Antonim "Chcieć a nie móc"

1
Drzwi były otwarte, więc wszedłem. Pomyślałem, że będzie lepiej, jeżeli z miejsca zacznę sprawiać wrażenie radosnego i swobodnego. W sytuacji takiej jak ta nie ujawnia się zakłopotania; ona zaufała mi tamtej nocy, więc nie mogłem tego zaufania zawieść. Na dodatek żyła we mnie silna potrzeba udowodnienia własnej dojrzałości. Chciałem pokazać, że nie zrobiła nic złego, wchodząc w relacje z pięć lat młodszym.
Było fajnie, ale mimo skrajnego liberalizmu sądziłem, że trzeba to wszystko skończyć. Miałem przeczucie, że my dostaniemy po dupie, a już na pewno jej brat, który ubzdura sobie coś, co wciągnie go w depresję. Nie muszę chyba tłumaczyć dalej czemu czułem się, jakbym stał po kolana w szambie.
Przywitaliśmy się zwyczajnym buziakiem w policzek, co dodało mi otuchy. Odetchnąłem. Teraz największym problemem było rozpoczęcie rozmowy.
Chwilę gadaliśmy o duperelach; zrobiła kawę i poczęstowała mnie papierosem.
Minęło pięć, po czym nagle dziesięć i piętnaście minut. Rozmowa ciągnęła się pięknie, ale niestety niewłaściwym torem. „ Czas złapać byka za jajca” – pomyślałem. Trzeba było się tylko przełamać i prosto z mostu zacząć.
- Generalnie fajnie, że rozmawiamy – powiedziałem – ale chyba nie do takiej rozmowy się ostatnio zbieraliśmy.
Złapałem za kolejnego papierosa. Nie wiem czy chciałem dodać sobie męskości, czy po prostu zaufałem sprawdzonym sposobom na nerwowość. Teraz myślę, że jedno i drugie.
Ona też złapała za paczkę.
- Mów – powiedziała. Wiedziałem, że tak to się skończy. Czas na spowiedź. Tylko szkoda, że standardowo nie przemyślałem swojej sytuacji; chciałem po prostu wrócić to tego co było przed tamtą nocą. Tylko jak jej to powiedzieć? Po ostatnim stwierdziła, że się wzajemnie krzywdzimy, więc myślałem, że mogę zacząć od stwierdzenia:
- Trochę żeśmy pośmigali… - cokolwiek miało ono znaczyć.
Przytaknęła. Znów nastąpiła cisza, ja złapałem za kolejnego fajka i tak dalej. Zacząłem kluczyć między własnymi myślami i zręcznie je wymijać. Po serii kolejnych pytań co ja myślę i po kolejnej serii nerwowych uśmieszków byłem nerwowy dopiero na tyle, by wypluć z siebie wszystko co miałem w głowie…
…Ale dalej musiałem pamiętać o tym, by sprawiać wrażenie. Nie mogłem z grubej rury wyłożyć wszystkiego. Zacząłem więc znowu kręcić, a pomógł mi w tym patos, egzaltacja i seria na prędce skleconych metafor.
To również nie poskutkowało. Poznała, że leję wodę. I tu nastąpił mój wykład ( jakże pięknie okazałem w nim troskę o dziewczynę) o tym jak to nie chcę jej krzywdzić pierwszym lepszym słowem oddającym moje myśli i tak dalej. Nie żeby tak nie było, ale wtedy chciałem raczej namieszać jej na tyle, by była w stanie tylko przytaknąć. Wybrałem złego przeciwnika.
I zaczęliśmy od początku. Nie mogłem już usiedzieć na tyłku: otworzyliśmy kolejną paczkę fajek, ja darłem wszystko co wpadło mi w ręce. Nie myślałem już, tylko klepałem jakieś bzdury o konsekwencjach, różnicach i jej bracie. Reagowała negacją wszystkiego co powiedziałem. Zdałem sobie sprawę, że z tego nie wybrnę. Że czas rozmowę przełożyć na kiedy indziej, tłumacząc się rozkojarzeniem, zmęczeniem i tym podobnymi. Najgorsze, że coraz bardziej dawała mi do zrozumienia swoją chęć jawnej kontynuacji naszych spotkań.
Ja żyłem już tylko tym, by się jakoś oderwać od rozmowy. Oznajmiłem, że na mnie czas, że muszę lecieć, że dziś już to nie ma sensu. Kilka razy wychodziłem z kuchni, kilka razy się żegnaliśmy. Kiedy wyszedłem na klatkę uśmiechnęła się do mnie i delikatnie zagrodziła drogę. Wiedziałem o co jej chodziło, ale za wszelką cenę nie chciałem do tego dopuścić. W głowie miałem burdel większy od tych w Amsterdamie.
Sprowokowała mnie jakimś dzikim tekstem. Teraz po prostu nie chciałem jej urazić.
Przywarliśmy do siebie i wtoczyliśmy się z powrotem do mieszkania. Było mocno i intensywnie, w każdym razie z jej strony. Kompletnie nie mogłem się skupić.
Brnąłem i brnąłem. Wyłączyłem się i już chciałem to ciągnąć dalej. Jedno świdrowało mi w głowie: dzisiejsze gówno to zaledwie mała latrynka, w porównaniu z szambem, z którego będę się musiał wkrótce wydostać.
Ale w sumie…?
Może to gówno prawda i jednak warto się zaangażować?
Ostatnio zmieniony czw 10 sty 2013, 18:25 przez Kajetano, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Tytuł nieco dziwaczny, przyznasz. Maksymalnie go udziwniłeś
Kajetano pisze:Było fajnie, ale mimo skrajnego liberalizmu sądziłem, że trzeba to wszystko skończyć. Miałem przeczucie, że my dostaniemy po dupie, a już na pewno jej brat, który ubzdura sobie coś, co wciągnie go w depresję. Nie muszę chyba tłumaczyć dalej czemu czułem się, jakbym stał po kolana w szambie.
.
a ja bym poprosiła, bo nijak nie mogę pojąć co do tego ma brat i dlaczego miałby się wciągnąć w depresję? Bo siostra "chodzi" z młodszym? Nie można prościej?
Kajetano pisze:„ Czas złapać byka za jajca” – pomyślałem.
Boję się, że po czymś takim łapacz nie żyje. :) Dlatego mówi się łapać byka za rogi, bo wtedy, chociaż teoretycznie, można sobie z tym wielkim problemem poradzić.

Kajetano pisze:chciałem po prostu wrócić to tego co było przed tamtą nocą.
do
Kajetano pisze:Po ostatnim stwierdziła,
Po czym ostatnim? Numerku? Papierosie? Spotkaniu?
- Trochę żeśmy pośmigali… - cokolwiek miało ono znaczyć.
Rozśmieszyło mnie to zdanie. Naprawdę. Dzięki.
Kajetano pisze:ja złapałem za kolejnego fajka
Nastąpiła zmiana rodzaju? Ja używam tego słowa w rodzaju żeński: ta fajka, tej fajki, kolejną fajkę.
Kajetano pisze:Zacząłem kluczyć między własnymi myślami i zręcznie je wymijać.
Tajemnicze stwierdzenie, ale mi się podoba. Kluczyć między własnymi myślami... Hmm
Kajetano pisze:Po serii kolejnych pytań co ja myślę i po kolejnej serii nerwowych uśmieszków byłem nerwowy dopiero na tyle, by wypluć z siebie wszystko co miałem w głowie…
Natomiast to zdanie jest koszmarem. Aaaaa!!!!!!!!!
...byłem nerwowy dopiero na tyle... - Matko i córko! Szyk odjazdowy, sens wstrząśnięty i zmieszany. Co chciałeś powiedzieć? :D
Kajetano pisze: by wypluć z siebie wszystko co miałem w głowie…
…Ale dalej musiałem pamiętać o tym, by sprawiać wrażenie.
Intrygujący wielokropek. Tylko nie rozumiem idei jego zastosowania.
Kajetano pisze:pamiętać o tym, by sprawiać wrażenie.
Jakie wrażenie?
Kajetano pisze:Nie mogłem z grubej rury wyłożyć wszystkiego.
wyłożyć coś, komuś- wytłumaczyć, przedstawić; W tym wyrażeniu jest łagodność sal wykładowych.
z grubej rury - uderzyć, walnąć, wypalić; powiedzieć dosadnie, wprost; W tym z kolei brutalność wnerwionej istoty płci obojga.
Kajetano pisze:- Trochę żeśmy pośmigali… - cokolwiek miało ono znaczyć.
Kajetano pisze:Zacząłem więc znowu kręcić, a pomógł mi w tym patos, egzaltacja i seria na prędce skleconych metafor.
Ze skrajności w skrajność. Rozumiem, on w nerwach, więc sam nie wie, co gada...
Kajetano pisze:I tu nastąpił mój wykład ( jakże pięknie okazałem w nim troskę o dziewczynę) o tym jak to nie chcę jej krzywdzić pierwszym lepszym słowem oddającym moje myśli i tak dalej.
Nawias to ironiczne zmrużenie oka? Po co to nawiasowe wtrącenie? Przecież to samo jest w treści za nawiasem.
Kajetano pisze:Reagowała negacją wszystkiego co powiedziałem.
Negowała wszystko, co powiedziałem. Reagowała negatywnie na wszystko, co powiedziałem.
Kajetano pisze:tłumacząc się rozkojarzeniem, zmęczeniem i tym podobnymi.
tym podobnym
i podobnymi bzdurami
Kajetano pisze:swoją chęć jawnej kontynuacji naszych spotkań.
Co tu robi słowo jawnej? Że chciała, żeby ujawnili swój związek?
chęć kontynuacji? Nie brzmi mi to. chciała kontynuować/ miała ochotę kontynuować/
Kajetano pisze:Kompletnie nie mogłem się skupić.
Brnąłem i brnąłem.
:D
Kajetano pisze:Wyłączyłem się i już chciałem to ciągnąć dalej.
Kiedy rozum śpi...

Aleś namieszał. :) Gdybyś wrzucił w monolog więcej rozmów, kilka tekstów, kawałek jego nawijki o niczym, to bym poczytała z większym zainteresowaniem. Byłoby w tym mięcho takiego spotkania, kiedy oboje wiją się i próbują jakoś wybrnąć z sytuacji i zakończyć ją po myśli. Tylko czyjej myśli?

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
oka, dzięki. ja znów poleciałem na żywioł, bagatelizując potrzebę korekty -_-

[ Dodano: Wto 02 Paź, 2012 ]
i w ogóle słabo: poprawiłem błędy wytknięte i już nie mogę się pochwalić ulepszonym tekstem? ^^

4
Możesz. Jak przyjdzie czas, czyli ile to jest? Dwa tygodnie? Zapomniałam. Wstyd mi, ale zapomniałam.

Poczekaj z tym wrzucaniem na kolejne weryfki. :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Kajetano pisze:generalnie nad czymś jeszcze popracować?
Nad czytelnością. Zmniejszyć efekt estetyczny (czyli ornamenty językowe niczym na straganie jarmarcznym sprzedającym fajności) na rzecz przekazu (obrazu, sensu)

na przykład takie:
Kajetano pisze:Było fajnie, ale mimo skrajnego liberalizmu sądziłem, że trzeba to wszystko skończyć.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

7
Dorapa pobawiła się z tekstem od strony poprawności i nie widzę, co tutaj mogłabym specjalnie dodać. Bardziej więc o formie i hmmmm... fabule?

Brakowało mi zdecydowanie tego dialogu, który oni ze sobą prowadzą. Przyanjmniej po kilka przykładowych fraz, które by mi unaoczniły, jak on o tym wszystkim gada, czym u niego są te wszystkiego metafory itd.
Co więcej to dodałoby życia tej panience. Bo myśli chłopaka jeszcze możemy śledzić, ale ona jest taką trochę marionetką. A mam wrażenie, że w gruncie rzeczy marionetką z niezłym kawałem charakterku.

Niemniej te zmiany zachowania bohatera, zjadające go nerwy są nieźle oddane. Ma to nawet swój klimacik, mimo że nie przepadam za tekstami w stylu "jak z nią zerwać, żeby nie wyjść na gnojka".

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

8
Bohater i zarazem narrator się wstydzi. Że się wstydzi tej kobiety, to OK, ale on się wstydzi czytelnika! Ja bym chciała zrozumieć jego sytuację, jego emocje, cały ten dylemat, ale nie mogę, bo wszystko jest po łebkach, byle szybciej, takie to dla niego krępujące jest.
Myślę, że to powinno być opowiedziane powoli, dokładnie (o uczucia chodzi, nie o detale fizjologiczne) z zaufaniem do odbiorcy. Albo w ogóle. Tak płytko, po wierzchu, nie ma sensu, moim zdaniem.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”