" Kaurimu - przez krzyż "

1
Po wielu miesiącach przerwy od pisania przedstawiam wam I rozdział mej "powiastki ".

W pewnej pięknej, słowiańskiej wsi mieszkała rodzina Kurtównych. Liczyła ona pięcioro dzieci : Antek, Zuzia, Marcelina, Mateusz i Igor. Dzień zaczynali modlitwą, gdyż uważali, że wszystko co ich otacza jest błogosławione. Zwyczaj mieli też taki, że w dzień przejścia z śmierci do życia, pascha, jak nieliczni razem ze wspólnotą obchodzili od południa do rana, kiedy to na koniec ogłaszali wielką ucztę na cześć Pana, czyli agapę.

Dzień ten jest też wyjątkowy dla dzieci, gdyż zostają ochrzczone. Przywódcą wspólnoty neokatechumenalnej jest osoba świecka Kiko.

Dzieci są wychowywane przyzwoicie, bo w domu panują ostre rygory. Tata za nieposłuszeństwo karze dzieci, a mama jest delikatna jak ptaszek na wietrze, dlatego gdy ojciec kogoś chce ukarać, mama często stawia się za posądzonymi dziećmi, jakby byla małą dziewczynką, która broni swoje przecudowne, najpiękniejsze lalki przed swoim starszym bratem.

Gdy zbliża się niedzielna msza wszystkie pociechy radują się, gdyż nastę puje domowa liturgia, laudesy, która ma na celu pokazać dziecku jak życ według ewangelii. Po długiej konwersacji z dziećmi tato ogłasza, iż jest czas na szczerą modlitwę. Niedziele spędzają często na dworze lub wyjeżdżają do lasu, gdzie chcą wyrwać się z tego zmaterializowanego i pozbawionego wszelkich uczuć, świata. Nie oznacza to jednak, że próbowali uciekać od poszarpanej złem rzeczywistości. Często w ich życiu pojawiał się najbardziej niechciany na świecie smutek, ale i tak Bogu dziękowali z całego serca, jedynie młody Antek poddawał się i nie chciał dźwigać tego brzemienie. Niektórzy uważali że ta postać rodziny jest inna, gdyż miała zupełnie inną ideologię od reszty,gdyż była dyskryminowana co przyczyniło się do ucieczki w swój " świat " i nie myślał, że pewna przygoda zmieni jego spojrzenie na człowieka... Wróćmy do omawiania życia rodziny. Sąsiedzi bynajmniej niewszyscy wyzywali Kurtównych od nienormalnych, a w zasadzie nie mieli argumentów, aby tak stwierdzić. Rodzina wybaczała im i nie rewanżowała się tym samym, gdyż uważała, że każdy człowiek ma swój krzyż, który trzeba nieść, bo jest on im dany przez najwyższego i nie godzi się go odrzucać. Ważną osobowością w rodzinie była babcia Irena i uważała, że człowiek jest zbudowany z miłości i w miłości musi trwać. Jej ulubioną postacią w rodzinie była piękna, jasnowłosa Marcelina. Twarz dziewczynki zdobiły śliczne, niczym zboże w lecie, włosy. Spod grzywki wyłaniały się małe, brązowe oczy. Usta jej były typowo kobiece, lecz nietypowo piękne. Nie była to wysoka osóbka, jak sama przyznaje, że wzrostem nie grzeszy. Nigdy nie obcowała się ze swoją pięknością. Koledzy uważali ją za chodzące bóstwo. Gdy ją widzieli płakali wiedząc, że będzie w przyszłości składać śluby czystości, chociaż była małą, niedorozwiniętą osobą, to i tak uważali, że są to słowa, które wypełnią się w przyszłości.

Tymczasem nastaje niedziel dzień radości i wesela. Ro rodzina czym prędzej wstała, bo wiedzą, że " kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje " i przystąpili do laudesów. Po liturgii wyszli do Kościoła Mądrości Bożej. W czasie gdy wychodzili z kościoła podzszedł do Taty proboszcz ks. Wacław.

- Wojtek !- krzyczał zadychany sługa boży - Czekaj na miłość Boską.

- Szczęść Boże księdzu !

- Tak... Wiesz, że będzie przeprowadzany remont kościoła ?

- Gdzieś o tym czytałem, a czy coś się stało ?

- No niby nie, ale do nas będzie przywieziony krucyfiks z VII w.n.e z parafii w Salzburgu, z Austrii, gdyż uważają, że krzyż ten jest teleportem do jakiejś wyspy według świadków, do Kaurimu. Tak czy inaczej wyląduje on u nas, ale mieszczanie mogą usłyszeć tę bujdę i krucyfiks może zniknąć zrabowany przez złodziei. W plebanii nie ma miejsca, a wy macie dużo miejsca w domu.

- Czyli oznacza to, że krucyfiks ma u nas przetrwać okres remontu koścoła ?Hmm...- westchnąl Wojtek - Jest to bardzo duża odpowiedzialność, ale dla Boga !

- Wiedziałem, że jesteś mądrym mężczyzną i optymistą, więc jutro o godzinie szośtej przed domem dyskretnie krzyż zostanie oddany pod twoją opiekę.

- Dobrze ! Z Bogiem

- Idź w Pokoju !

Po kilku dniach krzyż został przyniesiony do wielkiej sali Sophia, czyli Bożej, gdzie wkrótce miały dziać się rzeczy, o których tylko Bóg wiedział i jedna istota ziemska z... Kaurimu.
wyje za mną ciemny, wielki czas

2
OG (Oh God), nie wiem co mam powiedzieć. Normalnie dech mi zaparło. Widzę, że przerzuciłeś się z fantastyki (Twój "farazon" i reszta opowiadań biły rekordy oglądalności) na religię.



To opowiadanie jest tak bezsensowne i nieskładne, że nie wiem co powiedzieć.

Chociaż wiem, nie zmieniłeś się, ani Ty, ani Twoje pisarskie zdolności.

Wciąż nie mam pojęcia, o co chodzi w Twoich opowiastkach i mam nadzieję nigdy się nie dowiedzieć, by nie postradać zmysłów. (sory za szczerość)

Chciałbym kiedyś Twoje teraźniejsze wyskoki wkleić do "największe żarty forum", oczywiście po uprzednim zaskoczeniu jakimś genialnym tekstem (Twoim ofkors). Lecz czuję, że to marzenie.



Narobiłeś tu tyle błędów językowych, stylistycznych i innych, że brak mi słów. Jeżeli miałbym Ci je wskazać to zacytowałbym całą powiastkę.



P.S. Powiesz wreszcie ile masz lat?

P.P.S. Dzięki za poprawę humoru. :D
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
natomiast ja powiem, że mi się podobało, a poniższe zdanie jest dla mnie przykładem...


Zwyczaj mieli też taki, że w dzień przejścia z śmierci do życia, pascha, jak nieliczni razem ze wspólnotą obchodzili od południa do rana, kiedy to na koniec ogłaszali wielką ucztę na cześć Pana, czyli agapę.


... jak nie należy pisać. Skoro jesteśmy przy tak religijnym temacie zauważe, że każdy człowiek ma jakieś zadanie do spełnienia. Dzięki takim tekstom można się wspaniale uczyć.
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

5
Następnego ranka wstała Zuzia, którą zaciekawił wielki krucyfiks, lecz bała się jak wiewiórka podejść do niego, więc obudziła pozostałych rozrabiaków, którzy dyskretnie weszli do ogromnej sali Sophia. Wszyscy przyglądali się niezwykłej rzeczy, która wywarła na nich wielkie wrażenie, lecz nagle stało się coś bardzo dziwnego, bardzo strasznego, zupełnie

nieprzewidywalnego szczególnie dla osób wiary chrzescijańskiej. Nikt nie wiedział czy to cud, czy to zło, ale to ostatnie wyrzucili spod uwagi, gdzyż wydawało się to dziwne, żeby przez krzyż przemawiało zło. Naprawdę żadna osoba z tego grona nie mogła wiedzieć czym jest to zjawisko.

Najstarszy, a zarazem najmądrzejszy z tego klanu, Mateusz rzekł do Zuzi bardzo odpowiedzialnym tonem.

- Cóżeś robisz ?

- Bracie mój, może jest to wołanie o pomoc - rzekła z zapartym tchem - albo... wejście do jakiejś krainy fantastycznej, jak mawiał Antek ?

- Nie jesteś nim ! W ogóle jakie myśli zaprzątają tobie głowę ?- Mateusz nie doczekał się odpowiedzi ze strony siostry, ale za to pozostałe dzieci odpowiedziały jednogłośnie :

- Tam gdzie ona, tam i my !!!- słowa te wymawiały z niezwykłym podekscytowaniem patrząc na krucyfiks, jakby ta wypowiedź miała odmienić losy ich życia i kto wie czy nie miały racji ? Tak czy owak, nie zważając na rozpretensjonowany wyraz twarzy brata Matiego, która tym spojrzeniem mówiła sama za siebie.

Dzieci dotknęły krzyża i w złotym promieniu, niczym piorun, zniknęły w otchłani niepojętej dla ludzkiego rozumu...
wyje za mną ciemny, wielki czas

6
Hm, wkleiłeś kolejny fragment więc czas na kolejną ocenę. Lecz tym razem podejdę do tego w zupełnie inny sposób.



Nie wiem ile masz lat, ale napewno nie dwanaście tak jak masz w profilu. Twoje zdania są zbyt rozbudowane na ten wiek (wiem bo znam kilku "szczyli" w tym wieku).



Jak się człowiek przyjrzy to zauważy, że Twoje błędy są przemyślane. Poszczególne słowa, zwroty - używasz stylizując się na dziecko, nie bierzesz jednak pod uwagę jednego. Mianowice, że dziecko (bo takim zwrotem określam dwunastolatków), nie siliłoby się na tak długie powiastki. Po kilku stronach traciłoby zainteresowanie tekstem. Dzieci mają rozbudowaną wyobraźnię, ale chyba nie do tego stopnia żeby do swoich opowieści dokładać słowa, których zwykły zjadacz chleba w tym wieku po prostu nie zna. Z pewnością wiesz o czym mówię.

Skończ więc tą farsę, sztukę ku uciesze gawiedzi (tylko gdzie ta gawiedź?) i zacznij pisać sensownie. To się zaczyna robić nudne.



P.S. Nie biorę tutaj pod uwagę dzieci wykraczających poza aktualnie unormowany poziom inteligencji. One mają lepsze zajęcia.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

7
WEbER !

10.03.95r. się urodziłem i o ile umiem liczyć to wychodzi na dwanaście lat. Kazdy człowiek ma prawo do wolności słowa, ale ja mam naprawdę 12 lat
wyje za mną ciemny, wielki czas

8
Po pierwsze, nie lubię jak ktos ukoślawia moją ksywę - pisze się: Weber!

Po drugie, niech Ci będzie. Powiem Ci coś niebywałego - ja też potrafię liczyć.

Po trzecie, nie chce mi się czytać Twoich zlepków, więc tego robić nie będę.

Po czwarte, wolność słowa jest, niektórzy w nią wierzą.


10.03.95r
- jeżeli dobrze widzę to urodziłeś się po mnie dziewięć lat. Ciesz się tą datą, podobnie urodził się Chuck Noriss i Osama Ben Laden, jesteś więc w gronie "dziwnych" ludzi.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

9
Witam po bardzo długiej przerwie w pisaniu na forum, co nie znaczy, że "odciąłem" się od pisania. Oto kolejny fragment Kaurimu, wierzę, iż to co napiszę Wam się spodoba, a jeśli nie... No to cóż pojdę dalej z książką u boku.

Następnego ranka wstała Zuzia, którą niezwykle zaciekwaił krucyfiks, lecz fakt, że była małą i tchórzliwą istotką, niczym wiewiorka, musiała obudzić pozostałych rozrabiaków, które niechętnie wstały , ale w pewnym stopniu też ciekawił ich welki krzyż, który pobudzał tak wyobraźnię, że dzieci nazywały go wręcz mistycznym.

Tak to, gdy przeszli przez " duży" pokój, do welkiej, malowniczej sali dzieci ogarnęło poczucie zachwytu , lecz przyćmiło to uczucie wydarzenie bardzo dziwne, bardzo straszne zupełnie nieprzewidywalne, szczególnie dla osób wiary chrześcijańskiej.Nikt nie wiedział czy to cud, czy to zło, ale to ostatnie dzieci po pewnym czasie zupełnie wyrzuciły z głowy, gdyż zrozumiały, iż przez święty krzyż nie może przemawiać zło. Naprawdę żadna z osób nie mogła wiedzieć co to włąściwie jest...

Najmądrzejszy, zarazem najstarszy z rodzeństwa, przemówił do swej siostry, Zuzi :

- Cóżeś robisz ? Nie słyszysz tego szlochania, tego wołania !

- Bracie wiem co robię ! Zaufaj mi ! Ponure wołanie to wołanie o pomoc , któs kto woła cierpi albo jeszcze co innego wołając nas zaprasza do swej krainy, krainy fantastycznej !

- Jakież myśli zaprzątają tobie głowę ? Czyż nie znasz prawd wiary ? Nie, nie dotykajcie krzyża !

- Dlaczego ? Przecież krzyż jest święty ! - ta wypowiedź przyćmiła rozum Antka, stał nieruchomy, nie odzywał się

- Zuziu- powiedziały dzieci - prowadź nas tam, gdzie ty zmierzasz ! - te słowa zostały wypowiedziane z tak niezwykłą gorliwością jakby dla dzieci miały one wpływ na odmienienie życia i kto wie czy dzieci nie miały racji... Grono tutaj zebrane dotknęło razem krzyża i w złotym promieniu, niczym piorun, zniknęły w otchłani niepojętej dla ludzkiego ruzumu... Gdy Antkowi rozum odświeżył powiew wydostający się z krzyża powiedział :

- Bog mi świadkiem, że zwariowałem - po czym dołączył do złaknionej przygód rodziny Kurtównych.

Wędrowali oni w próżni, jakby w najciemniejszych czeluściach jakiegoś miejsca, mimo to uśmiech i fascynacja pozostawały im na twarzy, jak obraz na ścianie i nic nie zapowiadało, aby on spadł, gdyż znaleźli się oni nagle, w mgnieniu oka, na przepięknym, lazurowym wybrzeżu wyspy, gdzie z każdym krokiem wołanie i bicie w tarabany stawały się coraz głośniejsze. Wkrótce i tam znalazł się Antek. Dzieci niezwykle cieszyły się, lecz tu ku ich zdumieniu podszedł do nich pewien człowiek, który wyglądem przypominał Indianina.

Twarz jego zdobiły różne bardzo dziwne, ciekawe wzory oraz przebity nos mał pałeczką bambusa. Dość długie, kręcone włosy przykrywały jego wielkie, czarne oczy. Był on średniego wzrostu.

- Ja`lla jii caca ja`dziana Kur`towno- powiedziała tajemnicza istota, lecz dzieci mowy tej nie znały. Po pewnym czasie nadbiegli inni podobni do tej osóbki.

- Wy jesteści - z trudem mówił najstarszy z tego grona, które wytrzeszczało swoje czarne oczy widząc dzieci - Kurowny gacie ?

- Dzien dobry - przemówił Antek - my jesteśmy ludźmi nie gaćmi, a jeśli wasza rasa ludzka to gacie, no to współczuję - Indianie i tak nie rozumieli tych słów, gdyż mowę ludzką na wyspie znała tylko jedna istota mieszkająca w głębi lasu, która odegrać może znaczącą rolę w historii wyspy, ale o tym poźnej...

- Praszam chodzi mi o dzeci

- A ! Dzieci to my - odpowiedział z pewną ironią Antek

- łajjsalla Ur - Luk dajes dena Kur`owne dsieci - były to wielkie okrzyki radości z prawdy przepowiedni, oznaczały one mnej, więcej : " A ,więc to prawda Ur - Luk miał rację co do przepowiedni... [/u]
wyje za mną ciemny, wielki czas
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”