16

Latest post of the previous page:

Kołysanka


Huśtawka śmignęła kolejny raz w górę, w dół, potem znowu w górę i znowu w dół. Za każdym razem odrobinę wyżej. I coraz szybciej. I wyżej. I coraz szybciej. Metalowe zawiasy, na których była zamontowana klatka do siedzenia, skrzypiały w coraz bardziej szalonym rytmie. Niczym orkiestra, która gra ostatni numer i chce zrobić oszałamiające wrażenie na publiczności.
- Starczy. Tatuś musi chwilę odpocząć.
Jan odchylił głowę do tyłu i wziął głęboki wdech.
Wariackie staccato metalowych spawów zaczęło wyraźnie zwalniać. Huśtawka szła coraz niżej. I coraz wolniej.
- Tatusiu?
- Co, Elu?
- Ne gadapi mundi swore ri ri ri.
Jan spojrzał zdziwiony w stronę Eli. Zamiast roześmianej twarzyczki dziecka, zobaczył twarz starej, pomarszczonej kobiety. W oczach mężczyzny pojawił się strach wymieszany ze zdumieniem. Po chwili poczuł jak małe rączki córeczki zaciskają mu się na szyi z nadludzką siłą. Powoli tracił przytomność. Siniał. Otworzył usta i z trudem próbował łapać oddech. Filigranowe dłonie dziewczynki ani na moment nie luzowały żelaznego zacisku na szyi ojca.
Oderwał dłoń od poręczy huśtawki i zacisnął ją w pięść. Zamachnął się. I cios poszedł w powietrze. Nie mogę jej uderzyć. Przecież to moje dziecko. Moje ukochane maleństwo. Nie mogę go skrzywdzić.
- Badabi du gomre.
Jan siedział na plaży. Tuż przed nim mała Ela bawiła się w piasku. Mimowolnie odchylił się do tyłu i złapał się za szyję. Otworzył usta. Nie mógł mówić. Spojrzał raz jeszcze na dziecko i odetchnął z ulgą. Znów zobaczył roześmianą twarzyczkę swojej córeczki. A więc to tylko sen, pomyślał. Dzięki Bogu. Zbliżył się do małej i wziął ją na ręce. Uśmiechnęła się. Odwzajemnił się tym samym i pogładził ją po główce.
- Kocham cię, tato, ale zgnijesz od środka. Robaki zjedzą cię żywcem. Tak jak mnie. Patrz, już mi wychodzą z buzi.
Jan wzdrygnął się. Z ust Eli zaczęły wypełzać białe ruchliwe czerwia.
- Karda ba maszir.
Po chwili podszedł do nich mężczyzna ubrany w garnitur i zabrał małą z rąk ojca.
- Chodź ze mną, córeczko - powiedział nieznajomy i zaczął oddalać się nieśpiesznie.
Jan spojrzał w ich stronę i złapał się za brzuch, z którego zaczęła wydostawać się robaki. Stracił przytomność.
Wicki obudził się zlany potem. Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Leżał na łóżku obok żony. We własnym pokoju. Co za koszmar, pomyślał. Muszę się napić. Prędko. Gdzie jest szklanka z wodą? Podniósł się na łokcie i zapalił nocką lampkę. Wstał.
- Coś się stało? - usłyszał za plecami zaspany głos Danuty.
- Nie, śpij spokojnie. Wszystko w porządku. Idę napić się wody. Zaschło mi gardle.


- Spotkajmy się za pół godziny. Tam gdzie zawsze. No, to do zobaczenia.
Jan odłożył słuchawkę i wstał z fotela.
- Gdzie jedziesz? Mówiłeś, że masz dziś wolne.
- Bo mam. Idę spotkać się z Pawłem. Będę przed czwartą. Cześć Danka.
Wicki wyszedł na korytarz i zerknął przez uchylone drzwi do pokoju córeczki. Ela leżała w łóżeczku i spała. Znów jest chora, pomyślał. To już chyba trzeci, czy czwarty raz w tym roku, to dopiero początek marca. Biedne dziecko.


Cholerne korki. Mogliby skończyć wreszcie ten remont. Męczą się z nim już siódmy miesiąc. Porażka. Za co oni biorą te pieniądze. Za siedzenie na tyłkach? No jedź, na co czekasz. Na zbawienie?
Wicki wrzucił dwójkę i skręcił w prawo. Chuj, pojadę naokoło. Będzie szybciej.
Za dziesięć druga. Spóźnię się. Trudno. Przynajmniej mam czas, żeby się zastanowić, co mu mam powiedzieć. A czego lepiej nie mówić. I jak w ogóle zacząć rozmowę. Słuchaj, Paweł, mam ciekawą propozycje. Krzywy oferuje mi niezłą łapówkę w zamian za współpracę Dać się skusić czy nie? Kurwa! Albo inaczej. Wiesz, mogę dorobić. U jednego z miejskich bandziorów. Moją roczną pensję. Jeszcze lepiej.
No, ale co tu powiedzieć? Gość chce dać mi łapówkę. I to niemałą. Nic nie muszę robić. Tylko milczeć. W sumie nic złego. A pieniądze są mi, to znaczy nam, teraz strasznie potrzebne. Ela ciągle choruje. Biedne maleństwo. Lekarz mówi, że to normalne u dzieci w jej wieku, ale nie wierzę mu. Konował jeden. Trzeba ją wysłać do jakiegoś specjalisty, żeby ją porządnie zbadał. A potem niech jedzie razem z Danutą do dobrego sanatorium.
Ale jak wpadnę? To co wtedy? Co po tych pieniądzach? Wyrzucą mnie z roboty i wsadzą do puszki. Kasa szybko się rozejdzie. Danka nie pracuje. Opiekuje się małą. Z czego będą żyły? Lepiej nie brać. Damy radę bez nich. Będę harował i brał nadgodziny. Nie ma co ryzykować. Dobra, jestem na miejscu. Widzę Pawła. Już czeka na mnie.
Wicki wysiadł z samochodu.
Opowiadaj. Zachowaj rytm i opowiadaj. Mów o swoich klęskach, niespełnionych marzeniach, pierwszych miłościach, o dniu, kiedy miałeś wszystkiego dość, o tej jedynej, dla której chciałeś się zabić, o tym że nie wszystko ci się udaje. Ja będę słuchał. A potem spiszę historię twojego życia.

17
wwwRozmawiałem z nimi, a wszystkie mi się podobały, chociaż każda była inna. Zwierzały się z jakichś strasznie poważnych rzeczy, ale myślałem tylko o jednym. O ich ustach, oczach, piersiach, nogach, pośladkach… A ja pomiędzy tym wszystkim, buszujący. W pszenicy włosów, jabłkach, melonach, arbuzach, wisienkach, cytrynkach… Nie tego oczekiwały, ale niczego innego nie mogłem dać. Mając poczucie winy, zabierałem się za zrywanie tych owoców, a one, jakby o wszystkim wiedząc, krzyczały: łapy przy sobie, łapy przy sobie, łapy przy sobie…
wwwZaraz po obudzeniu spojrzałem na ścięgna i kości pracujące pod skórą naznaczoną siatką linii papilarnych, na tańczące płynnie palce, zginające się i prostujące powoli.
www- Co robisz? - zapytała Monika, przeciągając się. Odwróciła się w moją stronę i przygładziła rozczochrane włosy. Kołdra zsunęła się, odsłaniając jej kształtną pierś.
www- Patrzę na dłonie.
www- Coś z nimi nie tak? - Uśmiechała się sennie.
www- Wszystko w porządku. Patrzę na ręce i zastanawiam się, co mi dzisiaj przyniosą. - Odwróciłem się w jej stronę i przyciągnąłem dziewczynę do siebie.
www- A może patrzyłeś, jak będzie na palcu wyglądać obrączka? - zapytała, po czym zaczęła całować mnie w szyję, niczym głodna wampirzyca. Lubiłem ten jej fetysz.
www- Nie, raczej próbowałem zgadnąć, ile pięknych rzeczy przez nie dzisiaj przejdzie. - Złapałem ją za tyłek.
www- W takim razie spadaj, świnio. - Pozwoliłem jej się oswobodzić. O to mi chodziło. Nie miałem ochoty tłumaczyć moich porannych, ontologicznych wątpliwości. Wyskoczyła z łóżka i poszła do łazienki. Odprowadziłem ją, mrucząc pod nosem. Zerknęła zalotnie i zamknęła za sobą drzwi.
wwwKażdy dzień rozpoczynam od patrzenia na dłonie, a nawet często robię to w ciągu dnia, w szczególności, gdy sprawy zaczynają mi się z nich wymykać. Dlaczego? Kiedyś przeczytałem, że dłoni nie można zobaczyć we śnie, więc gdy coś idzie nie tak, szukam wzrokiem swoich rąk. Nie ma? Ufff, to tylko sen. Rozsiadam się wygodnie i obserwuję, niczym w kinie. Albo daję się wciągnąć, ale zawsze z jakimś podskórnym dystansem.
wwwDrapiąc się po tyłku poszedłem do kuchni i włączyłem ekspres do kawy. Zwaliłem cielsko na sofie w salonie i czekałem, aż Monika zwolni łazienkę. Chociaż byliśmy parą, nie lubiłem, gdy u mnie nocowała. Gdybym nie był taki zaspany, to teraz ja okupowałbym prysznic.
wwwPo dziewięciu godzinach w pracy siedziałem na tylnim siedzeniu Nissana i styrany pędziłem obwodnicą do domu. Dwustukonny silnik warczał agresywnie, gdy szofer dociskał gaz do dechy. Pozwalałem mu na to, wręcz zachęcałem. Zielone i niebieskie tablice kierunkowe migały, zjazdy wyłaniały się i znikały, wiadukty rzucały szybki cień i po chwili majaczyły za nami. Skórzany fotel wziął mnie w objęcia. Myślałem o Monice. Powinienem się jej wreszcie oświadczyć. Oczekiwała tego. A ja? Sam nie wiem. Po co mi to? Im człowiek starszy, tym częściej słyszy od znajomych: stary, nie żeń się. Na początku myślałem, że to taki głupi żart, ale potem, gdy przy alkoholu wypytywałem się o szczegóły, to już nie sam nie wiedziałem ile w tym prawdy. Na przykład Paweł. Taki szczęśliwy z Dorotą, a pół roku po ślubie wpadł w depresję. Dorota się roztyła po dziecku, ale Pawłowi to nigdy nie przeszkadzało, bo sam do małych nie należy. Jednak wszyscy widzieli, że coś go gryzie. Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej się kłócili. Potem ratowali związek dzieckiem - największe skurwysyństwo i głupota, jaką można zrobić. Sobie i dziecku. Teraz Dorota zakochana jest w rocznym Mikołaju, a Łukasz w dwudziestotrzyletniej Gosi, o czym Dorota oczywiście nie wie, ale też pewnie wiedzieć nie chce.
wwwEhhh. I ja się chcę w taki syf cisnąć? Ale przecież nie jest tak źle. Są szczęśliwe związki. Na przykład… Krzysiek i Dominika. Hmm. No może nie do końca szczęśliwe. Krzysiek jest zadowolony, Dominika już mniej, o czym zawsze wspomina przy gościach, gdy już trochę wypije.
wwwAlbo Rafał i… A nie, oni też nie.
wwwPołykaliśmy kolejne kilometry asfaltu, a mnie coraz bardziej ciążyło pudełko z pierścionkiem zaręczynowym. Nosze je przy sobie od dwóch tygodni. Co robić?
wwwNagle samochodem zakołysało. Spojrzałem przez przednią szybę i zauważyłem, jak szofer próbuje wyminąć jakiegoś pieprzonego gruchota, który nagle włączył się do ruchu, wymuszając pierwszeństwo.
www- Kurwa! - krzyknął po raz pierwszy przy mnie, więc wiedziałem, że jest z nami źle.
wwwCzas zwolnił nieznośnie. Mój wzrok przykuła ciężarówka wioząca jakieś długie, stalowe elementy. Mój szofer obronnym gestem przekręcił kierownicę w lewo i wcisnął hamulec, wystawiając mnie prosto na nie. Samochód wpadł w poślizg. Czerwona, ostrzegawcza szmatka rosła w oczach. Zacząłem wyciągać ręce z kieszeni płaszcza, lecz nagle przypomniałem sobie sen i krzyczące kobiety, więc wtuliłem się w fotel i mocniej złapałem za brzuch.
wwwUsłyszałem ryk rozdzieranej blachy. Kątem oka widziałem budowlane pręty zbrojeniowe, wchodzące w samochód, jak w tanią margarynę. Nie pytałem, czy przejdą obok, tylko mocniej przycisnąłem ręce do ciała. W dłoniach kurczowo trzymałem pudełko.
Leniwiec Literacki
Hikikomori
Zablokowany

Wróć do „Ćwiczenia - część I”

cron