeśli czytelnik będzie miał poczucie i będzie doskonale wiedział o co chodzi - że to autor chce coś czytelnikowi powiedzieć ustami Adolfa, będzie OK. Bo narratorem tak naprawdę, narratorem ukrytym nie jest Adolf czy Królowa Robali ale autor. I czytelnik o tym wie. Zaś zastosowanie takiej konkretnej narracji jest zabiegiem, trickiem, techniką pisarską.
Ale załóżmy, że przesłania nie ma. Adolf opowiada historię, dajmy na to, swej rozgrywki o władzę. Koleje losu, intrygi, zamachy. Niech i nawet będzie tak, że wyjdzie to jak powieść sensacyjna, wciągająca, wartka. Ale na końcu ten Adolf stwierdza - umarłem. Koniec.
Nie widzicie w tym nielogicznej bzdury? O to chodzi Meynardowi.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”