Opowiadanie zainspirowane (tylko trochę) tytułem jednej z bitew toczonej na forum. Chyba nikt nie będzie mi miał to za złe.
Przeglądałem pewien ciekawy portal historyczny, w celu zebrania informacji potrzebnych do zadania domowego. Temat zadania: opisz pierwszą wojnę w Zatoce Perskiej. Temat prosty jak cholera i w tym cała jego trudność. Bo niby co mam opisać? Wypisać pododdziały Gwardii Narodowej Saddama, czy może skupić się na grubości pancerza irackich czołgów i obliczyć ich szansy w starciu z Amerykanami? Co ten facet z historii sobie myśli? Mam pisać o wszystkim i o niczym? Postanowiłem, że moje dzieło opierać się będzie tylko na ogólnikach. Tak z pół strony wystarczy. Pełen zapału siadłem przed komputer. Jak dobrze, że wymyślono Internet. Ten wynalazek, z początku przeznaczony tylko dla wojska, teraz ratował życie niejednemu takiemu nieszczęśnikowi jak ja.
Weszłam na wyżej wspomniany portal i po krótkiej chwili szukania odpowiedniego tematu, przystąpiłem do drukowania. Słyszałem jak arkusz papieru wolno przesuwa się we wnętrzu mej wręcz przedpotopowej drukarki.
- Jeszcze chwila i będę miał zadanie. – Zacierałem dłonie. Wtedy mój wzrok spoczął na jakimś małym obrazku z boku. Zbyt małym bym dostrzegł, co na nim jest. Sam nie wiem czemu, ale kliknąłem. Monitor (równie stary jak drukarka) stał się na chwilę całkowicie biały, wręcz oślepiająco jasny, aż pomyślałem, że teraz otworzy się jakiś magiczny portal i zginę marnie w czasoprzestrzeni, albo co najmniej z ekranu wyjdzie Oko Saurona. Ale nic takiego się nie stało. Monitor zbladł i pojawiło się zdjęcie, to samo tylko już znacznie większe. Przedstawiało klęczącą postać spowitą w długie czarne szaty. Tuż nad nią stał żołnierz w mundurze, jak się domyślałem Gwardii Narodowej. Trzymany w rękach automat Kałasznikowa kierował w głowę klęczącego. Lufa była w odległości może jednego centymetra od czoła. Wyobraziłem sobie, jak ten żołnierz ciągnie za spust. Niedość, że kula przeniknie przez głowę biedaka, wyleci po stronie karku razem z kawałkami jego mózgu, to jeszcze rozszalałe gazy wylatujące z lufy, swym ciśnieniem wyrzucą na boki mieszankę krwi i płynu mózgowego. Natychmiast tą wizje porzuciłem.
Podpis pod zdjęciem brzmiał: „Irakijczycy wielokrotnie dokonywali egzekucji na Kurdach, coś tam, coś tam...” Kurdowie? Głupi nie jestem, wiedziałem kim oni są. Najkrócej mówiąc Saddam się na nich uwziął. Przypatrywałem się zdjęciu jeszcze przez moment, dopóki nie zauważyłem, że arkusz papieru już dawno opuścił czeluście drukarki i czekał, aż go ktoś weźmie. Ok. mam zadanie, pomyślałem zadowolony. Nawet nie przeczytawszy jego treści, wrzuciłem wydruk między karki zeszytu do historii. Olać to, koniec roku się zbliża, tróję mam murowaną i nawet najlepiej zrobione zadanie tego nie zmieni.
Spakowałem się mniej więcej trzy razy szybciej, niż drukowało się moje zadanie. Parę książek na krzyż, wrzuciłem to wszystko do mojej „szmaty”, jak określam swoja torbę. Spojrzałem na zegar. Dwudziesta trzecia. Jutro mam lekcje na siódmą zero zero, lepiej już się położę. Podczas wizyty w łazience dręczyła mnie pewna rzecz, a raczej osoba. Moja nauczycielka z chemii. Uwzięła się na mnie. Trudno się dziwić, ja pierwszy zacząłem. Nie szczędziłem w jej kierunku złośliwych uwag (oczywiście z umiarem), dziwnych aluzji, gdy z nią mówiłem nie ukrywałem w głosie tonu niechęci. W sumie chętnie bym ją zobaczył, jak jakiś Irakijczyk chce jej rozwalić łeb.
Już w piżamie, skierowałem swoje kroki w kierunku wyłącznika światła. Czeka na mnie cieplutkie łóżeczko. I wtedy postanowiłem zrobić rzecz, o którą mało kto by mnie posądził. Zamiast pójść spać, będę czytał książkę. Już od kilku dni zagłębiam się w lekturze „Milczenia owiec” Harrisa, ale nie mogę przebrnąć przez połowę. Najwyższy czas to zrobić! Tego wieczoru czytało mi się zaskakująco łatwo. Przerzucałem kartkę za kartką. Ciekawa postać z tego Hannibala Lectera. Niby morderca, ale nie sposób nie czuć do niego sympatii. Kto powiedział, że psychopaci muszą być obleśni i przerażający? W końcu poczułem się zmęczony. Czas spać. Odłożyłem książkę i poszedłem zgasić światło. Odblaskowe wskazówki zegara w ciemności wskazywały wpół do pierwszej. Lepiej zasnę od razu, żeby rano nie mieć problemów ze wstaniem. Zamknąłem powieki i wtedy usiadł przy mnie Sen, brat śmierci.
Wiedziałem, że to sen. Wszystko tak jak na filmach. Nagłe przebudzenie z nieświadomości. Ale nie byłem na jawie. Raczej w swojej głowie. Otaczała mnie ciemność, nie było pode mną żadnego podłoża. Nade mną nic w co mógłbym uderzyć głową, po bokach nic do oparcia. Byłem zawieszony w niematerialnej przestrzeni. Wiedziałem, że teraz ktoś powinien się pojawić. Zawsze tak jest i tym razem też tak się stało. Postać, czarna, ale jaśniejsza od całego otoczenia, sunęła w moją stronę. Nie widziałem twarzy.
- Czyżby zmarły dziadek chciał mi coś przekazać? – powiedziałem, by dodać sobie otuchy. Nie wiem czemu się bałem, w końcu to tylko sen.
Postać stawała się coraz większa, bardziej wyrazista. W pewnym momencie serce utkwiło mi w gardle. W tej właśnie chwili rozpoznałem osobę stojącą naprzeciwko mnie. Bynajmniej nie był to zmarły przed dwoma laty dziadek.
Ciało miał skrępowane czymś jakby kaftanem, jego ramiona szczelnie przylegały do tułowia. Za nim z ciemności wyrastał słup, który zdawał się zrosnąć z kręgosłupem i uniemożliwiał schylanie się ciała. Twarz otoczona była maską, znad której wystawały tylko bujne siwe włosy i wysokie czoło. Przed oczami miałem tekst książki mówiący, że w takie wdzianko wkładano doktora Lectera podczas sprzątania jego celi. Maska zdawała się być najbardziej przerażającym elementem jego ubioru. Potwór staje się najokropniejszy, gdy pozbawi się go twarzy.
- Pan Hannibal Lecter? – idiotyczne pytanie.
Nic nie odpowiedział. Zastanowiłem się czy on przez tą maskę może mówić. Zza maski wpatrywały się we mnie małe lśniące oczy.
Nagle coś rozjaśniło ciemność. Po prawej stronie Lectera, nieco za nim pojawiła się plama kolorów. Barwy formowały się powoli, aż przybrały kształty. Wyglądało to jak hologram, obraz wyświetlany w nicości. Znałem ten widok. Irakijczyk, kałach, ostatnie sekundy życia Kurda.
Wciąż nie rozumiałem sensu tego snu. Hannibal Lecter staje przede mną, pokazuje jakieś zdjęcie i co z tego wynika?
- Pomyśl. – Wreszcie się odezwał. Jego głos był trudny do określenia, Ani męski, ani kobiecy, po prostu głos. – Kim chciałbyś być? Tym, który zginie czy tym, który ciągnie za spust?
Gdyby pode mną była ziemia, chyba by mnie do niej wbiło. Przez chwilę nie zrozumiałem sensu pytania.
- No, odpowiedz. Zgodnie z prawdą.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Czułem, że w tym śnie z jakiegoś powodu nie będę mógł skłamać. Zresztą bałem się, że jak wybiorę pierwszą opcję to stanie się coś złego.
- A widzisz? – podjął za mnie Lecter. – Każdy by tak wybrał, nie ma bohaterów.
- Nie można przecież zabijać. – postanowiłem podjąć z nim dyskusję. – Nie mamy do tego prawa.
Hannibal pokręcił głową na tyle, na ile pozwalały mu więzy.
- Możecie zabijać. Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, ma więc prawo odbierać, a nawet nadawać życie.
Poczułem, że robi mi się słabo. Nigdy nad tym się nie zastanawiałem.
- Kim ty jesteś? Co robisz w moim śnie?
- Ty doskonale wiesz kim jestem. Znasz mnie dobrze.
Wtedy mnie olśniło. Myśl przenikająca przez czaszkę lepiej niż promienie rentgena. Nagle zrozumiałem, że nie stoi przede mną Hannibal Lecter. ślina utkwiła mi w gardle, a serce na chwilę stanęło. To niemożliwe, żeby to był on.
- Czemu... – zdołałem wydobyć z krtani dźwięk. – Czemu dręczysz świat... diable?
- Bo jestem nieodłączną częścią świata. Podnieś kamień, a znajdziesz mnie, zajrzyj do dziupli, a ja tam będę. Spójrz w serce, ja tam będę mieszkał.
Spojrzałem na Hannibala alias Szatan i wydał mi się on jakiś taki ludzki. Odważyłem się odezwać.
- Dlaczego Bóg – wskazałem na obraz egzekucji – na to pozwala?
Nie wiedziałem co mi strzeliło do głowy by zadać diabłu takie pytanie. Czułem, że nanie odpowie.
- Bóg nie ma tu nic do gadania.
- Jak to nie ma?
- Bóg stworzył człowieka jako istotę zbyt doskonałą, stracił nad wami władzę.
Spojrzałem na siebie, potem na Diabła.
- Nie wydaje mi się, żebym był doskonały...
- To jest właśnie wasza jedyna wada. Uważacie siebie za słabych, czujecie respekt przed Bogiem, przeraża was wasza rzekoma niemoc. Tymczasem, jeśli tylko zechcecie, nie będzie dla was żadnych ograniczeń, nawet Bóg was nie ogranicza.
Słowa demona jakoś mnie nie przekonywały.
- Masz marzenia?
Zdziwiło mnie to pytanie.
- Tak, mam.
- Nigdy ich nie zrealizujesz.
Po Diable mogłem się spodziewać takiej odpowiedzi.
- Wiesz dlaczego? Bo żyjesz jak roślina, z tego, co przyniesie dzień. Nie trudzisz się by coś zdziałać, bo zakładasz, że ci się nie uda. Bo jesteś tylko człowiekiem. Ile razy tak mówiłeś?
Codziennie, pomyślałem.
- Jesteś aż człowiekiem, bycie istotą ludzką zobowiązuje do wielkich czynów. Zresztą – westchnął – czego ja próbuję cię nauczyć. Tobie wpajają zakazane wartości już od dzieciństwa.
- Zakazane wartości?
- Te wszystkie wasze szkolne lektury... – skrzywił twarz w wyrazie obrzydzenia. – Asceza, cierpienie, wydmuchane wartości, życie jako droga do wiecznego szczęścia. Skąd wiesz, że w niebie jest lepiej? Szkoła to propaganda, lepszej nawet Stalin by nie wymyślił.
- Bóg nie dopuściłby do sytuacji, w której ludzie mieliby by być nieświadomi swej wolności. Próbowałem bronić tego, co uczono mnie w domu i szkole.
- A co on może zrobić? Bóg nie posiada żadnych przymiotów, których nie posiadałby człowiek. Obraz i podobieństwo. Coś ci pokażę.
Diabeł rozmawiał ze mną tak, jakby był starym znajomym chcącym mnie czegoś nauczyć. W obrazie pokazującym egzekucje Kurda coś zaczęło się zmieniać. Kolory przemieszały się ze sobą i mym oczom ukazało się ciało leżące jak szmata, całe pokrwawione, wyglądające jak Chrystus zdjęty z krzyża, tyle że w ubraniu.
- Co mi pokazujesz? – zniesmaczyłem się.
- Ten człowiek został skazany na dożywocie. Uciekł z więzienia. Obława go dopadła. Otoczyła go w piwnicy opuszczonego budynku. Nie miał szans. Jedyne wyjście jakie miał, to wyjść z rękami w górze. Ale on się nie poddał. Miał przy sobie broń. Zwykły pistolet. Wyszedł ze swego schronienia, stanął naprzeciw całym kordonom uzbrojonym w broń maszynową i zaczął strzelać. Policja dosłownie go rozstrzelała. Temu człowiekowi należy się najwyższa cześć. Patrz teraz na to. – Hologram znów się zmienił. Ukazał mi się zarośnięty, brudny człowiek, którego przysypywał śnieg.
- Czy on też nie żyje?
Diabeł skinął głową.
- To narkoman. Umarł z bólu.
- To z bólu można umrzeć?
- Można, to jak z instalacją elektryczną. Jeśli napięcie jest za duże, przepala się. Ten człowiek zapragnął rzucić nałóg. Podjął walkę, walczył z bólem. – Diabeł wstrzymał wywód, widząc, że nie chwytam. – No z głodem walczył! Mógł wziąć narkotyk, przedłużyłby swe życie. Ale on chciał rzucić. I zrobił to za wszelką cenę. Brawa dla niego.
Treść jaka wynikała ze słów Diabła, świadczyła, że nie może być on aż takim wcieleniem zła. Bo czy ten wykreowany przez kulturę szatan odnalazłby coś bohaterskiego w narkomanie, którym zdaje się nawet Bóg pogardza?
- I ostatni obrazek. – Hologram zmieniał się jak w kalejdoskopie. – Patrz na tego dziada.
Zobaczyłem starego mężczyznę, noszącego na twarzy znaki wieloletnich cierpień. Ubrany był w zielony strój, mimo wieku stał prosto jak patyk, dumnie prężył pierś, w jego oczach pojawiły się łzy. Miał na sobie mundur i przypięte do niego odznaki, zdawałoby się niepodważalny dowód męstwa.
- To kombatant. – orzekłem
- Tego człowieka należy mieć w pogardzie. Całe życie poświęcił ojczyźnie, zniewolony przez patriotyzm.
Tym razem Diabeł posunął się za daleko.
- Ten człowiek walczył o wolność mojej ojczyzny!
- Czym jest ojczyzna? Są dwa rodzaje wolności. Ta prawdziwa i ta fałszywa będąca jedynie wymysłem systemów politycznych, by mamić ludzi. Dobro ogółu i jego wolność to wartości zakazane, rodzące jedynie konflikty. Człowiek w niewoli może być bardziej wolny od jeźdźca galopującego przez stepy, jeśli tylko zechce.
- Nie bardzo rozumiem...
- Tak myślałem. Zadam ci jeszcze jedno pytanie. Jaka jest twoja religijność?
- Wierzę w Boga. – odpowiedziałem bez namysłu.
Diabeł zaśmiał się głośno. Jego śmiech był nieprzyjemny, drażnił uszy i umysł.
- Wierzyć w Boga, to i ja wierzę. – śmiał się nadal i począł odchodzić. Tak samo jak przyszedł. Zagłębiał się w ciemności. Jego śmiech stawał się coraz cichszy.
- Zaczekaj! Powiedz, dlaczego to wszystko powiedziałeś właśnie mi?
- Nieważne, wszystko jest nieważne. – Jego głos brzmiał teraz bardzo łagodnie. Odszedł.
Budzik dzwonił z uporem szaleńca. Wstałem i przetarłem oczy. Spojrzałem na okno. Słońce było już wysoko. W mojej głowie wibrowała jakaś myśl, że coś mi się śniło. Ale za nic nie mogłem sobie przypomnieć co. Wiedziałem, ze coś ważnego w najmniejszym razie ciekawego. Usiadłem na krawędzi łóżka i starałem się zmusić najgłębsze zakamarki pamięci do otwarcia się. Nic sobie nie przypomniałem. Jaki to mógł być sen?
- Wstawaj, spóźnisz się do szkoły! – głos mamy za drzwi.
Nieważne, wszystko jest nieważne.
2
Przyznam, że na początku miałem nadzieję na przeczytanie kolejnego opowiadania o tematyce wojennej w Twoim wykonaniu. Zawiodłem się zagłębiając się w op. i towarzyszyło mi to aż do końca. Niestety nie podobało mi się. Tak jakbyś zapomniał jak pisałeś kiedyś lub odrzucił swój styl, bo tutaj wyraźnie brak mi go było. Po prostu jakoś bez takiego uderzenia jest to opowiadanie.
Pomysł:3
Jakoś słabo wyszło, Miało być chyba bardziej działające na cz.owieka, zmuszające do rozmyślań, a tu kicha. Mimo, że podobało mi się kilka sformułowań.
Styl:3
Jak pisałem wcześniej, słabiutko w tej kwestii.
Schematyczność:3
Szczerze, to nawet ja miałem coś podobnego napisane. Chyba tego tu nie wrzucałem (w sumie dobrze bo mi się nie podoba), więc jednak mało oryginalne.
Błędy:3
Jest ich kilka. Z początku mylisz płci, potem trochę czasy (jeśli dobrze pamiętam). Reszty nie szukałem, gdyż mój pomocnik (word) nie został wgrany (piszę tylko w notatniku).
Ocena ogólna:3
Mimo, że trójczyna to jestem na nie. Wszystko przez to, że wiem na co Cię stać Alan.
Pozdrawiam. I czekam na nastepne op. już w Twoim stylu.
Pomysł:3
Jakoś słabo wyszło, Miało być chyba bardziej działające na cz.owieka, zmuszające do rozmyślań, a tu kicha. Mimo, że podobało mi się kilka sformułowań.
Styl:3
Jak pisałem wcześniej, słabiutko w tej kwestii.
Schematyczność:3
Szczerze, to nawet ja miałem coś podobnego napisane. Chyba tego tu nie wrzucałem (w sumie dobrze bo mi się nie podoba), więc jednak mało oryginalne.
Błędy:3
Jest ich kilka. Z początku mylisz płci, potem trochę czasy (jeśli dobrze pamiętam). Reszty nie szukałem, gdyż mój pomocnik (word) nie został wgrany (piszę tylko w notatniku).
Ocena ogólna:3
Mimo, że trójczyna to jestem na nie. Wszystko przez to, że wiem na co Cię stać Alan.
Pozdrawiam. I czekam na nastepne op. już w Twoim stylu.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
3
Wiesz, czytałem to w nocy, przeczytałem także wypowiedź Webera i popatrzyłem do archiwum na twoje opka i nie sposób się z nim nie zgodzić. To opowiadanie dość mocno odstaje od twoich poprzednich prac.
Oceny takie jak Weber, on Ci juz ładnie wyjaśnił.
Pomysł:3
Styl: 3
Schematyczność: 3
Błedy: -
Tu akurat nie zwracałem uwagi [czytałem w nocy kilka opowiadań].
Ogólnie: 3
Niestety tak jak Weber jestem na nie, mimo to wiem, że potrafisz lepiej.
Także czekam na następne opowiadanie.
Oceny takie jak Weber, on Ci juz ładnie wyjaśnił.
Pomysł:3
Styl: 3
Schematyczność: 3
Błedy: -
Tu akurat nie zwracałem uwagi [czytałem w nocy kilka opowiadań].
Ogólnie: 3
Niestety tak jak Weber jestem na nie, mimo to wiem, że potrafisz lepiej.
Także czekam na następne opowiadanie.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.
Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
4
Pomysł: 3
pomysł... cóż, mało nowatorski, w sumie nic niezwykłego. w przeciwieństwie do kolegów, ten tekst bardziej mi się podobał niż poprzednie - tematycznie oczywiście. Hanibal Lecter jako szatan... jakoś mi to nie pasuje
Styl: 3
jak zauważył weber, miało poruszyć coś w człowieku - nie poruszało. W niektórych miejscach piszesz wręcz "okropnie" tz. zrobił to, potem to, potem tamto. Poza tym w ogóle nie wykreowałeś bohatera.
Schematyczność: 3=
powiedziałabym, że mocno schematyczne,
Błędy: 3
trochę ich było
Ogólnie: 3-
ogólnie to mi się nie podobało. Początek był nudny i myślałam, że się załamie, rozmowa z szatanem całkiem spoko. Ale jakieś to takie nijakie. Miało przemawiać, a nie przemawia, miało "grać" na uczuciach, poruszyć coś w czytelniku, niestety
Jestem na... nie
pomysł... cóż, mało nowatorski, w sumie nic niezwykłego. w przeciwieństwie do kolegów, ten tekst bardziej mi się podobał niż poprzednie - tematycznie oczywiście. Hanibal Lecter jako szatan... jakoś mi to nie pasuje
Styl: 3
jak zauważył weber, miało poruszyć coś w człowieku - nie poruszało. W niektórych miejscach piszesz wręcz "okropnie" tz. zrobił to, potem to, potem tamto. Poza tym w ogóle nie wykreowałeś bohatera.
Schematyczność: 3=
powiedziałabym, że mocno schematyczne,
Błędy: 3
trochę ich było
od historii, albo historykCo ten facet z historii sobie myśli?
ekhm... twój bohater jest kobietą, mężczyzną, czy może jednym i drugim...Weszłam na wyżej wspomniany portal i po krótkiej chwili szukania odpowiedniego tematu, przystąpiłem do drukowania.
Ogólnie: 3-
ogólnie to mi się nie podobało. Początek był nudny i myślałam, że się załamie, rozmowa z szatanem całkiem spoko. Ale jakieś to takie nijakie. Miało przemawiać, a nie przemawia, miało "grać" na uczuciach, poruszyć coś w czytelniku, niestety
Jestem na... nie
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
5
maskra... na początku jest niestey jezyk ze szkolnego wypracowania. Dalej niewiele lepiej
(typowe zjawisko "rozkręcania się"). Bohater typowy, potem zaczyna byc ciekawiej. Tylko diabeł trochę z mało diableski.
Niestety zakonczenie w stylu "i wtedy się obudził" O w mordę... zapomnijcie raz na zawsze o takich pomysłach - bo zabiją was smiechem.
***
moim zdaniem tekst bez szans na publikację.
szczątkowa fabuła
brak jakiegoś elementu zaskoczenia zagadki, haczyka...
może gdyby popracować...
Niestety zakonczenie w stylu "i wtedy się obudził" O w mordę... zapomnijcie raz na zawsze o takich pomysłach - bo zabiją was smiechem.
***
moim zdaniem tekst bez szans na publikację.
szczątkowa fabuła
brak jakiegoś elementu zaskoczenia zagadki, haczyka...
może gdyby popracować...