91

Latest post of the previous page:

@maciejslu
Dzięki!

Przyznam, że jest to znacznie wyższa liczba, niż się spodziewałem.Wygląda na to, że ten rynek zaczyna powoli coś znaczyć. Wciąż to nie jest wiele w skali kraju, ale powiem szczerze: sądziłem, że proces jego wzrostu będzie przebiegał znacznie wolniej.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

92
smtk69 pisze:
ancepa pisze:Ponad dwa tysiące więcej ludzi, nie tylko weszło na stronę, ale i musiało kliknąć.
Stąd wniosek, że, jak na razie, selfpublishing jest bardziej metodą promocji niż zarobku. Darmowych wydań jak widać rozprowadza się 40 razy więcej niż płatnych...
Nie zapominaj, że autor ebooka dostaje 2 - 4 razy więcej, niż autor papierowy, więc finansowo na pewno nie jest tak źle, nawet przy znacznie mniejszej ilość sprzedanych egzemplarzy.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

93
padaPada pisze:Nie zapominaj, że autor ebooka dostaje 2 - 4 razy więcej, niż autor papierowy, więc finansowo na pewno nie jest tak źle, nawet przy znacznie mniejszej ilość sprzedanych egzemplarzy.
Nie zapomniałem. Ebooki o których wspomina Maciej są po 10 zł, połowa dla autora. Jeszcze po drodze niknie vat. 700 egz x 5 = 3500 zł. Zarobek z 4 książek przez 9 miesięcy...

Przy takich kwotach to dla mnie ebook jednak pozostaje jedynie w ramach promocji.

Niezłej być może, ale skończmy z mitem zarobku :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

94
Joanna Łukowska (mam zgodę Autorki na publikację tej informacji) sprzedała (dotyczy wyłącznie utworów płatnych! w naszej ofercie są dwa tytuły od grudnia 2011 i dwa - od marca 2012, czyli razem - cztery pozycje) od grudnia 2011 do końca września 2012 nieco ponad 700 licencji (łącznie wszystkich czterech tytułów).

Macieju
, tylko trzeba chyba znowu przypomnieć niezorientowanym różnicę między self-publishingiem a ebookiem wydanym przez wydawnictwo ebookowe. Joanna Łukowska, jeśli dobrze kojarzę, nie jest self-publisherką, a te dane dotyczą sprzedaży przez wszystkie kanały dystrybucji, prawda?

Patrząc na liczby - zgadzam się z którymś z przedmówców: w tej chwili darmowy ebook, zwłaszcza antologia ebookowa, to dobry sposób na promocję (antologia dlatego, że wszyscy autorzy w jakiś tam sposób angażują się w reklamę książki, co ją nagłaśnia skuteczniej niż wysiłki jednej osoby :) ). Natomiast płatny ebook jest, wciąż jeszcze, publikacją mocno niszową. Powiem z ręką na sercu, że patrząc na podane tu wyniki sprzedaży, JA mam silną pokusę, żeby machnąć ręką i udostępnić swoją następną książkę do ściągania za darmo.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

95
Ignite pisze: Powiem z ręką na sercu, że patrząc na podane tu wyniki sprzedaży, JA mam silną pokusę, żeby machnąć ręką i udostępnić swoją następną książkę do ściągania za darmo.
Dokładnie. Ostatecznie wydaje się to bardziej opłacalnym przedsięwzięciem (chociaż nie do skonsumowania zaraz i natychmiast)
http://ryszardrychlicki.art.pl

97
padaPada pisze:Swoją droga, to trochę zboczone chwalić się ilością ROZDANYCH ZA DARMO rzeczy. Świat stanął na głowie...
Niby tak ;), ale zważywszy jak wygląda kwestia ściągania honorariów od niektórych papierowych wydawców, sprawa robi się może nie mniej nagłowiestojąca, ale... bardziej perwersyjna.

Co do antologii miałam powiedzieć dokładnie to, co Ignite - że każdy z autorów ma już jakiś tam swój krąg czytelników, co też zwiększa liczbę zainteresowanych.
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

98
Na moje nieszczęście uległem pokusie zajrzenia do tego tematu i naszło mnie parę przemyśleń. Postaram się być w miarę powściągliwy jednak :).
Cała sprawa przypomina mi nieco temat nowej wersji protokołu IP. Jak się Internet zaczynał rozrastać zaczęto wstępnie (i zasadnie) panikować z powodu ograniczeń starej wersji. W końcu doczekaliśmy się nowej działającej parę lat temu. W międzyczasie radzono sobie modyfikacjami starego i skutek jest taki, że około 90% dostawców Internetu w Europie, Azji i na bliskim wchodzie nie widzi problemu w starym. Nowy już niby jest ale prawie nikt go nie używa. Ostatnio parę większych firm internetowych zaczęło go propagować i pewnie sieci komórkowe coś ruszą w tym temacie z racji pojawienia się tabletów, smartfonów itp. Tylko, że wszystko zaczęło ruszać gdzieś jeszcze w latach 90 poprzedniego stulecia. Potrzeba było paręnaście lat, żeby coś drgnęło. Nowe wyprze stare. Nie ma wątpliwości. Ale na wszystko musi przyjść czas. Na stu ekspertów pięciu trafi z prognozami i będą z tego żyć choćby potem już do końca życia tylko się mylili. Tak to już jest z ekspertami, doradcami i konsultantami. Jak z totolotkiem. Albo się trafi, albo się nie trafi.
Zastanawiam się od jak dawno temat książki elektronicznej pojawił się na tym forum. Od jak dawna pojawił się w ogóle w świadomości czytelników, a przede wszystkim masowych czytelników. Zerknąłem na starsze tematy na forum i trafiłem nawet na dynamiczną polemikę, która zaczęła się w styczniu 2010 roku. Niedługo minie trzy lata. W międzyczasie technika poszła do przodu, podobna tanieją czytniki, coraz więcej tytułów jest dostępnych w wersji elektronicznej. I co? I nic jak się okazuje. Jak dla mnie rynek książki technicznej bardzo dobrze się sprawdza w takiej formie. Przynajmniej w niektórych dziedzinach. Dostaję miesięcznie kilkaset stron materiałów w postaci elektronicznej. Pojemny dysk i wyszukiwarka pełnotekstowa i jestem szczęśliwy. Ale beletrystyka? Niestety księgarnia nadal jest dostępna dla wszystkich a czytniki niekoniecznie. A nawet jeśli ten czytnik za 50 zł będzie leżał na półce to i tak spora część czytelników po niego nie sięgnie. Bo nie, bo opór materii, bo bezwład przyzwyczajeń. Jeden z tu obecnych autorów napisał kiedyś w jednym z tematów o tym jaki ma udział wydań elektronicznych w porównaniu do całkowitej sprzedaży. A nie jest to anonim taki jak my, tylko autor, którego książkami można by już jakąś półeczkę zapełnić. Ma grono swoich stałych czytelników. I co? Wciąż nic! To był promil, za który można stracić prawo jazdy, ale wyżywić się już nie.
Tak się zastanawiam co mógłby serwis Virtualo (lub inny podobny) zapewnić takiemu autorowi, żeby skorzystał z ich usługi? W jaki sposób jest w stanie przelicytować klasycznego wydawcę?
W moich oczach to nie my, początkujący (a czasem już zaawansowani) prawie pisarze potrzebujemy usług łatwego wydawania (wszystko jedno czy to będzie książka elektroniczna czy SP, czy jakikolwiek inny klon) tylko taki wydawca potrzebuje tanich pisarzy. Bo na droższych go nie stać. Pozostaje mu więc liczyć, że skoczy w ilość i gdzieś w końcu trafi w dobry czas z dobrym tytułem i wszystko odpali. A do tego czasu przeniesie koszty na piszącego, albo zaproponuje formę wydania minimalizującą jego koszty własne. I byłbym chyba gotów się założyć, że jeśli jakiś tytuł odpali to zgłosi ochotę wydania go w formie papierowej. Taki inkubator brzydkich kaczątek mający szansę żyć z naszych marzeń o byciu łabędziem:). A jak się jakiś łabędź trafi to chętnie pofruniecie na jego skrzydłach.
To wydawanie wszystkich oczywiście zwiększa szansę wydawcy na trafienie w końcu na coś ciekawego. Ale to coś ciekawego ma niestety szansę utonąć szarej masie. Większość tekstów ma słaby poziom literacki. A poziom redakcji dał o sobie znać niedawno przy publikacji na tym forum fragmentu tekstu jednej z chętnie publikowanych elektronicznie (nie wiem czy równie chętnie czytanej) autorki kryminałów. I w mojej subiektywnej ocenie cała krytyka językowo-redakcyjnego poziomu tekstu nie była jedynie odwetem zazdrośników.
Polecam koledze (a może kolegom) z Virtualo prześledzić tego typu tematy. Wam może rozjaśni to nieco w głowach, a nam oszczędzi po raz kolejny słuchania o darmowym ISBN, promocji, opiece itp. Być może nie wszystkie przypadki pojawiły się akurat w waszej ofercie ale kiedyś przejrzałem parę serwisów tego typu i widzę, że to jazda obowiązkowa. Wybaczcie szczerość, ale jedyne co zapewniacie i w czym macie przewagę nad papierowymi wydawcami to łatwość wydania.
Książka elektroniczna pewnie w końcu zdobędzie przewagę nad papierową również w beletrystyce. Ale kto może wiedzieć kiedy? Może jutro się coś wydarzy. Ale bardziej prawdopodobne, że trzeba będzie poczekać na zmianę pokoleniową. Na zasilenie masy produkcyjnej naszego społeczeństwa osobnikami, które aktualnie łykają nowinki techniczne jako świat zastany. Czyli krótko mówiąc młodzieży. Dla nich to będzie naturalne. Ale na to trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
Z drugiej strony wtedy będzie was stać na prawdziwych redaktorów, grafików i obsługę techniczną. Może zaczniecie działać jak normalne wydawnictwo.
Wybaczcie ton wypowiedzi, ale osłabia mnie takie zaklinanie rzeczywistości i robienie ludziom wody z mózgu. Kiedyś maciejslu (wybacz, że Cię tu przywołuje, ale byłeś chyba prekursorem wydań elektronicznych jeśli chodzi o to forum) uruchomił kampanię reklamową swojego serwisu na tym forum. Odkąd przestał reklamować, a zaczął się udzielać i informować okazało się, że to sympatyczny człowiek, który ma często coś ciekawego do powiedzenia. Każdy może zrobić ze swoim tekstem co chce, ale mam wrażenie, że szukacie taniej siły roboczej, która napędzi wasz interes. Chcecie autorów, chcecie tekstów. A w zamian? Mgliste obietnice jak u doradcy finansowego, który chętnie za prowizję rozporządza cudzym majątkiem.
Chociaż uczciwie trzeba przyznać, że nawet te podane przez Macieja (czy ja mogę pisać „Maćka”? bo trochę mi to staromodnie brzmi:) świadczą chyba o tym, że jednak Rewolucja jakoś tam w końcu odpaliła. Może empiku jeszcze nie zmiecie ale jakiś ruch jednak jest. Mam nadzieję, że daje Wam to przynajmniej satysfakcję z czasu i pracy jaką poświęciliście na uruchomienie.

99
Seener pisze:Kiedyś maciejslu (wybacz, że Cię tu przywołuje, ale byłeś chyba prekursorem wydań elektronicznych jeśli chodzi o to forum) uruchomił kampanię reklamową swojego serwisu na tym forum. Odkąd przestał reklamować, a zaczął się udzielać i informować okazało się, że to sympatyczny człowiek, który ma często coś ciekawego do powiedzenia.
Bardzo dziękuję za miłe słowa :-)
Seener pisze:Chociaż uczciwie trzeba przyznać, że nawet te podane przez Macieja (czy ja mogę pisać „Maćka”? bo trochę mi to staromodnie brzmi:) świadczą chyba o tym, że jednak Rewolucja jakoś tam w końcu odpaliła. Może empiku jeszcze nie zmiecie ale jakiś ruch jednak jest. Mam nadzieję, że daje Wam to przynajmniej satysfakcję z czasu i pracy jaką poświęciliście na uruchomienie.
Maciek może być ;-)

A co do owej, wspomnianej przez Ciebie, "rewolucji"... Podam taki przykład - pamiętam, jak po pierwszym miesiącu działalności serwisu Głos Wielkopolski opublikował tekst o nas (dla zainteresowanych: http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/ ... ,id,t.html) i w ciągu JEDNEGO DNIA zarejestrowało się 17 nowych użytkowników. Euforia!

Pamiętam, jak cieszyłem się 30 stycznia tego roku, że na moje imieniny zarejestrował się 600 użytkownik. W osiem miesięcy 600 osób. Euforia!

Potem pamiętam akcję z opowiadaniami Romka Pawlaka i chyba dwustu nowych użytkowników w trzy tygodnie. Euforia!

Niedawno przekroczyliśmy liczbę 2 100 użytkowników, czyli od końca stycznia do końca października (9 miesięcy) przybyło 1 500 osób (a poprzednio, przypomnę, w ciągu 8 miesięcy - osób 600). Euforia!

Pamiętam, jak podpisywaliśmy pierwszą umowę dystrybucyjną. Euforia! I to jaka! Teraz mamy podpisane takie umowy chyba ze wszystkimi dystrybutorami ebooków w Polsce. I też euforia!

Teraz robimy podsumowanie pierwszego roku działalności Oficyny Wydawniczej RW2010. I okazuje się, że w ciągu jednego roku wydaliśmy (wydamy, gwoli ścisłości, bo listopad i grudzień - to premiera praktycznie co tydzień) ponad 40 tytułów. Też euforia :-)

Tu od razu odpowiem -
Ignite pisze:Macieju, tylko trzeba chyba znowu przypomnieć niezorientowanym różnicę między self-publishingiem a ebookiem wydanym przez wydawnictwo ebookowe. Joanna Łukowska, jeśli dobrze kojarzę, nie jest self-publisherką, a te dane dotyczą sprzedaży przez wszystkie kanały dystrybucji, prawda?
- tak, Joanna nie jest self-publisherką, choć moim zdaniem wywodzi się z tego kręgu.

Podsumowując - rewolucja nie jest może aż tak "rewolucyjna", jak bym sobie tego życzył i chyba zgadzam się z kilkoma naszymi najbliższymi przyjaciółmi i krytykami, że być może zaczęliśmy o rok za wcześnie, ale mnie się jakoś tak w głębi duszy wydaje, ze... lepiej zacząć o rok za wcześnie, niż o dzień za późno ;-)

A Empiku nie zmieciemy, bo... sprzedajemy nasze ebooki także w ich księgarni :-)

[ Dodano: Sro 07 Lis, 2012 ]
Seener pisze:Tak się zastanawiam co mógłby serwis Virtualo (lub inny podobny) zapewnić takiemu autorowi, żeby skorzystał z ich usługi? W jaki sposób jest w stanie przelicytować klasycznego wydawcę?
Terminy oczekiwania na odpowiedź - u nas to maksymalnie dwa tygodnie. Udział procentowy w zyskach ze sprzedaży - u nas to 50%. Czas prac nad książką - u nas najkrócej trwała praca nad "Kucykami" (11 dni od złożenia pierwszej wersji komputero-pisu do publikacji). Ogólnopolska dystrybucja. I dobry kontakt z każdym Autorem, który zechciał nam zaufać.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

100
Macieju, tak z głupia frant zapytam: nie myśleliście o rozszerzeniu z czasem swojej działalności tak, żeby niektóre pozycje były drukowane także na papierze - powiedzmy na początek druk cyfrowy w małych transzach i sprzedaż wysyłkowa przez Waszą księgarnię? Czy z kalkulacji wynika, że to kompletnie nieopłacalna zabawa?
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

101
Myśleliśmy na początku i... nie podjęliśmy tego tematu.

Powodów jest kilka.

Po pierwsze - rok temu firmy działające w sektorze POD (print on demand) miały bardzo złą sławę (teraz chyba też nie jest lepiej w tej materii...), a my nie chcieliśmy za taki twór uchodzić.

Po drugie - nie mieliśmy pieniędzy na inwestycje inne, niż strona internetowa i system sprzedaży, a cały cykl produkcji książki papierowej jest szalenie kosztochłonny.

Po trzecie - w powiązaniu z drugim - problemu logistyczne, takie jak transport, powierzchnie magazynowe i problemy natury finansowej; bardzo wiele mówiło się w owych czasach na przykład o problemach z płatnościami ze strony Empiku.

Po czwarte - nisza rynkowa; wydawnictw "papierowych" jest sporo, nie chcieliśmy bez sił i środków wdawać się w boje konkurencyjne, a na rynku ebooków było - delikatnie mówiąc - pusto.

No i po piąte - nowatorskość pomysłu i realna idea stania się prawdopodobnie pierwszym polskim wydawnictwem skupionym wyłącznie na ebookach wydała się nam szalenie atrakcyjna; i nadal taka się nam wydaje ;-)

Reasumując - chcieliśmy zrobić profesjonalne wydawnictwo, przyjazne Autorom i nie mnożące kosztów, bazujące na nowych technologiach. Na razie nie wszystko jeszcze nam się udało, ale teraz na zmianę profilu według mnie trochę nie czas. Wiem, że niektórzy z "zaprzyjaźnionej konkurencji" weszli na rynek druku, ale nas to nie kusi. Wiemy, że być może są tam większe pieniądze "do wyjęcia" (co dla nas nie jest głównym kryterium), ale i większe ryzyko wtopienia kapitału (co z racji jego zasadniczego braku jest dla nas przeszkodą nie do pokonania). No i wolimy iść własną ścieżką ;-)
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

102
Seener pisze:Zerknąłem na starsze tematy na forum i trafiłem nawet na dynamiczną polemikę, która zaczęła się w styczniu 2010 roku. Niedługo minie trzy lata. W międzyczasie technika poszła do przodu, podobna tanieją czytniki, coraz więcej tytułów jest dostępnych w wersji elektronicznej. I co? I nic jak się okazuje.
Dziwne, bo ja widzę dokładnie coś przeciwnego. Postęp w ciągu ostatnich trzech lat jest ogromny. Jeżdżę do pracy warszawskim metrem i trzy lata temu nikogo z e-czytnikiem tam nie uświadczyłeś, a teraz nierzadko trzy osoby w jednym wagonie. Oczywiście Warszawa to nie cała Polska, ale jest pewnym probierzem tego, co będzie w całej Polsce, tylko z opóźnieniem. Oczywiście, e-czytaczy jest jeszcze mało w stosunku do ogółu czytaczy, co może sprawiać błędne wrażenie, że e-czytanie nie ma znaczenia. Tymczasem trzeba wziąć pod uwagę niesamowite tempo w jakim rozwija się ten segment - jeszcze niedawno startował od zera, wciąż jest malutki, ale pęcznieje kilkadziesiąt (kilkaset?) procent rocznie i w nie tak odległej perspektywie stanie się mainstreamem :)

Na świecie książka i prasa elektroniczna to przyszłość, Amazon sprzedane więcej ebooków niż paperbacków, czytnik Kindle ma miliony użytkowników i fabryki nie nadążają z jego produkcją (na najnowszy model czeka się miesiąc w USA). Taka ikona prasy jak amerykański Newsweek od 2013 roku rezygnuje z papieru i przechodzi na wersję elektroniczną. Nas też to czeka, tylko po prostu później...
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis znaleziony w sieci...

103
dziko pisze:Dziwne, bo ja widzę dokładnie coś przeciwnego. Postęp w ciągu ostatnich trzech lat jest ogromny. Jeżdżę do pracy warszawskim metrem i trzy lata temu nikogo z e-czytnikiem tam nie uświadczyłeś, a teraz nierzadko trzy osoby w jednym wagonie. Oczywiście Warszawa to nie cała Polska, ale jest pewnym probierzem tego, co będzie w całej Polsce, tylko z opóźnieniem.
Osobiście właśnie dziś kupiłem czytnik. Byłem przeciwny, bardzo przeciwny, ale niestety muszę przyznać - oto przyszłość.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

104
Ja myślę, że tu nie istnieje kwestia tego czy ten rynek się rozwinie - rozwinie z całą pewnością.
Problem widzę (osobiście) w pewnym myśleniu, które będzie trzeba dopiero zmienić. Kupno czytnika to jedno. Nijak nie musi się to przekładać na sprzedaż ebooków.

Po pierwsze: z obserwacji moich znajomych wynika, że ci, którzy mają czytniki i tak czytają na nich rzeczy wydane wcześniej na papierze. Ergo: brak jest tego elementu gotowości do zaryzykowania i kupienia czegoś "dziwnego". Cóż z tego, że w każdym wagonie metra są trzy czytniki, skoro ludzie czytają na nich Lema albo skrypty akademickie?

Po drugie: piractwo. Rzecz w tym, że większość ludzi wybierze "ściągnij" zamiast kup. Często chociażby z tej banalnej przyczyny, że to pierwsze jest szybsze i łatwiejsze. I, niestety, ja na dzień dzisiejszy nie widzę tu rozwiązania. Przykład ACTA pokazał, że ludzie będą walczyć z wszelką formą inwigilacji (choćby nawet taką, której do końca nie rozumieją) i w tej batalii dobro autorów nikogo nie obchodzi.

Mimo wszystko przyznaję: cyfry podane przez Maćka (też pozwolę sobie na poufałość) robią wrażenie.

Ale.
Moim zdaniem taki rynek powinno się budować od góry. Tzn. zaczynając od literackich tuzów - tych, którzy rzeczywiście mają na niego wpływ. Nie dostrzegam tego. Owszem, Pilipiuk ma ebooki, ktośtam ma ebooki. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie moje zainteresowanie rynkiem literackim, pewnie miałbym bardzo mgliste pojęcie o takich banałach jak na przykład sposób kupna ebooka.

Na banerach nadal reklamuje się książki papierowe. W gazetkach empikowych, czy innych trafficowych także segment ebooków niemal nie istnieje. To jest w gruncie rzezy prosta sprawa (np. wydając nową książkę Rowling dzień wcześniej na ebooki niż na papierze mogłoby moim zdaniem zrobić więcej roboty niż kilka lat mozolnego budowania rynku).

Czuję, że się powtarzam, ale rok lub dwa temu napisałem tu dlaczego, nie zdecydowałbym się jako debiutant na ebooka. Niestety, trzon mojej argumentacji, mimo tego rozwoju, wcale się nie zmienił.

Ja, jako nieznane nazwisko, nie wypromuję formy ebookowej. A Wy, niestety nie jesteście w stanie wypromować mnie, tak jak zdolna jest do tego pewna liczba wydawnictw w Polsce.
Co więcej, dynamika Internetu jest taka, że ja wiem, że moja książka, jeśli pojawiłaby się w necie, ma przed sobą znacznie krótszy żywot (a przynajmniej coś w rodzaju "okresu świetności), niż na półce w księgarni.

Rozumiem łatwość, którą daje takie wydanie. Rzecz jednak w tym, że dla autora początkującego i ambitnego, łatwość takiego wydania to nie jest wielka zachęta. Bo na dobra sprawę oznacza selekcję negatywną (zgarniamy ten plon, który inni zostawili w nadziei, że przegapili skarb).
Tymczasem osoby, których celem w pisaniu jest coś więcej niż zobaczenie bajek babci albo pochwalenie się wydaniem swoich przepisów będą naturalnie ciążyć w stronę tych miejsc, gdzie będą się spotykać (choćby tylko na tej samej półce, ze wspólnym znakiem wydawcy) z nazwiskami większymi od siebie.

Reasumując ten mój przydługi bełkocik:
Super, że Romek Pawlak, czy inni autorzy papierowi dostrzegają i korzystają z tej formy dystrybucji. Tylko że dla mnie ma to sens tylko w momencie, gdy wcześniej już się coś ugrało na rynku papierowym, a teraz sobie "eksperymentujemy".

Acz, przyznam, czekam na moment, gdy będzie to rynek na tyle znaczący, że debiut tam będzie rzeczywiście dawał perspektywy, o których dziś mówimy tylko w teorii.


Dodałbym jeszcze jedną małą rzecz z boku: wydaje mi się, że pójście w papier wydawnictwa ebookowego to nie jest dobry pomysł. Jest jasne, że w takiej formie da się wydać (i zarobić na nich) mniej pozycji. Zaś sytuacja, w której część autorów wydajemy papierowo, a część tylko ebookowo doprowadzałaby do potwierdzania przez takiego wydawcę stereotypu, z którym stara się walczyć. Że papier jest bardziej prestiżowy od ebooka. Mówiąc krótko: strzał we własną stopę.

Oczywiście POD, byłby już w ogóle dramatyczną sprawą i chyba zabójstwem dla marki.

[ Dodano: Sro 07 Lis, 2012 ]
Ach. Generalnie podpisuję się także pod słowami Seenera. Mocne, ale niestety wiele tych argumentów ma bardzo wiele sensu.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

105
TadekM pisze:Po pierwsze: z obserwacji moich znajomych wynika, że ci, którzy mają czytniki i tak czytają na nich rzeczy wydane wcześniej na papierze.
No, to jest akurat w miarę logiczne - według mojej wiedzy pierwszą książką, która ukazała się oficjalnie, nie jako self-pub, wyłącznie w wersji elektronicznej, bez swojej wersji papierowej, jest "Znajda" Łukowskiej.
TadekM pisze:Po drugie: piractwo. Rzecz w tym, że większość ludzi wybierze "ściągnij" zamiast kup. Często chociażby z tej banalnej przyczyny, że to pierwsze jest szybsze i łatwiejsze.
Piractwo jest problemem, z którym jednak można spróbować zawalczyć. W każdym razie - my próbujemy ;-)

Podam Ci tutaj prosty przykład - dzięki podpisanej z chomikuj.pl umowie zaraz po wydaniu dwóch eboooków Romka zablokowaliśmy dostępne w tym serwisie "wersje elektroniczne" tych dwóch Jego książek, będące w gruncie rzeczy niczym innym, jak piractwem. I to w dodatku - piractwem z wydania PAPIEROWEGO. I było tego - bagatela! - jakieś 130 "wersji"...

A więc - piractwo nie dotyczy tylko ebooków, ale również wersji papierowych.
Mimo wszystko przyznaję: cyfry podane przez Maćka (też pozwolę sobie na poufałość) robią wrażenie.
:-) (to o tej "poufałości")
TadekM pisze:Moim zdaniem taki rynek powinno się budować od góry. Tzn. zaczynając od literackich tuzów - tych, którzy rzeczywiście mają na niego wpływ. Nie dostrzegam tego. Owszem, Pilipiuk ma ebooki, ktośtam ma ebooki.
Święte słowa! Andrzej Pilipiuk - choć pewnie zabiłby mnie, gdyby to przeczytał - wbrew pozorom, jakie stara się stworzyć i wbrew temu, co stara się nam wszystkim wmówić, jest jednym ze współtwórców rynku ebooków w Polsce. Romek Pawlak (jeszcze raz wielkie dzięki dla Niego!) podobnie. Ale prawdziwy przełom nastąpi wtedy, kiedy osoby tego pokroju, co dwaj wyżej wymienieni Autorzy, zdecydują się na wydanie swojego najnowszego dzieła najpierw jako ebooka (albo - cóż za śmiałe marzenie - wyłącznie jako ebooka).
TadekM pisze:Na banerach nadal reklamuje się książki papierowe. W gazetkach empikowych, czy innych trafficowych także segment ebooków niemal nie istnieje.
No, to akurat też prostu wytłumaczyć - książka papierowa jest droższa, jej "produkcja" kosztuje więcej, ale i zysk ze sprzedaży jest większy, więc bardziej opłaca się zainwestować w reklamę właśnie jej, bo "stopa zwrotu" daje jeszcze szansę na zarobek.
TadekM pisze:To jest w gruncie rzezy prosta sprawa (np. wydając nową książkę Rowling dzień wcześniej na ebooki niż na papierze mogłoby moim zdaniem zrobić więcej roboty niż kilka lat mozolnego budowania rynku).
Gdybyż pani Rowlings zechciała to przeczytać i gdybyż na sercu leżała Jej sprawa budowania rynku ebooków...
TadekM pisze:A Wy, niestety nie jesteście w stanie wypromować mnie, tak jak zdolna jest do tego pewna liczba wydawnictw w Polsce.
To, niestety, gorzka prawda; wydawnictwa tradycyjne, działające na rynku od wielu lat, mają swoje dojścia do mediów i maja środki na promocję. My raczej skazani jesteśmy na media społecznościowe, portale tematyczne, rekomendacje znajomych i współpracę z serwisami czytelniczymi. Ale... może już niedługo o jakimś ebooku powiedzą w telewizji śniadaniowej? Ja się o to staram już od pół roku mniej więcej i chyba jestem już bliżej, niż dalej ;-)
TadekM pisze:Dodałbym jeszcze jedną małą rzecz z boku: wydaje mi się, że pójście w papier wydawnictwa ebookowego to nie jest dobry pomysł. Jest jasne, że w takiej formie da się wydać (i zarobić na nich) mniej pozycji. Zaś sytuacja, w której część autorów wydajemy papierowo, a część tylko ebookowo doprowadzałaby do potwierdzania przez takiego wydawcę stereotypu, z którym stara się walczyć. Że papier jest bardziej prestiżowy od ebooka. Mówiąc krótko: strzał we własną stopę.
Zgadza się. Dlatego by nie "różnicować" Autorów, a także z pięciu wymienionych wyżej przeze mnie (w jednym z poprzednich wpisów) powodów - na razie rynek książki papierowej nie jest w kręgu naszych zainteresowań.

A na zakończenie - mała dygresyjka; rok temu dyskusja o ebookach tak rzeczowa, spokojna, pełna argumentów z obu stron, acz kulturalnie podawanych i wreszcie z jakimiś "informacjami zwrotnymi" z rynku nie mogłaby się odbyć. To jeszcze jeden dowód na to, że rynek rośnie w siłę ;-)
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

106
Z tego co obserwuję, w przypadku książek spora część odbiorców jednak woli papier i jest skłonna wydać swoje ciężko zarobione pieniądze tylko na papier (nawet jeśli jest to większy wydatek). Co innego prasa (którą po przeczytaniu zwykle przeznaczamy na makulaturę), a co innego książka. Wydanie danej pozycji tylko w ebooku zawęża krąg potencjalnych nabywców - w tej chwili jeszcze bardzo mocno (patrząc na zamieszczone tu cyfry). Ja, będąc mało znanym, niszowym autorem, widzę dramatyczną różnicę między odzewem na papierową książkę wydaną w 2011 a odzewem na wydanego w 2012, reklamowanego, stosunkowo dobrze nagłośnionego ebooka. Przy założeniu, że pisze się dla czytelników, to jest spora różnica, czy pisze się dla 1000-2000 odbiorców, czy dla 100-200. A w każdej recenzji powtarza się: ale czemu to nie wyszło na papierze?
Zaś sytuacja, w której część autorów wydajemy papierowo, a część tylko ebookowo doprowadzałaby do potwierdzania przez takiego wydawcę stereotypu, z którym stara się walczyć. Że papier jest bardziej prestiżowy od ebooka.
Ależ dopóki ebooka dużo łatwiej i taniej jest wydać niż książkę papierową, dopóty będzie mnóstwo słabych pozycji ebookowych. JEST mnóstwo słabych pozycji ebookowych. Obawiam się, że wydawnictwo ebookowe, które chciałoby obalać ten stereotyp, musiałoby iść w kierunku ostrzejszej selekcji.

Natomiast dynamiczny rozwój serwisu RW2010 napawa optymizmem :)
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”