46

Latest post of the previous page:

A ja na razie odpuszczam. Muszę jeszcze dużo nad sobą popracować. Chcę poczekać, aż sytuacja na rynku poprawi się i żeby była niższa poprzeczka. Może przez te pięć lat doprowadzę mu warsztat na poziom drukowalności. Czas pokaże :)

47
Obawiam się, że niżej ustawiona poprzeczka już była i to se ne vrati. Bo ona skończyła się nadprodukcją kiepskich tytułów, które nie osiągały często poziomu sprzedaży nawet 1000 egz. Zaryzykuję twierdzenie, że wydawnictwa postawią na lepszą promocję mniejszej liczby tytułów, a ucho igielne dla debiutantów będzie duuużo mniejsze niż w czasach prosperity.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

48
Romek Pawlak pisze:Obawiam się, że niżej ustawiona poprzeczka już była i to se ne vrati. Bo ona skończyła się nadprodukcją kiepskich tytułów, które nie osiągały często poziomu sprzedaży nawet 1000 egz. Zaryzykuję twierdzenie, że wydawnictwa postawią na lepszą promocję mniejszej liczby tytułów, a ucho igielne dla debiutantów będzie duuużo mniejsze niż w czasach prosperity.
A później, pewnie e-booki ich zjedzą :D

Mam trochę czasu. Najpierw może spróbuję coś napisać do czasopisma. Może jak będę miała jakiś dorobek będzie łatwiej? Pożyjemy zobaczymy. Wszystko wyjdzie w praniu jak coś w końcu skończę i dopracuję :)

49
W listopadzie wydałam pierwszą powieść. Teraz pracuję nad drugą. I trochę nad trzecią. Z różnych powodów tę drugą będę chciała wydać w zupełnie innym wydawnictwie. I zdaję sobie sprawę, że to będzie prawie tak samo jak zadebiutować. Ale nie zrażam się. W końcu radość pisania rekompensuje wszystko. Zauważyłam, że autorzy po debiucie błyskawicznie wydają drugą książkę, przeważnie u tego samego wydawcy. I to jest chyba dobra strategia. Ale to są autorzy, którzy mieli co najmniej dwie powieści skończone w momencie, gdy startowali do wydawców. Ja skończę pewnie gdzieś tak pod koniec roku, więc przy dużym szczęściu drugą książkę wydam gdzieś tak za dwa lata. Więc z całą pewnością to będzie drugi debiut.

52
generalnie każdy kryzys na rynku w branżę księgarsko wydawniczą uderza z podwójną siłą. Ludzie w pierwszej kolejności zrezygnują z zakupu książki. Potem jest mydło na końcu żarcie.

Nim firmy robiące mydło poczują na dobre kryzys ksiegarni już nie będzie...

Romek ma rację. Jesteśmy w czarnej dziurze i pozostaniemy tu ładne parę lat, niezależnie czy Kaczor powiesi Rudego, czy Rudy Kaczora, nam ta latarnia szybko drogi nie oświetli...

Zresztą ostrzegałem Was by nie jejczeć tylko brać się do roboty. Był lepszy czas by debiutować. Teraz mamy zastój totalny.

To czas aby pisać. Nie czekać bezczynnie tylko jak koniunktura się poprawi...

Zresztą co ja będę po próźnicy tłukł w klawisze - zawsze macie moje rady w )*( wiec i tym razem chyba tak będzie

53
Bez współfinansowania. Pierwsza książka w Replice. "Grzechy Joanny"

[ Dodano: Pon 26 Mar, 2012 ]
Zgadzam się z opinią, że teraz jest czas na pisanie, a nie na wydawanie. Zastój jest. Piszę drugą i trzecią książkę i się nie przejmuję, bo pisanie to fajna sprawa.

55
Andrzej Pilipiuk pisze:generalnie każdy kryzys na rynku w branżę księgarsko wydawniczą uderza z podwójną siłą. Ludzie w pierwszej kolejności zrezygnują z zakupu książki. Potem jest mydło na końcu żarcie.
(...)
Zresztą ostrzegałem Was by nie jejczeć tylko brać się do roboty. Był lepszy czas by debiutować. Teraz mamy zastój totalny.
Odwiedziłem ostatnio Empik (kupowałem grę dla dziecka, nie książkę - na wypadek, gdyby ktoś zarzucał, że ich wspieram ;-).
Przegląd półek potwierdza to, co napisał Andrzej - czas na debiut jest fatalny. Co sprzedają księgarze? Opowieści celebrytów o tym , gdzie byli i co wiedzieli, o tym, co ugotowali i tym podobne bzdury. Z fikcji: serie o wampirach, miłosno-fantastyczne ("Szeptem") itp.
Co gorsza, prawie nie było książek polskich. Żadnego Pilipuka, żadnego Pawlaka ani nawet Sapkowskiego.
Czy rzeczywiście czytamy tylko jakieś "Klątwy Tygrysa"?

56
działam tu od czerwca 2007 (niedługo 5 lat)(laurkę dostanę?)(a może dla uczczenia rocznicy wywalicie paru troli co mi podsrywali?).

O czym to ja... A już wiem.

Od początku piszę Wam te same niekomplikowane rady.
Tzn. od 2007-mego tłumaczę że trzeba za***ać. I tłumaczę jak się pewne rzeczy robi żeby był zrobione.

Gdy zaczynałem za oknem panowała jeszcze szczęśliwa epoka (schyłkowego) Kaczyzmu. Ludzie mieli jeszcze kasę i sporą część wydawali na książki. Wydawcy płynęli na fali wzrostu i wydawali debiutantów.

Na rynku były 3 czasopisma fantastyczne, a efemerycznie próbowano wepchnąć nowe.

Wspaniały czas. Dla Wwas - by zaczynać przygodę.
Dla mnie by odcinać kupony po pierwszej dekadzie pracy piórem.
Było tak dobrze że nawet zmieniłem mieszkanie na ciut większe...

A teraz ręka do góry kto posłuchał rad i zaczął wtedy.
No dobra żartowałem

Albo taki mój tekst "parę groszy" gdzie radziłem jak się dobrać do źródełek honorariów bijących w gazetach. Prosiłem o skan pierwszej zarobionej stówki. Do dziś nikt nie przysłał...

*

Obecnie mamy kryzys jak diabli. Rynek książki po wejściu vatu dupnął o ok 1/3.
Czasopismo do ewentualnego debiutowania pozostało jedno. Plany wydawnicze się tnie. Ryzyko wzrosło więc wydaje się sprawdzonych - sieczkę z zachodu za którą idzie wparcie medialne w postaci filmów i seriali ("zmierzch", "czysta krew" etc.)

Zmieniają się moje rady. Tzn. nie zmieniają się. trzeba nadal pisać bardzo dużo i bardzo dobrze. Szanse na wydanie są dziś mniejsze ale kryzys się skończy. Powiedzmy za 5 lat. Może technologia e-bookow sprawi że mur pęknie szybciej.

Wtedy wyjmiecie z szuflady to co napisaliście. Tylko do Was zależy co tam znajdziecie.

W 1996 debiutowałem.
w 1997 zacząłem szukać wydawcy na zbiór opowiadań.

w 2001 gdy pojawiła się szansa publikacji miałem napisane:

ok 1100-1200 stron opowiadań o Wędrowyczu.
ok 200 stron innych opowiadań.
ok 360 stron pierwotnej wersji "operacji dzień wskrzeszenia" (obecna ma coś ok 450 stron znorm.)
ok. 500 stron Norweskiego Dziennika (dwa pierwsze tomy).

MARNY WYNIK BĘDĄCY EFEKTEM PRACY W REALIACH LAT 90-TYCH GDY SZANSE PUBLIKACJI BYŁY NIKŁE A SZANSE ZAROBIENIA CZEGOŚ PISANIEM - ZEROWE.

Pojawiła się niespodziewana okazja - capnąłem zębami jak Rottweiler.
Pojawi się kiedyś okazja publikacji na zachodzie? Ja jestem gotów.
Nie pojawi się? Nie szkodzie. Ja jestem gotów.

Popatrzcie na siebie w roku 2017-tym. Pęknie bariera. Nagle polskie książki znów zaczną się ukazywać. Znów pojawi się zapotrzebowanie na świeżą krew. BĘDZIECIE GOTOWI?

lepsze jutro było wprawdzie wczoraj ale ono wróci.
raz już przespaliście lepsze jutro. Może Los się zlituje i ześle drugą szansę. nie zmarnujcie jej.
Ostatnio zmieniony pt 06 kwie 2012, 10:22 przez Andrzej Pilipiuk, łącznie zmieniany 1 raz.

57
Andrzej Pilipiuk pisze: Tzn. od 2007-mego tłumaczę że trzeba za***ać. I tłumaczę jak się pewne rzeczy robi żeby był zrobione.
Wszystko pięknie, ze wszystkim się zgadzam (czy ktoś może wprost napisać, że Andrzej nie ma racji?). Tylko z czego zrezygnować w tym czasie, żeby napisać 1000 dobrych (świetnych!) stron? Z pracy? Z rodziny? Ze spania?
Wiadomo, że pisanie pochłania sporo czasu, ale kiedy przez kilka lat piszesz do szuflady czekając na dobre czasy, a przez ten czas jesz korzonki, to możesz mieć chęć wy***enia tych 1000 stron za okno. Jeśli widziałbyś, że pierwsza książka została wydana, to co innego.
Ale chyba wybór jest właśnie taki: pisać i czekać na wydanie albo nie pisać i nie czekać.
Ostatnio zmieniony pt 06 kwie 2012, 10:26 przez raan, łącznie zmieniany 1 raz.

58
Och, Andrzeju, pokolenie młodsze od Ciebie od tych 5-8 lat nie tylko w dziedzinie literatury nie załapało się na Wasze lepsze jutro z początku wieku ;) (ech, być programistą w póznych latach '90... nevermind...) Jakoś sobie mimo to poradzimy.

raan, pozwolisz, że się po prostu pod Twoją uwagą ja też podpiszę? ;)
Nie wiem, jak Ty, ale w moim przypadku to działa tak: jeżeli się zaczyna pisac na serio stosunkowo późno, mając już inne zobowiązania, to cały czas się waży czy warto. I wtedy publikacje pocieszają, ze jednak może warto. No ale właśnie - konkluzja jest taka, jak mówisz. Niech każdy decyduje sam.

Edit: nie jestem pewna, kiedy mianowicie był ten Złoty Wiek dla programistów i dla pewności nieco go cofnęłam w czasie :D Jako okres mityczny pewnie nie ma dat sprecyzowanych :D
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

59
A może zrobić tak: skoro według Andrzeja mamy co najmniej pięć lat, to nie trzeba aż tak bardzo rezygnować ze spania czy z rodziny. Pięć lat to dużo, żeby coś z sensem napisać. Może nie musi być 1000 stron, może być 500 bardzo dobrych. I to też ma sens. Wtedy nie siedzisz cały dzień przed komputerem zapominając o jedzeniu i innych podstawowych czynnościach. Siedzisz np. godzinę, półtorej dziennie, a za pięć lat takiego rytmu masz grube tomiszcze do wydania.
Teraz mamy problem motywacji. Jasne, że nic tak nie motywuje jak perspektywa wydania książki. Sama przez to przechodziłam. Pisałam, nie wiedziałam, czy ktoś to weźmie. I znalazłam sobie inną motywację. Pokazywałam to, co napisałam ludziom, z których zdaniem się liczę. Wiedziałam, że jednak ktoś to przeczyta, ktoś coś powie na ten temat. Nie musiałam zgadzać się z ich opiniami, ale ktoś czytał, ktoś reagował. Fakt, że pierwszych czytelników miałam pięciu, jakoś mnie nie zniechęcił.
To może można w ten sposób?
Albo jeszcze inaczej. Pisać, wysyłać, przyjąć kopniaka w tyłek, otrzepać się, znowu wysyłać, poprawiać to, co się napisało, dostawać w dupę, wysyłać. I tak dalej. Zawsze jest nadzieja, że ktoś weźmie. W końcu wydawnictwa biorą debiuty. Tylko znacznie mniej, niż kiedyś. To dlaczego wreszcie nie mieliby wziąć mojego debiutu? Dopieszczonego, poprawionego pięćset razy?

60
W kontekście tej dyskusji reprezentuję chyba frakcję romantyczną:

wydanie (pierwszej, drugiej, entej) powieści jest problemem wtórnym do f a k t u - a k t u twórczego. Piszę, bo chcę/muszę, niejako bez planu SWOT, bessy czy hossy wydawniczej.
I powtórzę powtarzane - tekst obroni się sam. Pierwszy, drugi, enty.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

61
cranberry pisze:Och, Andrzeju, pokolenie młodsze od Ciebie od tych 5-8 lat nie tylko w dziedzinie literatury nie załapało się na Wasze lepsze jutro z początku wieku ;)
Sorry - ciężko mieli ludzie z moich roczników - bo gdy stawali samodzielnie na nogi rynek wydawniczy to była czarna dziura.

Przebiliśmy się gdy mur runął na pocz. XXI wieku. Wcześnej nie było warunków.
ten okres ok 2002-2005

Ja, Jacek Komuda, Maja Lidia Kossakowska, Anna Brzezińska - jesteśmy niemal równolatkami
Starsi są Ewa Białołęcka, Jarosław Grzędowicz czy Romek Pawlak
ale np. Jakub Ćwiek - rocznik bodaj 1982 - smarkacz 8 lat młodszy ode mnie ;)

Wszyscy albo debiutowali książkami albo mocno rozwinęli żagle w tym samym okresie.

Ergo: prawie jednocześnie wydali pierwsze książki

Grzędowicz 40 lat
Komuda 30
Pilipiuk 28 lat
Ćwiek 21 lat

Kariera Jakuba Ćwieka pokazuje możliwości skoku - kilka zaledwie opowiadań w czasopismach, potem w szybkim tempie wydał kilka książek.
Grzędowicz - znany w środowisku jako redaktor "Fenixa" też świecą do góry...

Rewelacyjna passa osłabła wraz z nadejściem "Epoki cudów II Irlandii" ale do wejścia vatu było jeszcze naprawdę nieźle, a prawdziwy dołek dopiero przed nami.

Dzieci drogie - jeśli ktoś ma dziś 25 lat lub więcej i się nie załapał to znaczy że skiepścił i teraz to jego problem. Tym młodszym ewentualnie można wybaczyć.

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron