maciejslu pisze:Według mnie jeśli książka jest dostępna w księgarniach internetowych (obojętnie - jako "papier" lub jako "ebook"), wtedy najskuteczniejszą formą promocji (czyli taką, która ma najlepszy wskaźnik relacji cena/efekt) jest promocja w necie.
Dlatego właśnie pytam o potencjał Internetu
maciejslu pisze:Chodzi mniej więcej o to, aby osoba trafiająca na informację o "produkcie" (nie zżymajcie się na mnie za te marketingowe wtręty)
Nikt nie ma prawa Cię zżymać za ten termin, bo w promocyjnym obrocie, podczas obróbki całej tej machiny książka właśnie jest produktem jako takim.
maciejslu pisze:Ważne jest jedno - suma poszczególnych, nawet drobnych działań, daje efekt bez porównania większy, niż spektakularna (czytaj; droga) jednorazowa akcja. Książka ma swoją specyfikę jako produkt, więc choć odium nowości pomaga ją sprzedać, to rzadko się ona - jako towar - "przeterminowuje". Więc nie ma sensu rwać włosów z głowy, że w pierwszym dniu premiery nie sprzedaliśmy połowy nakładu (zwłaszcza dotyczy to debiutantów).
Oczywiście się z Tobą zgadzam. Ja tu właściwie nie pytam głównie o jakieś drogie, rozbuchane akcje (tak, wspomniałem o filmikach reklamowych i słuchowiskach, ale takie rzeczy można w miarę możliwości zrobić samemu lub poprosić kogoś dobrej woli), ale właśnie te małe ('składowe'?) czynności, które można wykonać. No a połowa nakładu sprzedana w dniu premiery... kurcze, to chyba ewenement w branży.
maciejslu pisze:Nie chcę nikogo zanudzać, więc zakańczam swoje "marketingowe wywody", ale w jednym zgadzam się z Navajero. Autor (o ile nie jest self-publisherem) powinien skupić się na pisaniu. Wtedy szybciej na rynku ma szansę ukazać się jego druga książka, co także pomoże sprzedaży pierwszej.
Nie wiem, jak inni, którzy tutaj zaglądają, ale mnie na pewno nie zanudzasz - właśnie o taką dyskusję mi chodzi, chociażby bezuczuciowe, teoretyczne wywody kogoś, kto się na tym faktycznie zna (przepraszam za tamtą ironiczną końcówkę, trochę się rozeźliłem, bo ja tu na serio, a temat się od razu zaczął rozłazić w szwach...).
Z
Navajero zgadzam się w jakichś osiemdziesięciu procentach. Poza tym, wspieranie kampanii reklamowej (chociażby w sensie: w porozumieniu i współpracy z wydawcą) nie jest chyba aż tak absorbujące, by człowiek nie zajął się tym, co najważniejsze, czyli pisaniem drugiej, trzeciej i czwartej książki. Tak samo jakieś prostsze działania na własną rękę).
Tak jak pisałem wcześniej, ciekaw jestem również Waszych opinii na temat poradnika, który zalinkowałem
