Witam. Chciałbym zaprezentować Prolog tego, nad czym ostatnio długo pracuję. Po wielu miesiącach ukończyłem żmudne tworzenie opisów świata etc i zabrałem się do "poważniejszej" roboty - czyli już do pisania. Prolog składa się na 2 części. 2 część wrzucę w przyszłości.
Zapraszam do komentowania i pozdrawiam wszystkich.
PS - może być problem z akapitami, bo stosowałem metodę wklejania akapitów z WWW, więc czasami może gdzieś się szyk burzyć albo coś.
WWW Pogrążoną w mroku równinę prześcieła niewyraźna sylwetka jeźdźca. Schylony w siodle mężczyzna popędzał rumaka, ściskając z całej siły w palcach cugle. W myślach powtarzał tylko cały czas: szybciej, szybciej, szybciej. Wydawać by się mogło, że chciał prześcignąć sam wiatr, który oburzony tym zuchwałym wyzwaniem zadął gniewnie, rozwiewając pył zalegający na trakcie. Prosta, brukowana droga ułożona na kopcu przecinała jak strzała rozległe pola zboża, których łodygi falowały w rytm gwałtownych podmuchów.
WWW Nagle jeździec uśmiechnął się, dostrzegając wyrastające z oddali muru Ebonhearth. Stolica Imperium. Tam, za tymi grubymi murami spało właśnie parę milionów niczego nieświadomych obywateli. Nieświadomych straszliwego zagrożenia, które właśnie się przebudziło i było gotowe w każdej chwili uderzyć. Poczwórne linie obronnych murów Ebonhearth zdawały się sięgać niebios i jedynie nieliczne wieże wystawały ponad nie. Imponująca architektura Imperium przyćmiewała swym rozmachem i przepychem wszystko, co jeździec widział w swoim życiu, a wiele widział. Przebył cały kontynent wzdłuż i wszerz, a mimo to stolica nadal robiła na nim największe wrażenie. Sama fosa miała ponad pięścet metrów szerokości i przypominała mu olbrzymią rzekę.
WWW Podskoczył w siodle, gdy koń wjechał na łukowy most Świętego Eryka. Wykonany z marmuru był jedyną drogą wiodącą do miasta od strony lądu. Most zdobiły dziesiątki posągów wielkich wojowników i zasłużonych ludzi, którzy swymi czynami wpisali się w historię Imperium. Był niczym wystawa muzealna. Bez przewodników i darmowa. Chociaż nieco zmurszały, nadal dumnie wykonywał swój obowiązek pełen niegasnącego majestatu.
WWW Rumak z trudem wyhamował przed olbrzymią bramą, między którą widniały dwie szerokie baszty.
WWW - Otwórzcie bramę! – krzyknął z trudem jeździec – Ważna wiadomość do Jego Imperialnej Wysokości!
WWW Chwilę trwało, nim z pustego okna wyłoniła się głowa zaspanego wartownika.
WWW - Czego? – burknął zdenerwowany, że ktoś ośmielał się przerwać jego odpoczynek – Brama zamknięta. Nie wpuszczamy. Poczekaj do rana.
WWW Nim jeździec zdążył odpowiedzieć głowa strażnika zniknęła. Mężczyzna zaklął pod nosem. I tak zmarnował tu zbyt długo czasu. Gdyby wszystko działało jak należy, to przekraczałby już czwartą bramę, a on stał jeszcze pod pierwszą!
WWW - Otwieraj tę cholerną bramę, na bogów! – ryknął, wyciągając zawinięty świstek papieru opieczętowany glejtem – Wiadomość do Cesarza! Zwłoka będzie kosztować cię życie!
WWW Strażnik ponownie się wychylił i spojrzał na jeźdźca nieprzychylnie. Trwał tak ze zmarszczonymi brwiami jakby się zastanawiając, aż w końcu machnął dłonią. Raz jeszcze wrócił do środka i posłaniec myślał, że trafił na naprawdę twardą sztukę, gdy nagle kraty zajęczały, podnosząc się do góry.
WWW - Niechaj bogowie ci błogosławią! – rzucił wdzięcznie jeździec, znajdując się już po drugiej stronie.
WWW Wartownik wpatrywał się w pędzącego mężczyznę przez okienko w swojej izdebce.
WWW - Wszędzie się gdzieś śpieszą – mruknął i ziewnąwszy usiadł na krześle, pogrążając się w przerwanym śnie.
WWW W tym samym czasie Cesarz Imperium – Vincent Pelagius pierwszy z imienia, ocknął się ze straszliwego koszmaru. Przez otwarte okno do komnaty wpadł chłodny, nocny wiaterek, delikatnie łopocząc jedwabistą zasłoną barwy błękitu. Władca zadrżał, czując zimny dotyk powietrza na swym rozgrzanym, spoconym ciele. Było mu gorąco, duszo. Wewnątrz, jak i na zewnątrz drżał niby targany konwulsjami. Leżał, wpatrując się pustym wzrokiem w krwisty baldachim nad głową. Obrazy ze snu wciąż miał były zbyt wyraziste i widział je w myślach.
WWW Pałac Cesarski w płomieniach, Ebonhearth w ruinach, zasnutych czarnym dymem. Martwe ciała, krew płynąca strumienia po schodach Świątyni Najwyższego. Szyderczy śmiech nadciągający z północy oraz wielki cień i płonące oko o pionowej źrenicy w niebiosach. Czarne słońce. To coś musiało oznaczać. Sen, nie, wizja, była zbyt wyrazista. On wiedział, że śni, wiedział, że to wszystko jest wytworem jego wyobraźni, lecz jakaś siła podpowiadała mu, iż musi uwierzyć.
WWW Vincent wstał sprawnym ruchem, dotykając boso kryształowej posadzki. Szerokie rękawy nocnej szaty opadły mu aż po same kolana. Wyszedł na balkon, pozwalając, aby wiatr rozwiał mu swym podmuchem długie, złociste włosy. Mimo że miał już pięćdziesiąt trzy lata, to z wyglądy przypominał trzydziestoletniego mężczyznę w sile wieku. Wysoki, o zadbanej sylwetce i mocnych, lecz zarazem szlachetnych, przystojnych rysach twarzy i błękitnych oczach. Odetchnął głęboko, nabierając świeżego powietrza. Rozejrzał się wokół. W dole widniały pałacowe ogrody, których drzewa bujały się delikatnie w rytm nocnego wiatru. Dalej rozpościerały się białe jak śnieg monumentalne mury zdobione posągami wyrytymi w marmurze. Surowe twarze skamieniałych wojowników skierowane były w stronę wielkiego placu rozpościerającego się naokoło pałacu. W jego centrum stał olbrzymi, zwieńczony cesarskim orłem łuk triumfalny, pod którym na przestrzeni wieków przejeżdżali zwycięscy generałowie i cesarze Imperium. Każdy z nich uwieńczony był dla potomnych na wspaniałym monumencie. A za placem rozciągało się połacie dachów, kominów biegnących aż po horyzont, gdzie wyrastały obronne mury. Myśl, że to wszystko mogły strawić płomienie bolała aż za bardzo.
WWW Nagle z tyłu dobiegło go ciche pukanie. Zerknął w stronę dwuskrzydłowych wrót stojących pomiędzy dwiema czarnymi kolumnami i rzucił donośnie.
WWW - Wejść.
WWW Wejście zajęczało otwierane przez dwójkę gwardzistów po drugiej stronie. Do pogrążonego w ciemności pokoju wpadło jasne światło magicznych pochodni oświetlających korytarz.
WWW - Wasza Cesarska Mość – odezwał się posłusznie cichy głos należący do jego zaufanego Majordoma – Przybył posłaniec. Mówi, że ma ważną wiadomość.
WWW - Posłaniec? – powtórzył półszeptem, dotykając w geście niepewności ust. Najpierw sen, teraz posłaniec…Stwórco, oby to był tylko przypadek - Mówił, o co chodzi?
WWW - Powiedział, że wiadomość, którą ma, może usłyszeć tylko Cesarz.
WWW Vincent opuścił balkon i żwawym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Dopiero będąc tuż przed drzwiami przypomniał sobie, że jest boso. Szybko założył nocne kapcie i opuścił pomieszczenie idąc za Majordomem z obstawą dwóch gwardzistów pałacowych. Ściany oraz sklepienie pokrywały bajeczne malowidła oraz freski utrzymane w pastelowych odcieniach. Wszystko było dopieszczone w najdrobniejszym szczególiku, gdyż całe skrzydło zajmowała cesarska kwatera. Potężne, grube kolumny ociekały bogactwem złotych ozdób, a sama płytowa posadzka lśniła w świetle magicznych pochodni niczym lustro.
WWW - Jakieś szczegóły? – zapytał Vincent nie kryjąc dozy niepewności i zniecierpliwienia.
WWW Majordomus, Eeomyn Drake, potrząsł przecząco głową. Kroczył pewnie u boku swego władcy, zachowując należytą odległość.
WWW - Wyjawił tylko, że przybył z Twierdzy Onix.
WWW Cesarz uniósł prawą brew zaskoczony.
WWW - Twierdza Onix? To kawał drogi…
WWW Przerwał na moment. Placówka ta znajdowała się daleko na południu i strzegła przejścia prowadzącego do Mroźnej Doliny. Odległej, niezbadanej i tajemniczej krainy skutej wiecznym lodem. Wiele było prób ekspedycji mających na celu zbadanie dokładnie nieznanego zakątka, ale żadna z nich się nie powiodła. W dolinie i poza nią nie było nic wartego uwagi. Żadnego życia ani zabudowań za wyjątkiem Starożytnego Portalu. Dziwnej budowli, która według magów miała jakieś magiczne właściwości, lecz nigdy ich nie ujawniła. Z tego powodu Mroźna Dolina stała się miejscem zapomnianym i wzbudzającym przerażenie. Swoista bramą do lodowatego Piekła. Służbę w Twierdzy Onix żołnierze traktowali jak zesłanie i karę, co dowództwo często wykorzystywało…może za często. Osobiście uważał, że utrzymanie tej twierdzy kosztowało zbyt dużo w porównaniu do kosztów, które musieli na nią łożyć. A biorąc pod uwagę ostatnie problemy finansowe…
WWW Jednak tym razem wiadomość ta sprawiła, że zadrżał. Przecież to tak zaczynały się kłopoty. Tajemnicze, niezbadane miejsce ignorowane przez wszystkich do czasu aż nie wylęgnie z niego jakieś paskudztwo.
WWW - Też się dziwię, Wasza Wysokość – przyznał Majordomus – Co mogłoby się tam wydarzyć, aby miało taką wielką wagę?
WWW - Również chcę wiedzieć – szepnął Vincent skręcając i schodząc po schodach.
WWW Miał złe, bardzo złe przeczucia.
WWW Tymczasem posłaniec chodził nerwowo wzdłuż wielkiego stołu stojącego w centrum obszernej komnaty, zerkając co chwila niecierpliwe w stronę wejścia strzeżonego przez dwójkę gwardzistów. Cholerna imperialna biurokracja, administracja i cała ta wyniosłość. Przejście przez każdą z bram murów obronnych było wystarczająco żmudne, ale to, co stało się pod bramą pałacu cesarskiego przekraczało poziom absurdu. Z początku chciano go przegonić, bo wzięli go za jakiegoś podejrzanego typka. Dopiero po okazaniu pieczęci wpuszczono go do środka, lecz zamiast zaprowadzić prosto do cesarza poprowadzili go do tej komnaty i kazali zaczekać. Wcześniej jednak musiał wypełnić odpowiedni dokument urzetelniający. Zamiast skierować sprawę od razu do cesarza to posłano po Majordomusa i tylko dzięki jego chłodnej i trzeźwej ocenie sytuacji sprawa poszła nieco szybciej. W przeciwnym wypadku pewnie tułałby się między poszczególnymi urzędasami do samego świtu.
WWW Mężczyzna westchnął i usiadł ciężko na jednym z ręcznie rzeźbionych krzeseł o podparciach na łokcie w kształcie lwich grzyw. Cokolwiek by nie powiedzieć o Imperium to w stolicy potrafili budować z przepychem oraz rozmachem. Samo pomieszczenie robiło oszałamiające wrażenie, a znajdowało się na uboczu pałacu cesarskiego. Gigantyczna komnata w kształcie koła zwieńczona była równie olbrzymią kopułą, którą zdawały się wspierać wystające poza lico ściany pokaźne półkolumny. Między nimi widniały wąskie witrażowe okna zwężające się ku górze. Każda część pomieszczenia, nawet posadzka, pokryta była freskami oraz malowidłami. Te na kopule podzielone zostały na trzy części. Sam czubek zdobił wspaniały malunek gwiazd i niebios, niżej rozpościerał się widok mórz i oceanów, a na samym dole pięknych, malowniczych krajobrazów pełnych zieleni. Stanowiący centrum komnaty stół wykonano natomiast z czarnego, ostro ciosanego grafitu, którego boki zdobiły płaskorzeźby. Wszystkiego dopełniała zamykająca całość kolista kolumnada.
WWW Uwagę posłańca przykuł dźwięk kroków rozbrzmiewających w martwej ciszy. Zerknął w kierunku wrót, które otworzyły się szeroko z głośnym jękiem. Pojawił się cesarz wraz z Majordomusem w otoczeniu dwójki gwardzistów. Pierwszy raz widział na żywo władcę Imperium, wcześniej mając jedynie możliwość przyglądaniu się rozmaitym portretom i podobiznom. Wstał, kłaniając się z szacunkiem.
WWW - Wasza Cesarska Mość, to dla mnie prawdziwy zaszczyt.
WWW Vincent przyglądał się uważnie mężczyźnie, skupiając swoją całą uwagę na jego twarzy. Czarnowłosy miał delikatne rysy twarzy i był raczej kruchej budowy. Średniego wzrostu, szczupły, wręcz niknął pod warstwą odzienia. Dostrzec można było na jego twarzy kilkudniowy zarost. Zapewne efekt długiej i męczącej podróży.
WWW - Cóż to za wieści przynosisz, że nie pozwalasz swemu władcy spokojnie spać? – zadał pytanie tonem pełnym wyżlości, lecz jednocześnie delikatnie zarysowanego ciepła – Twierdza Onix znajduje się dość daleko.
WWW Posłaniec wykonał ponownie ukłon pełen gracji, której Vincent nigdy by nie podejrzewał u zwykłego żołnierza wysłanego z wiadomością.
WWW - Proszę mi wybaczyć moją zuchwałość, mój Panie – Czarnowłosy uniósł nieznacznie wzrok – Me imię Andarys. Zostałem przysłany tu na polecenie pułkownika Acelus Emaira, dowódcy Twierdzy Onix, by przekazać ci tę oto wieść.
WWW Mówiąc to wyjął zawinięty pergamin z niewielkiej pokrywy przypiętej do pasa i podał cesarzowi. Ten przyjął kawałek papieru zrywając pieczęć bez zastanowienia. Minęło ledwo parę sekund nim Vincent wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu i spojrzał na posłańca, a następnie czarne, lekko rozmazane litery.
WWW - Zostawić nas – rozkazał gwardzistom, a ci bez żadnego słowa zasalutowali, wychodząc marszem z pomieszczenia. Gdy zostali tylko we trójkę cesarz podał pergamin Majordomusowi, patrząc na Andarysa świdrującym spojrzeniem.
WWW - To prawda?
WWW Posłaniec wyprostował się skinąwszy głową twierdząco.
WWW - Obawiam się, że tak. Wieści są przerażające. Starożytny Portal uruchomił jakieś magiczne przejście, z którego co chwila wynurzają się setki demonicznych stworzeń. Jak na razie udaje nam się kontrolować dolinę, jednak bez wsparcia prędzej czy później ulegniemy – Posłaniec zawiesił głos, przenosząc wzrok na Majordomusa, który skończył czytać i z bladą twarzą spojrzał na niego jakby szukając ratunku lub pocieszenia – Jesteśmy jedynym, co powstrzymuje te bestie przed rozlaniem się na Skaliste Równiny. Jeżeli do tego dojdzie…
WWW - To będzie katastrofa – powiedział szeptem Vincent, siadając z westchnięciem na pobliskim krześle – Jak to się stało? Przecież ta… - szukał odpowiedniego słowa – budowla nie wykazywała żadnych magicznych właściwości. Trwała tam od czasów Kataklizmu. Dziesięć tysięcy lat!
WWW - Też tego nie wiemy. Nasz jedyny mag zaginął tuż przed pojawieniem się pierwszych stworzeń. Podejrzewamy, że to on mieszał w tym palce.
WWW - Cholerni magowie – zaklął Vincent pod nosem z niesmakiem, uderzając pięścią w stół. Cesarz Imperium znany był ze swojej powszechnej niechęci względem osób wrażliwych na magię, którą nazywał wielkim kłamstwem i przekleństwem śmiertelników.
WWW - Czym dokładnie są te demony? – zapytał Majordomus ignorując uwagę swego władcy – O jakich liczbach tutaj mówimy?
WWW - Nie mamy pojęcia, czym są te istoty – odpowiedział Andarys zgodnie z prawdą – Wiemy jednak, że nie mają pokojowych intencji. Liczby są zatrważające. Już teraz wypełniają całą okolicę portalu. Przyjmujemy, że jest ich około stu tysięcy, a liczba ta ciągle rośni. Pocieszające może być jedynie to, że nie wykazują na obecną chwilę inwazyjnych intencji…raczej się gromadzą.
WWW - Dobre i to – burknął cesarz – Chociaż nie wiem czy to odpowiednie stwierdzenie. Jeżeli to, co tu jest napisane – potrząsł skrawkiem papieru – jest prawdą, to za parę miesięcy będziemy mieli niezłą armię dobijających się do bram Ebonhearth.
WWW - Jeżeli Wasza Cesarska Mość pozwoli – odezwał się Majordomus, robiąc ukłon – Pójdę do Arcymistrza Trzynastu Kręgów i powiadomię go o całej sytuacji. Magowie powinni wiedzieć, co z tym zrobić.
WWW - Tak, to dobry pomysł – Vincent machnął dłonią. Choć nie pałał miłością do magii i magów, to nie mógł ignorować faktu, że była bardzo przydatna i życie byłoby bez niej o wiele trudniejsze niż jest. Do Arcymistrza miał natomiast nawet zaufanie i darzył go sympatią jako człowieka o światłym umyśle, wielkiej wiedzy i krytycznym, w pozytywnym sensie, podejściu do wielu spraw. W tym i magii.
WWW Majordomus wykonał ukłon i opuścił pomieszczenie pośpiesznym krokiem.
WWW - Wasza Cesarska Wysokość – odezwał się posłusznie Andarys – Mam pewną teorię, choć nie wiem…
WWW - Mów – rzekł z mocą Vincent, spinając brwi – Na chwilę obecną jesteśmy w kropce. Ty tam byłeś i wszystko widziałeś. Wiesz najwięcej, a z pewnością więcej niż ja.
WWW Czarnowłosy chrząknął.
WWW - To tylko moje podejrzenie, ale być może… - zawahał się rozważając czy powinien to mówić, ale widząc wzrok cesarza skapitulował – Może winę za to ponosi Adameitowe Dominium?
WWW - Skąd te przypuszczenia?
WWW - Pomijając samą niechęć, którą Adameitowie do nas chowają, to parę dni przed pojawieniem się pierwszych stworów do doliny udała się ekspedycja Adameitowego Dominium.
WWW Wszyscy wiedzieli o napiętych stosunkach między Imperium i Adameitowym Dominium. Ademetowie i Imperialni – jak nazywano mieszkańców Imperium, niegdyś byli jedynym ludem i żyli ze sobą w pokoju. Doszło jednak między nimi do rozłamu ideologicznego. Ademetowie, żyjący na północy, pragnęli zemsty na Wysokich Elfach za długie lata niewoli i żądali zniesienia wszystkich ograniczeń dotyczących badań nad magią, których przestrzegały wszystkie rasy w imię „Postanowień Nowego Porządku” – porozumienia zawartego w celu zapewnienia światu bezpieczeństwa i ładu. Na to jednak nie zgadzali się Imperialni, którzy pragnęli pokojowego współżycia ze wszystkimi oraz mając w pamięci Kataklizm wciąż obawiali się zniesienia ograniczeń wobec badań magicznych sztuk. Naturalnie nie były to jedyne powody, ale te, które przelały czarę goryczy. Doszło do wojny. W jej efekcie Ademetowie zostali zepchnięci i zesłani na odległy, spustoszony kontynent. Pozostałość po dawnym superkotynencie A’lum, któremu kres przyniósł Kataklizm. Tam Ademetowie stworzyli swoje własne magiczne państwo będące magokracją władaną przez najpotężniejszych czarnoksiężników na czele z Wielkim Maginem. Ku zaskoczeniu Imperialnych oraz innych rasa Ademetowie posługując się swoją magią i badając ją bez ograniczeń osiągnęli wymierne korzyści i przekształcili zniszczony kontynent w krainę obfitującą w zieleń. Szybko słabe, dopiero co rodzące się państwo urosło do rangi jednego z mocarstw, poszerzając swoje terytorium o wiele zamorskich koloni. Według wielu wojna między Dominium, Imperium i Królestwem Elfów wisiała na włosku.
WWW - Ekspedycja, powiadasz? – mruknął z namysłem Vincent, gładząc się po brodzie – Skoro Ademetowie czegoś tam szukali to z pewnością miało to jakiś związek z magią. Te skurczybyki znane są ze swoich paskudnych metod. Demony idealnie by mi pasowały do ich wstrętnego charakteru. I wy ich przepuściliście?
WWW Andarys spuścił wzrok.
WWW - Posiadali glejt Dominium. Nie chcieliśmy ryzykować skandalu dyplomatycznego mając na uwadze stosunki między naszymi państwami.
WWW Cesarz pokiwał głową. Nie mógł winić mężczyzny ani nikogo z twierdzy. Na ich miejscu też by ich przepuścił. Kto mógłby wpaść na to, że ci degeneraci pogrążą się tak bardzo w swoim szaleństwie, aby szukać mocy u demonów? Chociaż była to tylko teoria, to miała całkiem sensowne podstawy. Dominium nie miało żadnych sojuszników za to mnóstwo wrogów. Musiało znaleźć silnych sprzymierzeńców albo źródło mocy…
WWW Jakbyśmy mieli niewystarczająco dużo problemów – dodał w myślach. Wielką tajemnicą nie było, że Imperium ostatnimi czasy radziło sobie coraz gorzej i gorzej. Problemy finansowe pogrążały państwowe instytucje. Bieda szerzyła się w wielu metropoliach, a na wsiach panowała prawdziwa nędza. Szlachta i administracja rozkradała wszystko, co się da i nawet Czarne Dłonie – służby odpowiadające za bezpieczeństwo wewnętrzne – miały związane ręce, kiedy przychodziło do konfrontacji z członkami parlamentu, sejmu lub Wielkiej Rady i Świątyni. Panowała napięta sytuacja pomiędzy poszczególnymi wasalami. W powietrzu wisiało widmo wojny domowej. A teraz jeszcze demony.
WWW - Panie – powiedział Andarys – Potrzebujemy pomocy. Każda minuta jest na wagę złota.
WWW Cesarz wstał, kładąc dłoń na ramieniu posłańca. Spojrzał mu głęboko w oczy, a spojrzenie to miało w sobie ciepły, ojcowski płomień.
WWW - Nie martw się. Poślę do Twierdzy Onix jak najszybciej kontyngent wojska. Tymczasem idź i odpocznij. Napij się, najedz i wyśpij. O resztę zatroszczę się już ja.
WWW Czarnowłosy skłonił głową z uniżeniem.
WWW - Dziękuję Wasza Cesarska Mość.
WWW Vincent cofnął dłoń i uśmiechnął się.
WWW - To ja już pójdę. Życzę dobrej nocy.
WWW - Nawzajem, mój Panie – rzekł posłaniec, lecz nie był pewien czy cesarz go usłyszał, gdyż ten szybkim krokiem oddalił się, znikając za wielkimi wrotami.
Kroniki Zagubionego Imperium : Prolog
1
Ostatnio zmieniony pn 03 wrz 2012, 17:09 przez Felik, łącznie zmieniany 3 razy.