Na trawiastej równinie [ Fantasy ]

1
Witam. Jest to drugie opowiadanie jakie napisałem w życiu.
Zapraszam do lektury.

Na trawiastej równinie

Szkarłatne niebo otuliły deszczowe chmury, pierwsze o tej porze roku. Trawiasta równina okryła się szarością, a cichy szmer wiatru zwiastował nadejście burzy. Pierwsze błyskawice rozdarły sklepienie torując drogę kroplom deszczu które miały pojawić się za chwilę. Lecz tego dnia nie tylko deszcz miał opaść na suche źdźbła trawy.
Starzec, którego długie siwe włosy i stara podniszczona szata falowały na wietrze, wpatrywał się w mężczyznę w kapturze, którego zwykł niegdyś nazywać uczniem. Długie, idealnie wyprofilowane ostrze które dzierżył, drżało w jego starej, zmęczonej dłoni pomimo swej lekkości. Ciało mężczyzny zdawało się cierpieć, wyniszczone duchem czasu. Jednak z uniesioną głową przyglądał się przeciwnikowi, pełen dumy, mając za sprzymierzeńca historię swojego życia. Bowiem opowieści o jego czynach, snuto po całym cesarstwie.
Mustachi, legendarny mistrz miecza.
Jego przeciwnik nabierał jeszcze większej pewności siebie, widząc zniedołężniałe ciało dawnego mentora. Przygotował się do tej walki jak do żadnej innej. Lekka skórzana zbroja idealnie leżała na tunice, a wełniane spodnie nie ograniczały największego atutu - zwinności. Zdjął kaptur odsłaniając kruczoczarne włosy i orli nos. Sięgnął za pas po dwa miecze.
Kazushi, duma Cesarza.
- Powiedz, czy zabicie mnie przysporzy ci chwały ? - zapytał Mustachi.
- Nie dla chwały przybyłem, a w poszukiwaniu godnego przeciwnika.
- Mało ich w sąsiednich cesarstwach ?
- Zapewne wielu, lecz który może równać się twoim umiejętnościom ?
Mistrz nie odpowiedział.
- Spoglądam na ciebie... - kontynuował Kazushi - ... i widzę starca, dla którego czas nie był łaskawy.
- Ach tak - westchnął Mustachi - czy to czas, a może twoje czyny sprawiły, że stałeś się zarozumiały mój drogi chłopcze ?
- Twoja legenda, zostanie dziś obalona. Nadszedł czas, abyś ustąpił starcze.
Mustachi uniósł katanę w górę zaciskając mocniej dłonie. Teraz już nie drżały.
- Oby ci się to udało chłopcze, oby się udało ... - rzekł.
Kazushi ruszył z furią jakiej nie powstydziłoby się najdziksze ze zwierząt. Dwa ostrza zadawały ciosy, a każdy , gdyby doszedł do celu, zapewne okazałby się śmiertelny. Jednak Mustachi uchronił się przed wszystkimi. Nie był to już ten sam człowiek, któremu przed chwilą drżały ręce. Obudził się w nim wojownik, który przez lata miażdżył wrogów na polach bitew. Obronę miał nie do przełamania, a uniki, szybkie i skuteczne, jak u młodego adepta sztuk walki.
Lecz Kazushi nie był głupcem, ślepo zadającym uderzenia. Wyczuł zmianę postawy mężczyzny i odskoczył do tyłu. To właśnie był ten moment, kiedy musiał wkroczyć do umysłu starego mistrza i przewidzieć jego ruchy.
- Nie tego cię uczyłem - rzekł zawiedziony Mustachi gdy przeciwnik zakończył serię chaotycznych ataków.
Kazushi ponownie zaszarżował na starca. Lecz teraz, jego każde uderzenie, każdy krok, podskok, odskok, cios były starannie przemyślane. Na twarzy Mustachiego pojawił się uśmiech zadowolenia, na widok śmiercionośnego tańca młodzieńca. Teraz był pewien, dlaczego chciał, aby to właśnie on został jego następcą. Z wszystkich wojowników jakich wyszkolił, Kazushi posiadał wszystko czego szukał - siłę, umysł i ambicje. Jednakże dzisiejszego dnia, udowodnił, że jego ambicje, sięgnęły zbyt daleko.
Sztylet w lewej dłoni Kazushiego runął na głowę starca niczym błyskawica, ale zablokowany został przez ostrze Mustachiego. Na taki właśnie ruch liczył młodzieniec. Druga broń powędrowała wprost na tors mistrza, z wielką siłą i prędkością. Niemalże już czuł jak wtapia się we wnętrzności Mustachiego. Chwila triumfu , a po niej moment zawahania, dezorientacji. Bowiem dłoń starca zacisnęła się, jak szczęki niedźwiedzia, na prawym nadgarstku młodzieńca. Uścisk był tak silny, że upuścił on rękojeść miecza. Kazushi w gniewie próbował spojrzeć na twarz Mustachiego. Chciał dopatrzyć się tam zadowolenia, pogardy, gdyż tak łatwo dał się rozbroić. Lecz potężny kopniak w brzuch powstrzymał jego zapędy.
Młodzieniec powstał szybko, obawiając się kolejnych ataków. Mustachi jednak nie atakował, a oczekiwał. Dawał wybór, uciec bądź umrzeć.
Kazushi przyjął pozycję do walki. Ani na moment nie pomyślałby o ucieczce. Uniósł miecz i nadszedł długo oczekiwany atak mistrza. Znalazł się przy dawnym uczniu szybko, wręcz niezauważalnie, mimo iż Kazushi nie spuszczał z niego wzroku. Charakterystyczne ułożenie dłoni mężczyzny, wskazało młodzieńcowi, skąd nadejdzie kolejny cios. Zdążył ustawić miecz do obrony nim rozległ się tępy brzęk stali.Ostrza zderzyły się ze sobą, a czas zatrzymał się na chwilę. Oto ostatnie spojrzenie w oczy, nim walka dobiegnie końca i tylko jeden otworzy powieki ponownie. Tą chwilę wiele razy przeżywał Mustachi. Wiele tez razy, przeżywał ją Kazushi. Jednak żaden z tych dwojga nie był tym, który nie otworzył oczu ponownie. Lecz nie tym razem...
Wojownicy, którym udało się przeżyć pojedynki z mistrzem miecza, zgodnie twierdzili jedno. Gdy Mustachi atakował, nie było sposobu, aby powstrzymać jego ostrze. I ileż było w tym racji.
Srebrzysta stal mistrza runęła wściekle, jakby znikąd, przebijając żebro zaskoczonego Kazushiego. Młodzieniec opadł na ziemię, a ciałem targnęły konwulsje.
Nad śmiertelnie rannym wojownikiem stanął starzzecz Starzec z uniesionym mieczem. Z posępną miną spoglądał w stronę Kazushiego.
- Dlaczego pogoń za siłą, zawsze do tego doprowadza ? - zapytał sam siebie Mustachi.
Kazushi czuł, że nie pozostało dużo czasu, lecz pragnął odpowiedzieć.
- Nie siła ... - uśmiechnął się błogo - lecz życie... Jesteśmy wojownikami.... życie jest walką, walka jest naszym życiem .... życie to jest czego poszukujemy ... - powieki opadły i młodzieniec wydał z siebie ostatnie tchnienie.
- Życie ... - szepnął mistrz i odciął głowę młodzieńca. W ten właśnie sposób, okazywał szacunek godnym przeciwnikom.
Na polanę trysnęła krew, którą szybko zmył deszcz jaki lunął po walce.

*******

Spotkali się raz jeszcze, na tej samej trawiastej równinie, wiele lat później. Kazushi leżał wygodnie, przygryzając źdźbło trawy. Mustachi położył się u obok.
- Powiadają, że gdy tu trafiasz, rozpoczynasz wędrówkę, na końcu której zawsze odnajdziesz miejsce do którego byłeś najbardziej przywiązany - rzekł Kazushi.
- Mają więc rację - odrzekł Mustachi.
- Twoja droga dobiegła już końca ? A sądziłem, że jesteś nieśmiertelny - zaśmiał się młodzieniec.
- Zwycięstwa nie oznaczają nieśmiertelności chłopcze. Tej ostatniej walki nie wygra żaden człowiek. Stal i umiejętności nie powstrzymają biegu czasu. Nie da się go uniknąć, bądź rozerwać na strzępy.
- Kto zajął twoje miejsce ?
- Kintaro.
- O tak, mądry z niego chłopak, ale zbyt dużo uwagi poświęca kobietom.
- Mogłeś to być ty.
- Zapewne. Lecz nie dla mnie przywództwo.
- Nie żałujesz swojej decyzji ?
- Nigdy. Umrzeć ze starości, bądź od choroby to jak poddać się w walce. Gdy byliśmy głodni, ty nas karmiłeś, gdy było nam zimno, ogrzałeś. Dałeś nam życie i jedynie ty mogłeś je odebrać.
- Żałuję. Nikt nie powinien składać życia w czyjeś ręce.
- Ale ja nie żałuję. Moje życie i śmierć były takie jakich pragnąłem. Narodziłem się przy twym ostrzu i umarłem od niego.
Ostatnio zmieniony śr 11 lip 2012, 16:21 przez Zulata, łącznie zmieniany 3 razy.

2
zwiastował nadejście burzy. Pierwsze błyskawice rozdarły
Na początku 2 zdania dałbym coś w stylu,,niebawem"
sklepienie(przecinek) torując drogę kroplom deszczu(przecinek) które miały
nazywać uczniem. Długie, idealnie wyprofilowane ostrze które dzierżył
Drugie zdanie wydaje się dotyczyć ucznia, a powinno mistrza.
wyniszczone duchem czasu
Wyniszczone upływem czasu. Nie ma czegoś takiego jak duch czasu.
mając za sprzymierzeńca historię swojego życia. Bowiem opowieści o jego czynach, snuto po całym cesarstwie
Same opowieści nie pomagają w walce, tak samo jak historia.
,,mając za sprzymierzeńca bogatsze doświadczenie życiowe, dzięki któremu opowieści o jego osobie znała każda osoba w Cesarstwie"
nie ograniczały największego atutu - zwinności
,,nie ograniczały swobody ruchów ani zwinności, która była jego największym atutem"
Teraz już nie drżały
Brakuje czegoś uzupełniającego np. ,,(...)drżały. Palce zaciśnięte na rękojeści były nieruchome, jakby zostały zamienione w skałę"
zapewne okazałby się śmiertelny
Po prostu ,,byłby śmiertelny" i już.
uchronił się przed wszystkimi
,,Sparował je wszystkie"- czasem trzeba dodać trudniejsze słowa:P
a uniki, szybkie i skuteczne, jak u młodego adepta sztuk walki
Moim skromnym zdaniem adepci nie są zbyt skuteczni. Może ,,jak u wojownika w sile wieku"?
nie był głupcem, ślepo zadającym uderzenia
gdy przeciwnik zakończył serię chaotycznych ataków
Przeczysz sam sobie.
Druga broń powędrowała wprost na tors mistrza, z wielką siłą i prędkością
,,Druga broń z wielką prędkością i mocą zmierzała ku torsowi mistrza"
Niemalże już czuł jak wtapia się we wnętrzności Mustachiego
To nie on(uczeń) wtapiałby się we wnętrzności. ,,Niemalże czuł jak ostrze wtapia"
Kazushi w gniewie próbował spojrzeć na twarz Mustachiego
To zdanie miałoby sens gdyby w gniewie potrafił wzrokiem zmieniać w kamień- do wywalenia albo gruntownej poprawy.
Lecz potężny kopniak w brzuch
Nie pasuje do stylu w jakim piszesz. ,,Lecz potężne kopnięcie w brzuch"
Młodzieniec opadł na ziemię, a ciałem targnęły konwulsje
,,jego ciałem"
stanął starzzecz Starzec
i młodzieniec wydał z siebie ostatnie tchnienie.
- Życie ... - szepnął mistrz i odciął głowę młodzieńca
Powtórzenia
którą szybko zmył deszcz jaki lunął po walce
A z opisu wynika, że deszcz zaczął padać jeszcze przed walką.
Zdecydowanie zbyt dużo,,który/którego/która"itp.
Starzec, którego długie siwe włosy i stara podniszczona szata falowały na wietrze, wpatrywał się w mężczyznę w kapturze, którego zwykł niegdyś nazywać uczniem. Długie, idealnie wyprofilowane ostrze które dzierżył
Jakoś nie mogłem wczuć się w akcję, nie potrafiłem ,,wejść" do walki i poczuć wysiłku obu mężczyzn. Ale końcówka to duży plus:)

3
Dzięki wielkie za wyłapanie błędów i rady. Zdaję sobie sprawę z tego, że umiejętności władania językiem polskim mam na poziomie przeciętnym, dlatego dobrze, że tu trafiłem.
Chciałbym kiedyś coś wydać, coś co spodobało by się ludziom, lecz do tego potrzeba mi umiejętności, które wiem, że nabędę za pośrednictwem surowej oceny, gdyż szybko uczę się na błędach i staram się je eliminować doszczętnie.

4
Zulata pisze:Szkarłatne niebo otuliły deszczowe chmury, pierwsze o tej porze roku.
Ciężko otulić niebo, które jest przestrzenią.
Te chmury mgły na po nim wędrować, zebrać się, zgromadzić itd.
Zulata pisze: Trawiasta równina okryła się szarością, a cichy szmer wiatru zwiastował nadejście burzy.
szmer - «cichy i jednostajny odgłos». Nie trzeba zatem pisać, że był cichy. Dźwięk ten również zupełnie nie pasuje mi do opisu wiatru, zwiastującego burzę.
Zulata pisze: Pierwsze błyskawice rozdarły sklepienie torując drogę kroplom deszczu które miały pojawić się za chwilę.
To zdanie kuleje, zwłaszcza w części drugiej, która wydaje mi się całkowicie niepotrzebna. Interpunkcja.
Zulata pisze:Starzec, którego długie siwe włosy i stara podniszczona szata falowały na wietrze, wpatrywał się w mężczyznę w kapturze, którego zwykł niegdyś nazywać uczniem.
Który, którego, którym... Pokombinuj trochę ze strukturą zdań, aby unikać takich powtórzeń.
Zulata pisze: Długie, idealnie wyprofilowane ostrze które dzierżył, drżało w jego starej, zmęczonej dłoni pomimo swej lekkości.
Znów długie zdanie, ale mało obrazowe. Co to znaczy idealnie wyprofilowane?
Prawdziwa plaga zaimka który i jego odmian.
Zulata pisze: Ciało mężczyzny zdawało się cierpieć, wyniszczone duchem czasu.
Ciało nie cierpiało, bo oddzielnym bytem nie jest, co najwyżej starzec cierpiał bo był schorowany, zmęczony...
Jednak z uniesioną głową przyglądał się przeciwnikowi, pełen dumy, mając za sprzymierzeńca historię swojego życia. Bowiem opowieści o jego czynach, snuto po całym cesarstwie.
Zaraz, zaraz, co? To piękne i poetyckie i całkowicie bez sensu. Zobacz:
przyglądał się przeciwnikowi pełen dumy - sugeruje, że dotyczy ona jakoś tego przeciwnika, skoro wiemy, że to były uczeń, to może duma z tego, że go przerósł albo coś w tym stylu.
A tu nagle wyskakuje historia życia jako sprzymierzeniec?? Dodatkowo konstrukcja fragmentu sugeruje, że o czynach przeciwnika snuto...
Zulata pisze:Mustachi, legendarny mistrz miecza.
Dlaczego równoważnik zdania?
Zulata pisze: Przygotował się do tej walki jak do żadnej innej. Lekka skórzana zbroja idealnie leżała na tunice, a wełniane spodnie nie ograniczały największego atutu - zwinności.
Ech, tzn. przygotował się zakładając skórzaną zbroję?
...nie ograniczały swobody ruchów...
Zulata pisze:Zdjął kaptur odsłaniając kruczoczarne włosy i orli nos. Sięgnął za pas po dwa miecze.
I dwa zdania, każde z innej parafii. Piszesz coś tam o przygotowaniach do tej walki, zbroi, teraz nagle wrzutka z wyglądu bohatera, a potem sięga po dwa miecze (jakie i czemu dwa..?). Wszystko to jakoś pozbawione napięcia, dynamiki.
Zulata pisze:- Twoja legenda, zostanie dziś obalona.
bez przecinka
Zulata pisze:Dwa ostrza zadawały ciosy, a każdy , gdyby doszedł do celu, zapewne okazałby się śmiertelny.
Same te ostrza ciosy zadawały? Fajnie:) A poza tym, każdy cios, który dojdzie do celu robi ała.
Zulata pisze:Obronę miał nie do przełamania, a uniki, szybkie i skuteczne, jak u młodego adepta sztuk walki.
Unik to też forma obrony, a jak się ma miecz, to się nim zastawia.
Zulata pisze:- Nie tego cię uczyłem - rzekł zawiedziony Mustachi gdy przeciwnik zakończył serię chaotycznych ataków.
Skoro były takie chaotyczne, to czemu mistrz tego nie wykorzystał? Stał tylko i bronił się?
Zulata pisze:Sztylet w lewej dłoni Kazushiego runął na głowę starca niczym błyskawica, ale zablokowany został przez ostrze Mustachiego.
Zaraz, czy on przypadkiem nie miał dwóch mieczy??? Skąd mu tu sztylet się pojawił w dłoni? No i jak on chciał sięgnąć głowy starca sztyletem, walcząc przeciw katanie? (zasięg broni).
Zulata pisze:Bowiem dłoń starca zacisnęła się, jak szczęki niedźwiedzia, na prawym nadgarstku młodzieńca.
A to ostrze jaką miało długość?? Bo jak nie był to kolejny sztylet, to złapanie za nadgarstek w trakcie pchnięcia w tors niewiele by mu pomogło...
Zulata pisze:Uścisk był tak silny, że upuścił on rękojeść miecza.
Uścisk upuścił rękojeść?
Zulata pisze:Uniósł miecz i nadszedł długo oczekiwany atak mistrza.
Który? Bo w jednej ręce miał sztylet, a drugi upuścił. Brakuje tu wyjaśnienia, co się dokładnie stało.
Zulata pisze:Uniósł miecz i nadszedł długo oczekiwany atak mistrza. Znalazł się przy dawnym uczniu szybko, wręcz niezauważalnie, mimo iż Kazushi nie spuszczał z niego wzroku.
Atak znalazł się przy nim...
Uwaga na podmiot domyślny.
Zulata pisze:Gdy Mustachi atakował, nie było sposobu, aby powstrzymać jego ostrze. I ileż było w tym racji.
Z opisu wcześniej wynika, że jednak się dało, bo ostrza zderzyły się ze sobą...
Jeżeli starzec zrobił coś jeszcze, to tego nie napisałeś.
Zulata pisze:Srebrzysta stal mistrza runęła wściekle, jakby znikąd, przebijając żebro zaskoczonego Kazushiego.
Przebijając żebro?? Może wbijając się między żebra...

Przyznam, że końcówka mile mnie zaskoczyła. Ładne zamknięcie. Sam tekst wymaga poprawek, opisy są miejscami niejasne, brakuje też napięcia i dynamizmu w samej walce - zbyt wiele przemyśleń i refleksji wciśniętych w samo starcie. Zwracaj uwagę na interpunkcję oraz koniecznie kontroluj użycie zaimków który, którego itd.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”