588
Coś wam polecę. Rzecz jasna coś, co właśnie sobie czytam.

Vincent V. Severski, Nielegalni. Z góry zaznaczam, iż wbrew zachodniowatemu nazwisku autor jest Polakiem.

Po pierwsze: jest to wysoce oryginalna powieść szpiegowska, przede wszystkim dlatego, że jest do bólu realistyczna i zakręcona jak świński ogonek. Czyli właśnie taka, jaka powinna być powieść szpiegowska. Skutek jest taki, że chwilami można się pogubić, ale złość na autora szybko mija.

Po drugie: w charakterze swoistej pomocy naukowej w zakresie edukacji obywatelsko-politycznej.

A także ku nauce, bo doświadczony czytelnik bez problemu dostrzeże elementarne błędy warsztatowe, które sprawiają, że świetna w treści powieść jest miejscami ciężkostrawna w formie.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

589
Zbiór opowiadań: Opowiadacze. Nie tylko Hrabal. Autorzy najlepszej prozy czeskiej.

Za mną wojenno-muzyczne opowiadanie Josefa Skovrecky'ego pt: Saksofon basowy.
Niezwykle plastyczne opisy muzyki.

I znowu ciekawostka dla Wery-maniery: autor umieszcza bardzo wiele informacji/dygresji/refleksji w nawiasach i bywa, że wtrącenie jest dłuższe niż zdanie, w którym je umieszczono.
Cytat:
"A myśmy jej piękny głos (kiedyś na pewno był piękny, to znaczy przed wojną; także w niej czas i jego złe siły coś zniszczyły, uszkodziły; był to pęknięty, załamany poszarpany głos. Dopiero wiele lat później weszło w modę coś podobnego - chrypka, ale wtenczas śpiewało się słodko, sopranowo, wielkooperowo, absolutnie wzniośle; w chrypce jest czasem humor, tutaj nigdy tylko smutek pękniętego dzwonu, strun, które straciły prężność; kiedyś piękny alt o głębokim rezonansie, teraz przepełniony szelestami jak stara płyta gramofonowa, noc nad spalonym lasem, już nawet nie szelest uschniętych gałęzi, ale wszechobecne skrzypienie, pękanie zwęglonych szkieletów drzew chorej, pokrytej wrzodami i oparzelinami, rozległej równinie Europy, którą Lothar Kinze przemierzał w rozklekotanym, szarym autobusie, drogami wytyczonymi przez słupy dymu, dotykające nieba niczym potężne topole) opasali melanżem, tym razem granym mezzoforte, nieruchomym, zgrzytliwym pulsem persyflażu, bezwstydnym rzępoleniem, pośrodku którego ona intonowała altem, a potem flażoletami zabliźnionych strun głosowych i podłączała się do naszej fałszującej kociej muzyki."

Jedno zdanie (?) ok 1000 znaków. A zdanie płynie...

Polecam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

590
Widziałaś jak fajnie stylistycznie zafunkcjonował nawias? Jakby wypełniał się cały w kanonie wspomnienia - jakby ujawniał sens chrypki? A potem słowo "opasali"- kończące przerwane nawiasem zdanie. Faaajne...
Ja uwielbiam nawiasy - są jak drugie życie myśli.

Notabene - słusznie zauważyłaś, że czasami mechanicznie traktuje się stosowanie nawiasów - jak błąd, jakby odrzucało się kompletnie możliwości, jakie daje nawias. To zresztą dotyczy wielu "pozornych" błędów, wyłapywanych przez klucz ze "stylistyki w weekend"
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

591
Nie wiem czemu, ale nie lubię nawiasów. Są takie... pozatekstowe, matematyczno informatyczne. Wolałbym, gdyby autor sobie poradził myślnikami np. Takie tam marudzenie...
A nawiasem właśnie mówiąc dorapa, doczytałaś Balladyny i romanse? Podobało się? Bo ja mam raczej wątłe odczucia... A właściwie żadnych :(
http://ryszardrychlicki.art.pl

592
smtk69 pisze:doczytałaś Balladyny i romanse? Podobało się? Bo ja mam raczej wątłe odczucia... A właściwie żadnych :(
Mnie się podobały.
Czytanie przypominało układanie pasjansa.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

593
Ja nie wiem - dla mnie było to tak przeintelektualizowane, wyprane z najmniejszej emocji, że czytałem jak podręcznik szkolny. Dowcipy językowe przestały mnie śmieszyć po 100 stronie, i dalej już nic, ciemność i mur... W sumie sam się sobie dziwię, że mi się nie podobało...
http://ryszardrychlicki.art.pl

594
No to i ja się wtrącę: Balladyny... też mi się wydały takie... letnie. Może dlatego, że na studiach miałam koleżankę, która z upodobaniem przetwarzała rozmaite wątki mitologiczne, tworząc na ich kanwie nowe historie. I czasem, kiedy przygotowywałyśmy się wspólnie do egzaminów, wspomagałyśmy ją w tym zbożnym dziele, układając opowiastki zupełnie już aberracyjne, jak to przed egzaminami. Zabawa była świetna, szkoda, że nie zapisywałyśmy...
A dla miłośników nawiasów polecam Michaela Cunninghama Nim zapadnie noc. Nie ma może aż takich osiągnięć, jak Skvorecky, lecz usiał nimi tekst obficie.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

595
smtk69 pisze:dla mnie było to tak przeintelektualizowane, wyprane z najmniejszej emocji,
według mnie ten właśnie dystans (ironiczny) dawał dodatkowy walor - sztampa (czy naiwny niemal pastisz mitologiczny, "przefajnowane") powodowała we mnie właśnie skojarzenie z pasjansem intelektualnym - układam mozaikę znajomych od lat obrazków

Rubia potem mówi o "letnim: charakterze - jeszcze nigdy przy pasjansie nie skakała mi "adrenalina" intelektualna. :)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

596
"Balladyny i romanse" bawiły mnie (oczywiście nie w sensie rozbawiły, choć chichotałam) właśnie tą zabawą intelektualną ze szkolnym, katechizmowym nauczaniem/widzeniem. Lubię takie przewrotne lektury. Zmuszają mózg do ruchu.

Pomysł wymiaru ultymatywnego, miasta miast, kwartałów różnoreligijnych z bogami wiecznotrwałymi, choć dla ludzi istniejącymi jako zamarłe w ruchu figury rodem z jakichś opowieści, mitów, martwych, przebrzmiałych religii bardzo mi odpowiada. Całkiem to rozumiem, jest jakby wyjęte z mojego myślenia o wiecznym trwaniu rożnych bogów obok siebie w przestrzeni i czasie.
Zabrakło mi i to bardzo PIEKŁA, jako dopełnienia trójcy niebo-ziemia-piekło. Bohaterowie wędrują do piekła, ale do niego nie docierają, chyba że piekłem jest ziemia w nieprzyjemnie zimny i mokry dzień, ale to zbyt proste.
Odniosłam wrażenie, że autor rozpuścił pióro, a potem mu ono oklapło. Pozwolił myślom na małą rewoltę, ale nie poszedł na całość. Pamiętam, że w jednym miejscu pomyślałam: E, tam... Wymiękł i zwinął interes., tak widoczne stało się dążenie do zamknięcia opowieści.

Jednak mimo wszystko cieszę się, że ta książka trafiła w moje ręce i że miałam czas, by dzieło dość potężnych rozmiarów przeczytać.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

597
No i były Mojry - te nieustannie siedzą w mojej świadomości i drążą własne tunele w mózgu i wyobraźni.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

598
dorapa pisze:Odniosłam wrażenie, że autor rozpuścił pióro, a potem mu ono oklapło.
dla mnie stało się to szczególnie bolesne przy tym poszukiwaniu piekła - jakoś miałem wrażenie, że autor bardzo by chciał już skończyć...
Mam wrażenie, że problem wyniknął z bardzo dłuugiego rozbiegu i krótkiego siłą rzeczy finiszu. Przedstawienie galerii postaci w pierwszej części, potem galeryjki bogów w drugiej zostawiło jakoś mało miejsca na podążanie, przemienianie, ożycie powieści.
Podsumowując - za co właściwie ten paszport polityki?
http://ryszardrychlicki.art.pl

599
Może również za to, że zmusiła nas do podyskutowania o niej. :D
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

600
W "Balladynach" - bo ja z uporem nawiązuję do pasjansa - jest właśnie jego rytm: układasz pierwszy rządek, potem następny, następny - kombinujesz, przenosisz słupki...
Pasjans (ale układany na stole kartami, a nie klikany) to sposób na nudę.
U Karpowicza - tak właśnie jest - to jest powieść, która opisuje zabawę autora, nudzącego się układającego pasjans myśli, słupki naprzemiennie czarno-czerwone - malejąco. Czasami pooszukuje, czasami zdekoncentruje się i układa byle jak.
Są takie książki - autor tworzy je dla siebie, to jego pasjans...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

601
Obiecałam sobie zakupić własny egzemplarz i postawić koło łóżka. To książka, którą będę mogła czytać ciągle.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

Wróć do „Czytelnia”