***
— Dużo roboty dzisiaj mamy? Można wyjść wcześniej i się zabawić na mieście — powiedział Robert poprawiając koloratkę.
WWW Patryk w zamyśleniu podrapał się po łysej jak kolano głowie. Dobrze czasem rzucić habit w cholerę i pójść się nachlać.
— A co na to twoja żona? — Zarechotał.
Robert zaśmiał się i pokazał mu środkowy palec.
— Teraz tak się śmiejemy, ale czasem chciałbym mieć…No wiesz, rodzinę.
— Żartujesz? Chciałbyś słuchać codziennie pierdolenia wiecznie niezadowolonej żonki i męczyć się z bachorami, które na starość nawet ci szklanki wody nie podadzą? — Machnął ręką — Zresztą, musiałbyś na to wszystko pracować. A tutaj prawie nic nie robimy, a forsa jest.
— Ta? A miałeś kiedyś rodzinę?
— No nie.
— No właśnie. Ja rozmawiałem z paroma facetami, co mieli rodzinę…
— …Domek z ogródkiem, białym płotem i inne gówno — dokończył Patryk. — Słuchaj, większość z nich miała programowanko. Jak nie u nas, to u konkurencji. Takie czasy, stary, muszą się dostosować do społeczeństwa, a jak im się to nie udaje, to im w tym pomagamy.
WWW Ktoś zapukał do drzwi.
— Wejść! — Krzyknął ks. Robert.
WWW Do pokoju weszła dobrze ubrana, młoda kobieta. Miała blond włosy spięte w kok. Na zarozumiałym nosku spoczywały okulary, które co chwilę poprawiała.
Wypisz wymaluj urzędniczka albo nauczycielka. — Pomyślał Patryk.
— Niech będzie pochwalony! — Przywitała się niepewnym głosem.
— Na wieki wieków. — Zakonnik starał się mówić najcieplej jak potrafi. — Co panią do nas sprowadza?
WWW Blondynka wyjęła z torebki dzienniczek.
— Mam tutaj listę uczniów do przeprogramowania.
WWW Robert westchnął. To nici z imprezy.
— To dla ich d-dobra… — zająknęła się.
— Jasne, robi to pani tylko po to, żeby im pomóc. Zaraz ich wycenimy i po fakcie dostanie pani pieniądze.
WWWPod rozgłośnię Radia M. podjechał autokar. Wysiadło z niego około trzydziestu uczniów i nauczycielka. Zajechali trochę za wcześnie to przez paręnaście minut siedzieli pod budynkiem drąc się i okupując pobliską budkę z hot-dogami. W końcu przed budynek wyszedł Ksiądz Robert. Spojrzał na zegarek (bardziej z natręctwa niż z potrzeby sprawdzenia czasu) i gestem przywołał do siebie grupę uczniów. Skinął głową w stronę nauczycielki z włosami spiętymi w kok i zaczął:
— Szczęść Boże! Bardzo się cieszę, że zechcieliście odwiedzić naszą rozgło…
— Wal się, klecho! — Ktoś krzyknął z grupy. Nauczyciele bezsilnie starali się stłumić wybuch śmiechu wśród uczniów.
WWW Robert niezauważalnie uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, przez co przejdą. Poczekał chwilę na ciszę, w międzyczasie patrząc na co ładniejsze dziewczyny. Niektóre zresztą jak na swój wiek całkiem nieźle obdarzone. Nauczycielka dla niego też była niczego sobie, jakby jeszcze rozpuściła włosy… Otrząsnął się i dokończył:
— Bardzo się cieszę, że zechcieliście odwiedzić naszą Rozgłośnię. Jesteście jak się nie mylę, w trzeciej gimnazjum? — Spojrzał na nauczycielkę. Kiwnęła potwierdzająco głową.— To szczególny okres waszym życiu. Wybór liceum i bierzmowanie. Po waszej wizycie może nawet pójdziecie na kapłaństwo czy zdecydujecie się na prace w takim miejscu jak to.
WWW Kolejna salwa śmiechu ze strony uczniów.
— Śmiejcie się, może w waszym wieku mi to by do głowy nie przyszło, ale potem zostałem powołany…
— Ta, ministranci ci się raczej spodobali!
WWW Te młokosy zaczynały go irytować, chciał to mieć już za sobą.
— Dobrze, a teraz wejdziemy i przywitacie się z ojcem Patrykiem, który zada wam parę pytań.
WWWWeszli do środka. Jak potulne owieczki.
WWWUczniowie rozsiedli się na krzesłach w dużej sali przeznaczonej do wykładów. Na środku stał ze skrzyżowanymi rękami Patryk.
— To jest sala wykładowa. Bynajmniej nieprzeznaczona do wykładów jak na studiach, ale są tu zebrania pracowników. — Ze stojącej pod ścianką aktówki wyjął plik dokumentów. — Teraz będę miał do was prośbę. Podzielicie się na grupy i wspólnie wypełnicie ankiety. Dobrze?
WWW Trochę zajęło im utworzenie sześcioosobowych grupek, ale w końcu się udało i zaczęli wypełniać ankietę.
WWW Trafiła im się całkiem niezła dostawa — gimnazjaliści. Większość to debile, bez mocno wykreowanych światopoglądów czy jakichś ideologii. Programowanie nie potrwa u nich dłużej niż piętnaście minut.
WWW Kiedy skończyli, kazał im wyznaczyć jednego przedstawiciela grupy, który miał czytać odpowiedzi z kartki.
— Szybko wam poszło — zauważył zakonnik. — No dobra, to lećcie po kolei z odpowiedziami na pytanie „Do czego dążycie w życiu”.
WWWPosypały się takie banały jak:, miłość, sława, szczęście.
Ku uciesze Patryka niektórzy napisali: pieniądze, bogactwo — z ludźmi tego pokroju jest zawsze najmniej roboty, bo małe mózgi mają.
— Dobra, wasze marzenia?
WWWPytanie pozornie podobne do poprzedniego, jednak tutaj wymieniali: zostanie światowej sławy piłkarzem, piosenkarką czy (w przypadku niektórych nastolatek) noc z Johnym Deepem. Na szczęście tych od dolarów znowu nie brakowało. Na szczęście.
WWW Łącznie było dziesięć pytań. Dziesięć pytań, które pozwolą mu ustawić odpowiedni tryb w programie. Wszystko dla ich dobra. I dla dobra społeczeństwa. I dla władzy.
— Nie myśleliście chyba, że będziecie tu łazić po tych nudnych pomieszczeniach! — Powiedział z entuzjazmem Patryk. — Mamy tutaj bardzo nowoczesną technologię. Takie kino, tylko, że wewnątrz umysłu.
WWW Uczniowie zaczęli mówić między sobą. W ich głosach słychać było drwinę i niedowierzanie.
— Nie wierzycie? Chodźcie za mną.
WWW Weszli do pomieszczenia, w którym pełno było kabli i różnych urządzeń. Sala oświetlona była przez szpitalne światło, co dodatkowo sprawiało, że wchodziło się tam jak do jakiegoś statku ze sci—fiction. Na końcu stało parę rządków krzeseł, przy każdym z nich leżał pełen diod i antenek hełm.
— Proszę bardzo. Zapraszam na seans. Usiądźcie wygodnie i załóżcie te urządzenia na głowę. Powinno być wygodnie.
Posłuchali się.
WWWNauczycielka niecierpliwiła się. Co chwilę patrzyła w okno skierowane na salę z hełmami.
— Proszę się tak nie denerwować. — Uspokajał ją zakonnik — Jeszcze parę minut i po wszystkim. Dostanie pani obiecane pięć tysięcy, no i przysłuży się pani ojczyźnie.
WWW Robert klasnął robiąc pozory, że właśnie wpadł na świetny pomysł.
— Na nerwy mamy bardzo dobry sposób, z którego sami korzystamy!
— Naprawdę? Jaki? — Zainteresowała się blondynka.
— Programowanie. Oczywiście nie taką wersję, jak mają te dzieciaki. Tylko taką lżejszą, uspokajającą.
— Ale nic mi się nie stanie czy coś?
— Za kogo nas pani ma?
— Jez…przepraszam…jeju, no dobrze.
WWWPatryk wyszczerzył się i wskazał jej drzwi do kolejnego pokoju.
— Tam jest jeszcze jedno urządzenie, niech się pani rozsiądzie wygodnie i zrelaksuje. Zaraz włączymy dla pani idealny program.
Posłuchała. Zakonnik tryumfalnie zatarł ręce.
— Ale bym ją chętnie przeleciał. Weź wybierz jakiś porządny programik.
— Mamy coś porno-podobnego?
— Pewnie. A ty myślisz, że co programuję zakonnicom?
— To wybierz coś, ja idę do młodych.
WWW Uczniowie wydawali się gotowi. Podszedł do jednego, bodajże to był ten chojrak, co sobie żartował na początku wycieczki.
— Powiedz mi, dziecko — Robert spojrzał w jego, teraz pozbawione emocji oczy. — Do czego dążysz?
— Moim celem jest to, aby nasze państwo i kościół rosło w siłę. Przyczynię się do tego pracując ciężko i wytrwale. Część zarobków będę dawał na rozwój Rozgłośni, która głosi prawdę, a także pokazuje mi co jest naprawdę w życiu ważne.
— A co jest ważne?
— Pieniądze oczywiście. Chcę mieć ich dużo. Kto ma więcej ten jest lepszy. Kto ich nie ma ten jest zerem. Oczywiście część będę wpłacał jako datek dla Rozgłośni, dzięki temu pójdę do nieba..
WWW Idealny obywatel, idealny odbiorca. Będzie z niego pożytek.
Podszedł do siedzącej obok dziewczyny:
— Kim chcesz być w przyszłości?
— Nie wiem, chciałabym podróżować….
Robert skrzywił się lekko.
— A nie myślisz o tym, żeby pomagać państwu, wziąć kościelny ślub? Mogłabyś być dobrą żoną, która będzie wspierać swojego męża i wychowywać dzieci w duchu Kościoła? On będzie ciężko pracować dla waszego wspólnego dobra i dla Boga, a ty pomagałabyś mu w domu. Nie chciałabyś czegoś takiego?
— Raczej… Nie.
— To musisz posiedzieć sobie tutaj jeszcze z pięć minut.
WWW W między czasie Patryk zmienił habit na jakieś normalniejsze ciuchy. Spojrzał na zegarek. Nauczycielka była programowana już dobre dziesięć minut, wystarczy.
WWW Z pokoju wyszła lekko oszołomiona, ale uśmiechnięta. Rozpuściła włosy i zdjęła okulary.
— Zerżniesz mnie, ojczulku?
Zakonnik wyszczerzył się i krzyknął do sali obok:
— Robert! Że też mi dzisiaj coś do łba strzeliło i ci pieprzyłem o żonie z dziećmi.