od razu zaznaczę, że nic nie mam do górali, a wręcz przeciwnie - lubię folklor i góry


Obca na hali
- Diabla sztuka – rzekł Bestry.
W jednej izbie cała gawiedź była zgromadzona. Ludziska tłumnie przybyli, by razem tajemnicę rozwikłać. Przewodził im Bestry – góral z dziada pradziada, baca najprawdziwszy, za mędrca przez lud uznany.
- Zagadkę rozwikłałem samo jeden… – mówił dalej.
W chacie cisza zaległa, jeno bierwiona ogniem trawione trzaskały, a wicher zawodził w kominie. Wszyscy naraz spojrzeli na starego górala. Czekali w napięciu na jego słowa, ale on zamruczał tylko pod nosem.
- Co też ja miałem powiedzieć…? –Bestremu, człekowi niemłodemu już, pamięć częstokroć figle płatała. Zrazu nawet własnego imienia nie pomniał, gdy go o nie wójt na rozprawie pytał.
- ścierność mię bierze okrutna – powiedziała zdenerwowana Babcia Kutryba.
Cóż, Bestry zagadkę rozwiązał, ale że miano nadano mu przewrotnie, toteż rychło owe rozwiązanie zapomniał…
- Ja pomogę – ozwała się Maryśka, wnuczka Babci Kutryby. Krępa z niej była dziewucha, jasne włosy związane miała w dwa warkocze, twarz jej znaczyły dzioby po ospie, a uśmiech krzywe zęby ukazywał.
- Panocku Bestry, ja pójdę do chaty Obcej. To na pewno ona stoi za tem nieszczęściem całem.
Obca przybyła do wioski przed tygodniem. Od tamtej pory owce Bestrego ginąć poczęły, ino ogony im furkotały, jak je licho w góry ponosiło.
- Dobze, dziecino. Smagłaś jak trzcina, bele cego się nie ulęknies – odparła Babcia Kutryba.
Gromki śmiech przetoczył się przez izbę, ale Maryśka nie zważając na to przyodziała kożuch i ruszyła do chaty Obcej.
Pode drzwiami stała przez chwilę, poczym pociągnęła za klamkę.
- Zaperte – powiedziała sama do siebie.
Zaraz jednak wierzeje się odemknęły, a w progu stała wysoka młoda kobieta.
- Pani jest tom skrybom? – zapytała głupawo Maryśka.
- Jestem pisarką – wyjaśniła. – Nazywam się Jagoda.
Pisarka zaprosiła Maryśkę na grzańca i precle. Gadały i gadały, jak to baby, a po rozmowie tej Obca nie była już tak obca, jak wcześniej.
- To nie łona – stwierdziła Maryśka po powrocie do chaty Bestrego.
- To nie ta gryzipiórczyca nase łowce uprowadza? – zapytała Babcia.
- Nie. – Maryśka pokręciła przecząco głową. – łona pisze historyje, klechdy jakoweś …
- Pewnaś?
- Pewnam.
- Więc kto za tym stoi? – zastanawiał się Bestry. – To musi Zenek, zbrodzeń jeden…
- Tak, tak! – zawołali ludzie i ruszyli do chaty Zenka, największego pijanicy w całej wsi. Wywlekli chłopinę na podwórzec i raz po raz siekli pasami od parzenic wypiętymi. śmierdzące jajka z chałup przynieśli, by Zenka obrzucić. Na śmierć by go zatłukli, gdyby nie zjawił się mały Stasek.
- Panocku Bestry! – zawołał. – Jam widział!
- Cóześ, Stasku obaczył?
- To ona, ta pisarzyca! Jam widział! Siondłem se na trawie, patse, a tam Obca na hali. Zakradała się do owców i łups, bierze jedną na bary i w limbowy ponosi zagajnik. Sru… tak jej ogon furkotał. Owcy, rzec jasna, nie pisarzycy… – Stasek, aż się zapluł, gdy to mówił.
- To ona! To ona! – krzyknął lud.
Pędem runęli górale do chaty Obcej. Rzucili pisarkę na klepisko, stłukli pasami, potem zaś trzy kosze zbuków z chat przynieśli. Obrzucili ją jajkami klnąc przy tym niesłychanie.
Wtem wóz zajechał jakiś. Na koźle siedział gazda w kapeluszu przyozdobionym muszelkami znad Adriatyku. Bestrego zawołał, dał mu pieniądze i worek owczej wełny.
- Jużem sobie przypomniał! – wrzasnął nagle Bestry. – Owców nikt nie skradł, żadne licho... To ja sam żem je sprzedał do Unii…
Ludzie zwierzyli go gniewnymi spojrzeniami. Na szczęście ostał im się jeszcze jeden kosz zbuków…