Latest post of the previous page:
Prostota zawsze jest piękna

Najpierw zarys fabuły. Potem czytanie fragmentów, kilku stron, ale z różnych miejsc książki. Na końcu recenzje.SkySlayer pisze:A co sądzicie o tekstach umieszczanych na odwrotach książek? Co wolicie bardziej, pochwalne wyrywki z recenzji, czy też krótki zarys fabuły?
No jesteśmy podobni pod tym względem, zwłaszcza pod względem tych pierdółek gratisów. Na mnie np. wywarły świetne wrażenie dodatki dorzucone do egzemplarzy recenzenckich książek wysłanych przez Formę (kartonik z życzeniami miłej lektury podpisany przez redaktora serii oraz kilka pocztówek z reklamami innych książek tego wydawnictwa - bardzo fajna sprawa!). Nawet zrobiłem ZDJĘCIE tuż po rozpakowaniu przesyłkiPilif pisze:Z pewnością byłbym zadowolony z jakiejś bezużytecznej pierdołki (kalendarzyka, długopisu), która wiązała by się z dobrą książką. Spokojnie mogę iść na spotkanie autorskie, chętnie czytam ciekawe wywiady i lubię słuchać gadek o nowej książce w radiu. Może nawet "pod wpływem" idę do empiku zobaczyć to cudo - ale dopiero tam, na miejscu podejmuję decyzję o zakupie.
W moim przypadku zupełnie inaczej wygląda kupowanie w tradycyjnej księgarni, a inaczej przez net. Inne rzeczy odgrywają decydującą rolę. Kiedyś kupowałam głównie tradycyjnie i wtedy wyglądało to tak, jak opisujesz Ty i Rubia - istotna była okładka, notka z tyłu, potem parę stron ze środka (zwykle najbardziej reprezentatywne są dla mnie fragmenty na kilkanaście stron przed końcem).Pilif pisze:Warto się zastanowić, kiedy następuje decyzja o zakupie.
Oj tak. Wiem coś niecoś na temat takich bełkotliwych recenzji.Recenzja recenzji nierówna. Lepiej mieć kilka na głównych portalach literackich, ale napisanych przez osoby, które rzeczywiście umieją to robić, niż mnóstwo bełkotu na blogach.
Oczywiście masz rację. Powiem tak: one mogą (chociażby i nieznacznie, ale dobre i to) zwiększyć samą liczbę tych decyzji (po ludzku: dodatkowe pięćdziesiąt osób weźmie książkę pod uwagę, a czy coś - np. jej fragment - ich do kupna nakłoni, to już inna bajka).Thana pisze:Można zarzucić net banerami, licząc na to, że "wszyscy książkę zobaczą", ale one nie mają żadnego wpływu na decyzję o kupnie.
Więc tak. Obserwuję portale kilku wydawnictw i normą jest już linkowanie - chyba każdej - podesłanej chociażby Panu/Pani z działu promocji recenzji (a główny mechanizm jest taki, że link podsyła ktoś, kto wcześniej się przedstawił, podał stronę i poprosił o egzemplarz do recenzji. Kiedyś nie wierzyłem, że to takie proste, dopóki sam tego nie zrobiłem). Tak, część tych blogów (nawet ładnych i zorganizowanych) mimo wszystko ciężko kojarzyć z opiniami wysokich lotów, aczkolwiek te słabe, zgoła "misiujące" i "streszczające" mają moim zdaniem też wartość, a dokładnie taką, że stymulują rynek. Po prostu ludzie, czytelnicy działają i dają przykład. Nich i niektórzy robią to z samolubnej chęci zgarniania darmowych książek, ale swoją cegiełkę (choćby i małą i ukruszoną) dokładają do propagowania czytelnictwa. Dlatego staram się nie negować publicystycznej fuszerki, jeśli już, to recenzenckie nagonki (albo tekst wybitnie lizodupne - jeśli ktoś chwali gniota, to tego już tolerować nie można, to patologia).Thana pisze:Lepiej mieć kilka na głównych portalach literackich, ale napisanych przez osoby, które rzeczywiście umieją to robić, niż mnóstwo bełkotu na blogach.
Nie wiem gdzie widzisz fuszerkę w tej recenzji. To że nie jest pochlebna dla autora nie jest raczej wyznacznikiem. Dodatkowo jest to recenzja zbioru opowiadań i jak każdy zbiór opowiadań (dowolnego autora) zawiera lepsze i gorsze teksty. Autorka tej recenzji subiektywnie (bo każda recenzja taka jest) wskazała, które opowiadania jej się podobały, a które nie i wyjaśniła dlaczego. Tekst nie przemówił do niej i koniec. Atak na autorkę recenzji jest według mojej opinii zbytnio na pokaz po to aby umniejszyć jej argumentacje. Problem, który tu występuje bardziej jest po stronie autorów, którzy nie potrafią znieść krytyki ich dzieła. Krytyczna rozmowa z autorem (lub jego znajomymi, bądź fanami) na temat jego wydanego dzieła praktycznie nie jest możliwa. Dodatkowo wskazanie, że w ataku na recenzenta bierze udział publikujący autor nie podnosi wartości tych argumentów, a jedynie umniejsza wartości danego autora.SkySlayer pisze:TUTAJ macie przykład totalnej fuszerki (usilnego i mało zdecydowanego jechania po autorze) na dość znanym portalu (jeden z oburzonych komentatorów to Jakub Ćwiek).
Widzisz, tak jak recenzja jest subiektywnym tworem, tak samo mój odbiór jest subiektywny i nikt nic na to nie poradzi (Twój również). A ja, tak jak komentujący (pośród których, o ile dobrze pamiętam, nie ma autora zbioru) widzę w niej jedynie sprzeczności (jeśli autor recenzji przyznaje się do tego, że bardzo słabo zna gatunek, to moim zdaniem już można go wykopać w kosmos. Ktoś tu jeszcze niedawno pisał o profesjonalnych recenzentach posiadających wiedzę niezbędną do dyskusji i opiniowania...).Grimzon pisze:Nie wiem gdzie widzisz fuszerkę w tej recenzji.
Niby dlaczego mu umniejsza? Nie napisał tej książki, więc może jej bronić jak każdy inny czytelnikGrimzon pisze:Dodatkowo wskazanie, że w ataku na recenzenta bierze udział publikujący autor nie podnosi wartości tych argumentów, a jedynie umniejsza wartości danego autora.
Jak już wcześniej pisałem są różne recenzje dla różnych odbiorców. Nie tylko znawcy gatunku powinni pisać recenzje dla innych znawców. W przytoczonej recenzji autorka od razu przyznaje że nie zna gatunku i co od razu ją skreślać ? Właśnie, że nie. Jeżeli jesteś fanem horrorów i znasz gatunek na wylot to sobie tę recenzję darujesz bo nie jest adresowana do ciebie. Natomiast jeżeli nie czytałeś tego gatunku (w tym przypadku horroru) i chcesz wiedzieć czy warto zacząć poznawać gatunek od tej pozycji to właśnie recenzja dla ciebie. Co więcej autorka recenzji zwraca na to szczególną uwagę wskazując na porównanie średniego tekstu do prozy Kinga.SkySlayer pisze:jeśli autor recenzji przyznaje się do tego, że bardzo słabo zna gatunek, to moim zdaniem już można go wykopać w kosmos. Ktoś tu jeszcze niedawno pisał o profesjonalnych recenzentach posiadających wiedzę niezbędną do dyskusji i opiniowania...
Autor jest od pisania. Recenzent od recenzowania. Atak na recenzje innego tekstu niż swój nie wynika przecież z charytatywnej chęci podniesienia kompetencji recenzentów tylko najczęściej z jakiegoś "powinowactwa" z autorem lub tekstem recenzowanym.SkySlayer pisze:Niby dlaczego mu umniejsza? Nie napisał tej książki, więc może jej bronić jak każdy inny czytelnikTo jakieś tabu?
No tak, oczekiwała prozy w kingowskim stylu ("Wnioskowałam (...) że czeka mnie droga przez grozę dnia codziennego w kingowskim stylu") mimo, że:Grimzon pisze:Co więcej autorka recenzji zwraca na to szczególną uwagę wskazując na porównanie średniego tekstu do prozy Kinga.
Ciekaw jestem, jak można oczekiwać jakiegoś stylu w ogóle go nie znając. Kobieca intuicja?recenzentka pisze:Przyznaję, żadnej książki Stepehena Kinga nie czytałam
No tu się zgodzę. I ja widzę trzy grupy: osoby w temacie, osoby, które w temacie chcą być oraz ostania grupa, która po prostu łyknie każdą bzdurę (i takich recenzje zdarzają się dość często).Grimzon pisze:Tak jak są książki dla różnych odbiorców tak i recenzje są skierowane do różnych grup.
Bardzo krzywdzące słowaGrimzon pisze:Autor jest od pisania. Recenzent od recenzowania. Atak na recenzje innego tekstu niż swój nie wynika przecież z charytatywnej chęci podniesienia kompetencji recenzentów tylko najczęściej z jakiegoś "powinowactwa" z autorem lub tekstem recenzowanym.
Ciekaw jestem zdania reszty.Grimzon pisze:Nie tylko znawcy gatunku powinni pisać recenzje dla innych znawców"
Ja tam kibicuję tym wszystkim Dukajom, którzy się wyłamująGrimzon pisze:Dlatego, każdy powinien zostać na swoim podwórku.
Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”