Programowanko [Groteska, SF]

1
Po dwóch latach wracam do pisania. To moje aktualnie pierwsze ukończone opowiadanie.
***

— Dużo roboty dzisiaj mamy? Można wyjść wcześniej i się zabawić na mieście — powiedział Robert poprawiając koloratkę.
WWW Patryk w zamyśleniu podrapał się po łysej jak kolano głowie. Dobrze czasem rzucić habit w cholerę i pójść się nachlać.
— A co na to twoja żona? — Zarechotał.
Robert zaśmiał się i pokazał mu środkowy palec.
— Teraz tak się śmiejemy, ale czasem chciałbym mieć…No wiesz, rodzinę.
— Żartujesz? Chciałbyś słuchać codziennie pierdolenia wiecznie niezadowolonej żonki i męczyć się z bachorami, które na starość nawet ci szklanki wody nie podadzą? — Machnął ręką — Zresztą, musiałbyś na to wszystko pracować. A tutaj prawie nic nie robimy, a forsa jest.
— Ta? A miałeś kiedyś rodzinę?
— No nie.
— No właśnie. Ja rozmawiałem z paroma facetami, co mieli rodzinę…
— …Domek z ogródkiem, białym płotem i inne gówno — dokończył Patryk. — Słuchaj, większość z nich miała programowanko. Jak nie u nas, to u konkurencji. Takie czasy, stary, muszą się dostosować do społeczeństwa, a jak im się to nie udaje, to im w tym pomagamy.
WWW Ktoś zapukał do drzwi.
— Wejść! — Krzyknął ks. Robert.
WWW Do pokoju weszła dobrze ubrana, młoda kobieta. Miała blond włosy spięte w kok. Na zarozumiałym nosku spoczywały okulary, które co chwilę poprawiała.
Wypisz wymaluj urzędniczka albo nauczycielka. — Pomyślał Patryk.
— Niech będzie pochwalony! — Przywitała się niepewnym głosem.
— Na wieki wieków. — Zakonnik starał się mówić najcieplej jak potrafi. — Co panią do nas sprowadza?
WWW Blondynka wyjęła z torebki dzienniczek.
— Mam tutaj listę uczniów do przeprogramowania.
WWW Robert westchnął. To nici z imprezy.
— To dla ich d-dobra… — zająknęła się.
— Jasne, robi to pani tylko po to, żeby im pomóc. Zaraz ich wycenimy i po fakcie dostanie pani pieniądze.

WWWPod rozgłośnię Radia M. podjechał autokar. Wysiadło z niego około trzydziestu uczniów i nauczycielka. Zajechali trochę za wcześnie to przez paręnaście minut siedzieli pod budynkiem drąc się i okupując pobliską budkę z hot-dogami. W końcu przed budynek wyszedł Ksiądz Robert. Spojrzał na zegarek (bardziej z natręctwa niż z potrzeby sprawdzenia czasu) i gestem przywołał do siebie grupę uczniów. Skinął głową w stronę nauczycielki z włosami spiętymi w kok i zaczął:
— Szczęść Boże! Bardzo się cieszę, że zechcieliście odwiedzić naszą rozgło…
— Wal się, klecho! — Ktoś krzyknął z grupy. Nauczyciele bezsilnie starali się stłumić wybuch śmiechu wśród uczniów.
WWW Robert niezauważalnie uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, przez co przejdą. Poczekał chwilę na ciszę, w międzyczasie patrząc na co ładniejsze dziewczyny. Niektóre zresztą jak na swój wiek całkiem nieźle obdarzone. Nauczycielka dla niego też była niczego sobie, jakby jeszcze rozpuściła włosy… Otrząsnął się i dokończył:
— Bardzo się cieszę, że zechcieliście odwiedzić naszą Rozgłośnię. Jesteście jak się nie mylę, w trzeciej gimnazjum? — Spojrzał na nauczycielkę. Kiwnęła potwierdzająco głową.— To szczególny okres waszym życiu. Wybór liceum i bierzmowanie. Po waszej wizycie może nawet pójdziecie na kapłaństwo czy zdecydujecie się na prace w takim miejscu jak to.
WWW Kolejna salwa śmiechu ze strony uczniów.
— Śmiejcie się, może w waszym wieku mi to by do głowy nie przyszło, ale potem zostałem powołany…
— Ta, ministranci ci się raczej spodobali!
WWW Te młokosy zaczynały go irytować, chciał to mieć już za sobą.
— Dobrze, a teraz wejdziemy i przywitacie się z ojcem Patrykiem, który zada wam parę pytań.
WWWWeszli do środka. Jak potulne owieczki.

WWWUczniowie rozsiedli się na krzesłach w dużej sali przeznaczonej do wykładów. Na środku stał ze skrzyżowanymi rękami Patryk.
— To jest sala wykładowa. Bynajmniej nieprzeznaczona do wykładów jak na studiach, ale są tu zebrania pracowników. — Ze stojącej pod ścianką aktówki wyjął plik dokumentów. — Teraz będę miał do was prośbę. Podzielicie się na grupy i wspólnie wypełnicie ankiety. Dobrze?
WWW Trochę zajęło im utworzenie sześcioosobowych grupek, ale w końcu się udało i zaczęli wypełniać ankietę.
WWW Trafiła im się całkiem niezła dostawa — gimnazjaliści. Większość to debile, bez mocno wykreowanych światopoglądów czy jakichś ideologii. Programowanie nie potrwa u nich dłużej niż piętnaście minut.
WWW Kiedy skończyli, kazał im wyznaczyć jednego przedstawiciela grupy, który miał czytać odpowiedzi z kartki.
— Szybko wam poszło — zauważył zakonnik. — No dobra, to lećcie po kolei z odpowiedziami na pytanie „Do czego dążycie w życiu”.
WWWPosypały się takie banały jak:, miłość, sława, szczęście.
Ku uciesze Patryka niektórzy napisali: pieniądze, bogactwo — z ludźmi tego pokroju jest zawsze najmniej roboty, bo małe mózgi mają.
— Dobra, wasze marzenia?
WWWPytanie pozornie podobne do poprzedniego, jednak tutaj wymieniali: zostanie światowej sławy piłkarzem, piosenkarką czy (w przypadku niektórych nastolatek) noc z Johnym Deepem. Na szczęście tych od dolarów znowu nie brakowało. Na szczęście.
WWW Łącznie było dziesięć pytań. Dziesięć pytań, które pozwolą mu ustawić odpowiedni tryb w programie. Wszystko dla ich dobra. I dla dobra społeczeństwa. I dla władzy.

— Nie myśleliście chyba, że będziecie tu łazić po tych nudnych pomieszczeniach! — Powiedział z entuzjazmem Patryk. — Mamy tutaj bardzo nowoczesną technologię. Takie kino, tylko, że wewnątrz umysłu.
WWW Uczniowie zaczęli mówić między sobą. W ich głosach słychać było drwinę i niedowierzanie.
— Nie wierzycie? Chodźcie za mną.
WWW Weszli do pomieszczenia, w którym pełno było kabli i różnych urządzeń. Sala oświetlona była przez szpitalne światło, co dodatkowo sprawiało, że wchodziło się tam jak do jakiegoś statku ze sci—fiction. Na końcu stało parę rządków krzeseł, przy każdym z nich leżał pełen diod i antenek hełm.
— Proszę bardzo. Zapraszam na seans. Usiądźcie wygodnie i załóżcie te urządzenia na głowę. Powinno być wygodnie.
Posłuchali się.

WWWNauczycielka niecierpliwiła się. Co chwilę patrzyła w okno skierowane na salę z hełmami.
— Proszę się tak nie denerwować. — Uspokajał ją zakonnik — Jeszcze parę minut i po wszystkim. Dostanie pani obiecane pięć tysięcy, no i przysłuży się pani ojczyźnie.
WWW Robert klasnął robiąc pozory, że właśnie wpadł na świetny pomysł.
— Na nerwy mamy bardzo dobry sposób, z którego sami korzystamy!
— Naprawdę? Jaki? — Zainteresowała się blondynka.
— Programowanie. Oczywiście nie taką wersję, jak mają te dzieciaki. Tylko taką lżejszą, uspokajającą.
— Ale nic mi się nie stanie czy coś?
— Za kogo nas pani ma?
— Jez…przepraszam…jeju, no dobrze.
WWWPatryk wyszczerzył się i wskazał jej drzwi do kolejnego pokoju.
— Tam jest jeszcze jedno urządzenie, niech się pani rozsiądzie wygodnie i zrelaksuje. Zaraz włączymy dla pani idealny program.
Posłuchała. Zakonnik tryumfalnie zatarł ręce.
— Ale bym ją chętnie przeleciał. Weź wybierz jakiś porządny programik.
— Mamy coś porno-podobnego?
— Pewnie. A ty myślisz, że co programuję zakonnicom?
— To wybierz coś, ja idę do młodych.

WWW Uczniowie wydawali się gotowi. Podszedł do jednego, bodajże to był ten chojrak, co sobie żartował na początku wycieczki.
— Powiedz mi, dziecko — Robert spojrzał w jego, teraz pozbawione emocji oczy. — Do czego dążysz?
— Moim celem jest to, aby nasze państwo i kościół rosło w siłę. Przyczynię się do tego pracując ciężko i wytrwale. Część zarobków będę dawał na rozwój Rozgłośni, która głosi prawdę, a także pokazuje mi co jest naprawdę w życiu ważne.
— A co jest ważne?
— Pieniądze oczywiście. Chcę mieć ich dużo. Kto ma więcej ten jest lepszy. Kto ich nie ma ten jest zerem. Oczywiście część będę wpłacał jako datek dla Rozgłośni, dzięki temu pójdę do nieba..
WWW Idealny obywatel, idealny odbiorca. Będzie z niego pożytek.
Podszedł do siedzącej obok dziewczyny:
— Kim chcesz być w przyszłości?
— Nie wiem, chciałabym podróżować….
Robert skrzywił się lekko.
— A nie myślisz o tym, żeby pomagać państwu, wziąć kościelny ślub? Mogłabyś być dobrą żoną, która będzie wspierać swojego męża i wychowywać dzieci w duchu Kościoła? On będzie ciężko pracować dla waszego wspólnego dobra i dla Boga, a ty pomagałabyś mu w domu. Nie chciałabyś czegoś takiego?
— Raczej… Nie.
— To musisz posiedzieć sobie tutaj jeszcze z pięć minut.

WWW W między czasie Patryk zmienił habit na jakieś normalniejsze ciuchy. Spojrzał na zegarek. Nauczycielka była programowana już dobre dziesięć minut, wystarczy.
WWW Z pokoju wyszła lekko oszołomiona, ale uśmiechnięta. Rozpuściła włosy i zdjęła okulary.
— Zerżniesz mnie, ojczulku?
Zakonnik wyszczerzył się i krzyknął do sali obok:
— Robert! Że też mi dzisiaj coś do łba strzeliło i ci pieprzyłem o żonie z dziećmi.
Ostatnio zmieniony wt 24 lip 2012, 20:53 przez Laggy, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Pomysł na opowiadanie satyryczne dość wtórny. I grubo ciosany, brakuje według mnie i dla mnie finezji i oryginalności. Nie śmieszyło mnie, nie wciągnęło.
Ale potrafisz opowiadać, trzymasz logikę narracji, jest bogato w bohaterów, narysowanych sprawną kreską. To potencjał. Chyba wystarczy poszukać oryginalnego tematu, własnego źródła zdziwienia absurdami rzeczywistości.

trochę o języku
Laggy pisze:Patryk w zamyśleniu podrapał się po łysej jak kolano głowie. Dobrze czasem rzucić habit w cholerę i pójść się nachlać.
Tu niby nie ma błędu, jest niezręczna i komiczna kolokacja: ma łysą głowę...bo zrzucił habit....
Podobnie jest tutaj:
Laggy pisze:Na środku stał ze skrzyżowanymi rękami Patryk.
Stał... a potem ręce. Mnie się zobaczyło, że stoi na rękach (skrzyżowanych)
i tu:
quote="Laggy"]Na zarozumiałym nosku spoczywały okulary, które co chwilę poprawiała. [/quote]

spoczywały, a ona poprawiała, więc je ruszała... ergo nie spoczywały!
Laggy pisze:Wejść!Krzyknął ks. Robert.
WWW Do pokoju weszła dobrze ubrana, młoda kobieta
Na czerwono błędy, boldy - powtórzenie
Laggy pisze:— To dla ich d-dobra… — zająknęła się.
tu stosujesz tautologię - zapisujesz jąkanie i powtarzasz w komentarzy dla utrwalenia :)
Laggy pisze:Nauczyciele bezsilnie starali się stłumić wybuch śmiechu wśród uczniów.
moim zdaniem tu nie gra wybór określenia stłumić , lepiej - uciszyć.
Laggy pisze: Po waszej wizycie może nawet pójdziecie na kapłaństwo czy zdecydujecie się na prace w takim miejscu (przecinek) jak to.
nie ma czegoś takiego jak pójśćna kapłaństwo - pójść na teologię(?) czy do zakonu lub zostać kapłanem
Laggy pisze:bez mocno wykreowanych światopoglądów
Mocno brzmi kiepsko, lepiej zdecydowanie.
i wykreowanego światopoglądu (jednego, bo nie można mieć kilku naraz)
Laggy pisze:w którym pełno było kabli i różnych urządzeń
Opis zaiste zajefajny. Różne urządzenia mnie zainspirowały... ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
Patryk w zamyśleniu podrapał się po łysej jak kolano głowie.
Darowałbym sobie pogrubioną część, koślawo brzmi i nie jest konieczna - kiedy ktoś się drapie po głowie tuż po zadanym pytaniu, to czytelnik domyśla się, że ten ktoś się zastanawia. ;)
— A co na to twoja żona? — Zarechotał.
Małe "z". Uzupełniasz kwestię dialogową, znak zapytania nic tutaj nie zmienia.
— Wejść! — Krzyknął ks. Robert.
Ta sama sytuacja - i tutaj wykrzyknik nie ma nic do gadania. ;) W dalszej części błędu kontynuujesz ten błąd. Ogólnie radziłbym przyjrzeć się dokładniej zasadom zapisywania dialogów; są gdzieś na pewno na forum, poszukaj.
Miała blond włosy spięte w kok.
Zmieniłbym szyk. "Miała spięte w kok blond włosy" - wtedy ciężar zdania padnie na włosy, a nie na kok, myślę, że tak jest odpowiedniej. Ale zrobisz, jak uważasz.
Skinął głową w stronę nauczycielki z włosami spiętymi w kok i zaczął:
Darowałbym sobie replay tej informacji. Nic nie wnosi, wiadomo, że to pewnie ta sama nauczycielka.
(...) chciał to mieć już za sobą.
Chciał już to mieć za sobą - ładniejszy szyk
Weszli do środka. Jak potulne owieczki.
To mi się trochę kłóci z ich wcześniejszymi odzywkami. Potulne owieczki nie jadą księżom, że spodobali im się ministranci. ;)
Na środku stał ze skrzyżowanymi rękami Patryk.
Bardzo brzydki szyk.
a) Na środku, ze skrzyżowanymi rękami, stał Patryk.
b) Na środku stał Patryk. Skrzyżował ręce.
Weszli do pomieszczenia, w którym pełno było kabli i różnych urządzeń.
No, Natasza ma rację - trochę tutaj pojechałeś. ;) Więcej finezji!
(...) że wchodziło się tam jak do jakiegoś statku ze sci—fiction.
Po pierwsze: wywal pogrubione, bo zbędne.
Po drugie: zgrzyta mi to porównanie. Przecież to jest sci-fi. Jeszcze nie wiem, jak się skończy, ale księża programują tutaj umysły - "statek z sci-fi" naprawdę ma jeszcze rację bytu? "Statek z sci-fi" nie powinien być u nich codziennością? Nie znam realiów, ale z mojej perspektywy brzmi to nieporadnie. I nie wydaje mi się, żeby istniał zwrot "sci-fiction" - albo science-fiction, albo sci-fi.
(...) przy każdym z nich leżał pełen diod i antenek hełm.
Przy każdej z nich leżał hełm pełen diod i antenek - ładniejszy szyk. Ale sam opis brzmi słabo: diody i antenki? Kamaan...

Na początek plus: zaciekawiłeś mnie, jak będzie wyglądał proces programowania. Czytałem, jak gimnazjaliści wchodzą, jak wypełniają ankietę i zastanawiałem się, jak to też się potoczy.

A teraz minus: zawiodłem się. Pranie mózgu w specjalnych hełmach? Nie pobudziłeś mojej wyobraźni. Pranie mózgu w specjalnych hełmach widzieliśmy już tyle razy, a Ty nawet nie próbowałeś uczynić swojego jakkolwiek innego, pamiętnego. Ot, zakładamy jakiś dziwny hełm i bzium, bzium, coś się dzieje, koniec, pranie zrobione.

Dwie inne poważne kwestie, które wypychają z wody, nie pozwalając się zanurzyć w historii:

a) naprawdę - taka tajemnica utrzymana w tajemnicy? Nauczycielka wie, że można programować ludzi, a młodzież w trzeciej gimnazjum jakimś cudem zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy? Nie dziwią ich dziwne hełmy? Bardzo niewiarygodne;

b) nauczycielka, która wie, że jej uczniom właśnie robione jest pranie mózgu, bez obaw postanawia skorzystać z "usług" programowania, a jej wątpliwości sprowadzają się do:
— Ale nic mi się nie stanie czy coś?
— Za kogo nas pani ma?
— Jez…przepraszam…jeju, no dobrze.
?

Te dwie sprawy + sztampowość procesu zawalają jak dla mnie całe opowiadanie. Tak jak mówiła Natasza, ogólnie widać, że umiesz pisać i nieźle idzie Ci prowadzenie fabuły, opisywanie kolejnych wydarzeń. Stylistycznie masz czasem problemy z tym szykiem i przydałoby się jakoś ten styl wzbogacić, ciekawymi metaforami, zabawą słowem, czymkolwiek... Ale ogółem jest solidnie.

Zwróć uwagę na wiarygodność postaci i realiów. Sylwetki księży wyszły Ci całkiem sprawnie, nauczycielka szwankowała przez wyżej wymienione. W programowanie nie uwierzyłem. Rzeczywiście, musisz włożyć w to więcej finezji - zmienić nici na cieńsze i z ciekawszymi kolorami. Fundamenty masz jak najbardziej solidne. :)

Powodzenia i pozdro 600,
Pat
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Chyba cię ktoś zaprogramował na "Grunt to bunt". :) Próbujesz zmieszać z błotem większość wartości - szkoła, nauczyciel, dom, rodzina, Kościół, ksiądz... Nawet rozumiem, bo sama mam czasami mieszane uczucia, a do tego wrażenie, że ktoś nas programuje. Jednakże mierzi mnie, że zbudowałeś całą historię na masie stereotypów. Gimnazjaliści - idioci. Ksiądz - niewyżyty erotoman. Nauczycielka - głupia cnotka. Nie będę tego rozwijać, bo miejsce na dyskusje jest w innym temacie. Powiem tylko, że wcale to do mnie nie przemawia. Jest płytkie. Chcesz coś/kogoś ośmieszyć, zrobić mu wiwisekcję - wgryź się, pokaż niuanse, a nie leć po bandzie kilku obiegowych wyobrażeń.

Kilka uwag językowych:
Laggy pisze:Dużo roboty dzisiaj mamy? Można wyjść wcześniej i się zabawić na mieście — powiedział Robert poprawiając koloratkę.
Drugie zdanie jest pytaniem. Tak wynika z logiki całości wypowiedzi.
Laggy pisze:— A co na to twoja żona? — Zarechotał.
Laggy pisze:— Wejść! — Krzyknął ks. Robert.
Laggy pisze:— Proszę się tak nie denerwować. — Uspokajał ją zakonnik — Jeszcze parę minut i po wszystkim. Dostanie pani obiecane pięć tysięcy, no i przysłuży się pani ojczyźnie.
Kilka przykładów zapisu dialogów. W każdym jest błąd. Sprawdź i zapamiętaj, jak się to zapisuje. Podpowiedź: http://www.ekorekta24.pl/proza/130-inte ... ac-dialogi
Laggy pisze:Wypisz wymaluj urzędniczka albo nauczycielka. — Pomyślał Patryk.
To słowa/myśli bohatera. Uczyń jak wyżej.
Laggy pisze:Zajechali trochę za wcześnie to przez paręnaście minut siedzieli pod budynkiem drąc się i okupując pobliską budkę z hot-dogami.
to zamień na więc i postaw przed spójnikiem przecinek.
Laggy pisze:Skinął głową w stronę nauczycielki z włosami spiętymi w kok i zaczął
Nauczycielka chwilę wcześniej była w biurze, rozmawiała z księżmi. Teleportowała się do autokaru, który podjechał pod budynek rozgłośni?
Laggy pisze:— Wal się, klecho! — Ktoś krzyknął z grupy.
szyk - krzyknął ktoś z grupy.
Laggy pisze:Nauczyciele bezsilnie starali się stłumićwybuch śmiechu wśród uczniów.
pogrubione- uciszyć uczniów
Laggy pisze:Wiedział, przez co przejdą.
Kto? Uczniowie czy zakonnicy?
Laggy pisze:To szczególny okres waszym życiu. Wybór liceum i bierzmowanie. Po waszej wizycie może nawet pójdziecie na kapłaństwo czy zdecydujecie się na prace w takim miejscu jak to.
powtórzenie - oba słowa można bez straty dla sensu usunąć.
pójdziecie na kapłaństwo - bardzo koślawe; jeśli koniecznie chcesz użyć tego sformułowania to lepiej: pójdziecie w kapłaństwo, ale i tak brzmi nieładnie.
pracę - ort.
Laggy pisze:Kolejna salwa śmiechu ze strony uczniów.
Brak orzeczenia. może: Uczniowie skomentowali to kolejną salwą śmiechu. albo: Kolejna salwa śmiechu ze strony uczniów, nie wyprowadziła go z równowagi. Codziennie spotykał gimnazjalistów, miał czas przywyknąć do ich zachowania. (Ty pewnie napisałbyś to o wiele mniej przychylnie... ;) )
Laggy pisze:— Ta, ministranci ci się raczej spodobali!
WWW Te młokosy zaczynały go irytować, chciał to mieć już za sobą.
Dlaczego? Przecież był jak oni, całkiem zdeprawowany. Powinni mu się spodobać.
Laggy pisze:Weszli do środka. Jak potulne owieczki.
Nagle potulne owieczki? Nielogiczne. Powinni trochę pomarudzić, coś zepsuć, narozrabiać.

Ogólnie:
Piszesz całkiem nieźle. Przeczytałam tekst bez większych problemów i to jest wielki plus. Pewnie, że znalazłam błędy, ale one nie dyskwalifikują opowieści. Myślę, że masz potencjał. Jestem ciekawa kolejnego twojego tekstu.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
O, fanfik! Nie lubię...

Dorapa ma rację, fabułka i bohaterowie to sztampa, ale czyta się w miarę gładko. Zaciekawiła mnie postać tej dziewczyny z końcówki (tej, która chciałaby podróżować) - jak dla mnie, to ten tekst mógłby być wstępem do przedstawienia jej historii. W tej chwili wszystko idzie zbyt gładko, szast-prast i po wszystkim. Żadnego konfliktu, który pchnął by fabułę do przodu.

Nie podoba mi się konstrukcja tekstu - już w tytule i potem, w pierwszej scenie zdradzasz wszystko: będzie to 1534 wariacja na temat prania mózgu. Na dzień dobry znika jakiekolwiek napięcie, zaciekawienie.
Laggy pisze:Słuchaj, większość z nich miała programowanko. Jak nie u nas, to u konkurencji. Takie czasy, stary, muszą się dostosować do społeczeństwa, a jak im się to nie udaje, to im w tym pomagamy
Tu też masz fajny punkt zaczepienia, ale pomijasz go. Zostaje puste miejsce, które spokojnie można zagospodarować.

6
Dziękuję bardzo za opinie.
Ale sam opis brzmi słabo: diody i antenki? Kamaan...
Tutaj celowo nie miało być nic innego. Stereotypowy maszynka do prania mózgu.
b) nauczycielka, która wie, że jej uczniom właśnie robione jest pranie mózgu, bez obaw postanawia skorzystać z "usług" programowania, a jej wątpliwości sprowadzają się do:
Znowu stereotyp - blondynka :)
dorapa pisze: Jest płytkie. Chcesz coś/kogoś ośmieszyć, zrobić mu wiwisekcję - wgryź się, pokaż niuanse, a nie leć po bandzie kilku obiegowych wyobrażeń.
Racja.
dorapa pisze:Kilka przykładów zapisu dialogów. W każdym jest błąd. Sprawdź i zapamiętaj, jak się to zapisuje. Podpowiedź:
Głupi - nie upewniłem się. Dzięki za link.
dorapa pisze:Nauczycielka chwilę wcześniej była w biurze, rozmawiała z księżmi. Teleportowała się do autokaru, który podjechał pod budynek rozgłośni?
Trochę czasu minęło od jej wizyty. Mogłem to jakoś bardziej zaznaczyć.
dorapa pisze: Dlaczego? Przecież był jak oni, całkiem zdeprawowany. Powinni mu się spodobać.
Niekoniecznie. Jak ktoś ciągle Ci przerywa, to raczej nie żywisz do niego sympatii.

7
Hej. Zwróć uwagę na konstrukcję zdań. Piszesz:
1. Patryk w zamyśleniu podrapał się po łysej jak kolano głowie;
lub:
2. Przy każdym z nich leżał pełen diod i antenek hełm.

Niby poprawnie, ale zgrzyta. Czytelnik nie czyta od tyłu. W pierwszym przypadku najpierw podajesz informację związaną z czymś łysym, a w drugim o czymś pełnym diod i antenek. Dopiero na końcu zdania informujesz, o co chodziło, wprowadzając tym samym obrazowy galimatias. W trakcie pisania zastanów się nad tym, która informacja jest ważniejsza, a dopiero później zbuduj zdanie w odpowiedni sposób.

Pozdro.

P.S. Uwaga jednego z weryfikatorów o braku orzeczenia w zdaniu wydała mi się dosyć zabawna.

8
Zodiak pisze:P.S. Uwaga jednego z weryfikatorów o braku orzeczenia w zdaniu wydała mi się dosyć zabawna.
Jeśli poprawiła ci humor, to się cieszę. :P
Pilif pisze:O, fanfik! Nie lubię...
A czego to fanfik?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”