106

Latest post of the previous page:

Prostota zawsze jest piękna ;) A tak swoją drogą to idea z wielkim reflektorem była jedną z sensowniejszych :P

107
SkySlayer pisze:A co sądzicie o tekstach umieszczanych na odwrotach książek? Co wolicie bardziej, pochwalne wyrywki z recenzji, czy też krótki zarys fabuły?
Najpierw zarys fabuły. Potem czytanie fragmentów, kilku stron, ale z różnych miejsc książki. Na końcu recenzje.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

108
Warto się zastanowić, kiedy następuje decyzja o zakupie. Czy idziemy do empiku/księgarni/leżaka w przejściu podziemnym z zamiarem kupienia (bo zaatakowała nas wcześniej reklama/recenzja) czy jednak decyzję podejmujemy na miejscu (pod wpływem impulsu, ładnej okładki, notatki wydawniczej czy przekartkowania).

Ja osobiście preferuję tę drugą formę - podobnie jak dziewczyny, chcę przekartkować książkę, dotknąć papieru, musi mi pasować czcionka, zapach farby, pojedyncze zdanie ze środka, coś po prostu musi zaskoczyć.

Nie interesuje mnie zakup wysyłkowy, e-book - tylko papierowe wydanie, które mam w łapach, na miejscu. Nie kupuję dużo, często są to książki używane - więc raczej nie jestem targetem dla reklamy. Nie warto we mnie inwestować.

Z pewnością byłbym zadowolony z jakiejś bezużytecznej pierdołki (kalendarzyka, długopisu), która wiązała by się z dobrą książką. Spokojnie mogę iść na spotkanie autorskie, chętnie czytam ciekawe wywiady i lubię słuchać gadek o nowej książce w radiu. Może nawet "pod wpływem" idę do empiku zobaczyć to cudo - ale dopiero tam, na miejscu podejmuję decyzję o zakupie.
Z drugiej strony, kupiłem książkę znajomego (lipa wydana ze współfinansowaniem), dlatego, że go lubię (autora) - więc taka forma reklamy też działa i ma sens. Nie można jej porównywać do roboty, którą powinno wykonywać wydawnictwo (różnica skali), ale czemu nie próbować.

109
Pilif pisze:Z pewnością byłbym zadowolony z jakiejś bezużytecznej pierdołki (kalendarzyka, długopisu), która wiązała by się z dobrą książką. Spokojnie mogę iść na spotkanie autorskie, chętnie czytam ciekawe wywiady i lubię słuchać gadek o nowej książce w radiu. Może nawet "pod wpływem" idę do empiku zobaczyć to cudo - ale dopiero tam, na miejscu podejmuję decyzję o zakupie.
No jesteśmy podobni pod tym względem, zwłaszcza pod względem tych pierdółek gratisów. Na mnie np. wywarły świetne wrażenie dodatki dorzucone do egzemplarzy recenzenckich książek wysłanych przez Formę (kartonik z życzeniami miłej lektury podpisany przez redaktora serii oraz kilka pocztówek z reklamami innych książek tego wydawnictwa - bardzo fajna sprawa!). Nawet zrobiłem ZDJĘCIE tuż po rozpakowaniu przesyłki ;) Że już nie wspomnę o tym, że prosiłem o jeden tom serii, a w prezencie dostałem jeszcze poprzedni...

110
Pilif pisze:Warto się zastanowić, kiedy następuje decyzja o zakupie.
W moim przypadku zupełnie inaczej wygląda kupowanie w tradycyjnej księgarni, a inaczej przez net. Inne rzeczy odgrywają decydującą rolę. Kiedyś kupowałam głównie tradycyjnie i wtedy wyglądało to tak, jak opisujesz Ty i Rubia - istotna była okładka, notka z tyłu, potem parę stron ze środka (zwykle najbardziej reprezentatywne są dla mnie fragmenty na kilkanaście stron przed końcem).

Teraz kupuję przede wszystkim w księgarniach netowych i tutaj istotne jest coś innego. Na okładkę prawie nie zwracam uwagi, natomiast decydujące stają się fragmenty i recenzje oraz to, co mówi o książce sam autor (czyli np. wywiady). Fragment w tradycyjnej księgarni wybieram sama, kartkując - mogę dać autorowi drugą i trzecią szansę. W necie fragment jest już przez kogoś wybrany i ja zakładam, że on jest najlepszy tzn. że reszta książki jest taka sama lub gorsza. Jeżeli ten fragment będzie wybrany niefortunnie, to książka u mnie polegnie. W księgarni nie mam dostępu do recenzji, w necie mam je na kliknięcie w drugim oknie, więc one nabierają znaczenia.

O recenzjach trochę: panuje przekonanie, że niemal każdy może recenzować. To nie jest prawda. Do recenzji trzeba mieć specyficzny talent, ogromne oczytanie i umiejętność pisania. Recenzja ma mi odpowiedzieć na pytanie: czy to jest książka dla mnie. Amatorskie recenzje często sprowadzają się do streszczenia fabuły i kilku "mi się". To nie daje nic. Recenzent powinien pokazać książkę na tle innych tego autora, tego gatunku. Ocenić strukturę, język. Wydobyć to, co stanowi o wyjątkowości tej właśnie książki. Dobrych recenzentów jest mało. Nie zauważyłam, żeby autorzy czy wydawcy interesowali się tym, kto, personalnie, recenzuje im książkę np. w Qfancie. A powinni, bo to ma znaczenie. Recenzja recenzji nierówna. Lepiej mieć kilka na głównych portalach literackich, ale napisanych przez osoby, które rzeczywiście umieją to robić, niż mnóstwo bełkotu na blogach.

Wywiady - podobnie. Można dzięki wywiadowi sporo zdziałać, można rzecz utopić. Wcześniej podawałam przykład wywiadu dobrego (z Orbitowskim), teraz dla odmiany wywiad zły, z którego (a właściwie z panów ów wywiad przeprowadzających) chichrało się pół Internetu.

http://wyborcza.pl/1,76842,7139927,Nie_ ... &startsz=x

Sapkowski się obronił, bo jest Sapkowskim i obroni się zawsze, ale gdyby trafiło na debiutanta, to tacy "dziennikarze" narobiliby mu więcej szkody niż pożytku. Jest ważne, z kim i o czym rozmawia autor.
Można zarzucić net banerami, licząc na to, że "wszyscy książkę zobaczą", ale one nie mają żadnego wpływu na decyzję o kupnie. Ba, ja ich w ogóle nie zauważam. Robią za kolorowe, nieistotne tło. O realnym zakupie decydują te najbardziej podstawowe rzeczy - fragment tekstu, recenzja, wywiad. Tylko one wszystkie muszą być wysokiej jakości, a z tym, niestety, jest krucho. Skoro nawet Sapkowskiemu posłano takich niedorzecznych dziennikarzy, to co ma powiedzieć debiutant? On (i jego wydawca) musi być sto razy bardziej uważny.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

111
Recenzja recenzji nierówna. Lepiej mieć kilka na głównych portalach literackich, ale napisanych przez osoby, które rzeczywiście umieją to robić, niż mnóstwo bełkotu na blogach.
Oj tak. Wiem coś niecoś na temat takich bełkotliwych recenzji.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

112
Thana pisze:Można zarzucić net banerami, licząc na to, że "wszyscy książkę zobaczą", ale one nie mają żadnego wpływu na decyzję o kupnie.
Oczywiście masz rację. Powiem tak: one mogą (chociażby i nieznacznie, ale dobre i to) zwiększyć samą liczbę tych decyzji (po ludzku: dodatkowe pięćdziesiąt osób weźmie książkę pod uwagę, a czy coś - np. jej fragment - ich do kupna nakłoni, to już inna bajka).
Thana pisze:Lepiej mieć kilka na głównych portalach literackich, ale napisanych przez osoby, które rzeczywiście umieją to robić, niż mnóstwo bełkotu na blogach.
Więc tak. Obserwuję portale kilku wydawnictw i normą jest już linkowanie - chyba każdej - podesłanej chociażby Panu/Pani z działu promocji recenzji (a główny mechanizm jest taki, że link podsyła ktoś, kto wcześniej się przedstawił, podał stronę i poprosił o egzemplarz do recenzji. Kiedyś nie wierzyłem, że to takie proste, dopóki sam tego nie zrobiłem). Tak, część tych blogów (nawet ładnych i zorganizowanych) mimo wszystko ciężko kojarzyć z opiniami wysokich lotów, aczkolwiek te słabe, zgoła "misiujące" i "streszczające" mają moim zdaniem też wartość, a dokładnie taką, że stymulują rynek. Po prostu ludzie, czytelnicy działają i dają przykład. Nich i niektórzy robią to z samolubnej chęci zgarniania darmowych książek, ale swoją cegiełkę (choćby i małą i ukruszoną) dokładają do propagowania czytelnictwa. Dlatego staram się nie negować publicystycznej fuszerki, jeśli już, to recenzenckie nagonki (albo tekst wybitnie lizodupne - jeśli ktoś chwali gniota, to tego już tolerować nie można, to patologia).

TUTAJ macie przykład totalnej fuszerki (usilnego i mało zdecydowanego jechania po autorze) na dość znanym portalu (jeden z oburzonych komentatorów to Jakub Ćwiek).

113
SkySlayer pisze:TUTAJ macie przykład totalnej fuszerki (usilnego i mało zdecydowanego jechania po autorze) na dość znanym portalu (jeden z oburzonych komentatorów to Jakub Ćwiek).
Nie wiem gdzie widzisz fuszerkę w tej recenzji. To że nie jest pochlebna dla autora nie jest raczej wyznacznikiem. Dodatkowo jest to recenzja zbioru opowiadań i jak każdy zbiór opowiadań (dowolnego autora) zawiera lepsze i gorsze teksty. Autorka tej recenzji subiektywnie (bo każda recenzja taka jest) wskazała, które opowiadania jej się podobały, a które nie i wyjaśniła dlaczego. Tekst nie przemówił do niej i koniec. Atak na autorkę recenzji jest według mojej opinii zbytnio na pokaz po to aby umniejszyć jej argumentacje. Problem, który tu występuje bardziej jest po stronie autorów, którzy nie potrafią znieść krytyki ich dzieła. Krytyczna rozmowa z autorem (lub jego znajomymi, bądź fanami) na temat jego wydanego dzieła praktycznie nie jest możliwa. Dodatkowo wskazanie, że w ataku na recenzenta bierze udział publikujący autor nie podnosi wartości tych argumentów, a jedynie umniejsza wartości danego autora.

Podstawą recenzji jest właśnie jej subiektywizm. Mój gust zgadza się z danym recenzentem to mu ufam w ocenie, jeżeli się na tym przejadę to nie będę więcej na niego zwracał uwagi. Recenzje powinny być różne, bo i grupa czytelnicza jest różnorodna. Nie będzie na świecie książki, która spodoba się wszystkim. I może warto się z tym pogodzić zanim wyśle się tekst do jakiegoś wydawnictwa.

Natomiast słynna 4 strona okładki to przeważnie stek wydumanych, pisanych na zamówienie bzdur, które nie mających żadnego odzwierciedlenia w treści utworu. Więcej czynią złego książce niż dobrego.

114
Grimzon pisze:Nie wiem gdzie widzisz fuszerkę w tej recenzji.
Widzisz, tak jak recenzja jest subiektywnym tworem, tak samo mój odbiór jest subiektywny i nikt nic na to nie poradzi (Twój również). A ja, tak jak komentujący (pośród których, o ile dobrze pamiętam, nie ma autora zbioru) widzę w niej jedynie sprzeczności (jeśli autor recenzji przyznaje się do tego, że bardzo słabo zna gatunek, to moim zdaniem już można go wykopać w kosmos. Ktoś tu jeszcze niedawno pisał o profesjonalnych recenzentach posiadających wiedzę niezbędną do dyskusji i opiniowania...).
Grimzon pisze:Dodatkowo wskazanie, że w ataku na recenzenta bierze udział publikujący autor nie podnosi wartości tych argumentów, a jedynie umniejsza wartości danego autora.
Niby dlaczego mu umniejsza? Nie napisał tej książki, więc może jej bronić jak każdy inny czytelnik ;) To jakieś tabu?

115
Moja litania w sprawie promocji:
W imię Kultury, Literatury i Zdrowego Rozsądku
1. Od gęby i pupy Bladaczek tudzież bratania się z parobkiem - ocal mnie, Panie
2. Od marketingowca nieodróżniającego książki od proszku do prania, takoż autora od krowy Milki - zachowaj mnie, Panie
3. Od cycków z botoksu, siekier, tańca z gwiazdami i pudelka - strzeż mnie, Panie
4. Od przejmowania się mikro-otoczeniem zawistników i kretynów - wybaw mnie, Panie
5. Promocję odróżnić od lansu, pochlebców od dobrej krytyki, dumę od pychy, mądrość od mędrkowania - pozwól mi, Panie.
6. (i żebym napisała dobrą książkę, która przekona wydawcę, wystawcę, księgarza i żeby w naszym wspólnym interesie było pozyskanie czytelnika - dałoby radę, Panie?)
Ostatnio zmieniony sob 14 kwie 2012, 15:34 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

116
Podpisuję się wszystkimi czterema łapami :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

118
SkySlayer pisze:jeśli autor recenzji przyznaje się do tego, że bardzo słabo zna gatunek, to moim zdaniem już można go wykopać w kosmos. Ktoś tu jeszcze niedawno pisał o profesjonalnych recenzentach posiadających wiedzę niezbędną do dyskusji i opiniowania...
Jak już wcześniej pisałem są różne recenzje dla różnych odbiorców. Nie tylko znawcy gatunku powinni pisać recenzje dla innych znawców. W przytoczonej recenzji autorka od razu przyznaje że nie zna gatunku i co od razu ją skreślać ? Właśnie, że nie. Jeżeli jesteś fanem horrorów i znasz gatunek na wylot to sobie tę recenzję darujesz bo nie jest adresowana do ciebie. Natomiast jeżeli nie czytałeś tego gatunku (w tym przypadku horroru) i chcesz wiedzieć czy warto zacząć poznawać gatunek od tej pozycji to właśnie recenzja dla ciebie. Co więcej autorka recenzji zwraca na to szczególną uwagę wskazując na porównanie średniego tekstu do prozy Kinga.
W dalszej części recenzji nie odnosi się także do gatunku tylko to konstrukcji postaci i jej subiektywnego odbioru (z której to opinii dowiadujemy się że raczej nie jest to książka dla dziewczyn). I tyle.

Tak jak są książki dla różnych odbiorców tak i recenzje są skierowane do różnych grup.
SkySlayer pisze:Niby dlaczego mu umniejsza? Nie napisał tej książki, więc może jej bronić jak każdy inny czytelnik ;) To jakieś tabu?
Autor jest od pisania. Recenzent od recenzowania. Atak na recenzje innego tekstu niż swój nie wynika przecież z charytatywnej chęci podniesienia kompetencji recenzentów tylko najczęściej z jakiegoś "powinowactwa" z autorem lub tekstem recenzowanym.

Załóżmy, że po tamtej dyskusji recenzentka będzie pisać na temat tekstu takiego "zaangażowanego" autora i napisze niepochlebną opinię to co czytelnicy pomyślą ? że tekst jest zły ? Nie. Tylko, że recenzentka odgrywa się. I mamy małą wojenkę, która nikomu nie służy (lub kończy się w sądzie jak w przypadku recenzji filmu "Kac Wawa").

Dlatego, każdy powinien zostać na swoim podwórku.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

119
Grimzon pisze:Co więcej autorka recenzji zwraca na to szczególną uwagę wskazując na porównanie średniego tekstu do prozy Kinga.
No tak, oczekiwała prozy w kingowskim stylu ("Wnioskowałam (...) że czeka mnie droga przez grozę dnia codziennego w kingowskim stylu") mimo, że:
recenzentka pisze:Przyznaję, żadnej książki Stepehena Kinga nie czytałam
Ciekaw jestem, jak można oczekiwać jakiegoś stylu w ogóle go nie znając. Kobieca intuicja? ;)
Grimzon pisze:Tak jak są książki dla różnych odbiorców tak i recenzje są skierowane do różnych grup.
No tu się zgodzę. I ja widzę trzy grupy: osoby w temacie, osoby, które w temacie chcą być oraz ostania grupa, która po prostu łyknie każdą bzdurę (i takich recenzje zdarzają się dość często).
Grimzon pisze:Autor jest od pisania. Recenzent od recenzowania. Atak na recenzje innego tekstu niż swój nie wynika przecież z charytatywnej chęci podniesienia kompetencji recenzentów tylko najczęściej z jakiegoś "powinowactwa" z autorem lub tekstem recenzowanym.
Bardzo krzywdzące słowa ;) Pogrubienie - skąd możesz to wiedzieć, znasz ludzi na pamięć? Zresztą pisarz tam jest ukryty pod nickiem, kim jest dowiedziałem się zupełnie poza tym portalem...
Grimzon pisze:Nie tylko znawcy gatunku powinni pisać recenzje dla innych znawców"
Ciekaw jestem zdania reszty.

Ja akurat jestem z tych, co uważają, że z szacunku do czytelnika (bez względu na to, czy sam jest znawcą, czy nie) przynajmniej jakieś mocne podstawy powinno się mieć.

[ Dodano: Sob 14 Kwi, 2012 ]
Grimzon pisze:Dlatego, każdy powinien zostać na swoim podwórku.
Ja tam kibicuję tym wszystkim Dukajom, którzy się wyłamują :)

120
ja zrobiłem na początku iny myk - ma tylnej okładce pierwszej książki walnąłem garść ogłoszeń drobnych - kompletnie od czapy...

a znajomym piszę teksty na okładki - ale są 3 warunki.

1) Muszę gościa lubić (biedny Sapkowski - nie ma szans...)
2) Dzieło musi mi się spodobać.
3) Wydawca musi się zgodzić...
Ostatnio zmieniony sob 14 kwie 2012, 22:39 przez Andrzej Pilipiuk, łącznie zmieniany 1 raz.

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”