1000 stron autobiografii

1
1000 stron autobiografii
Nieudana lekcja pisania życiorysu


Postanowiłam napisać autobiografię. Dobrą. I po napisaniu 1000 stron, okazało się, że nie potrafię. Zdecydowanie przerastało mnie pisanie autobiografii.
Robię błędy. Przy pisaniu 167 strony już wiedziałam, że robię błędy nawet te kardynalne, szkolne i gramatyczne. Przy 359 stronie zauważyłam, że nie dostrzegam własnych błędów, brnę w nie z uporem i powielam, a nawet zwielokrotniam. Przekroczywszy siedemsetną miałam wątpliwości, czy ogarniam całość, gubiłam się w chaosie zdarzeń, postaci, czasu i miejsc, a więc w zasadniczych elementach struktury świata przedstawionego. Około dziewięćsetnej przestałam rozróżniać prawdę od fikcji literackiej, a pisałam przecież z pamięci swój życiorys.
Przerwałam pisanie na 1000. To znaczy, w lipcu 2011, gdy licznik przekroczył 1000 i oznajmił to szeptem zmęczonego upałem wiatraczka w komputerze, skasowałam wszystko, co było na 1001 i moja autobiografia kończy się dziwnym zdaniem: Natasza opisywała chmu… Nie mogłam dokończyć wyrazu, bo zdanie wtedy przeskakiwało i rozpoczynało 1001 stronę. Mogłam, oczywiście, wrócić na przykład na 752 stronę i wyciąć jakiś zbędny fragment, niepotrzebne dramaturgii zdarzenie, zbyt rozwlekły opis lub miałki dialog. Wycinałam i było można dopowiedzieć, co opisywała Natasza. Potem kontrolowałam rozdział „Pożyczone trzysta tysięcy” (strony 741 – 759) i poprawiałam naruszoną cięciami strukturę opowieści. Okazywało się, że teraz 1000 strona kończyła się: Natasza opi… Coraz boleśniej rozumiałam, że przerastało mnie pisanie autobiografii.
Musiałam jakoś nauczyć się pisać, żeby moje życie nie przepadło.

Na razie początek opowieści brzmi tak (po korektach):
„Pisanie" mojego świata w opowieściach miało charakter pracy literackiej i siłą rzeczy osadziło mnie w tradycji literatury, gdzieś tak między Homerem a harlequinem. Świadomie dość i bez uprzednich doświadczeń, badaj nawet czytelniczych (nie pamiętam bowiem zasadniczo lektury jakiegokolwiek harlequina) bliżej mi do prawej asymptoty – literatury kobiecej, silnie emocjonalnej i wyraźnie sentymentalnej. To pewnie forma przeciwwagi dla szyderstwa, dla błazeńskiej konwencji karnawału tej mojej niepisanej, samokreującej się biografii.
I jeszcze jedno: gdybym urodziła się lepszym pisarzem, wymyśliłabym swój świat lepiej.
To fragment wypowiedzi Od autora z tysiącstronicowej powieści Nataszy Hebart „Świecie nasz… (opowieść z pamięci)”. Albo zatytułuję ją "1000 stron autobiografii". Jeszcze nie wiem.
Słowo wstępne napisałam jednak Ja. Było dłuższe, bo przedtem wyjaśniałam jeszcze:
Skoro jednak moje życie i mój świat miały stawać się jakoś na nowo, bo chciałam je oddać słowom, musiałam mieć narzędzie, dzięki któremu będę nad napisaną rzeczywistością panowała. „Opiszmy świat, jak go doświadczamy: to, co napisane to rzeczywistość, a to, co zostanie nienapisane, to podmiot”, proponował Wittgenstein i idąc tropem jego tezy – potrzebne mi było alternatywne, wyraziste i pojmowalne "ja", „ja”, które nazywa – Autor. Wymyśliłam Autora i dzięki temu mogłam zostać „napisana”, stać się elementem własnej autobiografii.
Kiedy wycięłam uwagę o Wittgensteinie i alternatywnym „ja”, tamto zdanie, które wyjaśniało, co opisała Natasza, zmieściło się wreszcie całe na tysięcznej stronie. Prawdę mówiąc, nie wiem, czemu się uparłam, że ani jednej więcej. Wydaje mi się jednak, że tamto zdanie zamknęło autobiografię Nataszy Hebart. Natasza Hebart opisywała chmury płynące śpiesznie po niebie.
Przeczytałam uważnie całość i nie rozumiałam. To nie była moja autobiografia. Na przykład: w moim życiorysie nie ma tej kropki. Kropka nie była moja, była zmyśleniem.
I wróciłam śpiesznie do rozdziału "Niebo posypane popiołem", byle jak dopisałam opowieść o śmierci Wojtka. Rozpadła się, niestety, jasna i spójna fabuła, nie zwróciłam uwagi na chropowatą, chaotyczną narrację, na powtórzenia i przecinki, oddzielające myśl od myśli.
Teraz strona 1001 autobiografii kończyła się kalekim Natasza opisywała chmu...
Ostatnio zmieniony sob 07 lip 2012, 03:39 przez Natasza, łącznie zmieniany 2 razy.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

2
Ja mam dla odmiany problem z zaklasyfikowaniem tego tekstu. Mam go traktować jak post na forum oczekujący rozpaczliwie odpowiedzi? Nie, chyba nie ma tu pytania. No to może autotematyczny, przynajmniej we fragmentach?
No dobra, pies z nią, klasyfikacją. Może to i lepiej dla tekstu.
To, co ciekawe - sprowadzenie problemu pisania, tych wszystkich jego światów przedstawionych, narratorów itp do problemu fizycznego rozmiaru kartki. Więc czegoś pozatekstowego.
Pojawiło mi się przerażające pytanie w głowie - do jakiego stopnia ta twarda rzeczywistość warunkuje nasze myślenie, wyrażanie idei? Puszczam Vangelisa, zmieniam tło na różowe i zaczynam pisać romans? Nawet gdybym nie chciał i jedynym moim celem było opowiadanie w konwecji hyperSF, wychodzi harlequin. Przerażające.
Możliwe? Może możliwe. Nie wiem.
Stawiasz ciekawe pytania w bardzo chaotyczny sposób. Bo to pewnie też odbicie pozatekstowości...
W sumie nie podobało mi się, ale teraz zaczyna :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

3
Jak dla mnie jest to dobry fragment, który można włączyć do powieści "warsztatowej". Tekst "meta" w stosunku do autobiografii, pokazujący, jak konstytuowało się "ja" opowieści. I szukający granic opowieści - fabularnych i formalnych (1000 stron). Tekst z jednej strony pokazuje sztuczność tego podziału (moim zdaniem widać w nim, że nie ma formy bez treści ani treści bez formy), a z drugiej jakie ciekawe mogą być efekty zabawy "formą", tu w postaci sztucznie narzuconej objętości ("Natasza opisywała chmu..." - piękne). Oprócz przywołanego Wittgensteina kojarzy mi się Gombrowicz ze względu na rolę Ja. A ostatnie zdanie determinowane przez komputer przypomina eksperymenty dadaistów :)
Podoba mi się bogactwo słów i wielość znaczeń.
Myślę jednak, że lektura 1000 stron w podobnej konwencji byłaby trudna ;) Nie że niemożliwa, ale - wymagająca.
Ten "metatekst" jednak intryguje. Mam ochotę na lekturę tekstu, po prostu tekstu ;)

4
Cyfry piszemy słownie.
To dopiero po tej tysięcznej stronie zorientowała się że nie potrafi? Każdy autor by się dał zastrzelić za taką ilość tekstu.
To znaczy, w lipcu 2011, gdy licznik przekroczył 1000 i oznajmił to szeptem zmęczonego upałem wiatraczka w komputerze...
Licznik nie może oznajmiać szeptem wiatraczka. Licznik jest w Wordzie a wiatraczek w komputerze.
„Pisanie" mojego świata w opowieściach miało charakter pracy literackiej i siłą rzeczy osadziło mnie w tradycji literatury, gdzieś tak między Homerem a harlequinem.
Pamiętnik to nie to samo co opowieść. Pisanie opowieści jest formą pracy literacką. Natomiast samo pisanie czegokolwiek nie osadza nikogo w tradycji literatury. W tradycji pisania pamiętników owszem, może.
Świadomie dość i bez uprzednich doświadczeń, (1)badaj nawet czytelniczych (nie pamiętam bowiem zasadniczo lektury jakiegokolwiek harlequina) bliżej mi do prawej asymptoty – literatury kobiecej, silnie emocjonalnej i wyraźnie sentymentalnej. To pewnie forma przeciwwagi dla szyderstwa, dla błazeńskiej konwencji karnawału tej mojej niepisanej, samokreującej się biografii.
(1) Bodaj.
Namieszałaś w tych zdaniach i nie za bardzo wiem co chciałaś przekazać. Co ma wspólnego nieczytanie harlekinów z zaszufladkowaniem swojego pisarstwa do literatury kobiecej? Już nie mówiąc o tym, że harlekin i literatura kobieca to nie jest to samo. Świadomie bliżej mi jest do takiej literatury? A nieświadomie może być inaczej?
Jaka forma przeciwwagi? Przeciwwagi wobec czego? Piszesz, że autobiografii jest bliżej do literatury kobiecej i jednocześnie że autobiografia-literatura kobieca jest przeciwwagą dla szyderstwa w autobiografi? O co w tym chodzi?
Słowo wstępne napisałam jednak Ja.
No pewnie że ty. W końcu to autobiografia.
Skoro jednak moje życie i mój świat miały stawać się jakoś na nowo, bo chciałam je oddać słowom, musiałam mieć narzędzie, dzięki któremu będę nad napisaną rzeczywistością panowała.
Narzędziem tym jest słowo. To słowem stwarzasz/odtwarzasz rzeczywistość.
„Opiszmy świat, jak go doświadczamy: to, co napisane to rzeczywistość, a to, co zostanie nienapisane, to podmiot”, proponował Wittgenstein i idąc tropem jego tezy – potrzebne mi było alternatywne, wyraziste i pojmowalne "ja",(KROPKA) „ja”, które nazywa – Autor.
Rozpadła się, niestety, jasna i spójna fabuła, nie zwróciłam uwagi na chropowatą, chaotyczną narrację, na powtórzenia i przecinki, oddzielające myśl od myśli.
Wpierw piszesz o spójnej fabule, a następnie o chaotycznej narracji. No to jak w końcu było?

Podoba mi się takie metaforyczne przedstawienie życia, gdzie pisanie jest jednocześnie samym życiem. Pomysł niezły. Masz wiele do przekazania, bogate słownictwo, ale jednocześnie jest ono nieokiełznane i przez to często piszesz niezrozumiale. Zawarłaś w opowiadaniu dwa elementy: próbę pisania autobiografii i pytanie: kto pisze ten tekst, kim jest autor. Moim zdaniem, jak na tak króciutki fragment, za dużo. Przez to miniaturka zrobiła się niewyraźna. Przefilozofowane. Sam zapis liczb też raczej powinien być słowny. Ogólnie - podobało mi się średnio.

5
Ebru pisze:Licznik nie może oznajmiać szeptem wiatraczka. Licznik jest w Wordzie a wiatraczek w komputerze.
No... może! Metafora to taka jest. Skrót w obrazowaniu: upał, terkot wiatraczka wydaje się meldować o przegrzaniu, zmęczeniu urządzenia. Taka trochę Przybosiowa metafora.
Ebru pisze:Pamiętnik to nie to samo co opowieść. Pisanie opowieści jest formą pracy literacką. Natomiast samo pisanie czegokolwiek nie osadza nikogo w tradycji literatury. W tradycji pisania pamiętników owszem, może.


Tutaj chyba nie do końca rozumiesz pojęcia, które zostały użyte. Tytułem obrony: tradycja pisania pamiętników jest elementem tradycji literatury (jako takiej)
Ebru pisze:Wpierw piszesz o spójnej fabule, a następnie o chaotycznej narracji. No to jak w końcu było?


Tak jak napisałam, to wyliczenie jest, więc zaczęło szwankować na wszystkich poziomach: fabuły, sposoby przedstawiania (narracji) i języka.

W rozważaniach o literaturze kobiecej i nie - to tez pewien rodzaj metafory. Pewnie musiałabym podjąc decyzje - upraszczać rozszerzając target, czy skazywać się na określony typ odbiorcy.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Przybyłem, przeczytałem... i nadal mi się podoba (bo nie pierwszy raz to czytam) i to nawet bardziej niż wcześniej.

Zastanawiałem się, czy po wielu czytaniach ten tekst nie "wyblaknie" i mi się nie znudzi. Bo dość często tak jest, że dziwne teksty tracą przy którymś tam z kolei czytaniu. A tu okazuje się, że ten akurat nie!
Cały czas odkrywam w nim coś nowego!

Nie będę powtarzał, a jedynie podłączę się pod komentarz smtk69, bo myślę, że idealnie ujął sedno sprawy.

Co do liczb i cyfr - zapis liczbowy jest dopuszczalny, jeśli chodzi o rok, a także przy oznaczeniu kodów, czy zapisie adresów. Ja numery stron taktuje właśnie jako swoisty adres w książce, więc wydaje mi się, że można je tu tak zapisać.
A nawet powiem więcej - trzeba! Dlaczego? Bo tutaj te numery mają znaczenie symboliczne, a dzięki zapisowi liczbowemu jeszcze dodatkowo wyróżniają się na tle tekstu.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

7
Bardzo mi się podobało. Odczytałem to jako niezmiernie zgrabną metaforę życia - chaotycznego, szybkiego, w którym przecież brakuje kropek, a jeśli kropki są, to nie da się ich idealnie rozmieścić w tekście codzienności, tak, żeby ten tekst pozostał spójny, logiczny. Życia, w którym powtórzenia są nagminne i wcale nie muszą być błędem, stylistyczną wpadką. Tekst przewrotnie pokazuje, że literatura nie jest życiem, a życie nie jest literaturą. Oba wymiary mogą się ze sobą stykać, mieszać, ale ostatecznie to jest tym, a tamto tamtym. Autobiografia nigdy nie będzie kalką życia, bo nie da się przekalkować życia; poza tym wyobraźnia – w zamian za pomoc w odtwarzaniu prawdy – domaga się swojego małego procentu w tym wszystkim, czegoś zmyślonego, podkoloryzowanego.

Fragmenty pisane kursywą są dla mnie przekombinowane (czy takie miały być w zamyśle?). Może ja jestem prosty chłopak z Mazowsza, ale zakręciło mi się w głowie, jak zacząłem przebijać się przez te pretensjonalne zdania. ;) To była najsłabsza część miniaturki. Powtórzę pytanie: zamierzone to?

Cały wątek „Natasza opisywała…” jest najlepszy. Bardzo poetyckie, w ten subtelny, magiczny sposób. Do mnie trafiło w samo serduszko.

Opowiadałbym się za pozostawieniem zapisu liczbowego. Naturalniej. Ładniej. Bardziej te strony czuć. :)

Ogółem, super robota!
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

8
Dzięki, Patren...
Tak formuła "przedsłowia" powieściowej autorki Nataszy miała kształt wypowiedzi krytycznoliterackiej, autotematycznej. Pretensjonalność (ja to nazwałam optymistycznie profesjonalność) wymusiła postawa teoretycznoliteracka, z jaka Autorką (bohaterka) podejmuje dyskurs o literaturze jako metajęzyku życia.
Obok zaś równolegle - obok pisania powieści - toczy się opowieść z pamięci(wspomnienie) z jej prawami i zasadami, dalekimi od zasad konstrukcji świata przedsatwionego.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

9
Aż się zalogowałem z wrażenia :) często podczytuję te teksty, ale rzadko je komentuję, a weryfikować nie umiem.

Nataszo, pisz koniecznie ten tekst, ale jako właśnie TAKI tekst. Miej w niewymownym miejscu opinie, targety etc. - masz świetny pomysł na literaturę wysoką. Świetny. To życie bohaterki, to co zwykle jest fabułą, tu powinno być dygresją. Krótka powieść, utrzymana w ryzach, powinna naprawdę wywrzeć wrażenie i przynieść sporo dobroci.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

10
Dzięki, Romku za mobilizację. Działa jak afrodyzjak.
Obawiam się, że wyszła mi długa (a nawet bardzo), a ryzy... no cóż, pewnie na powieść "warsztatową" jestem za cienka. Że zacytuję "bliżej mi do prawej asymptoty", na razie rozliczam się z fabułą.
Prawe asymptoty zresztą są atrakcyjniejsze dla wydawców.
Ale koncepcja filozoficznego autotematyzmu gotuje się we mnie. Może coś wyjdzie, kiedy literacko dorosnę :D
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron