To ja pomoderuję samozwańczo dyskusję:
Pytanie brzmiało: na ile swobodny jest autor w kreowaniu świata przedstawionego, czy i na ile zasada licentia poetica zwalnia go z obowiązku rzetelności wobec dostępnej wiedzy i prawdopodobieństwa.
większość odpowiedzi merytorycznych utrzymywała się w Arystotelesowskiej poetyce - zasadzie mimesis (naśladownictwa)
Otóż wszelka sztuka dotyczy powstawania i stanowi projektowanie, czyli rozważanie, w jaki sposób powstaje coś z rzeczy mogących być i nie być, i których zasada tkwi w wytwarzającym, a nie w wytworze. Sztuka bowiem nie dotyczy rzeczy z konieczności będących lub stających się, ani tych podług natury, gdyż te mają w sobie samych swą zasadę (EN VI 4, 1140 a11-16).
Zasada mimetyzmu bywa źle pojmowana - jako nakaz weryzmu, co Arystoteles wyróżnia jako techne. Arystoteles określa to jako "
dyspozycję do tworzenia opartą na prawdziwym rozumowaniu". Nie chodzi o pojmowanie Arystotelesa (bo można go nie znać i nie ma sprawy), ale zasady jako takiej i wysunęła się na plan pierwszy teza prymatu
techne -
W wątku bojowym dyskusji powstał problem "prawdziwego rozumowania", czyli czy "prawdziwie" rozumuje autor, który nie respektuje zasad walk, wynikających z historycznej wiedzy praktycznej. Czy w literaturze fantasy nożownik tańczący flamenco może zatrzymać ciężkozbrojną jazdę ?
Jedna z odpowiedzi brzmiała - nie dosłownie, ale w sensie - może, jeżeli w równoległym świecie literackim nożownicy wyposażeni są w takie możliwości konsekwentnie, jeżeli takie zatrzymywanie jest zgodne z fizyką tworzonego świata.
To wyjaśnia wątpliwości Isha - jeżeli błąd ortograficzny jest w strukturze, wynika z artystycznego zamierzania, to on ma tam być i kropka, bo jest wpisany w tę indywidualną "fizykę" .
Dlatego moim zdaniem błąd popełnia Grimson izolując ze świata powieści opis walki - argumentem krytycznym jest wykazanie niespójności wewnętrznej, a nie opartej na "fizyce" zewnętrznej. I myślę, że każdy autor przyjmie z pokorą, jeżeli wykaże się mu nielogiczność, niekonsekwencję (świetnie to ujął w przykładzie występu Wolanda z Bułhakowa smtk69) w odniesieniu do konstrukcji świata przedstawionego niż w odniesieniu do wiedzy zewnętrznej. Zarzut wyabstrahowany -
to jest zła powieść, bo tak się nie walczy, a my sprawdzamy, jak się walczy na treningach - jest irytujący dla pisarza i o to pewnie chodziło Navajero. Myślę, że dyskusje eksperckie, których źródłem są "zmyślenia" literackie są ciekawe w gronie ekspertów lub dla "Pogromców mitów".
Dodam, że po filmie "Biały szkwał" w środowisku żeglarskim też wrzało na bzdury, ale to nie była dyskusja o literaturze, tylko o brygu, który jest z uporem nazywany brygantyną i pokazanym na ujęciu kącie natarcia rei, kiedy niby biały szkwał nadchodzi (zatrzymali film na pół godziny pyskówki). Jacie... filmu nie szło obejrzeć, dopiero w towarzystwie młodych, którzy zachwycali się...filmem o jachcie...
Nadmienię w oczywistym duchu narcyzmu, że ja należę do piszących upierdliwych, a ponieważ tworzę (sic) utwory realistyczne, zamęczam pytaniami fachowców i bardzo im dziękuję za cierpliwość.
Teraz, żeby napisać ten post zamęczyłam Arystotelesa i temu panu już podziękuję.