Fragment większej całości

1
***

AHA w tekście jest od jednego do być może czterech wulgaryzmów


Wszystkich zgromadzonych w schronie skrywała ciemność. Tylko z małych okienek, które wychodziły na podwórze sączyło się nieśmiało światło dzienne. Dzięki niemu można było odróżnić zarysy zgromadzonych tutaj ludzi. Brakowało świeżego powietrza, było czuć zaduch i kwaśny odór przepoconych, niemytych od trzech dni ciał. Sytuację pogarszały jeszcze wiadra z odchodami, które zostały ustawione tuż za zaułkiem w tej samej piwnicy.
Było okropnie.
Z przodu, tuż przy jedynym wejściu do schronu zawsze na czatach stało dwóch mężczyzn pilnujących całej grupy tutaj czasowo przebywającej. Wszyscy się obawiali o to, czy przypadkiem Niemcy ich nie odnajdą w piwnicy i ich tym samym nie zaskoczą. Poza tym przerażała ich myśl, że spłoną żywcem, bali się tej perspektywy. Zwłaszcza żywo na ten temat dyskutowały kobiety.
Co dziennie słyszeli przez okienka wychodzące na podwórze, co się wokół nich działo w tej chwili terroru, resztę dopowiedziało im kilka osób, które przypadkiem do nich trafiło ze świata zewnętrznego do ich bezpiecznej przystani. Zbiegowie ukrywali się przed bezwzględnymi jednostkami wroga pacyfikującymi ulica po ulicy. Obraz przedstawiony przez szczęśliwców, którym udało się umknąć i schronić u nich w piwnicy był, jakby żywcem wzięty ze szkiców Goy’i. Przez ich opowieści przewijał się wątek o braku litości dla kobiet, dzieci i wszystkich innych narodowości polskiej.
Te wszystkie rozmowy toczyły się szeptem. Tak samo, jak tego dnia, gdy zza ściany wszystkich dobiegł hałas. Początkowo ludzie ze schronu byli przekonani, że ten łomot, jaki dobiegł ich uszu, tak naprawdę ich nie dotyczy, tym bardziej, że kilkakrotnie mieli już podobne sytuacje i nic się złego nie stało. Ludzie więc zareagowali tak samo – zaprzestali rozmów i czekali na rozwój wydarzeń.
Jednak nie tym razem. Hałas się wzmógł.
Wtem po dziesięciu minutach ściana runęła a z niej do ich schronu wtargnęło dwóch intruzów. Na twarzach zgromadzonych można było odczytać ulgę, że to jednak nie Niemcy. Dwóch nie znajomych zostało otoczonych przez mężczyzn uzbrojonych w noże, kije i w to, co każdy był w stanie chwycić w rękę.
– Coście za jedni ?
– Ludzie, spokojnie my swoi. Uciekamy przed Niemcami. Dwie ulice dalej jest pacyfikacja.
– Już są tak blisko od nas? Nie dobrze. Niedługo będą u nas. Trzeba szukać nowej kamienicy. Ukryć się.
– Jestem Kazimierz a to jest właściciel sklepu w suterenie za ścianą. Moim zdaniem trzeba stąd pójść. Niemcy mogą tu być lada moment.
– Szanowni państwo, myślę, że trzeba się przenieść w inne miejsce o dwie, może trzy kamienice dalej. Czy może macie jakieś inne propozycje ?
– A może jednak zostać ? Jakoś udało nam się tutaj przetrwać – zaproponowała jedna z kobiet.
– Po tym, co zobaczyłem dotychczas myślę, że należy opuścić to miejsce. – stwierdził Kazik.
– Głosujmy zatem – zaproponował ktoś inny.
Postanowili, że jeszcze jeden dzień spędzą w schronie. Wraz z nimi zostali na tę jedną noc nowi towarzysze niedoli.

***

Tułaczka po piwnicach sąsiadujących z sobą kamienic trwała od momentu przybycia Kazika już od kilku dni. Niemcy postępowali nieubłaganie ich śladem. Nie zaprzątali sobie głowy sprawdzaniem podpalanych budynków. Przez szczekaczki informowano, że za chwilę zostanie spalona kamienica wraz z mieszkańcami, chyba że ją opuszczą.
Jednak brutalna rzeczywistość dosięgła uciekających. Nie można bowiem uciekać w nieskończoność. Tym bardziej, że nasi bohaterowie wraz z Kazikiem dotarli do skrajnego budynku, z którego nie było już dalszej drogi ucieczki. Kłęby dymu z płonącego domu tuż obok już swoim zasięgiem dotarły do grupki zbiegów, zastanawiającej się co dalej uczynić w tej tragicznej sytuacji. Budynek w którym się znajdowali został otoczony przez oddziały okupanta. Dalsza ucieczka była niemożliwa.
Zgłosiła się jedna kobieta, która miała dobrą znajomość niemieckiego, by negocjować warunki poddania cywili. Wraz z dwoma ochotnikami miała porozmawiać z niemieckim oficerem na temat warunków wyjścia uciekających na ulicę. To była dla nich ostatnia szansa.
Delegacja ruszyła.

***

Kazik stał wraz z innymi pod kamienicą z podniesionymi rękoma. Cała grupa została otoczona przez Niemców, a właściwie przez oddział kolaborancki Ukraińców z formacji RONA Kamińskiego. Rodowici Niemcy nie zaprzątali sobie głowy jeńcami, którzy opuszczali już płonący budynek, przekazali cywili dla oddziałów autoramentu wschodniego, słowiańskiego.
Kazik spodziewał się tego, co teraz nastąpiło. Widział to wielokrotnie.
Ukraińcy wybierali z szeregu pojedynczo osoby i prowadzili je do dwóch Niemców, stojących nieopodal. Ci sprawdzali kenkartę i wyrzucali niedbale za siebie przy tym wykonując gwałtowny ruch ręką, jakby pokazywali: zabierzcie go stąd. Przy tej okazji hitlerowskie sukinsyny śmiali się i żartowali, jakby wszystko wokół nich było zabawne oraz śmieszne a to byłoby wczasowisko a nie prawdziwa rzeź praktycznie bezbronnego miasta. Chociaż dla tych żołdaków walki z potworną siłą ze wschodu na jakiś czas się skończyły aż do upadku powstania, jak się później okazało, więc może to jednak było przez nich postrzegane, jako letnisko.
Na chodniku leżało już wiele podeptanych dokumentów tożsamości. Pijany żołdak brał wybranego wcześniej z szeregu delikwenta i prowadził za pobliską, płonącą kamienicę. Rębajło po chwili wracał już sam.
Tak miało być i tym razem.
Jednak zdarzyła się rzecz nie przewidziana przez nikogo z tych, którzy zostali tutaj zgromadzeni: przez ofiary i ich oprawców. Jeden z Ukraińców z szeregu wybrał młodą, ładną kobietę. Chwycił ją za włosy i zaciągnął ją do wypalonej w pobliżu kamienicy. Najpierw dało się słyszeć krzyki gwałconej brutalnie kobiety, a po chwili pojedynczy, suchy strzał. Z ruiny wyszedł rębajło z szyderczym uśmiechem na ustach, podciągający niezdarnie gacie wraz ze spodniami. Robił to nad wyraz długo i niezdarnie, bo nie miał koordynacji ruchowej, był aż tak pijany.
Nagle, niespodziewanie dla wszystkich z szeregu, jak proca wyleciał nastoletni Franek. Chłopak z pięściami rzucił się na pijanego gwałciciela i mordercę. Ten zajęty walką ze spodniami, zamroczony alkoholem nie zauważył ataku zdesperowanego chłopca. Dzieciak runął na swój cel i przewrócił, jak mu się wydawało po tym, co on uczynił tej bezbronnej kobiecie – wyjątkowego skurwiela. Początkowo inni ze strażników nie zorientowali się w tym , co się wokół nich dzieje, ale po chwili do szamoczących się dwóch ciał doskoczył najbliższy ze strażników. Kazik nie namyślając się zbyt wiele skoczył w stronę walczącego chłopaka, chwycił za kołnierz jego kurtki i odrzucił w stronę ruiny, gdzie została zgwałcona ta ładna, młoda dziewczyna.
– Spierdalaj do ruiny. Słyszysz spierdalaj… – nie dokończył, zanim cokolwiek innego zdołał zrobić dostał kolbą w kark.
Padł.
Kątem oka zauważył znikającego chłopca w wnętrzu wypalonych zgliszcz. Zdążył jeszcze zarejestrować padające strzały w stronę Franka… Potem zapadła głęboka cisza.

***

– Wstawaj Polak, wstawaj ! – krzyczał wściekły oficer niemiecki. – Polać go wodą ! – nakazał głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Strażnicy wykonali rozkaz skwapliwie.
Kazik zaczął odzyskiwać świadomość. Powoli, ale jednak. Wreszcie otworzył oczy.
Dwóch żołdaków go szarpnęło do góry, by postawić nie końca jeszcze świadomego Polaka na nogi przed niemieckim oficerem.
– Polak ty myślisz, ty taki mądry? Ty moich żołnierzy będziesz atakował? Ty karę za to poniesiesz… – nim dokończył zdanie dłonią obutą w czarną skórzaną rękawiczkę uderzył Kazika w twarz. – Brać go za kamienicę. – rozkazał.
Zamroczonego mężczyznę ciągnęli żołdacy we wskazane miejsce. Po krótkiej chwili dotarli do tego miejsca, gdzie ludzie dochodzili z katem i skąd nie wracali już z powrotem. Tuż przed Kazikiem rysował się przerażający obraz. Kilka metrów przed nim leżała góra ciał. Każde z nich miało otwór wlotowy w podstawie czaszki. Wśród zakrwawionych ciał były kobiety i dzieci. Jednak te ostatnie miały swoje miejsce kaźni tuż przy ścianie. Na nie szkoda było kuli, żołdacy mordowali je kolbami karabinów lub uderzając głowami malców o mury.
Mężczyznę wreszcie ustawiono na skraju stosu ciał. Kolega kata podał mu butelkę z alkoholem, by się napił. Ten skwapliwie skorzystał. Wypił. Ciężka praca trzeba się rozluźnić.
Kat wyciągną z kabury pistolet. Poczuł się na chwilę zamroczony alkoholem.
– Dobry spiryt. Wali ostro w łeb. – z uśmiechem na twarzy pogratulował swojemu kamratowi.
„O, kurwa wali, jak diabli” – pomyślał rębajło.
Kazał pochylić swojej ofierze głowę do przodu.
Przystawił lufę do karku. Błądził po nim szukając kręgosłupa. Alkohol widocznie był tak dobry, że kat miał z tym problem. Wreszcie, jak mu się zdało – znalazł.
Padł strzał.
Kazik poczuł słonawy smak krwi.
Runął na ziemię.
Zapadła ciemność.

***

Budząca się świadomość do życia zwłaszcza w obcym i nieznanym świecie ma trudne zadanie do spełnienia. Zwłaszcza dotyczy to świadomości odnajdującej się w obcym ciele. Tym bardziej, gdy świadomość ta wraca do życia pod wpływem, brutalnych bodźców zewnętrznych, które je do tego pobudzają, do czego absolutnie nie jest przygotowana.
Tak było i w tym przypadku, gdy Darkar budził się do życia, a właściwie odzyskiwał przytomność. Ktoś szarpał go za nogi, zapewne próbując ściągnąć buty.
Wokół można było wyczuć odór rozkładających się ciał, krwi oraz wszechobecny fetor śmierci. Ktoś zapewne uznał, że w tym miejscu wśród stosu zwłok, prawie nowe buty są godne wysiłku, by je zdjąć nieboszczykowi. Jemu przecież się nie przydadzą. Nie spodziewał się jednak tego, co chwilę później nastąpiło. Nieboszczyk niespodziewanie zerwał się na równe nogi. Jego widok był w stanie zatrwożyć nawet nawykłych do śmierci, zabijania żołdaków pacyfikujących powstanie.
Zakrwawiony, z dziurą w okolicy potylicy, umorsany krwią swoją i innych, wyjący z bólu, jak potępieniec przypominał ożywione zombi, atakujące żywego oprawcę bezbronnych cywili, jakby w akcie bezwzględnej zemsty. Żołdak na ten czas, widząc tak przerażające monstrum z przekrwionymi białkami w oczach, pełne chęci mordu, zerwał się i jakby natychmiast wytrzeźwiał. Nie patrząc za siebie z krzykiem przerażenia uciekł przed siebie, mamrocząc coś pod nosem, że więcej nie będzie pił, gdy wyjdzie cało z tej kabały. W tempie godnym podziwu przy jego stanie trzeźwości, dość chwiejnym krokiem pokonał odległość dzielącą go od zbawczych zgliszcz. Tam ukrył się w miejscu kaźni mieszkańców kamienicy Franka, wśród których byli i jego rodzice. Gdyby czternastolatek uważnie spojrzał na tego przerażającego potwora, zapewne stwierdził by z wielkim prawdopodobieństwem, że to zapewne Kazik.
Ale czy aby na pewno?
Nikt nie mógł wiedzieć, że w tym umierającym mieście pojawi się istota, która przybyła z równoległego świata ukrywając się przed pościgiem ze strony Seehiasza. Jednak trafiła, jak to rzekł czarodziej, który go tutaj wysłał – do świata mordu oraz unicestwienia – i co było dla Darkara najistotniejsze: gdzie rządzą moce ciemności. To właśnie tylko w takim miejscu mogło się dokonać ostateczne jego narodziny, jako Mściciela. Bo tylko w takim miejscu mógł doświadczyć ostatecznej przemiany, w miejscu uświęconym krwią oraz bólem zarzynanego miasta wraz z mieszkańcami, w ostatecznym akcie planowej eutanazji.
Kazik, a właściwie Darkar, nie namyślając się długo. Rzucił się w stronę uciekającego żołnierza hitlerowskiego. Nie bardzo wiedział, z kim walczy, kim jest ten który przed chwilą uciekał: czy jest wrogiem czy też przyjacielem. Jego świadomość powoli go zalewała pozyskanymi wspomnieniami z przejętego ciała. Teraz już był pewien, że to jest jednak wróg. W zasadzie pozyskiwane ciało musiało być na granicy życia i śmierci, tak, jak Kazik. Jednak oprawca spaprał robotę, gdyż nie trafił ani w kręgosłup ani w tętnicę szyjną, przestrzelił wyłącznie miękkie tkanki bez poważniejszych szkód. To uratowało dawcy życie.
Natomiast Mściciel zrobił coś czego nie mógł spodziewać się przerażony hitlerowiec. Podniósł rękę do góry. Dłonią zrobił ruch jakby kogoś przywoływał do siebie, innym ten gest mógłby przypominać gięcie kartki i stała się rzecz niesamowita. Ukryty żołdak zobaczył, jak to okrwawione monstrum znika i pojawia się tuż obok niego. Ruchy tego czegoś były niemożliwe do przewidzenia i zatrzymania. Poruszał się bowiem tak szybko, że żaden normalny człowiek nie był w stanie zablokować żadnego ciosu potwora. Darkar wykonując ciosy nie zastanawiał się zbyt długo. Wiedział czego chce, do czego dąży.
Rzucił ukraińskiego kolaboranta na ziemię.
Unieruchomił go.
Wyciągnął zza pasa swojego niedoszłego kata bagnet.
– Darujcie panie, darujcie mi biednemu życie… – zacharczał przygnieciony kolanem Darkara oprawca.
– Tobie życie? A pamiętasz tę blondynkę, jak ją zaciągnąłeś w te ruiny i gwałciłeś a ona ciebie prosiła. A potem zastrzeliłaś, jak psa? Kurwa nie, ty już skurwielu nie żyjesz… – Darkar uderzył bagnetem w osłoniętą szyję. Krew trysnęła gorącym strumieniem w twarz Mściciela. Kat wydał ostatni charchot i znieruchomiał.
Gdy już miał się podnieść i wstać z trupa ktoś wszedł od tyłu w zgliszcza.
– Ręce do góry! – nakazał głos zza pleców.
Darkar je podniósł.
– Kim jesteście? – odezwał się Mściciel.
– Nie strzelajcie do niego. To Kazik – krzyknął Franek.
– To ten, co uratował ci życie? – zapytał się znów inny głos.
– Tak to ten. – potwierdził Franek.
– Odwróćcie go! – rozkazał dowódca.
Darkar odwrócił się. Jego twarz oświecił snop światła z latarki jednego z powstańców. Podświadomie zmrużył oślepione oczy.
– Kazik ty jednak żyjesz. Dzięki bogu. Chociaż tobie się udało. Ale zaraz ty krwawisz. Sanitariuszka – krzyknął Franek.
– Udało mi się. Miałem szczęście, tak ten skurwiel był najebany. Nie trafił. Ale boli. – bohater wieczoru wykrzywił w grymasie udręki swoją twarz.
Prawie natychmiast do grupki stojących mężczyzn podbiegła młoda blondyneczka z parcianą torbą, na której widniał na białym polu czerwony krzyż. Była tak drobna i delikatna, jak ta zgwałcona kobieta dziś rano przez pijanego żołdaka, a potem zastrzelona bez litości. Czy wszystkie te kobiety w tym mieście to czeka?
Darkar po doświadczeniu w swojej świadomości przeżyć Kazika, był zaskoczony tym, co się tutaj dzieje. Samo zabijanie, jako forma nacisku politycznego między narodami dla uzyskania celów strategicznych nie było dla niego niczym nowym, ale to, co tutaj się działo nie miało żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Tutaj, w tym mieście, wokół, jakby się nie rozejrzeć leżały stosy lub stosiki zwłok. Mordowanie miało wymiar ofiar dla sił ciemności na ich ołtarzach.
Nie miało to też uzasadnienia militarnego, bo przecież siła militarna powstańców została lub za chwilę zostanie złamana, więc czemu ma służyć ta eksterminacja cywili? Sami w sobie nie są bowiem żadnym zagrożeniem dla tych uzbrojonych po zęby żołdaków, zwłaszcza nie były nim te nieruchomo leżące w miejscu swojej kaźni te kobiety i te dzieci. I Darkar patrząc na to wszystko był pewien, czemu tutaj, w tym świecie, toczy ten świat to nieszczęście. Tutaj bowiem przebiega linia frontu w walce z wszechobecnym złem. A ci oprawcy tak naprawdę są kapłanami Czarnego Pana – skondensowanego zła, składający w ten sposób ofiary swoim nowym bogom, na nowych ołtarzach, będących płonącymi ruinami tego zarzynanego powoli miasta.

***


_________________
Ostatnio zmieniony ndz 18 maja 2014, 21:37 przez Darkar73, łącznie zmieniany 3 razy.
http://www.facebook.com/dariusz.dolinski
http://www.facebook.com/pages/Darkar-Po ... ts&fref=ts

3
: Kwarantanna minęła, zapraszam do czytania i komentowania.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

4
Darkar73 pisze: Brakowało świeżego powietrza, było czuć zaduch i kwaśny odór przepoconych, niemytych od trzech dni ciał. Sytuację pogarszały jeszcze wiadra z odchodami, które zostały ustawione tuż za zaułkiem w tej samej piwnicy.
Powiedzcie, czy węch człowieka po trzech dniach wąchania smrodu będzie go jeszcze czuł? Kiedy człowiek wchodzi do sali, w której nieładnie pachnie czuje dyskomfort, jednak jego węch szybko przyzwyczaja się do zapachu i po kilku minutach nie czuje odoru, który go denerwował. Nie wiem tylko do jakiego stopnie natężenia smrodu to działa.
Z przodu, tuż przy jedynym wejściu do schronu zawsze na czatach stało dwóch mężczyzn pilnujących całej grupy tutaj czasowo przebywającej.
Szyk zdecydowanie szalony!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Darkar73 pisze: Poza tym przerażała ich myśl, że spłoną żywcem, bali się tej perspektywy.
przerażała ich myśl, a kawałek dalej bali się. Natężenie emocji nie jest jednakowe.
Darkar73 pisze:Co dziennie
ort.
Darkar73 pisze: resztę dopowiedziało im kilka osób, które przypadkiem do nich trafiło
trafiły
Darkar73 pisze: resztę dopowiedziało im kilka osób, które przypadkiem do nich trafiło ze świata zewnętrznego do ich bezpiecznej przystani.
Miazga. Popracuj nad nią, by stworzyć solidne opowiadanie.
Darkar73 pisze:Obraz przedstawiony przez szczęśliwców, którym udało się umknąć i schronić u nich w piwnicy
To czytelnik już wie.
Darkar73 pisze:Goy'i
ort.
Darkar73 pisze:Przez ich opowieści przewijał się wątek o braku litości dla kobiet, dzieci i wszystkich innych narodowości polskiej.
wątek miłości, nienawiści, litości
kobiet, dzieci i wszystkich - co za logika?! Po co wymieniać kobiety i dzieci, skoro potem mowa o wszystkich?
Darkar73 pisze:Te wszystkie rozmowy toczyły się szeptem.
zaimek niepotrzebny
Darkar73 pisze:Wtem po dziesięciu minutach
To wtem czy po dziesięciu minutach? Przez tyle czasu słuchali niepokojącego odgłosu i piszesz o nim, że wtem?
Darkar73 pisze:Wtem po dziesięciu minutach ściana runęła a z niej do ich schronu wtargnęło dwóch intruzów.
Intruzi wyszli ze ściany, która runęła (patrz: z gruzu) czy z dziury, jaką wywalili w ścianie?
Darkar73 pisze:nie znajomych
ort.
Darkar73 pisze: Nie dobrze
ort.
Darkar73 pisze:Trzeba szukać nowej kamienicy. Ukryć się.
Ależ oni już się ukrywają! Dopisz, że potrzebna im nowa kryjówka.
– Szanowni państwo, myślę, że trzeba się przenieść w inne miejsce o dwie, może trzy kamienice dalej. Czy może macie jakieś inne propozycje ?
1. Usuń spację przed "?".
2. Szanowni państwo - skoro to zwrot grzecznościowy, to oba człony wielką literą.
3. W chwili zagrożenia, wielkiego napięcia padają słowa pełne kurtuazji. Nie przesadzasz z kinder sztubą?
4. Pytanie o propozycje? W takiej sytuacji? Myślę, że ktoś wydałby rozkaz. Zdecydowało kilkoro ludzi, których wcześniej uznano za przywódców.
Darkar73 pisze:– Po tym, co zobaczyłem dotychczas myślę, że należy opuścić to miejsce. – stwierdził Kazik.
Kazik wpadł przez dziurę w ścianie, pojawił się znikąd, nie wiadomo kim jest, a oni go posłuchają? Tacy ufni? Łatwowierni?
Darkar73 pisze: Tułaczka po piwnicach sąsiadujących z sobą kamienic trwała od momentu przybycia Kazika już od kilku dni.
Nieładnie.
Darkar73 pisze:Przez szczekaczki informowano, że za chwilę zostanie spalona kamienica wraz z mieszkańcami, chyba że ją opuszczą.
Jacy grzeczni hitlerowcy. Informowali o swoich zamiarach. A po co?
Darkar73 pisze:Jednak brutalna rzeczywistość dosięgła uciekających. Nie można bowiem uciekać w nieskończoność. Tym bardziej, że nasi bohaterowie wraz z Kazikiem dotarli do skrajnego budynku, z którego nie było już dalszej drogi ucieczki. Kłęby dymu z płonącego domu tuż obok już swoim zasięgiem dotarły do grupki zbiegów, zastanawiającej się co dalej uczynić w tej tragicznej sytuacji. Budynek w którym się znajdowali został otoczony przez oddziały okupanta. Dalsza ucieczka była niemożliwa.
powtórzenia
Darkar73 pisze:Kłęby dymu z płonącego domu tuż obok już swoim zasięgiem dotarły do grupki zbiegów
szyk
Darkar73 pisze:Zgłosiła się jedna kobieta, która miała dobrą znajomość niemieckiego,
Tłumacz Iwonka? Mieć dobrą znajomość języka? To po polsku?

Czytanie tego tekstu nie sprawiło mi żadnej przyjemności. Ani pomysł, ani wykonanie do mnie nie przemawiają.
Masz w tekście błędy ortograficzne. Czy Word ich nie pokazuje? Nie mogłeś się ich pozbyć przed wstawieniem fragmentu?

Bohater Kazik i jego patetyczne posłannictwo walki -
Darkar73 pisze:Tutaj bowiem przebiega linia frontu w walce z wszechobecnym złem. A ci oprawcy tak naprawdę są kapłanami Czarnego Pana – skondensowanego zła, składający w ten sposób ofiary swoim nowym bogom, na nowych ołtarzach, będących płonącymi ruinami tego zarzynanego powoli miasta.
do mnie nie przemawiają. A szkoda, bo temat mógłby być ciekawy.

Powodzenia w dalszych próbach.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Dzięki za analizę. Niestety word nie zawsze wychwytuje wszystkie błędy zwłaszcza w kwestii pisowni razem czy oddzielnie. Ale błędy dzięki Twojej dociekliwości poprawię. Pozostałe uwagi biorę do serca.

Jest to surówka, która jeszcze będzie poprawiana i uzupełniana dlatego Twoje uwagi są istotne. Nad tekstem muszę jeszcze popracować, ale dzięki takiej analizie już wiem na co zwrócić uwagę. Dlatego poprawki będą wykonane szybciej i skutecznej. Osobie z zewnątrz jest łatwiej wychwycić błędy.

Pozdrawiam
http://www.facebook.com/dariusz.dolinski
http://www.facebook.com/pages/Darkar-Po ... ts&fref=ts
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”