To ja powiem, dlaczego wybrałam Marilyn Monroe.
Nie chciałam nudnej śmierci w domowych pieleszach. Chciałam jakiejś tragedii. Ponieważ nie znoszę historii i polityki, dat, roczników itd., poszłam w stronę sztuki i współczesności. Rozmyślałam nad Morrisonem i Janis Joplin. Potem stwierdziłam, że może fajnie by było jakiegoś mordercę, ale Kuba Rozpruwacz był bardziej legendą niż kimś namacalnym, a ci ciekawsi mordercy wciąż żyją. W ogóle na początku chciałam wziąć Hitlera albo Ewę Braun i zabawić się we wzbudzanie współczucia w czytelnikach. Jakoś wydał mi się ten pomysł kiepski. Powróciłam do Joplin. Wtem na myśl przyszła mi podobna śmierć. I tak jakoś padło na Monroe.
Zgodzę się więc ze stwierdzeniem, że lubię wyraziste postaci. Dodatkowo Monroe była dość rozchwianym emocjonalnie osobnikiem, pełnym sprzeczności, gdzieś tam balansowała na granicy. I to mnie zaciekawiło.
Moja Monroe gada mnóstwo i na dodatek - ponad jedną trzecią monologu własnymi słowami. Oprócz imion, dat i lokacji, to było olbrzymim ułatwieniem z mojej strony.
