Witam, piszę od dłuższego czasu, ale niestety jak dotąd nie miałem szansy na regularną publikację moich tekstów. Zapraszam na EDYCJA Bardzo proszę o opinie. A oto jeden z najnowszych tekstów:
„Dzieje niezwyczajne”
"Pragnę malować tak, jakbym fotografował marzenia i sny. Jest to z pozoru realna rzeczywistość, która jednak zawiera ogromną ilość fantastycznych szczegółów. Być może u innych ludzi sen i wyobraźnia działają w odmienny sposób - u mnie zawsze są to obrazy z reguły realistyczne, jeśli idzie o światłocień i perspektywę (…)"
„Maluję to, co przychodzi mi do głowy. Mam takie sny, takie wizje i to przenoszę na płótno. Moim celem nie jest ani straszyć, ani niczego przepowiadać. Malarstwo służy do oglądania(…)”
Twórczością Zdzisława Beksińskiego (1929 – 2005) zauroczyłem się poprzez brata, który zaproponował mi obejrzenie kilku jego obrazów w albumie. Mroczny klimat, przytłaczające motywy, ciemne kolory, a przede wszystkim stanowczo przekazywane przesłanie pochłonęły mnie całkowicie. Z dnia na dzień zauroczenie dziełami Beksińskiego przerodziło się w fascynację i odkrywanie ukrytych w nich znaczeń. Wyszukiwałem kolejnych informacji o autorze, czytałem o tragicznych zdarzeniach z jego życia i ciągle próbowałem lepiej poznawać jego sztukę.
Sztukę, która choć niezwykle popularna, to często bardzo negatywnie oceniana przez krytykę. Zarzucano Beksińskiemu wiele razy, że jego malarstwo jest kiczowate, że maluje dla publiczności. Sam artysta nigdy jednak nie reagował na zdania krytyczne, jak i był powściągliwy wobec swojej popularności i sławy, co potwierdzają jego słowa z wywiadu „Przykra woń dzieci kwiatów” (15 kwietnia 1999 rok, rozmawiał Robert Makowski):
„(…) nie lubię słuchać opinii innych. Obojętnie, jakie by one były - życzliwe czy nie.”
Moim zdaniem jest coś niezwykłego w twórczości Zdzisława Beksińskiego. Jak sam mówił:
„Nie to jest ważne, co się ukazuje, lecz co jest ukryte. Ważne jest to, co ukazuje się naszej duszy, a nie to, co widzą nasze oczy i co możemy nazwać (...)"
Słowa te same w sobie stanowią odautorską propozycję interpretacji. Każdy może rozumieć kolejny brak tytułu w obrazie na swój sposób, Beksiński nie narzuca odbiorcy modelu odpowiedzi na pytanie, co chciał przekazać. Właśnie z tego powodu krytyka tego, co robił wydaje się nie być do końca uzasadnioną.
Prace Beksińskiego poznałem, o czym wspominałem, dość przypadkowo, podczas jednej z wielu pouczających rozmów z bratem. Podobnie zaczęła się moja przygoda z komiksem, z Thorgalem i uwielbienie do muzyki rockowej. To, czego doświadczałem, przyglądając się obrazom Zdzisława Beksińskiego, było jednak innym przeżyciem niż wcześniejsze. Krytycy powiedzieliby teraz zapewne, że apoteozuję postać artysty bez pogłębionej analizy wytworów jego pracy. Cóż można odpowiedzieć?
W obrazach z okresu fantastycznego Beksiński pokazuje wizje z pogranicza jawy i snu, przedstawiając je w klimacie destrukcji, rozważań o śmierci. Dziwne postacie, ich pozbawione wyrazu twarze, ciemne niebo są niejednoznaczne, wymagają głębokiej refleksji, pełni skupienia i dokładnego przyglądania się każdemu szczegółowi. Przykuwa uwagę powracający symbol krzyża: raz widzimy wiszącą na krzyżu, poszarpaną klatkę piersiową, innym razem postać bez twarzy, którą utożsamiać można ze śmiercią, a za którą na drugim planie znajduje się ściana z wyrytym napisem „In hoc signo vinces” (dosł. Pod tym znakiem zwyciężaj), który to napis ujrzeć miał Konstantyn Wielki w czasie zwycięskiego marszu na Rzym. Na tej samej ścianie zauważamy postać, wokół której głowy krążą ptaki, co może przypominać skazańca umierającego obok Jezusa. To wszystko jednak tylko dywagacje.
Otchłań. śmierć. Niesamowite komnaty, które prowadzą do najbardziej niedostępnych miejsc świadomości i podświadomości. Beksiński kreuje malarski alternatywny świat, pełen mrocznych doznań i nadprzyrodzonych niejasności. świat niedokończony, niedopowiedziany, świat, gdzie wszystko, co wydaje się snem, może być rzeczywistością. Wędrujemy w przestworzach pełnych ciemnych barw, złowrogiej atmosfery, smutku, wkraczamy w rejony, które nie sposób zrozumieć. Czasem otwiera się przed nami wzburzone morze nie do poznania, przed którym widzimy nagrobek z białą twarzą. Twarze towarzyszą nam w wędrówce, pojawiają się w różnych sytuacjach, zewsząd obserwują nasze sny, nasze życie. Artysta nie pozwala jednak, by poznać jego zamiar i przesłanie do końca. Daje nam swobodę. Jedno jest pewne, jego obrazy pełne są tajemniczego żalu, smutku i tej niesamowitej niepewności, co potwierdzają słowa samego Beksińskiego:
"Zdaje sobie sprawę z nicości wszelkich naszych poczynań i myśli w stosunku do ogromu wszechświata. I jak tak myślę, staram się przynajmniej znaleźć jakąś pociechę w tym, że to wszystko jest i tak bez znaczenia. Bo już teraz jest tak, jakby mnie w ogóle nie było(…)"
Zburzona i zniszczona powierzchnia ziemi, świat w chaosie. Ciemne, złowrogie obłoki, unoszące się na niebie dziwne, straszne postacie i przedmioty, sytuacje dosłownie niewyobrażalne. Apokalipsa? Tak, to dobre określenie. Wędrówka poprzez wyjałowioną ziemie, która zdaje się być przepełniona złem, alternatywna rzeczywistość, która jak zwierciadło odbija największe błędy ludzkości i człowieka. Zło, cierpienie, krew. Z drugiej strony księżyc, gwiazdy, pełne tajemnic bramy i wejścia do innego wymiaru. Mówił Beksiński:
„Maluje z potrzeby i przyzwyczajenia. Potrzebę odczuwam jedynie w zakresie materializacji tego, co nie materialnie istnieje wewnątrz"
To wszystko jest niezwykle trudne do opisania. To wszystko sprawia, że jesteśmy sami, jak statek wśród niezwykle wysokich, ciemnych fal morskich, które otaczają go z każdej strony. Dlaczego aż tyle u Beksińskiego rozpaczy, dlaczego tyle ciemności i katastrofizmu? Idealną odpowiedzią będą tutaj słowa Jerzego Dudy – Gracza:
"Nad rodziną Zdzisława Beksińskiego wisi dziwne fatum, jego syn Tomasz popełnił samobójstwo, żona Zofia zmarła po długiej chorobie, a jedyny człowiek, który mógł się nazywać jego uczniem, Adrian Kędzia, musiał przestać malować z powodu poważnej wady wzroku.”
Nieszczęście. Odwrotność szczęścia. Czy szczęśliwym może być człowiek, który traci najważniejsze osoby swojego życia? Czy potrafimy wyobrazić sobie siebie samych dowiadujących się o śmierci żony, męża, samobójstwie syna, córki? Czy zastanawiamy się czasem, czym tak naprawdę jest nieszczęście?
Zdzisław Beksiński nie tylko malował. Swoją twórczość artystyczną rozpoczynał przecież od fotografowania. Jego fotografii, podobnie jak obrazów nie da się jednoznacznie zinterpretować. Widzimy na nich twarze różnych osób, których myśli możemy tylko odgadywać. Fotografie Beksińskiego z wczesnego okresu jego działalności są bardzo oryginalne. Bez cienia przesady można stwierdzić, że są znakomite. Począwszy od przedstawiania codziennych sytuacji i różnych postaci, krajobrazów, skończywszy na aktach, Beksiński daje do zrozumienia, że nie liczy się tylko dzieło, ale również nasze indywidualne doznanie.
Interpretacja. Refleksja i pogłębiona analiza. Beksiński zmusza do intelektualnego wysiłku. Każdy może dostrzec w jego dziełach coś innego, coś, co sam uważa za najważniejsze. Zawsze mamy do wyboru kilka możliwości, kilka tajemniczych wejść i wyjść. Czy lepiej podążyć w stronę drzwi, za którymi zauważamy gwiazdy na ciemnym niebie, czy też lepiej jest wybrać wrota, które prowadzą w nieznane miejsce, wskazywane jasnym światłem. A może podążymy za oczyma, które patrzą na nas z nieba? Wybór należy do nas. Otwiera się przed nami możliwość, a z drugiej strony ciągle doświadczamy apokaliptycznej wizji, destrukcji. Zdzisław Beksiński był artystą nietuzinkowym. Cytowany wyżej Jerzy – Duda Gracz powiedział również coś bardzo wymownego:
„Nie wiem ile jeszcze nieszczęść spotka Beksińskiego, ale tak bardzo tragedia pasuje do jego sztuki."
Tragedia rzeczywiście pasowała do sztuki i twórczości Beksińskiego. Tragedia towarzyszyła jego życiu i niestety zakończyła je. Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim własnym domu przez syna swego wieloletniego pracownika. Zabójca siedemnaście razy pchnął nożem. Zrobił to tylko dlatego, że Beksiński odmówił mu pożyczenia pieniędzy. Kilka lat wcześniej artysta mówił:
"Wszyscy mamy problem śmierci przed oczyma. Nie jestem wyjątkiem. Osobiście bardziej boję się umierania niż samej śmierci. Nie jest to lęk przed nicością, ale przed cierpieniem i tego się chyba bardziej obawiam"
Okoliczności śmierci Zdzisława Beksińskiego przypominają tematykę jego dzieł. Cierpienie, oczekiwanie na dokonanie ostatecznego wyboru, na przekroczenie ostatniego progu. Powtarzam, jest coś niesamowitego w jego twórczości. Moim zdaniem Beksiński zasługuje na miano wielkiego twórcy, który swoimi dziełami pokazywał inny świat, często mroczny i koszmarny, ale czasem jest to też świat, w którym tli się iskra nadziei na coś lepszego. Jak sam podkreślał, nie bał się nicości. To tak, jakby wiedział, że istnieją jakieś tajemnicze drzwi, które prowadzą tam, gdzie nikt z żywych nie może dojść.
Na prośbę autora usunąłem link. - Marti
Artykuł "Dzieje niezwyczajne"
1
Ostatnio zmieniony sob 26 wrz 2009, 18:59 przez jolan, łącznie zmieniany 1 raz.